Równo po
kolejnym tygodniu Harry mógł opuścić Skrzydło Szpitalne. Jego przyjaciele byli
szczęśliwi, że wreszcie do nich dołączył. On sam miał dosyć leżenia, gdyby nie
to, że pielęgniarka na zmianę z Lily go pilnowała, to uciekłby przy najbliższej
okazji. Nie pomagały prośby groźby, nie pomagały tłumaczenia, że czuje się
lepiej i może już wyjść, ani jedna ani druga kobieta nie nabierała się na jego
słodkie oczka. Tydzień był ledwo żywy to drugi tydzień miał żeby dojść do
siebie. Z głębokim westchnięciem wszedł do swojego pokoju, stęsknił się nawet
za swoim łóżkiem. To szpitalne było strasznie wąskie, nawet na szkoleniu mieli
szersze. Machnięciem różdżki pootwierał okna i ruszył w kierunku łazienki.
Jako, że była sobota, nie miał potrzeby, żeby się spieszyć. Napełnił sobie
wannę gorącą wodą i zdjąwszy ubranie, zanurzył się. Westchnął ponownie i oparł
głowę o krawędź dużej wanny. Zamknął oczy i zamyślił się, jego życie uległo diametralnej
zmianie od końca czerwca i szczerze powiedziawszy nie miał czego żałować.
Odzyskał nie tylko rodziców, ale też całą rodzinę, mimo że cały czas mu
wmawiali, iż ma tylko Dursley’ów. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią o taflę
wody. Cholerny Dumbledore! To wszystko jego wina! Gdyby nie on… Podciągnął
kolana pod brodę i oparł na nich głowę. Przez tego zarozumiałego starca miał
zniszczone życie… Począwszy od dzieciństwa, na latach szkolnych skończywszy.
Jak mógł być tak głupi i zaślepiony, żeby nie zauważyć tej zdrady i obłudy?!
Pluł sobie w twarz, że pozwolił, aby trwało to tak długo.
- Spokojnie
– powiedział sam do siebie biorącuspokajający oddech – Będzie czas, żeby się
odegrać…
Odechciało
mu się siedzenia w wodzie, więc umył się błyskawicznie i wyszedł z wody. Owinął
biodra ręcznikiem i przeszedł do garderoby, włożył na siebie pierwsze, lepsze
ubranie i przeczesując wciąż mokre włosy rękoma, wyszedł z sypialni. Skierował
się w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego. W środku, mimo że pełno w nim było
Gryfonów, nie zauważył swoich przyjaciół. Rzucił okiem na zegar – 13:06.
Westchnął. Nie wiedział, gdzie mogą być, ale postanowił najpierw rozejrzeć się
w najbardziej prawdopodobnych miejscach, a później wysłać wiadomość do
któregokolwiek z nich. Wyszedł na korytarz nieniepokojony przez nikogo i ruszył
w stronę schodów. Spojrzał w stronę mijanego okna i zdecydował, że najpierw
sprawdzi błonia. Była piękna pogoda, więc istniało duże prawdopodobieństwo
tego, iż tam będą.
Gdy był już
na trzecim piętrze, zobaczył na końcu korytarza Alexa. Uśmiechnął się szeroko i
schował w niszy nieopodal, czekając na chłopaka. Chwilę później Ślizgon minął
jego kryjówkę wesoło pogwizdując. Potter zaszedł go od tyłu i zasłoniwszy dłonią
usta, wciągnął z powrotem w ciemny zaułek. Przygwoździł Alexandra do ściany i
spojrzał na niego wesoło.
- Witaj,
kochanie.
- Harry,
idioto! – warknął chłopak i zacisnął mu dłonie na biodrach. – Wiesz jak mnie
wystraszyłeś? Mógłbym cię zaatakować w samoobronie!
- Nie
mógłbyś. – mruknął zielonooki i wpił się w jego wargi, zagłuszając dalsze
słowa.
Davis, który
na początku chciał zaprotestować, szybko porzucił te myśl, zbyt spragniony
ciała partnera. Gryfon bez zbędnych ceregieli wsunął mu dłonie pod koszulkę i ściągnął
ją przez głowę. Alexa, na samą myśl o tym, że chcą to zrobić na korytarzu,
ogarnęło większe podniecenie i po chwili koszulka Harry’ego dołączyła do jego.
Potter podszczypywał jego twarde sutki i wysunąwszy kły składał krwawe
pocałunki, wzdłuż jego obojczyków. Brązowowłosy wbił mu paznokcie w ramiona i
jęknął głośno, odchylając głowę do tyłu. Cholernie mu się podobało.
Nagle
usłyszeli za sobą głębokie wciągnięcie powietrza. Ups, tego nie planowali. Harry
oderwał się od chłopaka i szybko schował kły. Odwrócił się i spojrzał wprost na
profesor McGonagall, trzymającą się za serce i oddychającą głęboko.
- A panowie
myślą, że co robią? – warknęła, gdy tylko odzyskała panowanie nad sobą.
- My
właściwie… - zaczął Harry z bezczelnym uśmiechem, ale Alex szybko zatkał mu
usta dłonią.
To jeszcze
bardziej zdenerwowało profesorkę.
- Cisza! – krzyknęła,
chociaż właściwie nikt nic nie mówił – Proszę się natychmiast doprowadzić do
porządku! Macie szlaban do końca września! Do piątku ze mną, a resztę z
profesorem Smithem, zaczynacie od dziś po kolacji. – złożyła ręce na piersiach
i zaczęła tupać nogą, ponaglając chłopaków.
Potter
westchnął i machnięciem różdżki oczyścił Alexandra z krwi, następnie schylił
się po koszulki i podał parterowi swoją, samemu zakładając jego. Wskazała ręką,
by szli przed nią i całą trójką skierowali się na dół. Zostawiła ich przy
drzwiach wyjściowych i oddaliła się. Chłopcy wybuchnęli śmiechem i wyszli na
dwór.
- Widziałeś
ten rumieniec? – wysapał Harry, starając się opanować.
Davis
pokiwał głową i starł z policzków łzy, które poleciały mu ze śmiechu.
- A widziałeś,
jak usilnie starała się, nie spoglądać w naszym kierunku? – zapytał w zamian
Alex.
Książę
pokiwał głową i spojrzał na towarzysza, gdy tylko ich oczy się spotkały
ponownie wybuchnęli śmiechem. W takim stanie doszli do przyjaciół, siedzących
nad brzegiem jeziora.
- Można
wiedzieć, co was tak bawi? – zapytał z przekąsem Draco, spoglądając na nich.
- McGonagall
– odpowiedzieli równocześnie i zaczęli tarzać się po ziemi, śmiejąc się jak
opętani.
- A co z
nią? – zapytała spokojnie Ann, próbując zapleść na przydługich włosach Malfoya
warkoczyki, jednakże chłopak stanowczo ją odganiał.
Davis wziął
uspokajający oddech i starał się nie patrzeć na wciąż chichoczącego Kapitana
Drużyny Gryfonów.
- Szedłem w
stronę wieży Gryffindoru, bo od pani Pomfrey dowiedziałem się, że nasze
książątko opuściło dzisiaj szpital. – uchylił się przed nadlatują w jego stronę
gałązką – I na trzecim piętrze ten oto osobnik – wskazał dłonią na Harry’ego –
wciągnął mnie do niszy. Pomijając szczegóły, Minerva znalazła nas bez koszulek,
z opuchniętymi ustami i z krwawym szlakiem biegnącym przez mój obojczyk, bo
Harrusiowi zachciało się wysunąć kły.
- Ja ci dam
Harrusia – warknął wspomniany i rzucił się na chłopaka, a towarzystwo po
przetrawieniu informacji zaczęło się opętańczo śmiać.
- Jej mina
musiała być bezcenna – wtrącił Dean.
- Ona była
ZARUMIENIONA – powiedział Harry, siedząc Alexowi na biodrach, jedną ręką
trzymając jego obie dłonie nad głową, a w drugiej trzymał różdżkę.
- To musiało
być godne zobaczenia – rzucił ze śmiechem Stev.
- I było. –
uświadomił go Potter, starając się utrzymać wyrywającego się kochanka.
- Co ty
zamierzasz mu zrobić? – zapytała podejrzliwie Payton.
- Oj, tylko
małą metamorfozę. – zielonooki uśmiechnął się szyderczo.
- Ty chyba
nie mówisz poważnie. – wykrzyknął Davis i zaczął ponownie się wiercić, tym
razem z większą siłą, jednakże po chwili się zatrzymał i jęknął cichutko,
słyszalnie tylko dla Harry’ego.
- Zapomniało
się o problemie? – Potter spojrzał na niego z uniesioną brwią. – Nieładnie,
nieładnie. –mruknął i machnął różdżką.
Towarzystwo
mogło zaobserwować, jak włosy Alexandra wydłużają się i z brązowego koloru,
przechodzą w rażący róż.
Zebrani na
błoniach ponownie mogli usłyszeć wybuch śmiechu dochodzący od strony jeziora.
- Harry! –
Wydarł się Alex i wreszcie zrzucił go z siebie– Zabiję cię!
Potter zerwał
się na nogi i ze śmiechem zaczął uciekać. Ślizgon wstał i ruszył za nim, a
długie do pasa włosy, powiewały za właścicielem niczym peleryna.
- Jak dzieci
– westchnęła Megan obserwując, jak dwójka szesnastolatków goni się dookoła
jeziora.
Wybraniec
nie pamiętał już, kiedy spędził tak radosną sobotę. Odwrócił głowę do tyłu i
przyspieszył widząc, że odległość między nimi się zmniejsza. Biegali blisko
jeziora, co nie sprzyjało Harry’emu, jako uciekinierowi. Gleba była mokra i łatwo
można było się na niej poślizgnąć, czego doświadczył Potter na następnym
zakręcie, lądując tyłkiem w wodzie.
- I co teraz
zrobisz, mądralo? – zaśmiał się Davis stając nad nim.
- To! – krzyknął
chłopak i podciął mu nogi, tak, że i on wylądował w wodzie.
- Zbiera ci
się! – warknął brązowooki i rzucił się na Gryfona.
Zaczęli
tarzać się w wodzie, a gdy wpadli trochę głębiej oderwali się od siebie i
rozpoczęli chlapanie się nawzajem. Mieli bardzo zacięte wyrazy twarzy.
- Ależ
kochanie – wykrzyknął Harry – Do twarzy ci w różowym!
Davis
warknął i złapawszy go za ramiona wciągnął podwodę.
- Długo im
to zejdzie? – zapytał John i oparł się o pobliskie drzewo, ziewając.
- Chyba tak
– mruknął Clark obserwując to wynurzających się, to zanurzających się kolegów.
– Jak droczyli się podczas szkolenia to czasem pół niedzieli sobie dogryzali.
Już wtedy wszyscy widzieli, że na siebie lecą, tylko nie oni sami. – uśmiechnął
się do swoich wspomnień. – Jak myślicie, który wygra?
-Alex.
-Harry.
-Harry.
-Alex.
- Powoli,
powoli. – Steven uniósł obie ręce do góry. –Jeżeli będziecie mówić
jednocześnie, to nic nie zrozumiem. Można jeszcze raz, a wolniej?
- Ja stawiam
na mojego brata! – powiedziała Ann, dumnie się prostując i rzuciła pomiędzy
nich dwa galeony, wygrzebane z kieszeni.
- Ja również
na Harry’ego. – odezwała się Megan, dokładając galenoa.
- Ja też na
Pottusia. – wtrącił zadowolony Stev, kładąc taką samą kwotę, jak panna Wilson.
- Ja na
Alexa. – odezwał się Malfoy i rzucił na stos dwa galeony.
- Dla mnie
też Davis. – powiedział Borton dokładając swojego galeona.
- Myślę, że
to może być Alexander. – rzuciła panna Meadowes, kładąc galeona.
-
Zdecydowanie Harry. – skończył Dean i dorzucił swojego galeona.
Spojrzeli w
stronę jeziora i zobaczyli dwóch wychodzących chłopaków. Obaj mieli szerokie
uśmiechy na twarzy i nawzajem, jeden drugiego popychali.
- Co
robicie? – zainteresował się Potter i osuszywszy siebie i różowowłosego
partnera, rzucił się na trawę.
- Kto
wygrał? – zapytała Ann, ignorując jego pytanie.
-
Oczywiście, że ja! – Alex wypiął się dumnie, a Stev jęknął.
- Chciałbyś!
– prychnął książę i zmarszczył brwi. –Właściwie to był remis.
- No to się
nie wzbogaciliśmy! – zaśmiała się Megan i zabrała swojego galeona, a pozostali
poszli w jej ślady.
-
Założyliście się o to, który z nas wygra? – zdziwił się Potter.
-
Oczywiście, że tak. – odpowiedziała mu siostra. – Niestety nie dałeś mi
podwyższyć oszczędności, braciszku.
Harry
wzruszył ramionami i oparł głowę na kolanach partnera.
- Kochanie?
– zagadnął go Davis, wsuwając mu palce we włosy.
- Mhm?
- Próbowałem
kilku różnych zaklęć i nie mogę zlikwidować tego różowego obrzydlistwa.
Zamierzasz mi powiedzieć, jak mam się go pozbyć?
- Oczywiście.
– zielonooki uśmiechnął się szeroko, nie otwierając oczu.
- Więc? – ponaglił
go chłopak.
- Do
wieczora zniknie. – odpowiedział niechętnie zapytany, czując, jak Alex zaciska
pięści w jego włosach.
- I ja mam z
tym chodzić? – warknął.
Gryfon nie
zdążył się odezwać, bo Ann, Payton i Megan usiadły się wokół nich.
- Aleeeeeex
– zaczęła, uśmiechając się słodko Potterówna – Możemy ci zrobić warkoczyki?
Davis
spojrzał na nie bezradnie, ale kiwnął głową. Dziewczyny pisnęły głośno i zaraz
zabrały się do pracy.
- Współczuje
kumplu – mruknął Draco, starając się rozplątać te kilka warkoczy, które udało
się zrobić rudowłosej.
Ślizgon
westchnął i poddał się torturze.
Do kolacji
na jego głowie było przeszło sto, drobniutkich warkoczyków. Plecy ścierpły mu
strasznie, ale nie narzekał, bo dzięki temu jego włosy wyglądały znośnie.
Poprawił czarny T-shirt Harry’ego i razem z przyjaciółmi udali się w kierunku
zamku. W Wielkiej Sali rozdzielili się i każdy ruszył do swojego stołu. Potter,
przechodząc pomiędzy stołami, był witany przez wielu uczniów, których z imienia
nie rozpoznawał, ale z uśmiechem odpowiadał. Opadł na ławkę obok Neville’a i
przysunął do siebie miskę z jajecznicą.
- Jestem
głodny, jak wilk – mruknął nakładając sobie olbrzymią porcję.
- Widać –
odpowiedział Longbottom, patrząc na jego talerz. – Więcej można zobaczyć, tylko
u Rona.
- Błagam
cię, nie wspominaj mi o nim przy jedzeniu! – jęknął chłopak.
Neville
wzruszył ramionami i nalał sobie herbaty.
- Hej,
Potter! – przywitał się Jimmy Peakes, siadając naprzeciwko.– Kiedy trening?
- Jim! – skarciła
go Demelza, która właśnie się do nich zbliżyła. – Harry dopiero, co wyszedł ze
szpitala, a ty już go męczysz?
Peakes miał
tyle przyzwoitości, by zarumienić się pod spojrzeniem dziewczyny.
- Spokojnie
Demelzo. – zaśmiał się Harry. – Jutro jest niedziela, więc myślę, że możemy już
zacząć od siódmej rano, co wy na to?
- Dla mnie
bomba! – wykrzyknął chłopak.
-
Przekażecie pozostałym? Ja niestety muszę iść na szlaban.
- Nie ma
problemu – uśmiechnęła się do niego dziewczyna i zajęła miejsce koło Jimmiego.
Książę
dokończył szybko jedzenie i wstał. Pożegnał się z przyjaciółmi, a widząc
podnoszącego się Alexa, ruszył do wyjścia. W milczeniu skierowali się do
gabinetu wicedyrektorki.
- Dobry
wieczór! – powiedzieli równocześnie, gdy tylko otrzymali pozwolenie, na
wejście.
- Dobrzy
wieczór, panowie. – odpowiedziała kobieta i wskazała im dwa krzesła przed
biurkiem.
Obaj chłopcy
opadli na nie, czekając na instrukcje.
- Dzisiejszy
szlaban, nie będzie taki zły. – powiedziała i spojrzała na nich, znad
trzymanych papierów. – Drugoroczni Puchoni, podczas wczorajszych zajęć,
zdemolowali mi trochę klasę, liczę, że się tym zajmiecie. Chodźcie za mną.
Gryfon i
Ślizgon posłusznie wstali i ruszyli za proferosrką.
Zobaczywszy,
w jakim stanie jest klasa, aż zachłysnęli się powietrzem. Trochę to było małe powiedziane. Musiał tutaj być niemały wybuch,
żeby doprowadzić pomieszczenie do takiego stanu.
- Pan, panie
Potter, uporządkuje biblioteczkę. – wskazała na półkę, pod którą leżały sterty
ksiąg. – I później, jeżeli skończy pan wcześniej, może pan pomóc panu Davisowi
w sprzątaniu reszty sali. Czy to jasne? – Gdy chłopcy kiwnęli głowami
wyciągnęła obie dłonie. – Poproszę wasze różdżki.
Bez
sprzeciwów je oddali, a gdy tylko kobieta wyszła opadli na najbliższą ławkę.
- No to
czeka nas trochę pracy. – mruknął Alex.
- Jak tylko
skończymy, chyba podziękuję na kolanach Nickowi, za nauczenie nas magii
bezróżdżkowej. – westchnął Harry.
- Ani mi się
waż! – warknął Davis, mrużąc oczy.
Wybraniec
zaśmiał się i cmoknąwszy towarzysza w policzek, ruszył w kierunku regału.
Rozdział
poprawiony 01.02.2018
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, cudownie są te ich sprzeczki, och wspaniale się bawili, pewnie dla Mcgonagall to był traumatyczny widok...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza