środa, 31 stycznia 2018

23. Różowe warkocze





Równo po kolejnym tygodniu Harry mógł opuścić Skrzydło Szpitalne. Jego przyjaciele byli szczęśliwi, że wreszcie do nich dołączył. On sam miał dosyć leżenia, gdyby nie to, że pielęgniarka na zmianę z Lily go pilnowała, to uciekłby przy najbliższej okazji. Nie pomagały prośby groźby, nie pomagały tłumaczenia, że czuje się lepiej i może już wyjść, ani jedna ani druga kobieta nie nabierała się na jego słodkie oczka. Tydzień był ledwo żywy to drugi tydzień miał żeby dojść do siebie. Z głębokim westchnięciem wszedł do swojego pokoju, stęsknił się nawet za swoim łóżkiem. To szpitalne było strasznie wąskie, nawet na szkoleniu mieli szersze. Machnięciem różdżki pootwierał okna i ruszył w kierunku łazienki. Jako, że była sobota, nie miał potrzeby, żeby się spieszyć. Napełnił sobie wannę gorącą wodą i zdjąwszy ubranie, zanurzył się. Westchnął ponownie i oparł głowę o krawędź dużej wanny. Zamknął oczy i zamyślił się, jego życie uległo diametralnej zmianie od końca czerwca i szczerze powiedziawszy nie miał czego żałować. Odzyskał nie tylko rodziców, ale też całą rodzinę, mimo że cały czas mu wmawiali, iż ma tylko Dursley’ów. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią o taflę wody. Cholerny Dumbledore! To wszystko jego wina! Gdyby nie on… Podciągnął kolana pod brodę i oparł na nich głowę. Przez tego zarozumiałego starca miał zniszczone życie… Począwszy od dzieciństwa, na latach szkolnych skończywszy. Jak mógł być tak głupi i zaślepiony, żeby nie zauważyć tej zdrady i obłudy?! Pluł sobie w twarz, że pozwolił, aby trwało to tak długo.
- Spokojnie – powiedział sam do siebie biorącuspokajający oddech – Będzie czas, żeby się odegrać…
Odechciało mu się siedzenia w wodzie, więc umył się błyskawicznie i wyszedł z wody. Owinął biodra ręcznikiem i przeszedł do garderoby, włożył na siebie pierwsze, lepsze ubranie i przeczesując wciąż mokre włosy rękoma, wyszedł z sypialni. Skierował się w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego. W środku, mimo że pełno w nim było Gryfonów, nie zauważył swoich przyjaciół. Rzucił okiem na zegar – 13:06. Westchnął. Nie wiedział, gdzie mogą być, ale postanowił najpierw rozejrzeć się w najbardziej prawdopodobnych miejscach, a później wysłać wiadomość do któregokolwiek z nich. Wyszedł na korytarz nieniepokojony przez nikogo i ruszył w stronę schodów. Spojrzał w stronę mijanego okna i zdecydował, że najpierw sprawdzi błonia. Była piękna pogoda, więc istniało duże prawdopodobieństwo tego, iż tam będą.
Gdy był już na trzecim piętrze, zobaczył na końcu korytarza Alexa. Uśmiechnął się szeroko i schował w niszy nieopodal, czekając na chłopaka. Chwilę później Ślizgon minął jego kryjówkę wesoło pogwizdując. Potter zaszedł go od tyłu i zasłoniwszy dłonią usta, wciągnął z powrotem w ciemny zaułek. Przygwoździł Alexandra do ściany i spojrzał na niego wesoło.
- Witaj, kochanie.
- Harry, idioto! – warknął chłopak i zacisnął mu dłonie na biodrach. – Wiesz jak mnie wystraszyłeś? Mógłbym cię zaatakować w samoobronie!
- Nie mógłbyś. – mruknął zielonooki i wpił się w jego wargi, zagłuszając dalsze słowa.
Davis, który na początku chciał zaprotestować, szybko porzucił te myśl, zbyt spragniony ciała partnera. Gryfon bez zbędnych ceregieli wsunął mu dłonie pod koszulkę i ściągnął ją przez głowę. Alexa, na samą myśl o tym, że chcą to zrobić na korytarzu, ogarnęło większe podniecenie i po chwili koszulka Harry’ego dołączyła do jego. Potter podszczypywał jego twarde sutki i wysunąwszy kły składał krwawe pocałunki, wzdłuż jego obojczyków. Brązowowłosy wbił mu paznokcie w ramiona i jęknął głośno, odchylając głowę do tyłu. Cholernie mu się podobało.
Nagle usłyszeli za sobą głębokie wciągnięcie powietrza. Ups, tego nie planowali. Harry oderwał się od chłopaka i szybko schował kły. Odwrócił się i spojrzał wprost na profesor McGonagall, trzymającą się za serce i oddychającą głęboko.
- A panowie myślą, że co robią? – warknęła, gdy tylko odzyskała panowanie nad sobą.
- My właściwie… - zaczął Harry z bezczelnym uśmiechem, ale Alex szybko zatkał mu usta dłonią.
To jeszcze bardziej zdenerwowało profesorkę.
- Cisza! – krzyknęła, chociaż właściwie nikt nic nie mówił – Proszę się natychmiast doprowadzić do porządku! Macie szlaban do końca września! Do piątku ze mną, a resztę z profesorem Smithem, zaczynacie od dziś po kolacji. – złożyła ręce na piersiach i zaczęła tupać nogą, ponaglając chłopaków.
Potter westchnął i machnięciem różdżki oczyścił Alexandra z krwi, następnie schylił się po koszulki i podał parterowi swoją, samemu zakładając jego. Wskazała ręką, by szli przed nią i całą trójką skierowali się na dół. Zostawiła ich przy drzwiach wyjściowych i oddaliła się. Chłopcy wybuchnęli śmiechem i wyszli na dwór.
- Widziałeś ten rumieniec? – wysapał Harry, starając się opanować.
Davis pokiwał głową i starł z policzków łzy, które poleciały mu ze śmiechu.
- A widziałeś, jak usilnie starała się, nie spoglądać w naszym kierunku? – zapytał w zamian Alex.
Książę pokiwał głową i spojrzał na towarzysza, gdy tylko ich oczy się spotkały ponownie wybuchnęli śmiechem. W takim stanie doszli do przyjaciół, siedzących nad brzegiem jeziora.
- Można wiedzieć, co was tak bawi? – zapytał z przekąsem Draco, spoglądając na nich.
- McGonagall – odpowiedzieli równocześnie i zaczęli tarzać się po ziemi, śmiejąc się jak opętani.
- A co z nią? – zapytała spokojnie Ann, próbując zapleść na przydługich włosach Malfoya warkoczyki, jednakże chłopak stanowczo ją odganiał.
Davis wziął uspokajający oddech i starał się nie patrzeć na wciąż chichoczącego Kapitana Drużyny Gryfonów.
- Szedłem w stronę wieży Gryffindoru, bo od pani Pomfrey dowiedziałem się, że nasze książątko opuściło dzisiaj szpital. – uchylił się przed nadlatują w jego stronę gałązką – I na trzecim piętrze ten oto osobnik – wskazał dłonią na Harry’ego – wciągnął mnie do niszy. Pomijając szczegóły, Minerva znalazła nas bez koszulek, z opuchniętymi ustami i z krwawym szlakiem biegnącym przez mój obojczyk, bo Harrusiowi zachciało się wysunąć kły.
- Ja ci dam Harrusia – warknął wspomniany i rzucił się na chłopaka, a towarzystwo po przetrawieniu informacji zaczęło się opętańczo śmiać.
- Jej mina musiała być bezcenna – wtrącił Dean.
- Ona była ZARUMIENIONA – powiedział Harry, siedząc Alexowi na biodrach, jedną ręką trzymając jego obie dłonie nad głową, a w drugiej trzymał różdżkę.
- To musiało być godne zobaczenia – rzucił ze śmiechem Stev.
- I było. – uświadomił go Potter, starając się utrzymać wyrywającego się kochanka.
- Co ty zamierzasz mu zrobić? – zapytała podejrzliwie Payton.
- Oj, tylko małą metamorfozę. – zielonooki uśmiechnął się szyderczo.
- Ty chyba nie mówisz poważnie. – wykrzyknął Davis i zaczął ponownie się wiercić, tym razem z większą siłą, jednakże po chwili się zatrzymał i jęknął cichutko, słyszalnie tylko dla Harry’ego.
- Zapomniało się o problemie? – Potter spojrzał na niego z uniesioną brwią. – Nieładnie, nieładnie. –mruknął i machnął różdżką.
Towarzystwo mogło zaobserwować, jak włosy Alexandra wydłużają się i z brązowego koloru, przechodzą w rażący róż.
Zebrani na błoniach ponownie mogli usłyszeć wybuch śmiechu dochodzący od strony jeziora.
- Harry! – Wydarł się Alex i wreszcie zrzucił go z siebie– Zabiję cię!
Potter zerwał się na nogi i ze śmiechem zaczął uciekać. Ślizgon wstał i ruszył za nim, a długie do pasa włosy, powiewały za właścicielem niczym peleryna.
- Jak dzieci – westchnęła Megan obserwując, jak dwójka szesnastolatków goni się dookoła jeziora.
Wybraniec nie pamiętał już, kiedy spędził tak radosną sobotę. Odwrócił głowę do tyłu i przyspieszył widząc, że odległość między nimi się zmniejsza. Biegali blisko jeziora, co nie sprzyjało Harry’emu, jako uciekinierowi. Gleba była mokra i łatwo można było się na niej poślizgnąć, czego doświadczył Potter na następnym zakręcie, lądując tyłkiem w wodzie.
- I co teraz zrobisz, mądralo? – zaśmiał się Davis stając nad nim.
- To! – krzyknął chłopak i podciął mu nogi, tak, że i on wylądował w wodzie.
- Zbiera ci się! – warknął brązowooki i rzucił się na Gryfona.
Zaczęli tarzać się w wodzie, a gdy wpadli trochę głębiej oderwali się od siebie i rozpoczęli chlapanie się nawzajem. Mieli bardzo zacięte wyrazy twarzy.
- Ależ kochanie – wykrzyknął Harry – Do twarzy ci w różowym!
Davis warknął i złapawszy go za ramiona wciągnął podwodę.
- Długo im to zejdzie? – zapytał John i oparł się o pobliskie drzewo, ziewając.
- Chyba tak – mruknął Clark obserwując to wynurzających się, to zanurzających się kolegów. – Jak droczyli się podczas szkolenia to czasem pół niedzieli sobie dogryzali. Już wtedy wszyscy widzieli, że na siebie lecą, tylko nie oni sami. – uśmiechnął się do swoich wspomnień. – Jak myślicie, który wygra?
-Alex.
-Harry.
-Harry.
-Alex.
- Powoli, powoli. – Steven uniósł obie ręce do góry. –Jeżeli będziecie mówić jednocześnie, to nic nie zrozumiem. Można jeszcze raz, a wolniej?
- Ja stawiam na mojego brata! – powiedziała Ann, dumnie się prostując i rzuciła pomiędzy nich dwa galeony, wygrzebane z kieszeni.
- Ja również na Harry’ego. – odezwała się Megan, dokładając galenoa.
- Ja też na Pottusia. – wtrącił zadowolony Stev, kładąc taką samą kwotę, jak panna Wilson.
- Ja na Alexa. – odezwał się Malfoy i rzucił na stos dwa galeony.
- Dla mnie też Davis. – powiedział Borton dokładając swojego galeona.
- Myślę, że to może być Alexander. – rzuciła panna Meadowes, kładąc galeona.
- Zdecydowanie Harry. – skończył Dean i dorzucił swojego galeona.
Spojrzeli w stronę jeziora i zobaczyli dwóch wychodzących chłopaków. Obaj mieli szerokie uśmiechy na twarzy i nawzajem, jeden drugiego popychali.
- Co robicie? – zainteresował się Potter i osuszywszy siebie i różowowłosego partnera, rzucił się na trawę.
- Kto wygrał? – zapytała Ann, ignorując jego pytanie.
- Oczywiście, że ja! – Alex wypiął się dumnie, a Stev jęknął.
- Chciałbyś! – prychnął książę i zmarszczył brwi. –Właściwie to był remis.
- No to się nie wzbogaciliśmy! – zaśmiała się Megan i zabrała swojego galeona, a pozostali poszli w jej ślady.
- Założyliście się o to, który z nas wygra? – zdziwił się Potter.
- Oczywiście, że tak. – odpowiedziała mu siostra. – Niestety nie dałeś mi podwyższyć oszczędności, braciszku.
Harry wzruszył ramionami i oparł głowę na kolanach partnera.
- Kochanie? – zagadnął go Davis, wsuwając mu palce we włosy.
- Mhm?
- Próbowałem kilku różnych zaklęć i nie mogę zlikwidować tego różowego obrzydlistwa. Zamierzasz mi powiedzieć, jak mam się go pozbyć?
- Oczywiście. – zielonooki uśmiechnął się szeroko, nie otwierając oczu.
- Więc? – ponaglił go chłopak.
- Do wieczora zniknie. – odpowiedział niechętnie zapytany, czując, jak Alex zaciska pięści w jego włosach.
- I ja mam z tym chodzić? – warknął.
Gryfon nie zdążył się odezwać, bo Ann, Payton i Megan usiadły się wokół nich.
- Aleeeeeex – zaczęła, uśmiechając się słodko Potterówna – Możemy ci zrobić warkoczyki?
Davis spojrzał na nie bezradnie, ale kiwnął głową. Dziewczyny pisnęły głośno i zaraz zabrały się do pracy.
- Współczuje kumplu – mruknął Draco, starając się rozplątać te kilka warkoczy, które udało się zrobić rudowłosej.
Ślizgon westchnął i poddał się torturze.

Do kolacji na jego głowie było przeszło sto, drobniutkich warkoczyków. Plecy ścierpły mu strasznie, ale nie narzekał, bo dzięki temu jego włosy wyglądały znośnie. Poprawił czarny T-shirt Harry’ego i razem z przyjaciółmi udali się w kierunku zamku. W Wielkiej Sali rozdzielili się i każdy ruszył do swojego stołu. Potter, przechodząc pomiędzy stołami, był witany przez wielu uczniów, których z imienia nie rozpoznawał, ale z uśmiechem odpowiadał. Opadł na ławkę obok Neville’a i przysunął do siebie miskę z jajecznicą.
- Jestem głodny, jak wilk – mruknął nakładając sobie olbrzymią porcję.
- Widać – odpowiedział Longbottom, patrząc na jego talerz. – Więcej można zobaczyć, tylko u Rona.
- Błagam cię, nie wspominaj mi o nim przy jedzeniu! – jęknął chłopak.
Neville wzruszył ramionami i nalał sobie herbaty.
- Hej, Potter! – przywitał się Jimmy Peakes, siadając naprzeciwko.– Kiedy trening?
- Jim! – skarciła go Demelza, która właśnie się do nich zbliżyła. – Harry dopiero, co wyszedł ze szpitala, a ty już go męczysz?
Peakes miał tyle przyzwoitości, by zarumienić się pod spojrzeniem dziewczyny.
- Spokojnie Demelzo. – zaśmiał się Harry. – Jutro jest niedziela, więc myślę, że możemy już zacząć od siódmej rano, co wy na to?
- Dla mnie bomba! – wykrzyknął chłopak.
- Przekażecie pozostałym? Ja niestety muszę iść na szlaban.
- Nie ma problemu – uśmiechnęła się do niego dziewczyna i zajęła miejsce koło Jimmiego.
Książę dokończył szybko jedzenie i wstał. Pożegnał się z przyjaciółmi, a widząc podnoszącego się Alexa, ruszył do wyjścia. W milczeniu skierowali się do gabinetu wicedyrektorki.
- Dobry wieczór! – powiedzieli równocześnie, gdy tylko otrzymali pozwolenie, na wejście.
- Dobrzy wieczór, panowie. – odpowiedziała kobieta i wskazała im dwa krzesła przed biurkiem.
Obaj chłopcy opadli na nie, czekając na instrukcje.
- Dzisiejszy szlaban, nie będzie taki zły. – powiedziała i spojrzała na nich, znad trzymanych papierów. – Drugoroczni Puchoni, podczas wczorajszych zajęć, zdemolowali mi trochę klasę, liczę, że się tym zajmiecie. Chodźcie za mną.
Gryfon i Ślizgon posłusznie wstali i ruszyli za proferosrką.
Zobaczywszy, w jakim stanie jest klasa, aż zachłysnęli się powietrzem. Trochę to było małe powiedziane. Musiał tutaj być niemały wybuch, żeby doprowadzić pomieszczenie do takiego stanu.
- Pan, panie Potter, uporządkuje biblioteczkę. – wskazała na półkę, pod którą leżały sterty ksiąg. – I później, jeżeli skończy pan wcześniej, może pan pomóc panu Davisowi w sprzątaniu reszty sali. Czy to jasne? – Gdy chłopcy kiwnęli głowami wyciągnęła obie dłonie. – Poproszę wasze różdżki.
Bez sprzeciwów je oddali, a gdy tylko kobieta wyszła opadli na najbliższą ławkę.
- No to czeka nas trochę pracy. – mruknął Alex.
- Jak tylko skończymy, chyba podziękuję na kolanach Nickowi, za nauczenie nas magii bezróżdżkowej. – westchnął Harry.
- Ani mi się waż! – warknął Davis, mrużąc oczy.
Wybraniec zaśmiał się i cmoknąwszy towarzysza w policzek, ruszył w kierunku regału.



Rozdział poprawiony 01.02.2018








1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, cudownie są te ich sprzeczki, och wspaniale się bawili, pewnie dla Mcgonagall to był traumatyczny widok...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń