środa, 31 stycznia 2018

33. Ach, ten Josh!

Następnego dnia wstali już o świcie, aby czym prędzej wrócić do domu. Zjedli lekkie śniadanie, odświeżyli się i złożyli obóz. Wedle słów smoka, skierowali się do rzeki w poszukiwaniu wspomnianego świstoklika. Rozpierzchli się po brzegu, szukając przedmiotu, który mógłby za niego uchodzić. Nie musieli długo szukać.
- Mam coś! – krzyknął Christopher, podnosząc z ziemi jakąś zakrzywioną parasolkę.
Skierowali się w jego stronę i otoczyli przeklętą rzecz. Każdy dotknął przedmiotu, lecz nic się nie wydarzyło, wciąż stali nad jeziorem w środku lasu.
- Coś jest nie tak? – wiecznie radosnemu Jake’owi, mina zrzedła.
- Na to wychodzi. – mruknął Syriusz.
- A może trzeba wypowiedzieć jakieś hasło? – zapytał Steven, patrząc po wszystkich.
Harry warknął głośno. Dlaczego oni nie myślą?
- A może… ?
Nie dowiedzieli się już, jaką propozycję ma książę po świstoklik uaktywnił się i zniknęli z polany.

Pojawili się na skraju małego lasku, będącego zachodnią granicą, pałacu w Mrocznym Mieście. Pozbierali się z ziemi, otrzepali ubrania i ruszyli w kierunku zamku. Było parę minut po szóstej, więc zaśnieżony dziedziniec był pusty. Mieli jednak nadzieję, że James już nie śpi. Z tą myślą skierowali się do jego gabinetu. Marcus zapukał i odetchnął z ulgą, gdy usłyszał zaproszenie. Otworzył dębowe drzwi i weszli do środka. Potter aż poderwał się na nogi, widząc przybyszy. Nie zważając na to, że jest królem i takie zachowanie mu nie przystoi, podszedł do syna i uściskał go mocno. Był przecież w gronie przyjaciół, więc nie miał się czym martwić. Po zapewnieniu Harry’ego, że nic mu nie jest, że tylko ubranie jest podarte, a rany ma zaleczone, usiedli na kanapach i zdali raport. Rogacz zmarszczył brwi, słysząc, że nie mają sztyletu.
- To co teraz? – zapytał ich.
Lupin wzruszył ramionami.
- Szukamy dalej.
- Wiecie od czego zacząć?
- Myślę… – zaczął Harry i wzrok wszystkich skupił się na nim. – Myślę, że odpowiednim krokiem, będzie poznać wroga. – Marcus spojrzał na niego z niezrozumieniem, jak i inni, więc Gryfon zaczął wyjaśniać. – Musimy poznać Toma Riddle’a od podszewki, żeby wiedzieć, gdzie mógł ukryć sztylet. Musi być jakieś miejsce, do którego miał szczególny sentyment, więc żeby to odkryć trzeba zapoznać się z jego życiem.
Król pokiwał głową z uznaniem.
- Jak jednak zamierzasz tego dokonać? – zapytał syna. – Informacje o Voldemorcie nie są rozpowszechniane na prawo i lewo, mało kto wie, że wcześniej nazywał się Riddle i uczęszczał do Hogwartu.
Zielonooki zmarszczył brwi.
- Wiem, że to będzie trudne, ale musimy mieć jakiś punkt zaczepienia.
- A gdyby tak zacząć w Hogwarcie? – odezwał się, milczący dotąd Steven. – Jeśli był kiedyś uczniem jakieś nikłe informacje na pewno są w archiwach.
- Możecie też popytać starszych nauczycieli. – zasugerował Chris.
Starsi spojrzeli na niego, jak na idiotę, ale Rogers dzielnie to wytrzymał.
- To jest myśl. – pochwycił Phillip, broniąc zdania kolegi. – Nie muszą się lubić, ale kto jak nie nauczyciele, jest największą skarbnicą wiedzy na temat uczniów?
Młodzi czarni, zdaje się obrali ten sam tok myślenia, bo jeden kontynuował zdanie zaczęte przez drugiego, nawet tego nie konsultując.
- Możemy się nienawidzić, ale mamy wspólnego wroga. – dodał Jake, patrząc wyczekująco na dorosłych. – Nie lubimy starego Trzmiela, ale on był wtedy w szkole i on również całym sobą chce zniszczyć tego gadziego drania…
-… więc gdzie, jak gdzie, ale u niego możemy szukać pomocy. – dokończył blady Alex, z uśmiechem.
- I jak zwykle spadnie to na mnie, prawda? – jęknął z rozpaczą Harry.
Dorośli już nie wytrzymali i zaczęli śmiać się w głos.
- Jesteście najbardziej zgraną grupą czarnych, od naszych czasów – powiedział Sytiusz, czochrając po włosach chrześniaka.
- Yhym, yhym….
Łapa zorientował się, jaką gafę popełnił i spojrzał z żalem na Lupina i Thomasa, którzy mieli na sobie szaty w kolorze zielonym.
- No… Wybacz, Luniaczku, ale sam to musiałeś zauważyć! – rzucił obronnie.
- Wiem, Syriuszu, wiem. – Remus uśmiechnął się. – Teraz jednak, jeśli wszystko już mamy ustalone, chcę zabrać Alexa do szpitala, a chłopcy pewnie chętnie udadzą się do komnat czarnych, wziąć porządny prysznic i zażyć odrobinę snu.
Wszyscy, jak na sygnał spojrzeli na Davisa.
- Spoko… – zaczął Ślizgon.
- Nie, spoko – przerwał mu Harry i wstał. – Chodź do skrzydła, dalej.
Zaraz za nim wstali pozostali i udali się do wyjścia.
- Będziecie na lunchu? – zapytał ich James. – Zwołałbym waszych bliskich, żebyście mogli otworzyć prezenty świąteczne.
Cała dziesiątka spojrzała na niego w szoku. Będąc w Rzymie całkowicie zapomnieli, że są święta. Wdzięczni za propozycję króla udali się na odpoczynek. Potter chciał udać się z Alexandrem do szpitala, jednak został stanowczo odprawiony. Brązowooki wysłał go do łóżka, twierdząc, że niedługo do niego dołączy. Harry niechętnie się zgodził i skierował kroki do swoich komnat. Zajrzał jeszcze po drodze do Josha, jednak widząc pogrążonego we śnie synka, wycofał się, nie chcąc go budzić. W trakcie drogi do łazienki zaczął zrzucać z siebie kolejne warstwy garderoby, także gdy dotarł do pomieszczenia był kompletnie nagi. Odkręcił kurki by woda napełniła wannę i podszedł do umywalki. Wyszorował szybko zęby i patrząc w lustro przejechał dłonią po zarośniętym policzku. Nie miał jednak teraz ochoty na golenie się, więc machnął tylko ręką. Zakręcił wodę i wsunął się do małego basenu, aż jęknął głośno z ulgi, gdy gorąca ciecz szczelnie opatuliła jego ciało. Tego mu było trzeba. Westchnął i oparł głowę o krawędź wanny, czuł jak spięte mięśnie rozluźniają się. Przymknął powieki i leżał tak jakiś czas, jednakże gdy czuł, że zaczyna przysypiać umył się błyskawicznie i wyszedł z wody. Osuszył się szybko i rzucając ręcznik obok wciąż pełnej wanny ruszył do pokoju. Wszedł do łóżka z myślą, że poczeka na Alexa, jednak gdy tylko jego głowa dotknęła poduszki, zasnął.

Alexander przyszedł pół godziny później. Wybłagał uzdrowicieli, żeby pozwolili mu iść, przespać się w swoim łóżku. Nie powie im przecież, że zamierza spać w komnatach księcia, to by był w ogóle nietakt. Wszedł do sypialni i spojrzał na łóżko, aż się uśmiechnął widząc śpiącego Harry’ego. Cicho, żeby nie obudzić partnera przeszedł do łazienki. Zaśmiał się widząc, że ten nawet nie miał siły spuścić wody z wanny. Wrzucił jego ręcznik do kosza na brudy i sam wszedł do wody, podgrzewając ją machnięciem różdżki. Ostrożnie, żeby nie naruszyć gojących się ran, obmył całe ciało, i nie przedłużając od razu wyszedł. Wypuścił wodę i opukał wannę. Umył jeszcze szybko zęby i również odpuszczając sobie golenie, opuścił łazienkę. Wspiął się na łóżko i przytulił do pleców Pottera, mrucząc cicho. Gryfon ocknął się i spojrzał na niego zaspanym wzrokiem.
- Jesteś?
- Mhm… Śpijmy… – objął go w pasie, zaciągając się zapachem jego włosów.
Nie minęła chwila, jak oboje spali.

Joshua był bardzo podekscytowany. Zaraz jak się obudził poinformowali go, że tatuś wrócił do zamku, tylko dlaczego nie pozwolili mu, go odwiedzić? Ciocia Ann od razu zabrała go do bawialni, starając się go czymś zająć. Panna Potter już powoli traciła do niego nerwy, wymyślała po kolei miliony gier i zabaw, lecz chłopiec każdą z nich interesował się dosłownie pięć minut, co chwilę patrząc na wrota. Nie pomagało tłumaczenie, że tatuś jest po ciężkiej wyprawie i musi odespać. Malec koniecznie chciał go zobaczyć. Całe szczęście na pomoc Ann przybyła Megan i Draco, we trójkę mieli więcej pomysłów i możliwości. Było też o dwie pary więcej oczu, bo chłopczyk był cwany i już nie raz próbował im się wymknąć, zawsze jednak został złapany. W końcu zrezygnowany usiadł w kącie i zaczął budować wieże z klocków, a gdy ktoś się do niego zbliżał, obrzucał ich plastikowymi zabawkami. Dlaczego oni nie rozumieli, że on się musiał zobaczyć z tatą? Tatuś za nim tęsknił i na pewno był zły, że nie pozwalają jemu, Joshowi, się z nim przywitać. Malec miał nadzieję, że tatuś będzie wyzywać ciocię Ann i wujka Draco, bo to głównie dzięki nim nie mógł się wymknąć. Westchnął ciężko i wziął się do zabawy.

Okazję do ucieczki zobaczył godzinę przed lunchem. Zaczęli się zbierać ludzie, którzy mieli uczestniczyć w posiłku, więc nikt nie zobaczył małego chłopczyka, wymykającego się z komnaty. Joshua na palcach, trzymając się cieni, jak go uczył tatuś i wujek Alex, przemknął się na piętro. Im bliżej był komnat ojca, tym bardziej się obawiał, że ktoś go złapie i zaprowadzi na dół. Odetchnął z ulgą, gdy nic takiego się nie stało. Z trudem sięgnął do klamki i otworzył drzwi, prowadzące do małego salonu. Zamknął je zaraz za sobą i przysunął krzesło stojące obok, ustawiając je tak, by blokować klamkę, co uniemożliwi wejście do pokoju. Zadowolony z siebie wszedł do sypialni Harry’ego. Tatuś znowu spał bez ubrań, razem z wujkiem, ale skoro tak im wygodnie… Chłopczyk wzruszył ramionami i wspiął się na duże łóżko. Na czworakach dotarł do chłopaków, śpiących w mocnym uścisku. Chwilę patrzył na nich zanim wstał i odbijając się mocno skoczył na nich.
- Taaaaatuś! Wuuuuujuś! – zawołał skacząc po nich. – Wśtaaaawać!
Alex i Harry obudzili się zaraz, gdy mały potwór na nich skoczył i tylko jego słodki głosik, sprawił, że nie zareagowali w samoobronie. Tak się nie powinno budzić kogoś, kto wrócił z morderczej misji.
- Joooosh? – jeknął Potter, potężnie ziewając. – Co ty tu robisz? – podciągnął się na łokciach i usiadł opierając plecy o wezgłowie łóżka.
Alex uczynił to samo, przykrywając ich do pasa kołdrą.
- Psysedłem ci powiedzieć, ze musis naksyceć na wujka Dlaco i ciocię Annie, bo oni nie chcieli mi pozwolić iść do ciebie! – wyseplenił ze smutną minką.
Gryfon zaśmiał się i przytulił chłopca.
- Dobrze, nakrzyczę na nich, dla ciebie. – mrugnął do niego.
- A tęskniliście za mną? – zapytał ich chłopiec.
Alexnader spojrzał na niego zdziwiony.
- Oczywiście, jak możesz w to wątpić? – poczochrał chłopca po włosach. – Strasznie za tobą tęskniliśmy i cieszymy się, że już wróciliśmy.
Chłopczyk wyraźnie się ucieszył.
- Był u ciebie gwiazdor? – zmienił temat Harry.
- Tak, tak, tak! – Josh zaczął podskakiwać na łóżku. – Psyniósł mi tyyyyle plezentów! – podniósł obie rączki do góry, pokazując wyimaginowaną górę.
Chłopcy zaśmiali się, Davis chciał coś jeszcze powiedzieć, gdy od strony salonu dobiegł ich donośny łomot. Harry spojrzał zdziwiony na partnera, a Joshua zasłonił małą piąstką usta, mówiąc:
- Ups…
Naraz drzwi od sypialni otwarły się i wpadły przez nie Megan i Ann, spojrzały na obudzonych chłopaków i siedzącego obok nich najmłodszego Pottera.
- Jesce laz ups. – powtórzył chłopiec i wszedł szybko między Ślizgona, a Gryfona, chowając się pod kołdrą.
- Josh! – wykrzyknęła rudowłosa. – Prosiłam cię, żebyś ich nie budził.
Alexander i Harry wybuchnęli śmiechem, widząc jak chłopiec przykrywa się jeszcze bardziej.
- Wyłaź stamtąd, bo się udusisz – Wybraniec parsknął śmiechem i łapiąc smyka za ramiona wyciągnął go na powierzchnie. – Więc uważasz, że teraz powinienem na ciocię nakrzyczeć, hmm?
Joshua spojrzał oskarżająco na księżniczkę.
- Tak! Ona nie chciała, zebym sedl do ciebie się psywitać!
Ann zaśmiała się i razem z Megan usiadły w nogach łóżka.
- Josh – zaczęła panna Wilson – My chciałyśmy tylko, żeby twój tatuś się wyspał, bo miał bardzo trudne trzy dni. Przywitał byś się z nim na śniadaniu…
Chłopczyk zrobił smutną minkę.
- Ale… Ale ja chciałem telas…
Harry westchnął i przytulił synka, w którego oczach pokazały się łzy.
- No już dobrze. – powiedział do niego, głaszcząc go po czarnych włoskach. – Obudziłeś nas w sam raz i tak już mieliśmy wstawać, prawda Alex?
Davis przytaknął patrząc na nich z nikłym uśmiechem. Gdy malec, zadowolony, wyrwał się Gryfonowi i znów zaczął skakać po łóżku, ten z zainteresowaniem spojrzał na dwie, uśmiechnięte dziewczyny, siedzące w nogach łóżka.
- Ann, siostrzyczko, czy zorganizowałaś jakąś imprezę piżamową, o której nam nic nie wiadomo? – uśmiechnął się krzywo, gdy dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Myślę jednak, że Draco nie będzie zadowolony, że przebywasz w jednym pomieszczeniu, zaznaczam w sypialni, z dwoma nagimi chłopakami, a już w ogóle nie będzie przejmował się faktem, że jeden z nich jest twoim bratem.
- Ty… Ty świnio! – spojrzała na niego oburzona i poderwała się na nogi.
- Nie trzaskaj drzwiami, jak będziesz wychodzić – powiedział do niej wrednie.
Dziewczyna pokazała mu język i wyszła, jak na złość trzaskając drzwiami. Megan wybuchnęła śmiechem i również wstała.
- Meg, mogłabyś zabrać Josha? – zapytał ją Harry. – My…
- Tatusiu! – przerwał mu oburzony chłopczyk.
- Spokojnie, szkrabie! – zaśmiał się Potter. – My z wujkiem ubierzemy się tylko i zejdziemy do jadalni, gdzie się z nami spotkasz, co ty na to?
Joshua kiwnął niechętnie głową i zszedł z łóżka, podbiegł do stojącej obok drzwi panny Wilson i podając jej rączkę, opuścili pomieszczenie. Harry westchnął i położył się na poduszki.
- A tak fajnie mi się spało… – mruknął, patrząc na baldachim łóżka. Nie odwracając od niego wzroku zawołał – Szaraczku!
Usłyszeli pyknięcie i pojawił się dość młody, skrzat domowy, ukłonił się głęboko obu młodzieńcom i zapytał.
- Panicz wzywał, Szaraczka? – zapytał kłaniając się raz jeszcze.
- Tak, witaj Szaraczku – Harry uśmiechnął się do niego. – Czy mógłbyś przynieść coś Alexowi do ubrania, z jego komnaty?
Skrzat skinął małą główką i spojrzał na Davisa.
- Czy panicz ma jakieś szczególne wymagania, co do tego co to ma być?
Ślizgon odparł bez zastanowienia.
- Spodnie i koszulę, żadnych szat, bo ich nie znoszę. Jeszcze parę czystych bokserek, jeśli byś mógł. – śladem partnera, również uśmiechnął się do skrzata.
- Oczywiście, że Szaraczek może! – zawołało ucieszone stworzonko i zniknęło.
Potter zaśmiał się cicho na tak jawny entuzjazm i przymknął powieki. Alexander zaś, spojrzał na niego zaskoczony. Tak nie będziemy się bawić… Nie dając parterowi czasu na reakcje wskoczył na niego, przygwożdżając go własnym ciałem do materaca. Gryfon z początku zaskoczony, starał się szybko odzyskać przewagę nad sytuacją. Szamotali się chwilę ze śmiechem i w końcu udało mu się przewrócić go na plecy i usiąść na nim okrakiem. Obie jego ręce przytrzymał nad głową.
- Już myślałem, że w ogóle się nie ruszysz – mruknął Alex i ruszył prowokująco biodrami.
- A ja myślałem, że nie chcesz mieć problemów z siedzeniem przed lunchem – odpowiedział Harry i wpił się w jego wargi.
Puścił obie dłonie Davisa, co ten wykorzystał, automatycznie wplatając mu je we włosy i przyciągając bliżej siebie. Tutaj nie było czasu na delikatność. Buzowało w nich nagromadzone przez trzy dni pożądanie. Wysunięte w amoku kły raniły ich wargi, jednak spijali każdą kroplę krwi z lubością. Potter oderwał się od spuchniętych warg drugiego wampira i szepnął mu zachrypniętym głosem do ucha.
- Chcesz mieć problem z siedzeniem?
Alexander wyraźnie zadrżał.
- Cholera, tak! – jęknął
Nie bawili się w delikatność, Potter przywołał lubrykant i zaczął rozsmarowywać grubą warstwę po swoim penisie, a Alex w tym czasie się przygotowywał, wkładając w siebie od razu dwa palce, zanurzone wcześniej w słoiczku z oleistą mazią, ruszając nimi szybko. Nie czekali dłużej, teraz nie czas na to. Gryfon spojrzał z pytaniem na Ślizgona i uzyskując potwierdzające kiwnięcie głową złapał obie nogi chłopaka i przycisnął je mocno do jego klatki piersiowej. Patrząc wprost w brązowe tęczówki, wszedł w niego powoli. Oboje jęknęli głośno, Alex na wpół z bólu, na wpół z przyjemności, a Potter z ogarniającej go ekstazy.
W tym amoku, w jaki wpadli nawet nie zauważyli pojawiającego się skrzata. Szaraczek zostawił szybko ubrania panicza i zablokował drzwi do komnat księcia, co by nikt nie przeszkadzał jego ulubionemu panu!
Orgazm przyszedł niespodziewanie szybko, więc już po parunastu minutach leżeli, uspokajając oddechy. Harry patrzył na kochanka z głupawym uśmiechem, na co ten parsknął głośno.
- Głupol! – rzucił tylko trącając go w ramie, tak, że Potter leżący na skraju łóżka, spadł na podłogę.
To spowodowało nowy wybuch śmiechu od dwójki nastolatków.
- Szykujmy się już, zanim znowu ktoś tu wparuje – powiedział Gryfon, leżąc plackiem koło łózka, gdy uspokoili oddechy.
Davis niechętnie zgodził się z nimi, więc wstali oboje i po szybkim zaklęciu czyszczącym udali się do garderoby, gdzie na krześle przy wejściu leżało odzienie Alexa.
- Serio, przeniosę tu trochę moich rzeczy! – zaśmiał się chłopak.
Harry mu zawtórował i patrząc na to, co skrzat przyniósł Ślizgonowi, wybrał coś podobnego. Oboje mieli na sobie czarne koszule, jednak, żeby wyglądać trochę inaczej ubrali spodnie w innym odcieniu. Davis miał tegoż samego koloru, co koszula, a Harry postawił na ciemne jeansy. Doprowadzili swoje włosy do porządku i pozostawiając trzydniowy zarost na twarzy, wyszli. W drodze do jadalni nie spotkali nikogo, co ich zaskoczyło. Potter sprawdził godzinę i stwierdził, że lunch trwa już od dziesięciu minut, co wyjaśniło pustki na korytarzu. Ruszyli biegiem, śmiejąc się ze swojej głupoty. Niestety, traf chciał, że przed wejściem było coś rozlane, więc wpadli w poślizg i dosłownie wpadli do jadalni. Harry jednak nie wyhamował i wpadł na plecy Alexandra, przez co obaj wylądowali na podłodze. Toczone w pomieszczeniu rozmowy zostały przerwane i wszyscy wybuchnęli śmiechem, patrząc na dwóch chłopców, zbierających się z podłogi.
- Eee… Cześć? – zielonooki podrapał się po czuprynie i spojrzał na towarzystwo.
Jako, że praktycznie byli wśród swoich, Lily i Naomi, nie patrząc na innych, zerwały się od stołu by uściskać sowich synów. Chłopcy, zapewniając matki, że nic im nie jest dali się zaprowadzić do stołu.
Usiedli obok siebie i Alex sapnął cicho, słyszalnie tylko dla uszu partnera. Potter słysząc to zaśmiał się wrednie, jednak wiedząc zaciekawione spojrzenia współtowarzyszy pokręcił jedynie głową, nic nie mówiąc.
- Zjedzcie, po posiłku przejdziemy do salonu i będziemy mieć czas na rozmowy – zachęcił ich James, sam kontynuując posiłek.
Potter rozejrzał się szybko wokół stołu. Stęskniona Aria, karmiła Jake’a, odgradzając go od co chwile śmiejących się rodziców. Dean i Philip siedzieli między swoimi rodzicami. Steven i Chris usiedli się kawałek dalej, nabijając się z ich min, natomiast ich rodzice siedzieli zaraz obok. Koło Naomi Rogers posadzili jej imienniczkę, Naomi Davis i jej męża, Samuela, który zajmował miejsce po lewej stronie syna. Dalej, koło Harry’ego siedział Syriusz, Remus, Marcus, Ethan, Ann, Draco i Megan z Joshem na kolanach, a na szczycie, po obu końcach stołu zasiedli Lily i James. Dorea i Charles byli nieobecni.
Dokończyli posiłek rozmawiając jeden, przez drugiego i udali się do salonu. Mimo tylu ludzi, dla każdego starczyło miejsc i nawet nie było ciasno. Bliscy osób uczestniczących w wyprawie chcieli wiedzieć wszystko, z dokładnością co do każdej sekundy.
- Co było najgorsze? – zapytała po chwili ciszy Maggie Thomas.
- Najgorsze były chyba te emocje. – mruknął Jake – Nasze, a jednak nie nasze.
Wszyscy zgodzili się z nim w milczeniu.
- Dla mnie najgorsze było co innego. – szepnął Harry.
Zebrani spojrzeli na niego z zainteresowaniem.
- Co to było? – odezwała się niepewnie Lily.
- Najgorsze było… – Młody Potter przełknął ślinę i spojrzał na kominek. – Widzieć, jak na moich oczach mordują Alexa. Było już tak blisko… - zamknął oczy starając się odepchnąć niechciane wspomnienia. – Dlaczego zapomnieliśmy o magii żywiołów? – spojrzał z rozpaczą na innych członków wyprawy. – Przecież uczyliśmy się tego po to, żeby wykorzystać to, jako nasz atut w trakcie walki!
Nikt nie potrafił mu odpowiedzieć i to było chyba najgorsze. Dlaczego zapomnieli? Czy to przerażenie i strach przed nieznanym stworem sparaliżował ich od środka, odbierając zdolność logicznego myślenia? Nie wiedział, ale nie mogli sobie pozwolić, aby kiedykolwiek jeszcze popełnili tak fatalny w skutki błąd.
- Musimy zacząć treningi od nowa1 – odezwał się z żarem w głosie. – Z wykorzystaniem wszystkich naszych zdolności, żebyśmy o nich nie zapomnieli! To ma być nasza broń, której użyjemy by wyeliminować i zniszczyć wroga, a nie zapomniany atrybut, o którym przypomnimy sobie w chwili zagrożenia!
Nikt nie potrafił zaprzeczyć jego słowom.

Wieczorem, gdy zostali już w mniejszym gronie, Lily przywołała prezenty chłopców i z radością obserwowali, jak je otwierają. Śmiechu i zabawy było dużo, mimo trudnego przedpołudnia. Harry też z radością powitał nowych domowników. Podczas jego nieobecności, Lily i James zaproponowali Naomi i Samuelowi, aby zamieszkali na zamku. Komnat i pustych pokoi było wiele, a ich własny dom, który nie podtrzymywany magią właścicieli, uległ zniszczeniu. Chcieli oczywiście kupić lub wybudować coś nowego, lecz Potterowie nie chcieli słyszeć odmowy, tym bardziej, że zamek był ogromny. Państwo Davis zgodzili się, co brat Sama, który miał mały domek w wiosce, powitał z radością. Siedzieli właśnie przed kominkiem i popijali gorącą czekoladę, gdy na kolana Lily wdrapał się Josh.
- Babciu?
- Tak smyku? – zapytała kobieta, głaszcząc go po główce.
- A cy moźna śpać bez ublań?
Lily, jak i inny spojrzeli na niego zdziwieni, z wyjątkiem Harry’ego i Alexandra, którzy miny mieli wprost przerażone.
- Skąd takie pytanie, kochanie?
- No bo tatuś i wujek śpią nagolaśa i się pytam ćy moźna, ćy tatuś musi dośtać po dupie. – pani Potter zaśmiała się głośno, patrząc na czerwoną twarz syna i jego partnera.
Bezpośredniość chłopca rozbawiała wszystkich.
- Tatuś i wujek mogą, bo są duzi, ale ty jeszcze nie możesz. – odpowiedziała i dała mu pstryczka w nos.
- Acha, no to dobla. – odpowiedział, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.



Rozdział poprawiony 25.02.2018


1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale wychodzi ci postac Joshuy taka bezposredność jaka mają dzieci i to że tęskni za tatausiem... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń