Od wypadku
minęło pięć dni, a Harry nadal był nieprzytomny. Alex najchętniej nie odchodziłby
w ogóle od jego łóżka, ale dyrektor zagroził mu wyrzuceniem, jeśli się nie
ruszy. W zamian całe dnie spędzała przy nim Ginny Weasley i to za wyraźną zgodą
Dumbledore’a ‘Przecież ona go tak kocha,
pozwólmy jej’. Za każdym razem, jak Davis widział przy łóżku ukochanego tą
‘rudą wywłokę’, jak ją określał, miał ochotę ją przekląć. Pani Pomfrey też
starała się utrudniać, jak tylko może odwiedziny Ginerwy, co niekoniecznie
podobało się piątoklasistce. Nie znała wszystkich faktów, ale czuła, że Weasleyowie
albo się zmienili, albo zrzucili maski i przestali grać.
Szóstego
wieczora od wypadku, gdy już dawno była cisza nocna, Alexander wraz z Lily
czuwali przy łóżku księcia. Chłopak wyglądał jakby spał, chociaż zdradzała go
nienaturalna bladość. Cały czas leżał w tej samej pozycji i tylko unosząca się
klatka piersiowa świadczyła o ty, że Harry jeszcze żyje. Ślizgon kończył
właśnie opowiadać pani Potter, co działo się w szkole i jak denerwuje go
zachowanie Gryfonki z piątego rocznika.
- Nawet Ann
nie pozwala siedzieć przy Harrym tyle, co pozwala tej… Tej… Rudej żmii!
- Nie
denerwuj się, Alex – kobieta położyła mu uspokajająco dłoń na ramieniu, Davis
przypadł jej do gustu i zaakceptowała go jako swojego przyszłego zięcia. – Jak
tylko Harry się obudzi pokaże jej, gdzie jest miejsce takich jak ona. Myślę, że
nie zostawi tego tak.
Brązowooki
skinął głową i spojrzał na swojego ukochanego.
- Mam
nadzieję, że to nastąpi niedługo – pogładził go palcem wskazującym po policzku.
– Nie mogę znieść jego takiego… Takiego bezbronnego… - odwrócił głowę i
przełknął ledwością ślinę w jego oczach znowu zaczęły zbierać się łzy.
- Wszyscy
mamy, taką nadzieję. – szepnęła tylko matka Wybrańca, gładząc syna po włosach.
Resztę nocy
przesiedzieli w milczeniu, a gdy tylko zaczęło wschodzić słońce pożegnali się i
Lily wróciła do pałacu, a Alexander, rzucając partnerowi ostatnie spojrzenie,
do dormitorium. W Pokoju Wspólnym zastał Draco, który gdy tylko przekroczył
próg spojrzał na niego pytająco.
- Bez zmian.
– mruknął siadając obok niego na kanapie.
Malfoy
westchnął i założył ręce za głowę.
- To, co
zrobimy? – Zapytał przyjaciela.
- My nic –
powiedział powoli.
Oni nic nie mogli
zrobić, nie wiadomo ile by nie próbowali. Ale przecież ktoś musi być! Muszą być
jakieś metody! Przecież jeden zatruty sztylet nie może pozbawić ich najlepszego
wojownika. Ktoś musi coś wiedzieć. Ale kto? A gdyby tak… Jego twarz nagle
rozjaśnił uśmiech.
- A gdybyśmy
poprosili Stevena i Phillipa, żeby zapytali wśród swoich?!
- Że też
wcześniej na to nie wpadliśmy! – Krzyknął Draco i poderwali się na nogi. Sam
był elfem, ale to Clark od dziecka wychowywał się w wiosce i lepiej znał
tamtejszych magów.
Wybiegli z
Lochów i zaczęli się wspinać ku wieży Gryffindoru. Nie mieli czasu do
stracenia! Przy obrazie, ku swojemu zadowoleniu spotkali rodzeństwo Weasley.
- Czego tu
chcecie?! – warknął Ron, gdy tylko ich zobaczył.
- Nie martw
się Weasley, od ciebie nic. – odpowiedział ironicznie Draco. – Zamierzamy
prowadzić inteligentną rozmowę.
- Wątpimy,
żebyś zrozumiał, choć jedno słowo, które powiemy, więc… - Alex zamilkł i
teatralnie rozłożył ręce.
- Coście powiedzieli?!
Wy… Gnidy! Śmierciożercy! Takich, jak wy, w ogóle nie powinno się tu wpuszczać!
– Ronald zaciskał coraz bardziej pięści, a twarz przybrała mu kolor włosów.
- Wiesz, co
Weasley? – zagadnął go, na pozór uprzejmie Draco. – Gdyby nas tu nie wpuścili
to byśmy się jakoś wybili w społeczeństwie. Mamy i pieniądze i inteligencje. A
ty? Nie masz niczego i niczym jesteś. Przez pięć lat żyłeś w cieniu Wybrańca i
żerowałeś na jego sławie i pieniądzach. Na szczęście Harry poszedł po rozum do
głowy i zrozumiał, na kim się nigdy nie zawiedzie – spojrzał na nich,
uśmiechając się sarkastycznie.
- Ty!!! –
Gryfon już nie wytrzymał i rzucił się na dwóch Ślizgonów.
- Petrificus Totalus! – Alex machnął od
niechcenia różdżką i rudzielec padł na podłogę. – I widzisz? – stanął nad nim –
Zachowujesz się jak neandertalczyk, a nie czarodziej. Zero rozumu. Miałeś
różdżkę idioto, a rzucasz się z pięściami.
Draco
zaśmiał się, ale nie przestawał mierzyć czarodziejskim patykiem w Ginny.
- Otworzysz
nam przejście, czy zamierzasz dołączyć do brata? – zapytał chłodno, unosząc
jedną brew.
Ruda już
otworzyła usta, żeby się sprzeciwić, gdy poczuła jak różdżka Alexandra wbija
jej się między łopatki.
- Skaczące
renifery, – mruknęła i portret się otworzył.
- Grzeczna
dziewczynka. – pochwalił ją Draco. – Pogłaskałbym cię po głowie, ale boje się,
że coś złapie.
- I pamiętaj
– wciął mu się w słowo Davis, – Jeżeli polecisz na skargę my się o tym dowiemy.
- A wtedy
twoje życie nie będzie sielanką. – kontynuował Draco. – Także, miłego dnia
Weasley.
Nie patrząc
już na rodzeństwo weszli do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Pomieszczenie było
opustoszałe, w końcu było parę minut po piątej. Wspięli się po schodach
prowadzących do dormitorium chłopców i znaleźli drzwi z tabliczką ‘szósty
rocznik’. Otwarli i na palcach dotarli do łóżka Clarka. Weszli na materac,
zasłonili kotary i wyciszyli.
- Steeeeev!
– jęknął mu do ucha Draco. – Wstaaaaaaaaaaawaj!!!
Blondyn
zamachnął się ręką i wsadził głowę pod poduszkę.
- Ckark! – wydarł
się Alex. – Wstawaj! Potrzebujemy pomocy.
Gryfon odchylił
róg poduszki i otwarł jedno oko.
- I nie mogło
to poczekać do śniadania? – zapytał zachrypniętym od snu głosem.
- Tu chodzi
o Harry’ego! – poinformował go Davis.
Steven od
razu usiadł, przy okazji uderzając łokciem w brzuch Malfoya.
- Co mogę
zrobić?
- Udaj się
do swojej wioski, dowiedz się, popytaj, może jakieś elfie metody zdołają mu
pomóc. My w swych szkoleniach nie dowiedzieliśmy się przecież wszystkiego. –
odpowiedział brązowowłosy Ślizgon.
- Dobrze. –
Stev kiwnął głową i od razu zaczął wyplątywać się z pościeli.
- W razie,
czego to po ciszy nocnej bądźcie u Haryy’ego w Skrzydle Szpitalnym. – poradził
mu kolega z drużyny – my znikamy. Chcę jeszcze oto samo prosić Phillipa,
Mroczne Elfy też mogą znać jakieś sztuczki.
Elf kiwnął
głową i pożegnał dwóch Ślizgonów.
Draco i Alex
opuścili wieżę Gryfonów i zbiegli szybko po schodach, do holu. W ciemnej niszy
rzucili na siebie kameleona i wyszli na błonia. W błyskawicznym tempie dotarli
do bijącej wierzby i już po chwili wchodzili do Wrzeszczącej Chaty. Znieśli
zaklęcie niewidzialności i przenieśli się do Magicznego Wymiaru, po zniesieniu
blokady nałożonej przez Dumbledora, rodzice Straita zapisali go do szkoły w
mieście Mrocznych Elfów. Chłopak nie był za bardzo zadowolony z tej opcji bo
nie chciał rozstawać się z kolegami, ale dzięki temu mógł codziennie wracać do
domu i widywać matkę i siostrę, które poznawał każdego dnia coraz bardziej.
Przenieśli się wprost do jego pokoju. Alex, jako członek drużyny Czarnych i
jego przyjaciel miał takie przywileje, więc Draco po prostu przeniósł się z
nim. Phillip był raczej pod prysznicem, ponieważ jego łóżko było puste, a za
drzwiami słychać było szum wody. Usiedli na łóżku i postanowili poczekać,
rozglądając się ciekawie po pokoju. Pomieszczenie było małe, w odcieniach brązu
i beżu. Mialo dwie pary drzwi, jedne do łazienki, a drugie jak podejrzewali na korytarz.
Naprzeciwko drzwi łazienkowych było okno, po prawej którego stała ogromna szafa
na ubrania. W kącie naprzeciwko wyjścia było duże, dwuosobowe łóżko, aktualnie
nie pościelone a obok niego stało biurko, na który stał plecak elfa. Na środku
pomieszczenia leżał mały dywan, a ściany były poobwieszane mnóstwem zdjęć
Phillipa czy to z rodziną, czy z przyjaciółmi. Po dziesięciu minutach drzwi się
otwarły i wszedł Strait, owinięty ręcznikiem na biodrach. Przystanął ze
zdziwienia widząc dwóch gości.
- Cześć. –
podrapał się z zakłopotaniem po mokrych włosach. – Co tu robicie? Co z Harrym?
- Właśnie w
tej sprawie przyszliśmy. – zaczął Malfoy.
- Tak? –
Zainteresował się pół Mroczny Elf, siadając we fotelu stojącym koło okna.
- Chcieliśmy
cię prosić, abyś popytał wśród Mrocznych o ich zaawansowane metody leczenia –
wyjaśnił Alex – Może im się uda wymyślić coś, co będzie wstanie pomóc
Harry’emu.
Phillip
kiwnął głową.
- Postaram
się zrobić, co w mojej mocy.
- Będziemy
cie oczekiwać przed północą, w Skrzydle Szpitalnym Hogwartu. – poinformował go
Davis i wstał.
Pożegnali
się z chłopakiem i zniknęli. Pojawili się na powrót we Wrzeszczącej Chacie.
Takim samym sposobem, jak poprzednio, dostali się do zamku. W milczeniu udali
się na śniadanie. Przy stole Gryffindoru siedział już Weasley rzucając im
nienawistne spojrzenia. Nie zwracając na niego uwagi zasiedli przy swoim.
- Mam
nadzieję, że ktoś coś wymyśli – mruknął brązowowłosy nalewając sobie kawy.
- Ja też. –
odpowiedział Malfoy patrząc sceptycznie na chłopaka. – Wiesz, że długo nie
pociągniesz na samej kawie, prawda? Sen też jest potrzebny.
- Wyśpię
się, ale jeszcze nie teraz – rzucił Alexander i zasłonił usta, próbując stłumić
ziewnięcie.
- Alex, nie
śpisz już szósty dzień! Tak nie można, wykończysz się!
- Draco ma
rację. – wtrącił się Zabini, siadając obok partnera Wybrańca.
- Tak, sen
jest potrzebny. Wykończysz się, chłopie. – kontynuował Nott.
- Jeszcze
trochę – jęknął Davis – Obiecuję, że pójdę spać, ale jeszcze nie teraz.
Trójka chłopaków
zrezygnowała z dalszej próby przekonywania Alexa, bo jeśli on się na coś
zdecydował, to był równie uparty jak Potter.
- Idę
jeszcze zobaczyć Harry’ego, zanim ta wywłoka się do niego dobierze. – dopił
kawę i wstał.
- Nic nie
zjadłeś – Draco złapał go za nadgarstek.
- Nie jestem
głodny.
- Alex, czy
ty chcesz wylądować w Skrzydle? Harry na pewno będzie wdzięczny, jak się obudzi
i się dowie, że jego chłopak leży wycieńczony i nieprzytomny przez to, że nie
spał i nie jadł siedząc przy jego łóżku. – ironizował Malfoy. – Na pewno się
ucieszy, nie sądzisz?
Davis
warknął coś wściekle o nadętych blondynach i zabrał tosta ze stołu. Odwrócił
się na pięcie i opuścił wielką salę po drodze go chrupiąc. W krótkim czasie
dotarł do szpitala. Pani Pomfrey akurat aplikowała Potterowi dożylnie leki, kiwnęła
chłopakowi głową i kontynuowała swoją pracę.
- Jakieś
zmiany? – zapytał pielęgniarkę.
- Rana
przestała krwawić, ale nadal nie chce się goić. – odpowiedziała mediwiedźma.
- A
trucizna?
- Nie ma po
niej śladu.
- To
dlaczego on się nie budzi? – Alexander westchnął smętnie i pogładził Gryfona po
plecach.
- Nie mam
pojęcia kochaneczku, ale miejmy nadzieję, że niedługo do nas wróci. – poklepała
Ślizgona po ramieniu i poszła do swojego gabinetu.
- Tak,
miejmy… - westchnął i pocałował delikatnie suche usta towarzysza.
Rozejrzawszy
się, czy nikt nie idzie rzucił na łóżko księcia zaklęcie, które uniemożliwi
Ginerwie i innym zbliżanie się do jego chłopaka, na odległość metra. Zaśmiał się ironicznie i wyszedł.
Czeka go
ciężki dzień.
- Pani
Pomfrey!!!
Popy
wybiegła z gabinetu i niechętnie spojrzała na Ginny Weasley podnoszącą się z
podłogi.
- O co
chodzi? – zapytała chłodno.
- Nie mogę
zbliżyć się do łóżka mojego ukochanego! –Poskarżyła się Gryfonka.
- Z tego, co
wiem pan Potter ma już partnera. – odpowiedziała i podeszła do swojego
pacjenta.
Nie
rozumiała, o co chodzi tej dziewczynie, bo sama bez problemu mogła zbadać
Wybrańca. Ginny, widząc, że pielęgniarka podeszła do Złotego Chłopca wstała i
chciała uczynić to samo. Jakie było zdziwienie obu pań, gdy panna Weasley
została odepchnięta nie będąc nawet w połowie tak blisko, jak ona.
- Co się
dzieje? – zawołała piskliwie rudowłosa.
- Nie mam
pojęcia, proszę mi nie zawracać tym głowy. – odpowiedziała Popy i skierowała
się w stronę swojego gabinetu.
Ginny
zacisnęła pięści ze złości, już ona im pokaże! Uniosła wysoko podbródek i
wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, postanawiając spróbować raz jeszcze przed
obiadem.
Gryfonka
przychodziła jeszcze kilkakrotnie do Skrzydła, ale za każdym razem efekt był
ten sam – lądowała na tyłku parę metrów dalej. Pomfrey widziała jej próby i
doskonale się ubawiła, widząc jak dziewczyna zachęca do podejścia bliżej Pottera,
swojego brata. Oczywiście on również wylądował na podłodze. Przez pół godziny
rzucali różne zaklęcia na łóżko zielonookiego, jednakże bez żadnych efektów, w
końcu zrezygnowani wyszli. Musieli pobiec na skargę do dyrektora, bo sam Albus
Dumbledore zawitał do szpitala, jednakże on bez problemu dostał się do łóżka chłopca.
Kazał dwójce byłych przyjaciół podejść i jakież było ich zdziwienie, gdy się
udało. Staruszek, ku zdziwieniu wszystkich, zwymyślał uczniów i odjął każdemu
po piętnaście punktów za kłamstwo i marnowanie jego czasu, a gdy tylko wyszedł
z pomieszczenia magia Davisa ponownie odepchnęła dwójkę Gryfonów od Harry’ego. Klnąc
pod nosem opuścili białe królestwo Madame Pomfrey.
Krótko po
kolacji przyszedł Alex.
- Chłopcze!
– krzyknęła kobieta zobaczywszy go. – Ty się słaniasz na nogach!
- Nic mi nie
jest, proszę pani. – szepnął chłopak i ziewnął.
Kobieta
spojrzała na niego sceptycznie, ale nic nie powiedziała.
- Co z
Harrym? – zapytał Ślizgon.
- Od
południa nic się nie zmieniło. – poinformowała ucznia.
Alexander
kiwnął głową i zajął swoje standardowe miejsce przy łóżku ukochanego. Mimo
ogromnego zmęczenia jego spojrzenie było trzeźwe, gdy patrzył na pogrążonego w
śpiączce partnera. W tej pozycji trwał przeszło dwie godziny i byłby dłużej,
gdyby równo z wybiciem 23:00 w Sali nie zmaterializowałyby się cztery osoby.
Steven, Phillip i dwóch nieznajomych mężczyzn. Chwilę później zjawili się
Potterowie i do Skrzydła cichaczem weszła Ann, a Pomfrey opuściła swój gabinet.
- Witam. –
przemówił wysoki mężczyzna o białych oczach. – Nazywam się Romuald Segritto i
jestem Mistrzem Uzdrowicielstwa Elfickiego. – ukłonił się głęboko każdemu,
Lily, Ann i Poppy całując w dłoń.
- Ja jestem
Austin Williams. – odezwał się drugi z mężczyzn, mający bladą cerę i długie
czarne włosy związane w warkocz. – Jestem Uzdrowicielem Mrocznych Elfów. Czy
można zobaczyć chorego? Mniemam, że to jest książę? – zapytał patrząc na
Potterów, James skinął tylko głową.
- Bierzmy
się więc do pracy. – odezwał się Romuald i razem z Austinem podeszli do
księcia.
Mroczny Elf
delikatnie usunął bandaż z pleców i z zastanowieniem przyjrzał się ranie.
Białowłosy wystawił nad nią dłoń i przymknął oczy mrucząc coś po łacinie,
później spojrzał na kompana i kiwnął mu głową. Rozumieli się bez słów. Williams
jedną dłoń wystawił nad głowę Złotego chłopca, a drugą na dół pleców, Segritto
uniósł swoją prawą ręką nad raną, a lewą nad nogami chłopaka i zaczęli
recytować po łacinie:
- Puer liberaest operatio corporisex
maledicto quod non vellet. Sit ametvulnere cicatrix, et iuveni aperiam oculos!*
Z ich
rozstawionych dłoni błysnęło światło i zebrani mogli zaobserwować jak rana się
zasklepia, nie pozostawiając na skórze żadnego śladu. Chwilę później
młodzieniec się poruszył, więc magowie delikatnie obrócili go na plecy.
- Harry! – krzyknęła
Lily widząc otwarte oczy syna.
Młody Potter
rozglądał się zdezorientowany po pomieszczeniu.
- Co się
stało? – zapytał schrypniętym głosem.
- Och, synku…
– szepnęła Rudowłosa, gładząc go po policzku. – Tak się martwiliśmy! Sześć dni
temu była bitwa, jeden ze śmierciożerców, nim się deportował, rzucił w ciebie
zatrutym sztyletem. Dzięki szybkiej interwencji Poppy, Severusa i Alexa żyjesz.
Niestety Sev nie mógł znaleźć antidotum…
- Gdzie Alex?
– przerwał jej szeptem Harry, jego stan zdrowia nie interesował go za bardzo.
- Tutaj… –
odpowiedział równie cicho Ślizgon – Tutaj… - Pogłaskał ukochanego po czarnych
włosach.
Po drugiej
stronie pomieszczenia pani Pomfrey przyglądała się z zaciekawieniem dwóm magom.
- Co to były
za czary? – zapytała.
- Magia
pochodząca z nas samych, z wnętrza. – wyjaśnił Romuald. – Tego typu czary
uczone są na szkoleniach elfickich, prowadzonych po łacinie. Musisz ułożyć
własną formułę zaklęcia czerpiąc moc z serca i wymawiając w łacinie.
- Jest to
bardzo niebezpieczna magia. – kontynuował. Austin – Przy większych ranach
wyczerpuje moc uzdrowiciela.
- W
przypadku, gdy uzdrowiciel zbyt długo leczy rannego może to doprowadzić do
charłactwa, lub śmierci. – wtrącił Segritto.
- W takim
razie, jak mogę się wam odwdzięczyć? – zapytał James, od jakiegoś czasu
przysłuchujący się rozmowie.
- Nie ma, o
czym mówić, Wasza Wysokość! – Williams skłonił mu się nisko. – To była dla nas
przyjemność pomóc wam.
- W takim
razie pozwólcie się zaprosić na obiad, gdy tylko Harry wydobrzeje. – przemówiła
dźwięcznym głosem Lily, która właśnie dołączyła do męża.
- To będzie
dla nas przyjemność, Pani. – Mroczny Elf i jej się pokłonił. – Na nas już czas,
życzymy powrotu do zdrowia, książę.
- To ja
dziękuję – powiedział cicho Gryfon, Ann, Alex, Steven i Phillip streścili mu,
co z nim było i kto miał udział w przedsięwzięciu przywrócenia go do zdrowia. –
Za wszystko.
- Nie ma, o
czym mówić – Romuald uśmiechnął się do nich i zniknęli.
Chwilę później
i Strait się pożegnał.
- Co z
Joshem? – zapytał matki Harry, och jakiż on był zmęczony!
- Wszystko
dobrze. – odpowiedziała kobieta z uśmiechem. – Pójdziemy już kochanie,
odpocznij. Odwiedzimy cię jutro z maluszkiem. – wstała i ucałowała syna w
czoło.
James
poszedł w jej ślady i uścisnąwszy córkę, zniknęli. Steven i Ann spojrzeli na
Alexandra i Harry’ego. Zdaje się, że chłopcy zapomnieli już o ich obecności.
Patrzyli sobie w oczy, a Davis nieustannie głaskał ukochanego po dłoni.
- Chodź. –
szepnął Clark do Potterówny i razem opuścili Skrzydło Szpitalne.
- Panie
Potter – odezwała się Poppy przerywając ich sielankę – Może pan przemówi panu
Davisowi do rozumu, przecież on zaraz padnie z wycieńczenia!
Złoty
Chłopiec dopiero teraz zwrócił uwagę na jak zmęczonego wygląda jego partner.
- Alex… -
Zaczął groźnie mrużąc oczy.
- To nic… -
jęknął chłopak szybko.
- Nic?! –
Oburzyła się pielęgniarka i machnęła różdżką zmieniając mundurek Alexandra na
piżamę. – Natychmiast wskakuj mi do łóżka chłopcze, przecież ty się zaraz
przewrócisz!
Brązowooki
mruknął coś niechętnie i położył się na łóżku, zaraz obok Harry’ego.
- Jutro
będziecie mieli czas, żeby porozmawiać. Pan Potter jest jeszcze wyczerpany, a o
tobie to już nie wspomnę! – powiedziała Pomfrey i podała im po fiolce eliksiru,
poznali w nim ten Bezsennego Snu – No? Na co czekacie? Do dna!
Chcąc nie
chcąc przechylili buteleczki, wypijając zawartość, chwilę później już spali.
* ‘Wyzwól to
młode ciało z działania klątwy, której nie chciało. Niech nasza magia ranę
zamknie, a młody książę otworzy oczy!’ – GoogleTranslator
Rozdział poprawiony
01.02.2018
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Alex to zaklęcie chroniące Harrego było ekstra, co za wredny dziad z Dumbledora Ginny może odwiedzać Harrego w skrzydle szpitalnym, a Alexowi to uniemożliwia... och i rodzice się ujawnili...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza