środa, 31 stycznia 2018

20. Nieszczęśliwy wypadek.



… Chwilę później do pubu wpadła jakaś rozhisteryzowana Puchonka.
- Śmier… Śmierciożercy! – Wyjąkała i zemdlała.
Książę otrząsnął się pierwszy, wstał szybko i rozejrzał się po tłumie. Nie czas było na panikę, nie tego ich uczyli. Jego wzrok padł na siostrę.
- Ann – warknął – Do zamku!
- Nie! – wykrzyknęła dziewczyna, również wstając – Chcę pomóc…
- Nie ma takiej opcji! – przerwał jej brat. – Weź Megan i Payton i sprowadźcie pomoc.
Reszta chłopaków również wstała i zaczęli się przedzierać do drzwi.
- Zamierzacie się ujawnić? – zapytała cicho panna Meadowes.
Harry zatrzymał się w pół kroku i  spojrzał na nią.
- Nie. – szepnął po chwili zastanowienia. – Jeszcze nie na to czas. Będziemy musieli się kontrolować.
Wybiegli na zewnątrz i rozejrzeli się po spanikowanym tłumie.
- My sprowadzimy resztę naszych! – odezwał się Jake i złapawszy Phillipa, zniknęli.
Dziewczyny poszły w ich ślady.
- Chłopaki, różdżki w pogotowiu! – odezwał się Alex.
- Tak! –Krzyknął Harry przez ramie – Nie zapomnijcie o różdżkach, bo wszystko szlag trafi! Dean, John moglibyście zająć się obroną tych uczniów, którzy są na ulicy? – wskazał na spanikowanych trzecioklasistów, którzy uwięzieni między koszem na śmieci a ścianą budynku nie mieli jak dostać się do wnętrza Miodowego Królestwa.
Wspomniani chłopcy kiwnęli głowami i pobiegli w stronę grupki uczniów z trzeciego roku, do których zbliżało się kilku Śmierciożerców. Draco, Alex i Harry rzucili się w wir walki. Oprócz nich walczyło tylko kilkoro uczniów i zwykłych ludzi, a śmierciożerców było zdecydowanie za dużo. Kilka ciał leżało bezładnie na ziemi, jednak nie mieli jak sprawdzić co z nimi Nie wiadomo czy byli martwi, czy tylko nieprzytomni, to musiało poczekać. Potter hamował się jak mógł, ale trudno mu było przestawić się na zwyczajną, różdżkową magię, skoro w większości walczył teraz bezróżdżkową, która była bardziej intuicyjną walką i nie musiałeś skupiać się na formułkach. Odskoczył przed zielonym płomieniem i odwrócił się w kierunku nadawcy zaklęcia. Stanął oko w oko z Bellatrix Lestrenge.
- Mały Pottuś nauczył się walczyć! – zacmokała ironicznie – Mojemu panu się to nie spodoba, oj nie. A gdzie twoi parszywi przyjaciele? Ojejku, czyżby cię zostawili?
Harry przewrócił oczami, dawno przestały go denerwować głupie gadki byłej panny Black.
- Skończ, Bella! – warknął tylko. – Czego chcesz?
- Ja? Nagrody od swojego pana, a uzyskam ją poprzez ciebie! – zaśmiała się głośno.
- Masz Pana? – Gryfon udał wielkie zdziwienie, razem z Śmierciożerczynią chodzili po kole, celując w siebie różdżkami, Harry ledwie zauważalnie utworzył między ich dwójką tarczę, żeby nikt się nie wtrącał. –Wiesz, że tylko zwierzęta mają swojego pana?
Czarnowłosa wiedźma warknęła wściekle i rzuciła w niego Cruciatusem, nie ma dzisiaj humoru na zbędne rozmowy. Ku jej wściekłości chłopak uchylił się przed nim, a tarcza zgrabnie wchłonęła zabłąkany promień. Spojrzała zdumiona na to, a chwilę jej nieuwagi wykorzystał Potter, wysyłając w jej stronę Tormentę. Zaskoczenie czarownicy szybko zmieniło się w ból. Kobieta upadła i zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Harry zniósł zaklęcie i spojrzał na nią z obrzydzeniem. Ta chwila wystarczyła, żeby pozbawić ją sił.
- Nie jestem tobą – warknął i związał ją.
Przywołał kamień leżący nieopodal i zmienił go w świstoklika. Przyczepił do peleryny Bellatrix, odeprał jej różdżkę, którą wysłał prosto do gabinetu Szefa, Biura Aurorów i wysłał kobietę do Ministerstwa Magii. Rozejrzał się. Sromotnie przegrywali. Alexander właśnie walczył z piątką, więc szybko pospieszył w jego stroną. Rozbroił tego, który celował w plecy jego chłopaka i rzucił się  w wir walki. Davis ledwie zauważalnie skinął mu głową i razem zaczęli rozbrajać przeciwników. Chwilę później dało się słyszeć szum i trzaski aportacji. Po jednej stronie miasteczka pojawili się Aurorzy wraz z Zakonem Feniksa, a po drugiej wojownicy Mrocznego Miasta z Jake’iem i Philipem, odzianymi w standardowe stroje, na czele. Śmierciożercy zaczęli z jeszcze większym zapałem atakować jednak widząc przewagę przeciwnika podjęli decyzję o ucieczce. Jeden z nich, nim zniknął rzucił w młodego Pottera sztyletem, który będąc tyłem nie zauważył tego. Ostrze trafiło mu w plecy, o cale mijając serce wbiło się do środka. Alexander, który stał z nim twarzą w twarz obserwował zmieniającą się mimikę twarzy towarzysza. W jednej chwili obserwował pokrzepiający uśmiech Gryfona, by w następnym momencie zastąpić to przerażeniem, na ogromnym bólu skończywszy.
- Nie! – krzyknął, gdy Harry się zachwiał, złapał go pod ręce i opadł na kolana, przytrzymując jego bezładne ciało.
Chwilę później byli przy nim James, którego brązowe oczy widoczne były zza kaptura, Syriusz i Marcus.
- Zatruty. – mruknął Parker sprawdzając sztylet – Cholera! Potrzebny jest lekarz! – krzyknął głośniej.
- Panie Potter – odezwał się Davis drżącym głosem, Rogacz spojrzał na niego – Nie powinno pana tu być, niech pan znika… - wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić – …zanim zjawi się Dumbledore.
- Nie mogę… - zaczął mężczyzna.
- Może pan – przerwał mu Alex – Harry przeżyje – powiedział stanowczo – Dam panu znać, jak będziemy w Skrzydle, niech pan znika i pan, panie Black też! – Na rękach brązowowłosego pojawiało się coraz więcej krwi.
Syriusz i James, chociaż z trudem im to przyszło, wstali i skinąwszy na wojowników zniknęli. Chwilę później na placu pojawiła się pani Pomfrey.
- Do zamku z nim! Szybko! – wyciągnęła z fartucha jakieś pióro i przeniosła obydwu do szpitala – Połóż go na brzuchu! – zarządziła.
Ślizgon wykonał polecenie w chwili, gdy drzwi się otwarły i wszedł przez nie Snape. Razem z profesorem rozebrali go szybko. Snape uszykował fiolkę z eliksirem i stanął nad Księciem. Mediwiedźma stanęła z drugiej strony i jednym szybkim ruchem wyciągnęła sztylet. Profesor natychmiast odwrócił fiolkę i wylał całą zawartość na ranę, z której zaczęło się dymić i syczeć.
- Alex, zatamuj krwotok! – krzyknął, gdy Poppy pobiegła po nowe eliksiry.
Chłopak wystawił obie ręce nad plecami kochanka i skupił się. Złote światło zaczęło wydobywać się z jego rąk, jednak rana nie chciała się zasklepić.
- Nie można! – jęknął zrozpaczony.
- Cholera! – warknął profesor i przywołał dyptam. – Zorganizuj gazę i bandaże.
Brązowooki kiwnął głową i pognał do kantorka, po drodze mijając się z pielęgniarką. Wrócił błyskawicznie i podał profesorowi, o co prosił. Mężczyzna zmoczył gazę dyptamem i przyłożył do rany.
- Unieś go, tylko delikatnie. – polecił swojemu wychowankowi.
Davis i tym razem bez sprzeciwu wykonał polecenie. Cholera, dopiero dzisiaj wyznali sobie swoje uczucia, a Harry już jest w śmiertelnym zagrożeniu. Chłopak złapał Pottera za barki i uniósł go powoli, by Severus przy pomocy pani Pomfrey mógł go owinąć bandażem. Pierwsza warstwa od razu przesiąkła krwią, ale dwójka dorosłych owijała dalej. Mistrz Eliksirów owinął go chłopakowi także przez jedno ramię, żeby nie zsunął się jak pacjent odzyska przytomność. Było to jeszcze zabezpieczenie, żeby nikt niepowołany nie widział tatuażu symbolizującym to, że Harry Potter jest przyszłym królem. Ułożyli go na powrót na brzuchu i pielęgniarka wyciągnęła z fartucha strzykawkę z igłą.
- Po co to? – przeraził się Alex.
- Pan Potter nie jest teraz w stanie przyjąć czegokolwiek doustnie – wyjaśniła poważnie kobieta i napełniła strzykawkę eliksirem regenerującym krew.
Podniosła bezładną rękę Gryfona i przyjrzała się jego dłoni
- Coś nie tak? – zapytał Severus.
- Zastanawiam się czy założyć mu mugolski wenflon, czy za każdym razem go kłuć.
- Za każdym razem? – zdziwił się mężczyzna.
- Harry zapadł w śpiączkę. – wyjaśniła. – Mimo szybkiej reakcji i tak trucizna zdążyła się rozprzestrzenić dosyć daleko, a jego stan pogorszyła jeszcze podróż świstoklikiem, która niestety była wskazana.
- Śpiączkę…? – Alex zbladł i opadł na najbliżej stojące łóżko. – Na… Na jak długo?
- Nie wiem, panie Davis. – wyszeptała pielęgniarka smutno. – Może się obudzić za parę dni, może się obudzić za tydzień kilka tygodni, miesiąc, kilka miesięcy, a nawet za rok… To zależy od tego, jak szybko jego organizm pozbędzie się trucizny, albo jak szybko my znajdziemy antidotum. Na razie nawet nie udało nam się zatamować krwawienia, co samo w sobie również jest dla niego bardzo niebezpieczne. Eliksir regenerujący krew będę musiała podawać mu średnio co trzy godziny, żeby się nie wykrwawił, a do tego eliksiry odżywcze i standardową odtrutkę, żeby zabezpieczyć serce. W taki wypadku, nie umiem określić, kiedy pan Potter się wybudzi. Przykro mi.
Alexander schował twarz w dłonie, a jego ciałem wstrząsnął szloch. Pielęgniarka otarła samotną łzę pływającą jej po policzku i przywołała wenflon. Najdelikatniej jak umiała założyła go pacjentowi i zaaplikowała mu eliksir regenerujący krew, przeciwbólowy i mający na celu oczyścić jego krew z toksyn. Następnie skierowała się w stronę swojego gabinetu.
- Trzeba poinformować Lily i Jamesa. – odezwał się cicho Severus układając wygodniej Harry’ego.
- Wiedzą. – powiedział zachrypniętym głosem Alex. – Jego ojciec był na polu walki, chciał pomóc Harry’emu, ale zmusiłem go żeby wrócił do pałacu, że dam im znać jak będą mogli przenieść się tutaj.
Snape kiwnął głową i nic więcej nie powiedział, bo wróciła Madame Pomfrey.
- Trzeba zbadać tą truciznę. – powiedziała podnosząc zakrwawiony sztylet. – Wtedy skuteczniej znajdziemy antidotum. Zajmiesz się tym, Severusie?
Czarnowłosy mężczyzna kiwnął głowy i wziąwszy narzędzie, wyszedł. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły czarownica wyciszyła pomieszczenie i zwróciła się do Alexa.
- Czy dyrektor wie, że pan Potter jest wampirem?
Chłopak usiadł prosto, zaskoczony pytaniem.
- Skąd pani...?
- Jestem uzdrowicielką. – przerwała mu. – Jednym prostym zaklęciem można to zdiagnozować, więc pytam, czy dyrektor wie?
- Nie wie… Jednakże powinien podejrzewać. – warknął.
Na samą myśl o Albusie robił się zły.
- Jeżeli pan Potter jest wampirem to, czy jego rodzice nie powinni…?
- Żyć? – skończył za nią chłopak, za czarownica kiwnęła głową – Oni żyją, proszę pani.
Kobieta usiadła zaskoczona i zasłoniła usta ręką.
- Ale, ale… Jak? Dlaczego? Przez tyle lat…
- To wszystko wina dyrektora… - wysyczał chłopak – Myślę jednak, że państwo Potter woleliby sami z panią porozmawiać, wierzę, że chcą wiedzieć, co z synem.
- Przecież ktoś ich może zobaczyć! – krzyknęła.
- Nie wierzy pani w możliwości Huncwotów? – Zapytał ponuro Ślizgon.
Podniósł dłoń i pojawiła się na niej wiadomość ‘Mogą państwo przyjść’, wysłał do władcy. Chwilę później w Sali zmaterializowali się Lily, James i Syriusz. Pani Potter dopadłszy do łóżka syna rozpłakała się i zaczęła gładzić go po czarnych, roztrzepanych włosach, odziedziczonych po ojcu. Poppy Pomfrey rozpłakała się z innego powodu. Bowiem widziała na własne oczy dwójkę ludzi, którzy od piętnastu lat powinni nie żyć, dwójkę ludzi, których przez siedem lat ich hogwarckiej nauki zdążyła polubić.
- Witam, pani Pomfrey. – Rogacz skłonił się jej nisko. – Co z moim synem?
Kobieta otrząsnęła się i przybrała profesjonalny wyraz twarzy, choć policzki miała wciąż mokre od łez.
- Został trafiony poniżej serca zatrutym sztyletem, trucizna mimo prawie natychmiastowej reakcji zdążyła wniknąć do krwi Harry’ego, podróż do zamku jeszcze to pogorszyła. Największe zagrożenie usunęliśmy, chłopak przeżyje, ale jest w śpiączce. Nie wiadomo, czym ostrze było nasączone, nie mamy na to antidotum. Severus bada to, próbując znaleźć lekarstwo. Do tego czasu rana wciąż musi być przemywana dyptamem bo nie udało nam się zatamować krwawienia, a dożylnie podawać mu będę eliksiry regenerujące krew.
- Jak długo będzie w śpiączce? – zapytała, nagle pobladła Lily.
- Jak już wspominałam Alexowi. – wskazała podbródkiem na chłopaka – Nie wiemy. Może się obudzić za kilka dni, tygodni, miesięcy, a nawet lat. Nie zna tej trucizny, ale szkody jakie wywołała przez pięć minut są ogromne.
James błyskawicznie znalazł się przy żonie, która osunęła się nieprzytomna w jego ramionach.
- Połóż ją na łóżku. – poleciła mu Poppy i poszła po eliksir pieprzowy, podała też fiolkę Davisowi, który przyjął ją z wdzięcznością. – Możecie mi teraz wytłumaczyć, jakim cudem żyjecie?
Rogacz westchnął i spojrzał błagalnie na Syriusza. Łapa tylko kiwnął głową.
- Widzi pani, szesnaście lat temu pewna wieszczka wygłosiła przepowiednie, według której Harry będzie tym, który zdoła pokonać Voldemorta. – wyjaśnił najważniejszy sens przepowiedni, Black – Albus wiedział, że Lily i James są wampirami, wiedział też, że to Peter jest StrażnikiemTajemnicy. Mimo to, w noc zamachu, kiedy Avada sprawiła, że Lilka i Rogacz zapadli w śpiączkę wpadł na swój, w jego mniemaniu, genialny pomysł. Ubzdurał sobie, że zrobi z Harry’ego rycerzyka w lśniącej zbroi i wyśle na śmierć, żebyśmy mogli przeżyć. Lily i Jamesa odesłał do Wymiaru Ras Magicznych i silnym, starożytnym zaklęciem zablokował przejście tak, żeby padło jak tylko następca tronu – wskazał na Harry’ego – dowie się o swoim dziedzictwie i przeniesie do Mrocznego Miasta. Mi i paru innym osobom zmienił pamięć, a prawdziwe wspomnienia miały wrócić, gdy Harry się dowie o wszystkim. W jego założeniu miało to nigdy nie nastąpić, więc bezkarnie posłał chłopca do Petunii Evans, która jak wszyscy wiedzą nienawidziła Lily. Jednakże albo był tak głupi, albo nie podejrzewał, że państwo Potter będą walczyć by znów zobaczyć syna. Całe lata pracowali nad sposobem i w końcu opracowali zaklęcie, dzięki któremu dwie osoby, niespokrewnione z księciem, mogły przenieść się na ziemię na tydzień przed szesnastymi urodzinami Harry’ego. Wybrali dwóch wampirów, którzy wytłumaczyli sprawę jemu, Alexowi – wskazał na słuchającego ich w skupieniu Davisa – i jeszcze paru innym dzieciakom. Jak wiadomo, gdy Harry dowiedział się prawdy znienawidził dyrektora.
Zapadła cisza.
- Na brodę Merlina – jęknęła po chwili Poppy – Jak… Jak on mógł?
Syriusz wzruszył ramionami, on sam się nad tym zastanawiał, jak człowiek uważany za stolice dobroci, ostoja jasnej strony, mógł zrobić coś takiego. Pani Potter ocknęła się i przyjęła eliksir podany przez męża, zaraz potem wstała i podeszła do łóżka syna.
- Lily… - zaczął James, ale przerwało mu walenie w drzwi.
- Chyba musicie znikać. – mruknęła pielęgniarka, patrząc podejrzliwie na drzwi.
- Zdaje mi się, że to Ann i paru innych dzieciaków, które szkoliło się w to lato. – powiedział Syriusz. – Ale dla bezpieczeństwa nałóżmy kameleona.
Potterowie kiwnęli głową i po chwili nie było ich widać. Pani Pomfrey machnęła różdżką i drzwi się otwarły. Do szpitala wpadli Ann, Draco, John, Dean, Megan i Payton. Kobieta spojrzała na Alexa pytająco, a gdy ten kiwnął głową na powrót zamknęła i zabarykadowała drzwi.
- Mamo! – krzyknęła Potterówna, gdy trójka dorosłych pojawiła się ponownie, zaraz rzuciła się swojej starszej kopii w ramiona. – Co z Harrym? – zapytała spoglądając na nieprzytomnego brata.
- W śpiączce. – wyręczył żonę James, głaskając córkę po głowie.
- Jak to, w śpiączce? – jęknęła dziewczyna.
- Sztylet był zatruty, a trucizna rozprzestrzeniała się w tempie błyskawicznym. – wyjaśnił cicho Alex, był potwornie blady, a mówienie przychodziło mu z trudem przez ściśnięte gardło. – Do tego rana nie chce się zasklepić w sposób magiczny… Przynajmniej na razie.
Syriusz widząc, jak chłopak to przeżywał, podszedł do niego i przytulił go mocno, nie zważając na jego protesty. Alexander był takim samym, zamkniętym w sobie chłopcem, jak Harry. I on w dzieciństwie nie zaznał miłości i dobroci. W domu dziecka, w którym był, był tylko poniżany, przez swoją odmienność, aż cud że miał choć jednego przyjaciela. Jakże podobny był w tym do Toma Riddle, mógł skończyć jak on, nienawidząc i mordując mugoli, jednakże on miał serce. Łapa poczuł jak Davis rozpaczliwie łapie powietrze, próbując się nie rozpłakać.
- Płacz – powiedział mu cicho – To ci pomoże.
Davis opuścił wszelkie hamulce i rozpłakał się. Syriusz odszedł z Davisem kawałek w kąt, chcąc zapewnić mu odrobinę prywatności, mimo iż to byli jego przyjaciele. Wiedział, że teraz chłopak potrzebował wsparcia, które zapewnić mu mógł ktoś na wzór rodzica, którego nigdy nie miał. Harry był dla niego bardzo ważny, widział to wyraźnie. Razem z Remusem sądzili, że jeśli któremuś kiedyś się coś stanie, drugi na pewno tego nie przeżyje. Nie chcieli tego, ale Alexander i Harry byli bratnimi duszami i każdy kto na nich patrzył to widział.
- On… On…
- Cii… - szepnął Syriusz gładząc go po głowie – Nic mu nie będzie, Harry jest silny.
Łapa odwrócił głowę i zobaczył jak Rogacz przytula żonę i córkę, które również szlochały. Dopiero, co odzyskali Księcia, a on już jest na granicy śmierci. John, Draco i Dean również mieli łzy w oczach, a Megan i Payton otwarcie płakały. Każdemu z ludzi zebranych w tym pomieszczeniu w jakiś sposób zależało na Potterze i nie chcieli żeby coś mu się stało. W końcu, po jakimś czasie, Alex uspokoił się.
- Muszę być silny… - mruknął prostując się – Dla Harry’ego.
Łapa uśmiechnął się.
- Tak trzymaj.
- Dziękuję, panie Black.
- Mów mi Syriusz.
- Dziękuję, Syriuszu – powtórzył chłopak, uśmiechając się nieśmiało. Zaraz potem zarumienił się, na co Huncwot spojrzał ze zdziwieniem. – Możesz mnie już puścić.
Black zaśmiał się i opuścił dłonie, którymi dotychczas ciasno obejmował partnera chrześniaka. Alexander natychmiast odsunął się na krok.
- Uwaga! – usłyszeli szept Payton.
Wszyscy spojrzeli na dziewczynę, która stała na środku pomieszczenia. Co zaskakujące jej oczy nie posiadały teraz ani źrenic, ani tęczówek. Białko zrobiło się bladoniebieskie, a jej włosy falowały, jak targane wiatrem.
- Co się dzieje, Pay? – Zainteresowała się Ann, podchodząc do przyjaciółki.
- Dyrektor nadchodzi. – powiedziała Krukonka.
Potterowie i Black spojrzeli na siebie.
- Wrócimy w nocy. – zakomunikowała Lily i zniknęli.
Pielęgniarka machnęła różdżką i zdjęła osłony z Sali szpitalnej, a chwilę później do środka wszedł Albus Dumbledore z fałszywym uśmiechem na twarzy.
- Witaj Poppy, co z Harrym? – zapytał.
- W śpiączce dyrektorze. – odpowiedziała kobieta, starając się nie patrzeć na niego. W ciągu pół godziny znienawidziła tego człowieka z całego serca. – Nie wiadomo kiedy się obudzi.
- Dobrze, dobrze. – mruknął mężczyzna kiwając głową w zamyśleniu i wsadził sobie do buzi cytrynowego dropsa. – Co było powodem?
- Zatruty sztylet, sir – powiedziała mediwiedźma, krzywiąc się w duchu. – Severus bada go, żeby opracować antidotum.
Siwowłosy raz jeszcze pokiwał głową.
- Informuj mnie na bieżąco. – staruszek spojrzał na nią z zatroskaną miną.
- Dobrze, dyrektorze.
Dumbledore kiwnął głową i wyszedł. Gdy na korytarzu ucichły jego kroki kobieta spojrzała na młodzież.
- Idźcie coś zjeść – poleciła im.
- Ale… - zaczęła Ann.
- Słabi i wygłodzeni na nic mu się nie zdacie – wtrąciła Madame Pomfrey
W milczeniu się z nią zgodzili.
- Chodź Ann. – szepnął Thomas, łapiąc koleżankę za dłoń.
- A Alex? – jęknęła żałośnie Potterówa wskazując na Ślizgona, który na krok nie ruszył się od łóżka jej brata.
- Dołączy do nas później. – powiedział Draco i złapał Gryfonkę za drugą rękę. – Chodź Annie – zwrócił się do niej, zdrabniając jej imię.
Panna Potter niechętnie wyszła za przyjaciółmi.
- Ty także musisz coś zjeść, młody człowieku – skarciła Davisa, starsza kobieta.
- Później – szepnął chłopak i złapał pogrążonego w śpiączce partnera – Póżniej…
Poppy pokręciła tylko głową i wyszła.




Rozdział poprawiony 01.02.2018



1 komentarz:

  1. Hej,
    och jaki wspaniały rozdział, bardzo dobrze Harry walczył z Bella, o nie, o nie mam nadzieję że nic nie będzie, Poppy od razu poznała że Harry jest wampirem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń