środa, 31 stycznia 2018

21. Magia z wnętrza

Od wypadku minęło pięć dni, a Harry nadal był nieprzytomny. Alex najchętniej nie odchodziłby w ogóle od jego łóżka, ale dyrektor zagroził mu wyrzuceniem, jeśli się nie ruszy. W zamian całe dnie spędzała przy nim Ginny Weasley i to za wyraźną zgodą Dumbledore’a ‘Przecież ona go tak kocha, pozwólmy jej’. Za każdym razem, jak Davis widział przy łóżku ukochanego tą ‘rudą wywłokę’, jak ją określał, miał ochotę ją przekląć. Pani Pomfrey też starała się utrudniać, jak tylko może odwiedziny Ginerwy, co niekoniecznie podobało się piątoklasistce. Nie znała wszystkich faktów, ale czuła, że Weasleyowie albo się zmienili, albo zrzucili maski i przestali grać.

Szóstego wieczora od wypadku, gdy już dawno była cisza nocna, Alexander wraz z Lily czuwali przy łóżku księcia. Chłopak wyglądał jakby spał, chociaż zdradzała go nienaturalna bladość. Cały czas leżał w tej samej pozycji i tylko unosząca się klatka piersiowa świadczyła o ty, że Harry jeszcze żyje. Ślizgon kończył właśnie opowiadać pani Potter, co działo się w szkole i jak denerwuje go zachowanie Gryfonki z piątego rocznika.
- Nawet Ann nie pozwala siedzieć przy Harrym tyle, co pozwala tej… Tej… Rudej żmii!
- Nie denerwuj się, Alex – kobieta położyła mu uspokajająco dłoń na ramieniu, Davis przypadł jej do gustu i zaakceptowała go jako swojego przyszłego zięcia. – Jak tylko Harry się obudzi pokaże jej, gdzie jest miejsce takich jak ona. Myślę, że nie zostawi tego tak.
Brązowooki skinął głową i spojrzał na swojego ukochanego.
- Mam nadzieję, że to nastąpi niedługo – pogładził go palcem wskazującym po policzku. – Nie mogę znieść jego takiego… Takiego bezbronnego… - odwrócił głowę i przełknął ledwością ślinę w jego oczach znowu zaczęły zbierać się łzy.
- Wszyscy mamy, taką nadzieję. – szepnęła tylko matka Wybrańca, gładząc syna po włosach.
Resztę nocy przesiedzieli w milczeniu, a gdy tylko zaczęło wschodzić słońce pożegnali się i Lily wróciła do pałacu, a Alexander, rzucając partnerowi ostatnie spojrzenie, do dormitorium. W Pokoju Wspólnym zastał Draco, który gdy tylko przekroczył próg spojrzał na niego pytająco.
- Bez zmian. – mruknął siadając obok niego na kanapie.
Malfoy westchnął i założył ręce za głowę.
- To, co zrobimy? – Zapytał przyjaciela.
- My nic – powiedział powoli.
Oni nic nie mogli zrobić, nie wiadomo ile by nie próbowali. Ale przecież ktoś musi być! Muszą być jakieś metody! Przecież jeden zatruty sztylet nie może pozbawić ich najlepszego wojownika. Ktoś musi coś wiedzieć. Ale kto? A gdyby tak… Jego twarz nagle rozjaśnił uśmiech.
- A gdybyśmy poprosili Stevena i Phillipa, żeby zapytali wśród swoich?!
- Że też wcześniej na to nie wpadliśmy! – Krzyknął Draco i poderwali się na nogi. Sam był elfem, ale to Clark od dziecka wychowywał się w wiosce i lepiej znał tamtejszych magów.
Wybiegli z Lochów i zaczęli się wspinać ku wieży Gryffindoru. Nie mieli czasu do stracenia! Przy obrazie, ku swojemu zadowoleniu spotkali rodzeństwo Weasley.
- Czego tu chcecie?! – warknął Ron, gdy tylko ich zobaczył.
- Nie martw się Weasley, od ciebie nic. – odpowiedział ironicznie Draco. – Zamierzamy prowadzić inteligentną rozmowę.
- Wątpimy, żebyś zrozumiał, choć jedno słowo, które powiemy, więc… - Alex zamilkł i teatralnie rozłożył ręce.
- Coście powiedzieli?! Wy… Gnidy! Śmierciożercy! Takich, jak wy, w ogóle nie powinno się tu wpuszczać! – Ronald zaciskał coraz bardziej pięści, a twarz przybrała mu kolor włosów.
- Wiesz, co Weasley? – zagadnął go, na pozór uprzejmie Draco. – Gdyby nas tu nie wpuścili to byśmy się jakoś wybili w społeczeństwie. Mamy i pieniądze i inteligencje. A ty? Nie masz niczego i niczym jesteś. Przez pięć lat żyłeś w cieniu Wybrańca i żerowałeś na jego sławie i pieniądzach. Na szczęście Harry poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, na kim się nigdy nie zawiedzie – spojrzał na nich, uśmiechając się sarkastycznie.
- Ty!!! – Gryfon już nie wytrzymał i rzucił się na dwóch Ślizgonów.
- Petrificus Totalus! – Alex machnął od niechcenia różdżką i rudzielec padł na podłogę. – I widzisz? – stanął nad nim – Zachowujesz się jak neandertalczyk, a nie czarodziej. Zero rozumu. Miałeś różdżkę idioto, a rzucasz się z pięściami.
Draco zaśmiał się, ale nie przestawał mierzyć czarodziejskim patykiem w Ginny.
- Otworzysz nam przejście, czy zamierzasz dołączyć do brata? – zapytał chłodno, unosząc jedną brew.
Ruda już otworzyła usta, żeby się sprzeciwić, gdy poczuła jak różdżka Alexandra wbija jej się między łopatki.
- Skaczące renifery, – mruknęła i portret się otworzył.
- Grzeczna dziewczynka. – pochwalił ją Draco. – Pogłaskałbym cię po głowie, ale boje się, że coś złapie.
- I pamiętaj – wciął mu się w słowo Davis, – Jeżeli polecisz na skargę my się o tym dowiemy.
- A wtedy twoje życie nie będzie sielanką. – kontynuował Draco. – Także, miłego dnia Weasley.
Nie patrząc już na rodzeństwo weszli do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Pomieszczenie było opustoszałe, w końcu było parę minut po piątej. Wspięli się po schodach prowadzących do dormitorium chłopców i znaleźli drzwi z tabliczką ‘szósty rocznik’. Otwarli i na palcach dotarli do łóżka Clarka. Weszli na materac, zasłonili kotary i wyciszyli.
- Steeeeev! – jęknął mu do ucha Draco. – Wstaaaaaaaaaaawaj!!!
Blondyn zamachnął się ręką i wsadził głowę pod poduszkę.
- Ckark! – wydarł się Alex. – Wstawaj! Potrzebujemy pomocy.
Gryfon odchylił róg poduszki i otwarł jedno oko.
- I nie mogło to poczekać do śniadania? – zapytał zachrypniętym od snu głosem.
- Tu chodzi o Harry’ego! – poinformował go Davis.
Steven od razu usiadł, przy okazji uderzając łokciem w brzuch Malfoya.
- Co mogę zrobić?
- Udaj się do swojej wioski, dowiedz się, popytaj, może jakieś elfie metody zdołają mu pomóc. My w swych szkoleniach nie dowiedzieliśmy się przecież wszystkiego. – odpowiedział brązowowłosy Ślizgon.
- Dobrze. – Stev kiwnął głową i od razu zaczął wyplątywać się z pościeli.
- W razie, czego to po ciszy nocnej bądźcie u Haryy’ego w Skrzydle Szpitalnym. – poradził mu kolega z drużyny – my znikamy. Chcę jeszcze oto samo prosić Phillipa, Mroczne Elfy też mogą znać jakieś sztuczki.
Elf kiwnął głową i pożegnał dwóch Ślizgonów.
Draco i Alex opuścili wieżę Gryfonów i zbiegli szybko po schodach, do holu. W ciemnej niszy rzucili na siebie kameleona i wyszli na błonia. W błyskawicznym tempie dotarli do bijącej wierzby i już po chwili wchodzili do Wrzeszczącej Chaty. Znieśli zaklęcie niewidzialności i przenieśli się do Magicznego Wymiaru, po zniesieniu blokady nałożonej przez Dumbledora, rodzice Straita zapisali go do szkoły w mieście Mrocznych Elfów. Chłopak nie był za bardzo zadowolony z tej opcji bo nie chciał rozstawać się z kolegami, ale dzięki temu mógł codziennie wracać do domu i widywać matkę i siostrę, które poznawał każdego dnia coraz bardziej. Przenieśli się wprost do jego pokoju. Alex, jako członek drużyny Czarnych i jego przyjaciel miał takie przywileje, więc Draco po prostu przeniósł się z nim. Phillip był raczej pod prysznicem, ponieważ jego łóżko było puste, a za drzwiami słychać było szum wody. Usiedli na łóżku i postanowili poczekać, rozglądając się ciekawie po pokoju. Pomieszczenie było małe, w odcieniach brązu i beżu. Mialo dwie pary drzwi, jedne do łazienki, a drugie jak podejrzewali na korytarz. Naprzeciwko drzwi łazienkowych było okno, po prawej którego stała ogromna szafa na ubrania. W kącie naprzeciwko wyjścia było duże, dwuosobowe łóżko, aktualnie nie pościelone a obok niego stało biurko, na który stał plecak elfa. Na środku pomieszczenia leżał mały dywan, a ściany były poobwieszane mnóstwem zdjęć Phillipa czy to z rodziną, czy z przyjaciółmi. Po dziesięciu minutach drzwi się otwarły i wszedł Strait, owinięty ręcznikiem na biodrach. Przystanął ze zdziwienia widząc dwóch gości.
- Cześć. – podrapał się z zakłopotaniem po mokrych włosach. – Co tu robicie? Co z Harrym?
- Właśnie w tej sprawie przyszliśmy. – zaczął Malfoy.
- Tak? – Zainteresował się pół Mroczny Elf, siadając we fotelu stojącym koło okna.
- Chcieliśmy cię prosić, abyś popytał wśród Mrocznych o ich zaawansowane metody leczenia – wyjaśnił Alex – Może im się uda wymyślić coś, co będzie wstanie pomóc Harry’emu.
Phillip kiwnął głową.
- Postaram się zrobić, co w mojej mocy.
- Będziemy cie oczekiwać przed północą, w Skrzydle Szpitalnym Hogwartu. – poinformował go Davis i wstał.
Pożegnali się z chłopakiem i zniknęli. Pojawili się na powrót we Wrzeszczącej Chacie. Takim samym sposobem, jak poprzednio, dostali się do zamku. W milczeniu udali się na śniadanie. Przy stole Gryffindoru siedział już Weasley rzucając im nienawistne spojrzenia. Nie zwracając na niego uwagi zasiedli przy swoim.
- Mam nadzieję, że ktoś coś wymyśli – mruknął brązowowłosy nalewając sobie kawy.
- Ja też. – odpowiedział Malfoy patrząc sceptycznie na chłopaka. – Wiesz, że długo nie pociągniesz na samej kawie, prawda? Sen też jest potrzebny.
- Wyśpię się, ale jeszcze nie teraz – rzucił Alexander i zasłonił usta, próbując stłumić ziewnięcie.
- Alex, nie śpisz już szósty dzień! Tak nie można, wykończysz się!
- Draco ma rację. – wtrącił się Zabini, siadając obok partnera Wybrańca.
- Tak, sen jest potrzebny. Wykończysz się, chłopie. – kontynuował Nott.
- Jeszcze trochę – jęknął Davis – Obiecuję, że pójdę spać, ale jeszcze nie teraz.
Trójka chłopaków zrezygnowała z dalszej próby przekonywania Alexa, bo jeśli on się na coś zdecydował, to był równie uparty jak Potter.
- Idę jeszcze zobaczyć Harry’ego, zanim ta wywłoka się do niego dobierze. – dopił kawę i wstał.
- Nic nie zjadłeś – Draco złapał go za nadgarstek.
- Nie jestem głodny.
- Alex, czy ty chcesz wylądować w Skrzydle? Harry na pewno będzie wdzięczny, jak się obudzi i się dowie, że jego chłopak leży wycieńczony i nieprzytomny przez to, że nie spał i nie jadł siedząc przy jego łóżku. – ironizował Malfoy. – Na pewno się ucieszy, nie sądzisz?
Davis warknął coś wściekle o nadętych blondynach i zabrał tosta ze stołu. Odwrócił się na pięcie i opuścił wielką salę po drodze go chrupiąc. W krótkim czasie dotarł do szpitala. Pani Pomfrey akurat aplikowała Potterowi dożylnie leki, kiwnęła chłopakowi głową i kontynuowała swoją pracę.
- Jakieś zmiany? – zapytał pielęgniarkę.
- Rana przestała krwawić, ale nadal nie chce się goić. – odpowiedziała mediwiedźma.
- A trucizna?
- Nie ma po niej śladu.
- To dlaczego on się nie budzi? – Alexander westchnął smętnie i pogładził Gryfona po plecach.
- Nie mam pojęcia kochaneczku, ale miejmy nadzieję, że niedługo do nas wróci. – poklepała Ślizgona po ramieniu i poszła do swojego gabinetu.
- Tak, miejmy… - westchnął i pocałował delikatnie suche usta towarzysza.
Rozejrzawszy się, czy nikt nie idzie rzucił na łóżko księcia zaklęcie, które uniemożliwi Ginerwie i innym zbliżanie się do jego chłopaka, na odległość  metra. Zaśmiał się ironicznie i wyszedł.
Czeka go ciężki dzień.

- Pani Pomfrey!!!
Popy wybiegła z gabinetu i niechętnie spojrzała na Ginny Weasley podnoszącą się z podłogi.
- O co chodzi? – zapytała chłodno.
- Nie mogę zbliżyć się do łóżka mojego ukochanego! –Poskarżyła się Gryfonka.
- Z tego, co wiem pan Potter ma już partnera. – odpowiedziała i podeszła do swojego pacjenta.
Nie rozumiała, o co chodzi tej dziewczynie, bo sama bez problemu mogła zbadać Wybrańca. Ginny, widząc, że pielęgniarka podeszła do Złotego Chłopca wstała i chciała uczynić to samo. Jakie było zdziwienie obu pań, gdy panna Weasley została odepchnięta nie będąc nawet w połowie tak blisko, jak ona.
- Co się dzieje? – zawołała piskliwie rudowłosa.
- Nie mam pojęcia, proszę mi nie zawracać tym głowy. – odpowiedziała Popy i skierowała się w stronę swojego gabinetu.
Ginny zacisnęła pięści ze złości, już ona im pokaże! Uniosła wysoko podbródek i wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, postanawiając spróbować raz jeszcze przed obiadem.

Gryfonka przychodziła jeszcze kilkakrotnie do Skrzydła, ale za każdym razem efekt był ten sam – lądowała na tyłku parę metrów dalej. Pomfrey widziała jej próby i doskonale się ubawiła, widząc jak dziewczyna zachęca do podejścia bliżej Pottera, swojego brata. Oczywiście on również wylądował na podłodze. Przez pół godziny rzucali różne zaklęcia na łóżko zielonookiego, jednakże bez żadnych efektów, w końcu zrezygnowani wyszli. Musieli pobiec na skargę do dyrektora, bo sam Albus Dumbledore zawitał do szpitala, jednakże on bez problemu dostał się do łóżka chłopca. Kazał dwójce byłych przyjaciół podejść i jakież było ich zdziwienie, gdy się udało. Staruszek, ku zdziwieniu wszystkich, zwymyślał uczniów i odjął każdemu po piętnaście punktów za kłamstwo i marnowanie jego czasu, a gdy tylko wyszedł z pomieszczenia magia Davisa ponownie odepchnęła dwójkę Gryfonów od Harry’ego. Klnąc pod nosem opuścili białe królestwo Madame Pomfrey.

Krótko po kolacji przyszedł Alex.
- Chłopcze! – krzyknęła kobieta zobaczywszy go. – Ty się słaniasz na nogach!
- Nic mi nie jest, proszę pani. – szepnął chłopak i ziewnął.
Kobieta spojrzała na niego sceptycznie, ale nic nie powiedziała.
- Co z Harrym? – zapytał Ślizgon.
- Od południa nic się nie zmieniło. – poinformowała ucznia.
Alexander kiwnął głową i zajął swoje standardowe miejsce przy łóżku ukochanego. Mimo ogromnego zmęczenia jego spojrzenie było trzeźwe, gdy patrzył na pogrążonego w śpiączce partnera. W tej pozycji trwał przeszło dwie godziny i byłby dłużej, gdyby równo z wybiciem 23:00 w Sali nie zmaterializowałyby się cztery osoby. Steven, Phillip i dwóch nieznajomych mężczyzn. Chwilę później zjawili się Potterowie i do Skrzydła cichaczem weszła Ann, a Pomfrey opuściła swój gabinet.
- Witam. – przemówił wysoki mężczyzna o białych oczach. – Nazywam się Romuald Segritto i jestem Mistrzem Uzdrowicielstwa Elfickiego. – ukłonił się głęboko każdemu, Lily, Ann i Poppy całując w dłoń.
- Ja jestem Austin Williams. – odezwał się drugi z mężczyzn, mający bladą cerę i długie czarne włosy związane w warkocz. – Jestem Uzdrowicielem Mrocznych Elfów. Czy można zobaczyć chorego? Mniemam, że to jest książę? – zapytał patrząc na Potterów, James skinął tylko głową.
- Bierzmy się więc do pracy. – odezwał się Romuald i razem z Austinem podeszli do księcia.
Mroczny Elf delikatnie usunął bandaż z pleców i z zastanowieniem przyjrzał się ranie. Białowłosy wystawił nad nią dłoń i przymknął oczy mrucząc coś po łacinie, później spojrzał na kompana i kiwnął mu głową. Rozumieli się bez słów. Williams jedną dłoń wystawił nad głowę Złotego chłopca, a drugą na dół pleców, Segritto uniósł swoją prawą ręką nad raną, a lewą nad nogami chłopaka i zaczęli recytować po łacinie:
- Puer liberaest operatio corporisex maledicto quod non vellet. Sit ametvulnere cicatrix, et iuveni aperiam oculos!*
Z ich rozstawionych dłoni błysnęło światło i zebrani mogli zaobserwować jak rana się zasklepia, nie pozostawiając na skórze żadnego śladu. Chwilę później młodzieniec się poruszył, więc magowie delikatnie obrócili go na plecy.
- Harry! – krzyknęła Lily widząc otwarte oczy syna.
Młody Potter rozglądał się zdezorientowany po pomieszczeniu.
- Co się stało? – zapytał schrypniętym głosem.
- Och, synku… – szepnęła Rudowłosa, gładząc go po policzku. – Tak się martwiliśmy! Sześć dni temu była bitwa, jeden ze śmierciożerców, nim się deportował, rzucił w ciebie zatrutym sztyletem. Dzięki szybkiej interwencji Poppy, Severusa i Alexa żyjesz. Niestety Sev nie mógł znaleźć antidotum…
- Gdzie Alex? – przerwał jej szeptem Harry, jego stan zdrowia nie interesował go za bardzo.
- Tutaj… – odpowiedział równie cicho Ślizgon – Tutaj… - Pogłaskał ukochanego po czarnych włosach.
Po drugiej stronie pomieszczenia pani Pomfrey przyglądała się z zaciekawieniem dwóm magom.
- Co to były za czary? – zapytała.
- Magia pochodząca z nas samych, z wnętrza. – wyjaśnił Romuald. – Tego typu czary uczone są na szkoleniach elfickich, prowadzonych po łacinie. Musisz ułożyć własną formułę zaklęcia czerpiąc moc z serca i wymawiając w łacinie.
- Jest to bardzo niebezpieczna magia. – kontynuował. Austin – Przy większych ranach wyczerpuje moc uzdrowiciela.
- W przypadku, gdy uzdrowiciel zbyt długo leczy rannego może to doprowadzić do charłactwa, lub śmierci. – wtrącił Segritto.
- W takim razie, jak mogę się wam odwdzięczyć? – zapytał James, od jakiegoś czasu przysłuchujący się rozmowie.
- Nie ma, o czym mówić, Wasza Wysokość! – Williams skłonił mu się nisko. – To była dla nas przyjemność pomóc wam.
- W takim razie pozwólcie się zaprosić na obiad, gdy tylko Harry wydobrzeje. – przemówiła dźwięcznym głosem Lily, która właśnie dołączyła do męża.
- To będzie dla nas przyjemność, Pani. – Mroczny Elf i jej się pokłonił. – Na nas już czas, życzymy powrotu do zdrowia, książę.
- To ja dziękuję – powiedział cicho Gryfon, Ann, Alex, Steven i Phillip streścili mu, co z nim było i kto miał udział w przedsięwzięciu przywrócenia go do zdrowia. – Za wszystko.
- Nie ma, o czym mówić – Romuald uśmiechnął się do nich i zniknęli.
Chwilę później i Strait się pożegnał.
- Co z Joshem? – zapytał matki Harry, och jakiż on był zmęczony!
- Wszystko dobrze. – odpowiedziała kobieta z uśmiechem. – Pójdziemy już kochanie, odpocznij. Odwiedzimy cię jutro z maluszkiem. – wstała i ucałowała syna w czoło.
James poszedł w jej ślady i uścisnąwszy córkę, zniknęli. Steven i Ann spojrzeli na Alexandra i Harry’ego. Zdaje się, że chłopcy zapomnieli już o ich obecności. Patrzyli sobie w oczy, a Davis nieustannie głaskał ukochanego po dłoni.
- Chodź. – szepnął Clark do Potterówny i razem opuścili Skrzydło Szpitalne.
- Panie Potter – odezwała się Poppy przerywając ich sielankę – Może pan przemówi panu Davisowi do rozumu, przecież on zaraz padnie z wycieńczenia!
Złoty Chłopiec dopiero teraz zwrócił uwagę na jak zmęczonego wygląda jego partner.
- Alex… - Zaczął groźnie mrużąc oczy.
- To nic… - jęknął chłopak szybko.
- Nic?! – Oburzyła się pielęgniarka i machnęła różdżką zmieniając mundurek Alexandra na piżamę. – Natychmiast wskakuj mi do łóżka chłopcze, przecież ty się zaraz przewrócisz!
Brązowooki mruknął coś niechętnie i położył się na łóżku, zaraz obok Harry’ego.
- Jutro będziecie mieli czas, żeby porozmawiać. Pan Potter jest jeszcze wyczerpany, a o tobie to już nie wspomnę! – powiedziała Pomfrey i podała im po fiolce eliksiru, poznali w nim ten Bezsennego Snu – No? Na co czekacie? Do dna!
Chcąc nie chcąc przechylili buteleczki, wypijając zawartość, chwilę później już spali.






* ‘Wyzwól to młode ciało z działania klątwy, której nie chciało. Niech nasza magia ranę zamknie, a młody książę otworzy oczy!’ – GoogleTranslator



Rozdział poprawiony 01.02.2018


1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, Alex to zaklęcie chroniące Harrego było ekstra, co za wredny dziad z Dumbledora Ginny może odwiedzać Harrego w skrzydle szpitalnym, a Alexowi to uniemożliwia... och i rodzice się ujawnili...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń