środa, 31 stycznia 2018

28. Pod pętlą

Atmosfera w pętli była bardzo spokojna. Tutaj na ten krótki czas byli bezpieczni od wojny, jednak zajęcia jakie codziennie tutaj wykonywali skutecznie uświadamiały ich, że wojna wciąż trwa i muszą ćwiczyć, żeby stawić jej czoła. Tym razem szkolenie miało przejść tylko dziesięć osób, eliksir wytypował trzech zielonych, dwóch brązowych, czterech czerwonych i jednego czarnego. Szkolenie czarnego odbywało się na zamku królewskim w Mrocznym Mieście, a James zanim założył pętle poprosił syna, aby to on nauczył kadeta walczyć bronią białą.
- JA? - zdziwił się chłopak - Dlaczego ja?
- Większość z naszych ludzi jest teraz porozsyłanych na misjach, zarówno w normalnym świecie, jak i w Wymiarze Ras Magicznych. Szkolenie czarnych odbywa się tu, dlatego, że brak nam nauczycieli, a po za tym, jak będziesz miał zajęcie to będziesz mniej myślał o Alexie.
Harry nie miał kontrargumentu na stwierdzenie Rogacza, więc niechętnie się zgodził.
- No, okey... Jak mówisz, że podołam...
- Podołasz na sto procent!

Wszedł do Sali, gdzie ostatnio był na swoim zaprzysiężeniu, rozejrzał się dookoła i odetchnął głęboko, miał wrażenie, że minęło tyle czasu odkąd on przechodził szkolenie, a raptem były to trzy miesiące. Podczas rozpoczęcia stał spokojnie w cieniu, mając Syriusza i Remusa po obu swoich stronach. Jednym uchem słuchał ojca, rozglądając się że znudzeniem dookoła, chciałby już być gdzie indziej. Ciężko mu było z myślą, że zostawił Alexa w Hogwarcie, ale pocieszał się tylko tym, że chłopak odczuje to jako cztery godziny, a nie tyle co on.
- ... na koniec - mówił James – w skład drużyny czarnych, pod dowództwem Harry'ego Pottera...
- Że co kurwa? - młody książę otrząsnął się momentalnie.
Łapa zdzielił go z łokcia w brzuch, tłumiąc śmiech, a Lunatyk podał mu jedna czarna szatę.
- ... należeć będzie Christopher Rogers – wampir, a jego czteroletnie szkolenie odbędzie na terenie tego zamku - zakończył swój wywód James.
Trenerzy skupiali swoich uczniów przy sobie i pospiesznie opuszczali sale. Jasnowłosy Christopher, jednak wciąż trwał na środku sali, ponieważ nikt nie wskazał mu, który z czarnych to Harry Potter. Rozglądał się zdezorientowany po sali, aż natrafił na szare oczy mężczyzny, który przywołał go do siebie.
- Witaj, nazywam się Syriusz Black i będę odpowiedzialny za twoja śliczna główkę podczas tego szkolenia. Chodzi mi rzecz jasna o nauki umysłu. – wyszczerzył się do niego. – Oczywiście powinien Ci to powiedzieć, twój jakże uroczy...
- Kurwa, kurwa...
- ... I opanowany...
- ... Ja pierdole, czy on myśli?!
- ... oraz spokojny opiekun, jeśli się tylko opanuje. – zakończył z szerokim uśmiechem Łapa.
- Sam się opanuj imbecylu. – Harry zdzielił go z otwartej dłoni w potylice, czym jeszcze bardziej rozbawił zwijającego się że śmiechu Lunatyka. – Opanuj się wilczku, bo pomyślę, że coś brałeś. – spojrzał na niego z uniesiona brwią, a Remus starał się wyglądać na skruszonego. – Wybacz tą zwłokę, ale to wszystko ich wina, plus pewnego króla wampirów, który wprowadził mnie w stan, zwany szokiem. – zwrócił się do młodego kadeta. – Nazywam się Harry Potter i wygląda na to, że od dziś będę za Ciebie odpowiedzialny.
- Witaj, książę. – Christopher pochylił lekko głowę.
Młody Potter jęknął głośno z rozpaczy, na co Lunatyk i Łapa, którzy się im przysłuchiwali, ponownie wybuchnęli śmiechem.
- Proszę, tylko nie książę! – Rogers zaśmiał się i skinął głową. – Chodźmy do siedziby czarnych to ci wszystko wytłumaczę, bo w ich towarzystwie nie da się skupić. – skinął na ucznia i wyszli.


Pierwsze dni szkolenia minęły bez rewelacji. Christopher zmuszany był do ciężkiego wysiłku, by stać się godnym noszenia czarnej szaty. Ku rozpaczy ucznia i radości trenera, Marcus Parker był odpowiedzialny za zajęcia fizyczne. Rogers wiele słyszał o tym człowieku i cholernie bał się lekcji z nim. Natomiast Potter z uśmiechem powitał byłego nauczyciela i chętnie brał udział w treningach. Harry oprócz Walki Bronią Białą, wziął też na swoje barki animagię i magie bezróżdżkową. Ponadto, jako opiekun Chrisa był odpowiedzialny za to, żeby monitorować jego postępy i zdawać raport królowi. Swój czas dzielił pomiędzy zajęcia z Christopherem, Joshem, a także na pobyt w bibliotece planując szczegółowo swoja wyprawę. Przejrzał wiele ksiąg i był niemal pewien, gdzie jest sztylet Tytusa. Pozostało mu tylko rozgryźć jakie zabezpieczenia go chronią i przygotować się na możliwe niespodzianki po drodze.


W drugi rok po założeniu pętli, gdy jego wyprawa była szczegółowo zaplanowana i skonsultowana z ojcem, Lunatykiem i Łapą, postanowił się zając jeszcze jedną sprawa. Również priorytetową. Zamierzał włączyć się w poszukiwania rodziców Alexa. W tym celu spotkał się z Ethanem Davisem i kilkoma innymi wampirami, pewnego wieczoru nad mapą całego Wymiaru Ras Magicznych. Przy pomocy Davisa wykreślili miejsca, które są już przeszukane, a czerwonym kolorem zaznaczyli te, które trzeba jeszcze sprawdzić.

Harry spędzał możliwie, jak najwięcej czasu z synkiem. Także jego duma była niewyobrażalna, gdy jego pierwszym słowem było "tata". Przytulił chłopczyka mocno, żałując, że Alexa tu nie ma.

Na trzecie urodziny malec dostał dziecięca miotełkę, ku rozpaczy Dorei i Lily, które goniły go po zamku przez pół dnia.

Na jednym z czwartkowych spotkań z Davisem, mężczyzna załamał ręce. Był zrozpaczony bo z poszukiwaniami byli w martwym punkcie. Wierzył jednak, że jego brat i bratowa, jak i wielu innych obywateli Wymiaru, żyją i nie zamierzał spocząć dopóki ich nie odnajdą.
- A co jeśli robimy to źle? - zapytał nagle Harry.
Ethan zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli?
- Szukamy tylko w oczywistych miejscach, w jaskiniach i grotach, których wejścia widać już z daleka, do których każdy mógł wejść. Porywacze, ukrywając ich mieli na celu to, żeby nie zostali odnalezieni, także to musi być jakieś miejsce, którego wejście jest niewidoczne lub umiejętnie ukryte. Przykładowo taka jaskinia w dżungli, która pokazuje się przy naciśnięciu odpowiedniego konaru lub jaskinia, której wejście pokazuje się po upuszczeniu krwi...
Davis pokiwał głowa z uznaniem.
- Masz racje! Musimy się skupić na tym, czego nie widać.
- Jak myślisz, od czego możemy zacząć? – zapytał go Harry.
- Od pałacowego archiwum. – stwierdził ze startu Ethan. – W Magicznym Wymiarze, wiele z takich grot zostało już odkryte i opisane, jednak ludzie o tym zapominają.
Potter pokiwał głową.
- Bierzmy się do pracy.

Miesiące zajęło im wynalezienie tych miejsc, jednak nie poddawali się. Potter teraz przeznaczał na sen mniej więcej dwie – trzy godziny, bo więcej nie był w stanie. Trenował z Christopherem, opiekował się Joshem i każdą wolna chwile poświęcał na poszukiwania, z niczego nie zamierzał rezygnować, a byli coraz bliżej celu. W końcu znaleźli kilka takich miejsc. Dogłębnie je przeanalizowali i dzięki temu znaleźli to odpowiednie. Byli niemal w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewni, że to tam. Do zdjęcia pętli czasu pozostał miesiąc i przez ten czas postanowili dokładnie zaplanować akcje ratunkową. Nie chcieli iść bez przygotowania, żeby lata poszukiwań poszły na marne i jednogłośnie stwierdzili, że Alexander chciałby w tym uczestniczyć. Dwa dni przed inicjacją poszli do Jamesa z dokładnymi notatkami i wytycznymi, aby mógł dobrać odpowiednich ludzi do tej misji. Harry nie chciał słyszeć o tym, że on ma nie iść, co dosadnie przedstawił ojcu. James pokręcił głową zrezygnowany, ale się zgodził.


W dzień inicjacji Harry siedział w komnatach drużyny czarnych, na zamku w Mrocznym Mieście, obserwując zestresowanego rówieśnika, za którego był odpowiedzialny podczas ostatnich czterech lat. Chłopak z platynową czupryną spacerował tam i z powrotem po pokoju, za nic mając prośby Harry'ego by usiadł.
- Chris, bo wydepczesz dziurę w dywanie. – powiedział.
- To zlituj się nade mną i powiedz na czym polega inicjacja! – jęknął chłopak z rozpaczą.
- Nie - rzucił Harry z cwanym uśmiechem.
- To ja nie usiądę! – odpowiedział niczym pięciolatek i powrócił do spaceru.
Potter uniósł jedna brew i machnął ręką w stronę ucznia. Rogers podskoczył z krzykiem i złapał się za tyłek.
- Zaklęcie żądlące? – spojrzał na księcia z wyrzutem.
Harry pokiwał głową z uśmiechem, a w chwili, gdy chciał odpowiedzieć otwarły się drzwi i wszedł przez nie Syriusz w czarnej szacie.
- Już czas. – powiedział.
Potter kiwnął głowa i wstał. Cala trojka założyła na twarze czarne maski i zarzuciwszy na głowę kaptury, opuścili pomieszczenie.


Na wieczornej uczcie, gdy tylko Christopher został wyściskany przez rodziców, wyruszył na poszukiwania swojego trenera i ... Przyjaciela? Tak, bez oporów mógł stwierdzić, że przez te cztery lata zaprzyjaźnił się z księciem i uważał go za swojego przyjaciela. Wyszedł na taras i tam go dostrzegł. Te cztery lata zmieniły nie tylko sylwetkę Rogersa. Mimo, iż Harry był już umięśniony, tkanka mięśniowa jeszcze bardziej mu się powiększyła, a kondycja, zaniedbana przez dwa miesiące Hogwartu poprawiła. Potter bawił się z czteroletnim chłopcem, wyczarowując mu z baniek mydlanych rożne zwierzątka. Chłopczyk zgadywał, co to za zwierze, a później z radością je przebijał.
- Konik! – zawołał Josh i przebił bankę.
- Świetnie! – pochwalił go Harry z uśmiechem wyczarowując kolejną.
- Kotek! – szybko odgadnął malec i usłyszał brawa od strony wejścia.
Brązowe oczka z zainteresowaniem spojrzały na przybysza.
- Mama już się tobą nacieszyła? – zakpił Harry biorąc chłopca na kolana.
Jakiś czas temu widział, jak Naomi Rogers ściskała syna z radością.
- Daj spokój! – żachnął się chłopak. – Myślałem, że mnie udusi.
Potter pokiwał głowa ze śmiechem.
- Nie martw się, nie tylko ty przez to przechodziłeś.
- Nie pocieszasz mnie.  – warknął po czym wyraz jego twarzy złagodniał. – W sumie to strasznie za nią tęskniłem, chociaż do czasu szkolenia nie zdawałem sobie z tego sprawy. Jest strasznie nadopiekuńcza i dopiero czteroletni pobyt tutaj uświadomił mi, jak bardzo ją kocham.
Harry pokiwał smętnie głowa.
- Nigdy cię o to nie pytałem, ale ty też kogoś zostawiłeś poza pętlą, prawda? – zapytał Chris, patrząc na wyraz twarzy Gryfona.
- Tak. – westchnął Potter. – Partnera, ale dzięki Merlinowi już jutro go zobaczę.
- Nie chciał iść z tobą?
- Chciał, ale...
- Tatusiu... - przerwał mu zmęczony głosik.
Młody książę spojrzał w dół.
- Tak?
- Śpać... - mały królewicz zasypiał na jego kolanach.
- Wybacz, dokończymy później. – Harry wstał i spojrzał przepraszająco na Christophera.
- Nic nie szkodzi. – Rogers też wstał i odprowadziwszy księcia do wyjścia pożegnali się.
Potter dotarł do swoich komnat i po błyskawicznej kąpieli położył się razem z chłopcem do swojego łoża. Nie widział sensu w swojej dalszej obecności na przyjęciu. Joshua zasnął pierwszy, a jego sen zmorzył niedługo po nim.

Następnego ranka już o 8 byli na nogach. Harry spokojnie tłumaczył chłopcu, że dzisiaj musi wrócić do szkoły i na razie nie będzie spał na zamku.
- Ale wlóciś do mnie, plawda? – malec spojrzał na niego że smutną minką.
- Oczywiście, kochanie. – Harry wziął go na ręce i przytulił mocno. Przez te cztery lata zdążył się przyzwyczaić do jego ciągłej obecności. – Jak mi się uda to jeszcze dziś.
Joshua uśmiechnął się szeroko i małymi rączkami objął mocniej szyje Harry'ego.

Postanowili dołączyć do reszty mieszkańców pałacu, schodząc na śniadanie.
- Dzień dobry. – przywitał się Gryfon i z chłopcem na rękach podszedł do matki i babci, całując obie w policzek.
Reszcie skinął głową na powitanie i usiadł. Josh zapierał się jak mógł, żeby tylko śniadanie zjeść na kolanach Harry'ego.
- No już dobrze. – zielonooki uśmiechnął się do chłopca i zaczęli jeść.
Po posiłku pożegnał malca i że smutkiem podał go Lily. Razem z ojcem, Ethanem i Syriuszem przeszedł do holu, gdzie mężczyźni zdjęli pętle czasowa.
- Porozmawiam z Alexem i najprawdopodobniej wpadniemy wieczorem. – poinformował ich i zniknął.

Pojawił się na skraju zakazanego lasu. Rzucił Tempus, by zorientować się, która godzina. 12.01. Idealnie. W Mrocznym Mieście minęły cztery lata, a tu cztery godziny. Była niedziela, wiec ruszył na poszukiwanie przyjaciół. Podejrzewał, że Alex już jest po szlabanie, wiec najpierw chciał znaleźć jego. Cztery lata to cholernie dużo... Wszedł do zamku, mijając uczniów, którzy wolny dzień postanowili spędzić na świeżym powietrzu. Krążył po pustych korytarzach szukając chłopaka. Miał już zamiar wysłać do niego wiadomość, gdy ktoś wskoczył mu na plecy powalając na podłogę.
- Cześć, braciszku! – usłyszał przy uchu melodyjny głos siostry.
- Ann, cholera, złaz ze mnie! – jęknął i zrzucił ja z siebie.
Dziewczyna upadła z głośnym piskiem kawałek dalej, a Harry wstał, otrzepał się i odwrócił. Ann przyszła tu z Draco, Stevem, Johnem i Megan.
- Cholernie dobrze was widzieć. – rzucił z uśmiechem.
Odpowiedział mu głośny śmiech.
- Ciebie też, stary. – rzucił Stev i poklepał go po ramieniu. – Przewiduje, że znów zrobisz zamieszanie – wyszczerzył się do niego.
Harry spojrzał na niego zaskoczony.
- Nie mów, że nie wiesz o co chodzi. – zdziwił się John, a gdy Harry pokręcił głową dodał. – Cztery lata zrobiły swoje z twoim wyglądem, więc znów będziesz na językach całej szkoły.
- Nieeee! – zawył Gryfon z udawaną rozpacza, a przyjaciele wybuchnęli śmiechem. – Widzieliście Alexa? – zapytał, gdy się uspokoili.
- Nie. – odpowiedział Draco. – Zaraz się dowiem, gdzie jest.
Wysłał szybka wiadomość i po chwili miał odpowiedź.
- Idzie już. – poinformował ich, patrząc na dłoń.
Potter okręcił się i patrzył z wyczekiwaniem na wylot korytarza. Dosłownie po paru minutach pojawił się tam brązowowłosy chłopak, ubrany w czerni.
- Alex...
Harry w paru krokach pokonał dzielącą ich odległość i bez zbędnych słów wpił się w usta ukochanego, słysząc gwizdy przyjaciół za plecami.
- Tęskniłem. – szepnął zachrypniętym głosem, gdy się od niego oderwał.
- Czy uwierzysz, że mimo iż widziałem cię wczorajszego wieczoru, to też tęskniłem? – odpowiedział szeptem Davis.
Potter uśmiechnął się w odpowiedzi i przytulił mocno chłopaka.
- Nigdy więcej! – powiedział tylko i go puścił.
Odwrócili się i razem podeszli do przyjaciół.
- A gdzie reszta? – zapytał z zainteresowaniem Alexander.
- Gdzieś wybyli. – Megan wzruszyła ramionami.
- Zbierzmy się wszyscy w Pokoju Życzeń bo nie chce mi się kilka razy powtarzać, co robiłem przez te cztery lata. – zaproponował Harry.
Potterówna skinęła głową i powiadomiła Payton o spotkaniu, Steven natomiast szybko poinformował Deana. Dziesięć minut później cała dziewiątka siedziała na wygodnych, czarnych fotelach w magicznej komnacie, która teraz miała przyjemny odcień brązu.
- No więc? - Clark spojrzał na niego z wyczekiwaniem.
- Nie zaczynamy zdania od „więc”. – Harry pokazał mu język, na co wszyscy się zaśmiali. - To były bardzo owocne cztery lata. – zaczął swoją opowieść.
Opowiedział przyjaciołom o momencie, jak przybył do Mrocznego Miasta, o decyzji Jamesa, o jego zaskoczeniu na rozpoczęciu szkolenia. O samym szkoleniu i o swoim uczestnictwie w nim. Opowiedział im też co nieco o Christopherze, a Megan uznała go za ciekawego poznania. Harry westchnął i postanowił im powiedzieć o swojej wyprawie.
- Wiecie... W piątek przed założeniem pętli byłem na zamku. Oprócz tego, o czym wam powiedziałem, czyli o pozwie na Dumbledore'a i Dursleyów, dowiedziałem się czegoś... Tata z Syriuszem i Remusem prowadzili poszukiwania, które miały na celu znalezienie czegoś na Voldemorta. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że Riddle przed laty przeprowadził Mroczny Rytuał, który połączył jego duszę z demonem. Demon zapewnia mu nieśmiertelność i to jego wynikiem jest obecny wygląd lordziny. W zamian za to Riddle miał zabić kilka niewinnych osób w ciągu miesiąca, bo tym żywił się potwór. Jednak chyba za bardzo zaczął się lubować w moderstwach. Mniejsza z tym. – powiedział szybko widząc minę dziewczyn.- Wiele lat temu, ten demon istniał naprawdę. Legendarny władca Rzymu, Tytus, który był czarodziejem posiadał sztylet o magicznych właściwościach, dzięki czemu zesłał stwora do otchłani piekieł. Tylko z jego pomocą możemy unicestwić Voldemorta.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytał cicho Alex.
- Zamierzam znaleźć ten sztylet. – powiedział z mocą Harry. – Przez dwa lata prowadziłem poszukiwania i teraz jestem pewien, gdzie jest ukryty. Nie wiem tylko, jakie ma zabezpieczenia i jakie niespodzianki czekają mnie po drodze.
- Kiedy wyruszasz? – odezwała się Ann.
- W przerwę świąteczną.
W pokoju zapadła cisza.
- Jest coś jeszcze, prawda? – odezwał się nagle Alex.
- Prawda. – rzekł cicho Potter. – I jest to coś, co dotyczy bezpośrednio ciebie. Znaleźliśmy miejsce, gdzie mogą być twoi rodzice.
Alexander spojrzał na niego w szoku, a pozostali otwarli usta ze zdziwienia.
- Akcja ratunkowa jest już szczegółowo zaplanowana, jednakże z jej realizacją chcieliśmy czekać na ciebie, bo domyślaliśmy się, że chciałbyś w tym uczestniczyć.
Ślizgon nic nie powiedział, ale w jego oczach widać było wdzięczność.
- Harry, a jak tam Josh? Masz jego jakieś aktualne zdjęcie? – zmieniła temat Ann, dając Ślizgonowi czas na ochłonięcie. – No co?! – zapytała oburzona, gdy Payton dźgnęła ją łokciem w brzuch. – Chcę wiedzieć, jak się chowa mój bratanek, nie?
Tym jednym zdaniem rozładowała atmosferę i towarzystwo wybuchnęło śmiechem. Młody książe wyciągnął z kieszeni zdjęcie synka i podał siostrze.
- Jaki słodki! – zawołała Rudowłosa.
Na fotografii widać było czteroletniego malca z jasną karnacją. Roztrzepane czarne włosy powiewały na wietrze, a brązowe oczka śledziły z radością lot bańki mydlanej w kształcie słonia.
- Z tą ciemną czupryną i brązowymi oczami mógłby uchodzić za waszego syna. – zauważyła spokojnie Payton, patrząc na siedzących obok siebie Harry'ego i Alexa..
Davis wyciągnął dłoń po zdjęcie i otrzymawszy je, przyjrzał się chłopcu w milczeniu. Na jego twarz powoli wpłynął uśmiech.
- Dzięki zaklęciu adopcyjnemu Joshua ma moje włosy i prawie takie same rysy twarzy. – zdradził im Harry. – Jednak kolor oczu i karnację ma po swoich biologicznych rodzicach.
- Jednak to nie zmienia faktu, że wygląda jak wasz syn.
- Nie, nie zmienia. – nie zaprzeczył Gryfon z uśmiechem.
Długo jeszcze rozmawiali, śmiejąc się i żartując. Na kolacje poszli w radosnych humorach i tak jak podejrzewali w Harry'ego wlepione były miliony spojrzeń.
- Czuje się jak okaz w zoo! – jęknął chłopak, siadając z przyjaciółmi przy stole Slitherinu.
Draco poklepał go współczująco po ramieniu i wzięli się za posiłek. Przez cały czas, gdy jadł, czuł na sobie spojrzenia innych. Jednak gdy tylko podnosił wzrok, winowajcy wpatrywali się w swoje talerze.
- Odechciało mi się jeść. – powiedział i odsunął talerz.
Wstał, a za jego przykładem poszła Ann i Alex. Cała trójką wyszli z Wielkiej Sali i skierowali się na błonia. Gdy byli pewni, że nikt ich nie obserwuje przenieśli się do Mrocznego Miasta. Alexander trzymał się Gryfona, by dzięki niemu przenieść się bezpośrednio do pałacu. Wylądowali w holu i szybko udali się do salonu.
- Tatuś! – usłyszeli od progu i zobaczyli małego chłopca pędzącego w ich stronę.
- Witaj, smyku! – przywitał go Harry z czułością porywając na ręce.
Przytulił go mocno i pocałował w czółko. Potterowie, Syriusz, Remus, Ethan i dwójka Hogwartczyków przyglądała się im z uśmiechem.
- Cześć ponownie! – zawołał zielonooki do pozostałych i zajął miejsce koło matki.
Lily wstała i uściskała Ann. To był pierwszy raz, kiedy tak długo nie widziała córki.
- Witaj, Alex. – przywitała Ślizgona i ku jego zdziwieniu też go przytuliła.
- Dobry wieczór. – odpowiedział i przywitał pozostałych.
Zajął miejsce obok wuja, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
-Czyli już wiesz?
-Tak, kiedy wyruszamy? – zapytał z zapałem.
- Powoli! – pohamował jego zapał Ethan. – Najpierw trzeba wymyślić, jak was zabrać ze szkoły.
- Chyba mam pomysł – odezwał się Syriusz.
- Bójcie się! – mruknął Harry i został obdarzony ostrym spojrzeniem chrzestnego. - Długo nad tym myślałeś, Łapciu?
Black warknął głośno.
- Weźcie go, bo mu coś zaraz... - rzucił, na wyszczerzonego w szerokim uśmiechu chrześniaka.
- Syriuszu, Harry, uspokójcie się. – upomniała ich Lily – Chciałeś coś powiedzieć. – zwróciła się do przyjaciela.
Animag kiwnął głową.
- Jak i tak mam go zabrać, na rzekome bliższe poznanie się, to mogę to zrobić już w przyszłym tygodniu. Przykładowo w czwartek, mając zgodę od prawnego opiekuna Alexa – wskazał palcem na Ethana – zabiorę również jego, żeby lepiej poznać partnera mojego chrześniaka.
- Banalne, ale może przejść. – zgodził się James.
- To akcja na przyszły weekend? – upewnił się Ethan z uśmiechem. – Nie mogę się doczekać! – powiedział, gdy król skinął głową.
Przytulił z radością bratanka, który również się uśmiechał.
- Już niedługo...
Joshowi widocznie znudziło się siedzenie bo zsunął się z kolan Harry'ego i zaczął krążyć po jadalni, zaglądając w najmniejsze kąty. Gryfon w pewnym momencie stwierdził, że chłopczyk jest pod komodą.
- Josh, czego tam szukasz? – zapytał z zainteresowaniem, pochylając się by spojrzeć na królewicza.
- Nić, tatuś! – zawołał z pod mebla.
- Joshua wyjdź stamtąd, tam jest brudno! – zawołała Lily.
- No ide psecies! – usłyszeli odpowiedź i zaśmiali się.
Po chwili usłyszeli krzyk radości i z pod szafy wyłonił się chłopczyk, brudny od stóp do głów, a w ręce dzierżył swoją dziecięcą miotełkę.
- Tylko nie to… – powiedziała pani Potter z rozpaczą i zasłoniła oczy dłonią.
Po chwili w salonie było słychać tylko śmiechy chłopca, krzyki babci i trzaski spadających naczyń i mebli.


Rozdział poprawiony 21.02.2018




1 komentarz:

  1. Hejka, hejka,
    wspaniale, no uśmiałam się z tego wywodu Harrego to było boskie jak jest opanowany i uroczy, czyżby Lili i Dorea sprzątnęły tą miotełkę Joshuy?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń