… Chwilę
później do pubu wpadła jakaś rozhisteryzowana Puchonka.
- Śmier…
Śmierciożercy! – Wyjąkała i zemdlała.
Książę
otrząsnął się pierwszy, wstał szybko i rozejrzał się po tłumie. Nie czas było
na panikę, nie tego ich uczyli. Jego wzrok padł na siostrę.
- Ann –
warknął – Do zamku!
- Nie! – wykrzyknęła
dziewczyna, również wstając – Chcę pomóc…
- Nie ma
takiej opcji! – przerwał jej brat. – Weź Megan i Payton i sprowadźcie pomoc.
Reszta
chłopaków również wstała i zaczęli się przedzierać do drzwi.
-
Zamierzacie się ujawnić? – zapytała cicho panna Meadowes.
Harry
zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na
nią.
- Nie. – szepnął
po chwili zastanowienia. – Jeszcze nie na to czas. Będziemy musieli się
kontrolować.
Wybiegli na
zewnątrz i rozejrzeli się po spanikowanym tłumie.
- My
sprowadzimy resztę naszych! – odezwał się Jake i złapawszy Phillipa, zniknęli.
Dziewczyny
poszły w ich ślady.
- Chłopaki,
różdżki w pogotowiu! – odezwał się Alex.
- Tak!
–Krzyknął Harry przez ramie – Nie zapomnijcie o różdżkach, bo wszystko szlag
trafi! Dean, John moglibyście zająć się obroną tych uczniów, którzy są na
ulicy? – wskazał na spanikowanych trzecioklasistów, którzy uwięzieni między
koszem na śmieci a ścianą budynku nie mieli jak dostać się do wnętrza Miodowego
Królestwa.
Wspomniani
chłopcy kiwnęli głowami i pobiegli w stronę grupki uczniów z trzeciego roku, do
których zbliżało się kilku Śmierciożerców. Draco, Alex i Harry rzucili się w wir
walki. Oprócz nich walczyło tylko kilkoro uczniów i zwykłych ludzi, a śmierciożerców
było zdecydowanie za dużo. Kilka ciał leżało bezładnie na ziemi, jednak nie
mieli jak sprawdzić co z nimi Nie wiadomo czy byli martwi, czy tylko
nieprzytomni, to musiało poczekać. Potter hamował się jak mógł, ale trudno mu
było przestawić się na zwyczajną, różdżkową magię, skoro w większości walczył
teraz bezróżdżkową, która była bardziej intuicyjną walką i nie musiałeś skupiać
się na formułkach. Odskoczył przed zielonym płomieniem i odwrócił się w
kierunku nadawcy zaklęcia. Stanął oko w oko z Bellatrix Lestrenge.
- Mały
Pottuś nauczył się walczyć! – zacmokała ironicznie – Mojemu panu się to nie
spodoba, oj nie. A gdzie twoi parszywi przyjaciele? Ojejku, czyżby cię
zostawili?
Harry
przewrócił oczami, dawno przestały go denerwować głupie gadki byłej panny
Black.
- Skończ,
Bella! – warknął tylko. – Czego chcesz?
- Ja?
Nagrody od swojego pana, a uzyskam ją poprzez ciebie! – zaśmiała się głośno.
- Masz Pana?
– Gryfon udał wielkie zdziwienie, razem z Śmierciożerczynią chodzili po kole,
celując w siebie różdżkami, Harry ledwie zauważalnie utworzył między ich dwójką
tarczę, żeby nikt się nie wtrącał. –Wiesz, że tylko zwierzęta mają swojego
pana?
Czarnowłosa
wiedźma warknęła wściekle i rzuciła w niego Cruciatusem, nie ma dzisiaj humoru
na zbędne rozmowy. Ku jej wściekłości chłopak uchylił się przed nim, a tarcza
zgrabnie wchłonęła zabłąkany promień. Spojrzała zdumiona na to, a chwilę jej
nieuwagi wykorzystał Potter, wysyłając w jej stronę Tormentę. Zaskoczenie
czarownicy szybko zmieniło się w ból. Kobieta upadła i zaczęła przeraźliwie krzyczeć.
Harry zniósł zaklęcie i spojrzał na nią z obrzydzeniem. Ta chwila wystarczyła,
żeby pozbawić ją sił.
- Nie jestem
tobą – warknął i związał ją.
Przywołał
kamień leżący nieopodal i zmienił go w świstoklika. Przyczepił do peleryny
Bellatrix, odeprał jej różdżkę, którą wysłał prosto do gabinetu Szefa, Biura
Aurorów i wysłał kobietę do Ministerstwa Magii. Rozejrzał się. Sromotnie
przegrywali. Alexander właśnie walczył z piątką, więc szybko pospieszył w jego
stroną. Rozbroił tego, który celował w plecy jego chłopaka i rzucił się w wir walki. Davis ledwie zauważalnie skinął
mu głową i razem zaczęli rozbrajać przeciwników. Chwilę później dało się
słyszeć szum i trzaski aportacji. Po jednej stronie miasteczka pojawili się
Aurorzy wraz z Zakonem Feniksa, a po drugiej wojownicy Mrocznego Miasta z
Jake’iem i Philipem, odzianymi w standardowe stroje, na czele. Śmierciożercy
zaczęli z jeszcze większym zapałem atakować jednak widząc przewagę przeciwnika
podjęli decyzję o ucieczce. Jeden z nich, nim zniknął rzucił w młodego Pottera
sztyletem, który będąc tyłem nie zauważył tego. Ostrze trafiło mu w plecy, o
cale mijając serce wbiło się do środka. Alexander, który stał z nim twarzą w
twarz obserwował zmieniającą się mimikę twarzy towarzysza. W jednej chwili
obserwował pokrzepiający uśmiech Gryfona, by w następnym momencie zastąpić to
przerażeniem, na ogromnym bólu skończywszy.
- Nie! – krzyknął,
gdy Harry się zachwiał, złapał go pod ręce i opadł na kolana, przytrzymując
jego bezładne ciało.
Chwilę
później byli przy nim James, którego brązowe oczy widoczne były zza kaptura,
Syriusz i Marcus.
- Zatruty. –
mruknął Parker sprawdzając sztylet – Cholera! Potrzebny jest lekarz! – krzyknął
głośniej.
- Panie
Potter – odezwał się Davis drżącym głosem, Rogacz spojrzał na niego – Nie
powinno pana tu być, niech pan znika… - wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić
– …zanim zjawi się Dumbledore.
- Nie mogę…
- zaczął mężczyzna.
- Może pan –
przerwał mu Alex – Harry przeżyje – powiedział stanowczo – Dam panu znać, jak
będziemy w Skrzydle, niech pan znika i pan, panie Black też! – Na rękach
brązowowłosego pojawiało się coraz więcej krwi.
Syriusz i
James, chociaż z trudem im to przyszło, wstali i skinąwszy na wojowników
zniknęli. Chwilę później na placu pojawiła się pani Pomfrey.
- Do zamku z
nim! Szybko! – wyciągnęła z fartucha jakieś pióro i przeniosła obydwu do
szpitala – Połóż go na brzuchu! – zarządziła.
Ślizgon
wykonał polecenie w chwili, gdy drzwi się otwarły i wszedł przez nie Snape.
Razem z profesorem rozebrali go szybko. Snape uszykował fiolkę z eliksirem i
stanął nad Księciem. Mediwiedźma stanęła z drugiej strony i jednym szybkim ruchem
wyciągnęła sztylet. Profesor natychmiast odwrócił fiolkę i wylał całą zawartość
na ranę, z której zaczęło się dymić i syczeć.
- Alex,
zatamuj krwotok! – krzyknął, gdy Poppy pobiegła po nowe eliksiry.
Chłopak
wystawił obie ręce nad plecami kochanka i skupił się. Złote światło zaczęło
wydobywać się z jego rąk, jednak rana nie chciała się zasklepić.
- Nie można!
– jęknął zrozpaczony.
- Cholera! –
warknął profesor i przywołał dyptam. – Zorganizuj gazę i bandaże.
Brązowooki
kiwnął głową i pognał do kantorka, po drodze mijając się z pielęgniarką. Wrócił
błyskawicznie i podał profesorowi, o co prosił. Mężczyzna zmoczył gazę dyptamem
i przyłożył do rany.
- Unieś go,
tylko delikatnie. – polecił swojemu wychowankowi.
Davis i tym
razem bez sprzeciwu wykonał polecenie. Cholera, dopiero dzisiaj wyznali sobie
swoje uczucia, a Harry już jest w śmiertelnym zagrożeniu. Chłopak złapał
Pottera za barki i uniósł go powoli, by Severus przy pomocy pani Pomfrey mógł
go owinąć bandażem. Pierwsza warstwa od razu przesiąkła krwią, ale dwójka dorosłych
owijała dalej. Mistrz Eliksirów owinął go chłopakowi także przez jedno ramię,
żeby nie zsunął się jak pacjent odzyska przytomność. Było to jeszcze
zabezpieczenie, żeby nikt niepowołany nie widział tatuażu symbolizującym to, że
Harry Potter jest przyszłym królem. Ułożyli go na powrót na brzuchu i
pielęgniarka wyciągnęła z fartucha strzykawkę z igłą.
- Po co to?
– przeraził się Alex.
- Pan Potter
nie jest teraz w stanie przyjąć czegokolwiek doustnie – wyjaśniła poważnie
kobieta i napełniła strzykawkę eliksirem regenerującym krew.
Podniosła
bezładną rękę Gryfona i przyjrzała się jego dłoni
- Coś nie
tak? – zapytał Severus.
-
Zastanawiam się czy założyć mu mugolski wenflon, czy za każdym razem go kłuć.
- Za każdym
razem? – zdziwił się mężczyzna.
- Harry
zapadł w śpiączkę. – wyjaśniła. – Mimo szybkiej reakcji i tak trucizna zdążyła
się rozprzestrzenić dosyć daleko, a jego stan pogorszyła jeszcze podróż świstoklikiem,
która niestety była wskazana.
- Śpiączkę…?
– Alex zbladł i opadł na najbliżej stojące łóżko. – Na… Na jak długo?
- Nie wiem,
panie Davis. – wyszeptała pielęgniarka smutno. – Może się obudzić za parę dni,
może się obudzić za tydzień kilka tygodni, miesiąc, kilka miesięcy, a nawet za
rok… To zależy od tego, jak szybko jego organizm pozbędzie się trucizny, albo
jak szybko my znajdziemy antidotum. Na razie nawet nie udało nam się zatamować
krwawienia, co samo w sobie również jest dla niego bardzo niebezpieczne.
Eliksir regenerujący krew będę musiała podawać mu średnio co trzy godziny, żeby
się nie wykrwawił, a do tego eliksiry odżywcze i standardową odtrutkę, żeby
zabezpieczyć serce. W taki wypadku, nie umiem określić, kiedy pan Potter się
wybudzi. Przykro mi.
Alexander schował
twarz w dłonie, a jego ciałem wstrząsnął szloch. Pielęgniarka otarła samotną
łzę pływającą jej po policzku i przywołała wenflon. Najdelikatniej jak umiała
założyła go pacjentowi i zaaplikowała mu eliksir regenerujący krew,
przeciwbólowy i mający na celu oczyścić jego krew z toksyn. Następnie
skierowała się w stronę swojego gabinetu.
- Trzeba
poinformować Lily i Jamesa. – odezwał się cicho Severus układając wygodniej
Harry’ego.
- Wiedzą. –
powiedział zachrypniętym głosem Alex. – Jego ojciec był na polu walki, chciał
pomóc Harry’emu, ale zmusiłem go żeby wrócił do pałacu, że dam im znać jak będą
mogli przenieść się tutaj.
Snape kiwnął
głową i nic więcej nie powiedział, bo wróciła Madame Pomfrey.
- Trzeba
zbadać tą truciznę. – powiedziała podnosząc zakrwawiony sztylet. – Wtedy
skuteczniej znajdziemy antidotum. Zajmiesz się tym, Severusie?
Czarnowłosy
mężczyzna kiwnął głowy i wziąwszy narzędzie, wyszedł. Gdy tylko drzwi się za
nim zamknęły czarownica wyciszyła pomieszczenie i zwróciła się do Alexa.
- Czy
dyrektor wie, że pan Potter jest wampirem?
Chłopak
usiadł prosto, zaskoczony pytaniem.
- Skąd
pani...?
- Jestem
uzdrowicielką. – przerwała mu. – Jednym prostym zaklęciem można to
zdiagnozować, więc pytam, czy dyrektor wie?
- Nie wie…
Jednakże powinien podejrzewać. – warknął.
Na samą myśl
o Albusie robił się zły.
- Jeżeli pan
Potter jest wampirem to, czy jego rodzice nie powinni…?
- Żyć? – skończył
za nią chłopak, za czarownica kiwnęła głową – Oni żyją, proszę pani.
Kobieta
usiadła zaskoczona i zasłoniła usta ręką.
- Ale, ale…
Jak? Dlaczego? Przez tyle lat…
- To
wszystko wina dyrektora… - wysyczał chłopak – Myślę jednak, że państwo Potter
woleliby sami z panią porozmawiać, wierzę, że chcą wiedzieć, co z synem.
- Przecież
ktoś ich może zobaczyć! – krzyknęła.
- Nie wierzy
pani w możliwości Huncwotów? – Zapytał ponuro Ślizgon.
Podniósł
dłoń i pojawiła się na niej wiadomość ‘Mogą
państwo przyjść’, wysłał do władcy. Chwilę później w Sali zmaterializowali
się Lily, James i Syriusz. Pani Potter dopadłszy do łóżka syna rozpłakała się i
zaczęła gładzić go po czarnych, roztrzepanych włosach, odziedziczonych po ojcu.
Poppy Pomfrey rozpłakała się z innego powodu. Bowiem widziała na własne oczy
dwójkę ludzi, którzy od piętnastu lat powinni nie żyć, dwójkę ludzi, których
przez siedem lat ich hogwarckiej nauki zdążyła polubić.
- Witam,
pani Pomfrey. – Rogacz skłonił się jej nisko. – Co z moim synem?
Kobieta
otrząsnęła się i przybrała profesjonalny wyraz twarzy, choć policzki miała
wciąż mokre od łez.
- Został
trafiony poniżej serca zatrutym sztyletem, trucizna mimo prawie natychmiastowej
reakcji zdążyła wniknąć do krwi Harry’ego, podróż do zamku jeszcze to
pogorszyła. Największe zagrożenie usunęliśmy, chłopak przeżyje, ale jest w
śpiączce. Nie wiadomo, czym ostrze było nasączone, nie mamy na to antidotum.
Severus bada to, próbując znaleźć lekarstwo. Do tego czasu rana wciąż musi być
przemywana dyptamem bo nie udało nam się zatamować krwawienia, a dożylnie
podawać mu będę eliksiry regenerujące krew.
- Jak długo
będzie w śpiączce? – zapytała, nagle pobladła Lily.
- Jak już
wspominałam Alexowi. – wskazała podbródkiem na chłopaka – Nie wiemy. Może się
obudzić za kilka dni, tygodni, miesięcy, a nawet lat. Nie zna tej trucizny, ale
szkody jakie wywołała przez pięć minut są ogromne.
James
błyskawicznie znalazł się przy żonie, która osunęła się nieprzytomna w jego
ramionach.
- Połóż ją
na łóżku. – poleciła mu Poppy i poszła po eliksir pieprzowy, podała też fiolkę
Davisowi, który przyjął ją z wdzięcznością. – Możecie mi teraz wytłumaczyć,
jakim cudem żyjecie?
Rogacz
westchnął i spojrzał błagalnie na Syriusza. Łapa tylko kiwnął głową.
- Widzi
pani, szesnaście lat temu pewna wieszczka wygłosiła przepowiednie, według
której Harry będzie tym, który zdoła pokonać Voldemorta. – wyjaśnił
najważniejszy sens przepowiedni, Black – Albus wiedział, że Lily i James są
wampirami, wiedział też, że to Peter jest StrażnikiemTajemnicy. Mimo to, w noc
zamachu, kiedy Avada sprawiła, że Lilka i Rogacz zapadli w śpiączkę wpadł na
swój, w jego mniemaniu, genialny pomysł. Ubzdurał sobie, że zrobi z Harry’ego
rycerzyka w lśniącej zbroi i wyśle na śmierć, żebyśmy mogli przeżyć. Lily i
Jamesa odesłał do Wymiaru Ras Magicznych i silnym, starożytnym zaklęciem
zablokował przejście tak, żeby padło jak tylko następca tronu – wskazał na
Harry’ego – dowie się o swoim dziedzictwie i przeniesie do Mrocznego Miasta. Mi
i paru innym osobom zmienił pamięć, a prawdziwe wspomnienia miały wrócić, gdy
Harry się dowie o wszystkim. W jego założeniu miało to nigdy nie nastąpić, więc
bezkarnie posłał chłopca do Petunii Evans, która jak wszyscy wiedzą
nienawidziła Lily. Jednakże albo był tak głupi, albo nie podejrzewał, że
państwo Potter będą walczyć by znów zobaczyć syna. Całe lata pracowali nad
sposobem i w końcu opracowali zaklęcie, dzięki któremu dwie osoby,
niespokrewnione z księciem, mogły przenieść się na ziemię na tydzień przed
szesnastymi urodzinami Harry’ego. Wybrali dwóch wampirów, którzy wytłumaczyli
sprawę jemu, Alexowi – wskazał na słuchającego ich w skupieniu Davisa – i
jeszcze paru innym dzieciakom. Jak wiadomo, gdy Harry dowiedział się prawdy
znienawidził dyrektora.
Zapadła
cisza.
- Na brodę
Merlina – jęknęła po chwili Poppy – Jak… Jak on mógł?
Syriusz
wzruszył ramionami, on sam się nad tym zastanawiał, jak człowiek uważany za
stolice dobroci, ostoja jasnej strony, mógł zrobić coś takiego. Pani Potter
ocknęła się i przyjęła eliksir podany przez męża, zaraz potem wstała i podeszła
do łóżka syna.
- Lily… -
zaczął James, ale przerwało mu walenie w drzwi.
- Chyba
musicie znikać. – mruknęła pielęgniarka, patrząc podejrzliwie na drzwi.
- Zdaje mi
się, że to Ann i paru innych dzieciaków, które szkoliło się w to lato. –
powiedział Syriusz. – Ale dla bezpieczeństwa nałóżmy kameleona.
Potterowie
kiwnęli głową i po chwili nie było ich widać. Pani Pomfrey machnęła różdżką i
drzwi się otwarły. Do szpitala wpadli Ann, Draco, John, Dean, Megan i Payton.
Kobieta spojrzała na Alexa pytająco, a gdy ten kiwnął głową na powrót zamknęła
i zabarykadowała drzwi.
- Mamo! – krzyknęła
Potterówna, gdy trójka dorosłych pojawiła się ponownie, zaraz rzuciła się
swojej starszej kopii w ramiona. – Co z Harrym? – zapytała spoglądając na
nieprzytomnego brata.
- W śpiączce.
– wyręczył żonę James, głaskając córkę po głowie.
- Jak to, w
śpiączce? – jęknęła dziewczyna.
- Sztylet
był zatruty, a trucizna rozprzestrzeniała się w tempie błyskawicznym. –
wyjaśnił cicho Alex, był potwornie blady, a mówienie przychodziło mu z trudem
przez ściśnięte gardło. – Do tego rana nie chce się zasklepić w sposób
magiczny… Przynajmniej na razie.
Syriusz
widząc, jak chłopak to przeżywał, podszedł do niego i przytulił go mocno, nie
zważając na jego protesty. Alexander był takim samym, zamkniętym w sobie
chłopcem, jak Harry. I on w dzieciństwie nie zaznał miłości i dobroci. W domu
dziecka, w którym był, był tylko poniżany, przez swoją odmienność, aż cud że
miał choć jednego przyjaciela. Jakże podobny był w tym do Toma Riddle, mógł
skończyć jak on, nienawidząc i mordując mugoli, jednakże on miał serce. Łapa poczuł
jak Davis rozpaczliwie łapie powietrze, próbując się nie rozpłakać.
- Płacz –
powiedział mu cicho – To ci pomoże.
Davis
opuścił wszelkie hamulce i rozpłakał się. Syriusz odszedł z Davisem kawałek w
kąt, chcąc zapewnić mu odrobinę prywatności, mimo iż to byli jego przyjaciele.
Wiedział, że teraz chłopak potrzebował wsparcia, które zapewnić mu mógł ktoś na
wzór rodzica, którego nigdy nie miał. Harry był dla niego bardzo ważny, widział
to wyraźnie. Razem z Remusem sądzili, że jeśli któremuś kiedyś się coś stanie,
drugi na pewno tego nie przeżyje. Nie chcieli tego, ale Alexander i Harry byli
bratnimi duszami i każdy kto na nich patrzył to widział.
- On… On…
- Cii… -
szepnął Syriusz gładząc go po głowie – Nic mu nie będzie, Harry jest silny.
Łapa odwrócił
głowę i zobaczył jak Rogacz przytula żonę i córkę, które również szlochały.
Dopiero, co odzyskali Księcia, a on już jest na granicy śmierci. John, Draco i
Dean również mieli łzy w oczach, a Megan i Payton otwarcie płakały. Każdemu z
ludzi zebranych w tym pomieszczeniu w jakiś sposób zależało na Potterze i nie
chcieli żeby coś mu się stało. W końcu, po jakimś czasie, Alex uspokoił się.
- Muszę być
silny… - mruknął prostując się – Dla Harry’ego.
Łapa
uśmiechnął się.
- Tak
trzymaj.
- Dziękuję,
panie Black.
- Mów mi
Syriusz.
- Dziękuję,
Syriuszu – powtórzył chłopak, uśmiechając się nieśmiało. Zaraz potem zarumienił
się, na co Huncwot spojrzał ze zdziwieniem. – Możesz mnie już puścić.
Black
zaśmiał się i opuścił dłonie, którymi dotychczas ciasno obejmował partnera
chrześniaka. Alexander natychmiast odsunął się na krok.
- Uwaga! – usłyszeli
szept Payton.
Wszyscy
spojrzeli na dziewczynę, która stała na środku pomieszczenia. Co zaskakujące
jej oczy nie posiadały teraz ani źrenic, ani tęczówek. Białko zrobiło się
bladoniebieskie, a jej włosy falowały, jak targane wiatrem.
- Co się
dzieje, Pay? – Zainteresowała się Ann, podchodząc do przyjaciółki.
- Dyrektor
nadchodzi. – powiedziała Krukonka.
Potterowie i
Black spojrzeli na siebie.
- Wrócimy w
nocy. – zakomunikowała Lily i zniknęli.
Pielęgniarka
machnęła różdżką i zdjęła osłony z Sali szpitalnej, a chwilę później do środka
wszedł Albus Dumbledore z fałszywym uśmiechem na twarzy.
- Witaj
Poppy, co z Harrym? – zapytał.
- W śpiączce
dyrektorze. – odpowiedziała kobieta, starając się nie patrzeć na niego. W ciągu
pół godziny znienawidziła tego człowieka z całego serca. – Nie wiadomo kiedy
się obudzi.
- Dobrze,
dobrze. – mruknął mężczyzna kiwając głową w zamyśleniu i wsadził sobie do buzi
cytrynowego dropsa. – Co było powodem?
- Zatruty
sztylet, sir – powiedziała mediwiedźma, krzywiąc się w duchu. – Severus bada
go, żeby opracować antidotum.
Siwowłosy
raz jeszcze pokiwał głową.
- Informuj
mnie na bieżąco. – staruszek spojrzał na nią z zatroskaną miną.
- Dobrze,
dyrektorze.
Dumbledore
kiwnął głową i wyszedł. Gdy na korytarzu ucichły jego kroki kobieta spojrzała
na młodzież.
- Idźcie coś
zjeść – poleciła im.
- Ale… -
zaczęła Ann.
- Słabi i
wygłodzeni na nic mu się nie zdacie – wtrąciła Madame Pomfrey
W milczeniu
się z nią zgodzili.
- Chodź Ann.
– szepnął Thomas, łapiąc koleżankę za dłoń.
- A Alex? –
jęknęła żałośnie Potterówa wskazując na Ślizgona, który na krok nie ruszył się
od łóżka jej brata.
- Dołączy do
nas później. – powiedział Draco i złapał Gryfonkę za drugą rękę. – Chodź Annie
– zwrócił się do niej, zdrabniając jej imię.
Panna Potter
niechętnie wyszła za przyjaciółmi.
- Ty także
musisz coś zjeść, młody człowieku – skarciła Davisa, starsza kobieta.
- Później –
szepnął chłopak i złapał pogrążonego w śpiączce partnera – Póżniej…
Poppy
pokręciła tylko głową i wyszła.
Rozdział poprawiony 01.02.2018
Hej,
OdpowiedzUsuńoch jaki wspaniały rozdział, bardzo dobrze Harry walczył z Bella, o nie, o nie mam nadzieję że nic nie będzie, Poppy od razu poznała że Harry jest wampirem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza