Biegł
przed siebie. Słyszał, że się do niego zbliżają, ale nieprzerwanie parł do
przodu. Zgrabnie wymijał drzewa i inne przeszkody, które stawały mu na drodze.
Zapach lasu go uspokajał, jednak wiedział, że nie może się teraz nad tym
skupiać. Nie było czasu. Zmusił się do szybszego poruszania nogami, czując
instynktownie, że tamci są coraz bliżej. W końcu przekroczył granicę lasu z
triumfalnym okrzykiem. Oparł ręce o kolana, żeby uspokoić oddech i poczekał na
pozostałych.
Pojawili
się niewiele później.
-
Nigdy cię nie dogonimy. – pożalił się Jake, opadając na trawę.
-
Jesteś najszybszy, zwracam honor! – Christopher pochylił przed księciem głowę w
udawanym geście poddania.
Od
dwóch dni Hogwartczycy przebywali na zamku w Mrocznym Mieście. Zaczęła się
przerwa świąteczna to i nadszedł czas na przygotowanie do wyprawy. Koledzy z
drużyny Harry’ego bardzo szybko zaakceptowali Chrisa, ku ogromnej radości
Wybrańca. Po powrocie na zamek wzięli się za intensywne treningi, przygotowując
się do czekającej ich wyprawy. Odpowiedni zespół, powołany już pod pętlą, miał
wyruszać jutro. Dokładnie dwudziestego czwartego grudnia, ku rozpaczy Lily.
Syriusz z Harrym stwierdzili, że James powinien zostać na zamku, a król mimo
niezadowolenia musiał przyznać im rację, Niewiadome było ile dni miała potrwać
wyprawa, a władca na czas nieokreślony nie mógł opuścić kraju.
Po
uspokojeniu oddechu i uzupełnieniu płynów, cała szóstka udała się nad jezioro,
aby wykonać rutynowe ćwiczenia rozciągające.
-
Właściwie to dlaczego główna siedziba Sił Zbrojnych Wymiaru Ras Magicznych
mieści się tu? – zapytał Harry wymachując rękami do przodu.
-
Wampiry są najsilniejszymi wojownikami. – odpowiedział Phillip. – Ich metody
nauczania są najskuteczniejsze, także starszyzna Ras Magicznych jednogłośnie
stwierdziła, że to oni powinni przejąć dowodzenie nad wojownikami naszego
wymiaru.
-
Jak sam zauważyłeś – kontynuował Steven – kadra nauczycielska na szkoleniach
jest mieszana. Jednak te zajęcia odpowiadające za siłę fizyczną i magiczną
zawsze nauczają wampiry lub dhampiry.
Alexander
zmarszczył brwi i spojrzał na partnera.
-
W sumie to nigdy nie zwracałem na to uwagi, ale teraz jak to mówisz, to widzę w
tym sens.
Potter również się zgodził, kiwając głową w milczeniu.
Potter również się zgodził, kiwając głową w milczeniu.
-
Kończmy ćwiczenia i chodźmy się kąpać – rzucił.
Pozostali
przytaknęli mu i w ciszy wzięli się za dalszy trening.
Czekająca
ich wyprawa miała być testem. Pierwsza poważniejsza misja od czasu ich
szkolenia. Alexander i Harry uczestniczyli jeszcze w tej mającej na celu
ratowanie rodziców tego pierwszego, ale teraz miało to być coś dużo
poważniejszego. Nie wiedzieli co ich tam spotka. Musieli się przygotować na
każdą ewentualność, niespodzianki na drodze, jak i niepowodzenie. Młody Potter
wciąż się zastanawiał jakim cudem ma zabić wroga wbijając mu sztylet w pierś.
Okey – to samo w sobie nie było takie trudne, ale jak podejść do niego na tyle
blisko by to uczynić? Tego nie wiedział, ale wciąż miał trochę czasu, żeby nad
tym pomyśleć.
W
chwili gdy skończyli usłyszeli na dziedzińcu gong, oznaczający, że śniadanie
będzie podane za trzydzieści minut. Skierowali się szybko do siedziby czarnych
i wskoczyli pod prysznice. Po szybkiej kąpieli włożyli naszykowane wcześniej
ubrania i udali się do jadalni, przepychając się ze śmiechem po drodze.
-
Tatuś? – usłyszał Harry tuż po tym, jak przekroczył próg jadalni.
Gryfon
pochylił się i rozentuzjazmowany czterolatek wpadł w jego ramiona. Wyprostował
się i podrzucił go parę razy pod górę, przy aprobacie śmiechu malca.
-
Cześć, skarbie! – przytulił go do siebie i ucałował w czółko. – Jak ci się
spało?
-
Dobze. A babcia mówi, ze jutlo sobie jedzies – odpowiedział ze smutkiem.
-
Tak, ale postaram się wrócić jak najszybciej. – obiecał mu podchodząc z nim do
stołu i sadzając go sobie na kolana, pozostali z drużyny również zajęli swoje
miejsca. – Cześć wszystkim – przywitał się.
Odpowiedziało
mu chóralne: „Cześć”. „Witaj”.
-
Ale, ale… – Josh pociągnął Gryfona za rękaw.
-
Co, smyku?
-
Za dwa dni są święta. – oczy chłopca zaszkliły się, a Harry’ego zszokowała
bezpośrednia odpowiedź syna.
-
Wiem, kochanie. – odpowiedział po dłuższej chwili. – Nie będziesz jednak sam,
zostaniesz z babcią i dziadkiem. – wskazał na Lily i Jamesa.
-
Dziadek się z tobą tak zabawi, że nawet nie będziesz miał czasu myśleć, że taty
nie ma. – Rogacz mrugnął do niego okiem.
Chłopczyk
zamyślił się.
-
A pojeździmy koniami*? – zapytał po chwili, powodując wybuch radości u wszystkich.
-
Ile tylko będziesz chciał. – odpowiedział mu król.
-
A pójdziemy się bawić do Selpa? – zadał kolejne pytanie.
Władca
spojrzał pytająco na syna. Odpowiedzi na to pytanie udzieliła jednak Ann,
siedząca na końcu stołu.
-
Oczywiście, że pójdziemy. Możemy go odwiedzić zaraz po świętach. – uśmiechnęła
się do bratanka.
-
Dobla. – Joshua kiwnął głową. – Mozes jechać tata. – zwrócił się do Harry’ego.
Młody
Potter nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem, a za nim pozostali.
-
Dzięki, synek! – pstryknął go w nos i nałożył na talerz jajecznicę. – Teraz
lepiej weźmy się za jedzenie, bo babcia Dorea zaraz będzie na nas krzyczeć. –
mrugnął okiem do starszej pani Potter, która po tym oświadczeniu spojrzała na
wnuka z oburzeniem.
-
Żartowałem, babciu. – wysłał jej całusa w powietrzu.
-
Jedz już. – Dorea pokręciła głową ze śmiechem.
Towarzystwo
przy stole miało spory ubaw patrząc na Harry’ego karmiącego Josha. Obrus obok
nich i oni sami byli cali w jedzeniu. Malec, wiedząc, że ma widownie jeszcze
bardziej rozrabiał, a Harry nie miał serca mu nic powiedzieć. Próbował karmić
synka widelcem, jednak chłopiec się tym nie przejmował. Łapał w rączki co
popadnie i wpychając tacie do buzi, często go przy tym brudząc.
- Harry, jak skończysz śniadanie i się umyjesz to przyjdź do mnie. – powiedział James ze śmiechem i podniósł się od stołu.
- Harry, jak skończysz śniadanie i się umyjesz to przyjdź do mnie. – powiedział James ze śmiechem i podniósł się od stołu.
Zaraz
za nim uczynili to Syriusz i Charles, aby razem opuścić pomieszczenie
Jadalnia
powoli pustoszała, kiedy Josh w końcu oznajmił, że się najadł. Oboje wyglądali
przekomicznie. Jedzenie mieli nawet we włosach.
-
Daj mi go. – powiedziała Lily podchodząc do syna. – Doprowadzę go do porządku.
Młody
Potter mocniej przytulił chłopca do siebie.
-
Mamo, chciałbym sam to zrobić… – spojrzał na nią z nadzieją. – Jutro wyjeżdżam…
Zmiękczył
jej serce tym spojrzeniem. Pani Potter pokręciła głową i położyła mu dłoń na
ramieniu.
-
Powiem Jamesowi, że przyjdziesz za godzinę.
-
Dziękuję! – pocałował ją w policzek i opuścił szybko pomieszczenie.
Joshua
całą drogę trajkotał mu o różnych rzeczach, którymi się zajmował, gdy jego nie
było w zamku. Chcąc nadrobić ten stracony czas, bardzo tęsknił za tatusiem, a
myśl że jutro sobie znowu pojedzie sprawiała, że stawał się smutny.
-
A wies tatusiu, ze wujek Sam chce mnie naucyć walczyć? – zapytał i podskoczył w
ramionach ojca.
–
Takimi duzymi miecami!
-
No to niesamowicie! – Harry uśmiechnął się szeroko. – Nie boisz się, że zrobisz
sobie krzywdę?
-
Ciocia Naomi powiedziała, ze nie pozwoli, zebym sobie zrobił zadną ałe! –
odpowiedział poważnie czterolatek.
Gryfon
pokiwał głową ze śmiechem w chwili, gdy przekroczyli próg jego komnat.
Skierowali się do łazienki, gdzie młody książę zaczął napuszczać wody do wanny.
Czekając, aż ta się napełni rozebrał synka.
-
Tato, a wykąpies się ze mną? – malec spojrzał na niego z nadzieją.
-
A chcesz?
-
Taaaaaak!
-
To wskakuj do wanny, już do ciebie wchodzę.
Chłopczyk
z radością wszedł do wanny. Praktycznie można ją było uznać za mały basen. Była
okrągła, o średnicy co najmniej dwóch metrów. Głęboka była natomiast na półtora
metra. Potter jednak napuścił tyle wody, że chłopcu stojąc sięgała do pępka.
Młody mężczyzna rozebrał się szybko i dołączył do synka. Usiadł, a Josh
wskoczył mu na kolana.
-
Tatuś, bawimy się? – zapytał z nadzieją.
-
A w co chciałbyś się bawić?
-
A pamiętas jak się bawiliśmy kiedyś? – zaczął podskakiwać na jego nogach. – Jak
calowałeś zwiezaki?
Potter
zaśmiał się cicho.
-
Pamiętam, zrobimy to jednak troszkę inaczej, dobrze?
-
Dobze.
Gryfon
skupił się i machnął ręką. Piana dookoła nich zaczęła się unosić i przybierać
różne kształty. Po chwili dookoła chłopca i młodego mężczyzny wirowały
zwierzaki.
-
Co widzisz? – zapytał Harry synka.
-
Klowę!
Wyciągnął
rękę i przebił wymienione zwierzątko. Wśród śmiechu chłopca krowa pękła i
opryskała ich białą pianą. Josh zaklaskał i podskoczył uszczęśliwiony.
-
Hola, hola łobuzie bo się poślizgniesz! – Harry przytrzymał synka, dopóki ten
nie odzyskał równowagi.
Joshua
bawił się przednio, rozpoznając zwierzęta i entuzjastycznie je przebijając.
Bawili się tak, aż do momentu, gdy usłyszeli chrząknięcie od strony drzwi.
Książę odwrócił się i ujrzał Alexa opierającego się o futrynę i obserwującego
ich z leniwym uśmiechem.
-
Co jest? – zapytał wracając do obserwacji syna.
-
Za dwadzieścia minut masz być w gabinecie ojca.
Nie
chciał przerywać sielanki towarzysza, bo miał zdecydowanie zbyt mało okazji do
śmiechu, ale sprawa była nagląca.
-
Daj mi go, zajmę się nim, a ty się ogarnij i leć. – Davis ruszył się od drzwi i
wyciągnął rękę po dziecko.
Malec
więcej niż zadowolony poszedł do niego.
-
Wujek, telaz jesteś mokly! – zaśmiał się radośnie.
Ślizgon
udał ogromne zaskoczenie.
-
Na prawdę? I co z tym zrobimy?
-
Musis to zdjąć. – odpowiedział rezolutnie. – Widzis tatuś tes jest na golasa.
Harry,
który akurat wychodził z wanny, poślizgnął się i upadł tyłkiem na kafelki.
Alexander i Josh widząc to wybuchnęli śmiechem.
-
No naprawdę, bardzo śmieszne… – mruknął wstając i rozmasowując tył.
-
Zasłoń się bo dziecko zgorszysz. – Alex pokiwał mu palcem w naganie. – Chodź
Josh, dajmy się tacie uszykować, bo dziadek zleje mu dupę, jak się spóźni.
Pokazał
Potterowi język i razem z chłopcem opuścili łazienkę.
Harry
wszedł do gabinetu Jamesa równo o umówionej godzinie. Zdziwił się widząc tam
tylu ludzi.
- Chciałeś mnie widzieć. – spojrzał na ojca, który razem z Syriuszem, Marcusem, Remusem i paroma innymi ludźmi pochylał się nad mapą.
- Chciałeś mnie widzieć. – spojrzał na ojca, który razem z Syriuszem, Marcusem, Remusem i paroma innymi ludźmi pochylał się nad mapą.
-
Tak, podejdź tu proszę. – odezwał się nawet nie podnosząc głowy.
Zielonooki
podszedł bliżej i spojrzał na wszystkich z zainteresowaniem.
-
Co to za mapa?
-
To jest mapa Rzymu .– odpowiedział powoli Black. – Ustalamy miejsce wylądowania
świstoklików. – To – wskazał na duży zielony teren – są lasy niedaleko miasta,
nasi wojownicy parę dni temu wrócili z misji sprawdzającej teren. Dotąd –
zaznaczył czerwonym pisakiem okrąg o połowę mniejszy – sięga bariera magiczna,
czyli nie można się tu ani aportować, ani nie przeniesiemy się tam
świstoklikiem. Teren jest dość duży, więc na pewno będziemy musieli rozbić
obóz. Jednakże w ciągu dwóch dni powinniśmy dotrzeć tu. – wskazał centralnie na
środek obszaru zieleni. Zaznaczył to miejsce czarnym krzyżykiem. – To tu
znajduje się świątynia Tytusa. Tu tez, ten legendarny władca, na własne
życzenie, został pochowany, razem ze swoim legendarnym sztyletem.
Harry
kiwnął głową ze zrozumieniem i wdał się w dyskusję dotyczącą szczegółów. Gdy
był pewien, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik zastanowił się nad
ostatnią kwestią.
-
O której świstoklik zostanie uruchomiony? – zwrócił się z pytaniem do Marcusa ,
który zaraz po nim był głównodowodzącym akcji.
-
Pięć minut przed ósmą rano. – oznajmił zapytany.
Młody
książę kiwnął głową.
-
Dziękuję. Czy to wszystko, ojcze? – przy dowódcach zwracał się do niego
bardziej formalnie. – Jeśli pozwolisz, chciałbym ten dzień spędzić z Joshem.
-
Tak, idź.
Gryfon
pożegnał się i poszedł na poszukiwanie chłopaka i syna. Nie miał pojęcia, gdzie
mogą być, ale dla pewności postanowił zacząć od swoich komnat. Tak jak
podejrzewał, nie było ich tam. Przeszedł praktycznie cały zamek zanim w końcu
wyszedł na błonia. Zajrzał do stajni, na boisko quidditcha, jednak nigdzie ich
nie było. Podnosił już dłoń, żeby wysłać wiadomość do Alexa, gdy zobaczył jakiś
ruch przy granicy lasu. Zaciekawiony podszedł bliżej. To co zobaczył sprawiło,
że uśmiechnął się szeroko. Joshua ubrany w zielony, zimowy kombinezon, w
grubych rękawiczkach i czapce nasuniętej prawie na oczy, i Alex, który
prawdopodobnie był już przemarznięty, sądząc po szczękających zębach i mokrych
spodniach, poprzez klękanie na białym puchu. Obaj byli tak pochłonięci
uklepywaniem śniegu na niedużym iglo, że nawet go nie zauważyli.
-
Skończyliśmy!!! – zawołał uradowany chłopczyk. – Co teraz wujku?
-
Teraz to zabieramy wujka do domu, żeby się nie rozchorował. – wtrącił się
Harry.
-
Tatuś! – malec podskoczył z radością i podbiegł do niego. – Zobac co mamy! Zrobiliśmy
iglo z wujkiem! Zobac!
-
No widzę, widzę. – Potter zaśmiał się, obserwując jak Davis wstaje. –
Zapomniałeś o czarach rozgrzewających? – zapytał z krzywym uśmieszkiem obserwując,
jak Davis szczęka zębami.
Ślizgon
uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
-
Szlag!
Potter
wybuchnął śmiechem i wziął synka na ręce.
-
Chodźmy do zamku.
Do
wieczora byli praktycznie nierozłączni. Wszędzie chodzili we trójkę,
sprawiając, że Joshua był wniebowzięty. Miał Alexa i Harry’ego tylko dla
siebie! Chłopcy zaś zadbali o to, żeby malec cały czas miał co robić. Wymyślili
coraz to nowsze zabawy, poświęcając mu cały swój czas. Wymęczyli go tak bardzo,
że podczas kolacji chłopczyk zasnął Gryfonowi na kolanach. Sam Potter
zorientował się dopiero, gdy wciąż będący w ruchu chłopczyk, przestał się wiercić.
Lily zaśmiała się cicho.
-
Połóżcie go i sami idźcie spać. – poradziła im.
Zielonooki
kiwnął głową, dopił do końca herbatę i wstał.
-
Idziesz? – zwrócił się do Alexa.
-
Tak – chłopak dołączył do niego, pożegnali się z wszystkimi i wyszli.
Joshua
miał pokój naprzeciwko komnat Harry’ego. Przebrali razem śpiącego chłopca w
piżamę, ułożyli go do łóżka, przykryli i ucałowawszy go w czółko, wyszli. W
milczeniu weszli do komnat księcia i poszli pod prysznic. Po błyskawicznej
kąpieli położyli się do łóżka. Leżeli twarzą do siebie. Potter podniósł dłoń i
pogłaskał ukochanego po policzku. Alex przymknął powieki na ta delikatna
pieszczotę. Sam wyciągnął rękę i położył na nagim pośladku partnera.
-
Boisz się ? – zapytał cicho Ślizgon.
-
Czego?
-
Jutrzejszej wyprawy, tego, że coś pójdzie nie tak…
-
Szczerze? – Alex kiwnął głową – Mam jakieś złe przeczucie, ale nie wiem czego
ono może dotyczyć.
Davis
kiwnął głową i przyciągnął go za kark do siebie.
-
Wszystko będzie dobrze. – zapewnił go. – Chodźmy już spać.
Harry
kiwnął głową i pocałował lekko chłopaka.
-
Dobranoc.
-
Dobranoc.
Po
chwili obaj już spali.
W
środku nocy Harry’ego obudziło szarpanie za kołdrę. Zaspany odwrócił się i od
razu usiadł rozbudzony. Koło jego łóżka stał zapłakany Josh, w jednej ręce
trzymając misia. Szybko wyplątał się z kołdry i włożył leżące obok łóżka dresy.
Ukucnął obok malca i złapał go za ramiona.
-
Co się stało smyku? – zapytał zaniepokojony.
-
Miałem zły sen. – chłopczyk pociągnął nosem. – Śnił mi się stlasny pan.
Potter
przyciągnął go do siebie i przytulił mocno, a Joshua rozpłakał się jeszcze
bardziej.
-Cśś…
Spokojnie kochanie… Już dobrze, nic ci nie grozi. – mówił, głaskając chłopca
uspokajająco po głowie.
Dobre
pół godziny minęło zanim chłopczyk przestał płakać.
-
Tatusiu? – zapytał malec po chwili.
-
Tak?
-
Mogę śpać z wami?
-
Jasne – Harry uśmiechnął się i wstał. – Przyniesiemy tylko coś wujkowi, żeby
nie zmarzł, dobrze?
Chłopczyk
kiwnął głową, więc Gryfon wstał, trzymając go na rękach. Skierowali się do
garderoby, skąd chłopak wziął spodnie od piżamy i wrócił do pokoju. Wspiął się
z chłopcem na łóżko i usadził go na środku, między nim a śpiącym Ślizgnem.
-
Alex… – szturchnął go lekko. – Alex, obudź się!
Davis
mruknął coś zaspany i otworzył jedno oko.
-
Soo?
-
Ubierz – Potter podał mu trzymane spodnie.
Brązowooki
spojrzał na niego zdezorientowany, usłyszał jednak pociąganie nosem, więc
zerknął koło siebie, gdzie leżał Josh, zaciskając w piąstkach bluzkę od piżamy.
Zrozumiał i błyskawicznie ubrał podaną część garderoby. Oboje na powrót
położyli się, a chłopczyk ułożył się między nimi, tyłem do Alexa, i małymi
piąstkami złapał rękę leżącego twarzą do niego taty.
-
Dobranoc smyku – Potter ucałował go w czoło i zgasił światło.
Nie
minęła chwila, jak cała trójka spała.
Poranek
nadszedł dla obu chłopaków zdecydowanie zbyt wcześnie. Wyplątali się po cichu z
kołdry, żeby nie obudzić Josha. Alex poszedł do garderoby, aby uszykować rzeczy
do ubrania, dzień wcześniej na polecenie księcia skrzaty przyniosły tu trochę
jego ubrań, więc nie mieli teraz problemu z bieganiem po zamku. Potter
natomiast podszedł do szafki nocnej, wziął leżącą tam różdżkę i wysłał
patronusa do siostry. Dosłownie sekundę później Alexander wyszedł z garderoby
niosąc naręcze ubrań. Podał ukochanemu jego i szybko się ubrali. W chwili, gdy
Gryfon zapinał guziki lnianej koszuli, usłyszeli pukanie do drzwi sypialni.
Harry podszedł do nich, otworzył i zaraz położył palec na ustach, nakazując
przybyszowi ciszę.
-
Co jest? – zapytała go szeptem Ann.
Jej
brat otworzył szerzej drzwi i wskazał na śpiącego na łóżku chłopca.
-
Zostaniesz z nim? W nocy miał koszmar i nie chcę, żeby obudził się sam.
-
Jasne – dziewczyna weszła i przytuliła obu. – Powodzenia.
Chłopcy
podziękowali, pożegnali się i opuścili pomieszczenie.
Po
wczesnym śniadaniu zebrali się w sali audiencyjnej. Grupa nie była duża, żeby
nie rzucali się w oczy. Szło ich raptem dziesięciu.
-
Świstoklik uaktywni się za dziesięć minut. – odezwał się James, uciszając
wszystkich. – Życzę wam powodzenia. Wracajcie zdrowi, przyjaciele!
Uczestnicy
wyprawy zebrali się wokół Marcusa i po aktywowaniu świstoklika zniknęli, by
pojawić się w środku lasu, w Rzymie.
-
Co teraz? – zapytał Phillip.
-
Musimy ustalić, gdzie jesteśmy i obrać odpowiedni kurs. – odpowiedział mu
Harry, wyciągając mapę z przewieszonej przez ramię torby.
Rozłożył
ją na ziemi i przywołał gestem Lupina. Mężczyzna położył mały kamyczek nad mapą
i uniósł nad nią dłoń. Machnął trzykrotnie, wymawiając niewerbalnie zaklęcie
lokalizacyjne i kamyszek zawirował. Uniósł się i opadł w miejscu, gdzie
aktualnie się znajdowali. Wyglądało na to, że znajdowali się jakieś pięćset
metrów od bariery magicznej. Lunatyk położył drugi kamyk tam, gdzie był cel ich
wędrówki i rzucił następne zaklęcie, które ustaliło im najodpowiedniejszą
trasę. Wyciągnął czerwonego markera i oznaczył wszystko, co było im potrzebne.
-
Musimy iść tędy. – wskazał palcem na zachód.
Potter
kiwnął głową i podszedł do Marcusa.
-
Jak idziemy?
-
Ja z Syriuszem na przedzie, za mną McCarthy i Strait, Lunatyk i Thomas jako
medycy na środku, później Clark i Rogers, pochód zamykasz ty z Davisem.
-
W porządku! – Harry kiwnął głową i odwrócił się do towarzyszy. – Ruszajmy!
Pochód
ruszył wedle ustalonych wytycznych. Każdy czujnie rozglądał się na boki. Potter
zaśmiał się cicho. Przypomniały mu się słowa Moody’ego: Stała czujność!. Teraz byli nieustannie skupieni, nie wiedząc, co
może ich spotkać. Przed barierą nie spodziewali się niczego niebezpiecznego,
także mogli się trochę rozluźnić. Jednak wraz ze wzrostem natężenia magii,
wiedzieli, że zbliżają się do granicy. Gdy tylko przekroczyli barierę poczuli
mrowienie pod skórą. Natężenie magii było tu zdumiewająco wysokie. Ich czujność
się wzmogła i uważniej zaczęli się rozglądać wokół siebie.
Do
czasu aż się ściemniło przeszli połowę trasy. Droga była w miarę bezpieczna,
oprócz nagle wyrastających korzeni, szalejących gałęzi płaczącej wierzby i
dzikich kanarków, nie było tak źle. Mimo to jednak wysokie natężenie magii
wpływało na członków wyprawy. Jednych wprowadzało to w radosny nastrój, mogli
iść i śmiać się w głos, u innych spowodowało nieograniczoną złość, nawet też
agresję, co było niebezpieczne na takiej misji, a także wywoływało ogromny
smutek i poczucie ekstazy.
Znaleźli
jakąś małą polankę, gdzie rozłożyli namiot. Marcus, który padł ofiarą uczucia
agresji został siłą napojony eliksirem uspokajającym i bezsennego snu, i
położyli go na jednej z prycz. Dean rozpalił ognisko, a Steven i Jake
uszykowali skromną kolację z zapakowanego prowiantu. Alex natomiast został
wysłany do zaparzenia herbaty. Dzierżąc kubek w jednej dłoni i talerz z
kanapkami w drugiej usiedli dookoła ogniska.
-
Jak nam idzie? – zagadnął Potter Syriusza, który studiował mapę.
-
Połowa drogi za nami, ale podejrzewam, że jutro może być gorzej – mruknął Łapa.
-
Dzisiaj nie było tak źle. – wtrącił cicho Phillip.
-
To były dopiero przedbiegi, chłopie. – mruknął Black. – Uwierz mi, mój instynkt
mówi, że jutro będzie gorzej, więcej niebezpieczeństw, więcej wyzwań, które będziemy
musieli pokonać by dotrzeć do celu i przede wszystkim my sami.
-
My będziemy dla siebie niebezpieczni? – Christopher spojrzał na niego w szoku.
-
Tak – odpowiedział mu Remus. – Natężenie magii będzie coraz wyższe, toteż
będzie to oddziaływać na nasze nastroje. Jedni będą źli, inni radośni, smutni,
podekscytowani, podnieceni, agresywni…
- Przede wszystkim musicie uważać. – poradził im Syriusz. – I starać się nie ponieść pragnieniom, bo to co chowa się w lesie może wykorzystać nasza niemoc.
- Przede wszystkim musicie uważać. – poradził im Syriusz. – I starać się nie ponieść pragnieniom, bo to co chowa się w lesie może wykorzystać nasza niemoc.
-
Mamy kilka fiolek eliksiru uspokajającego , więc podamy go tym, którzy będą
źli, smutni, czy agresywni, żeby nie być niebezpiecznymi dla samego siebie. –
dodał Lunatyk.
-
Jeżeli odczujecie silną złość, smutek i agresje musicie zaraz nas o tym poinformować
.– kontynuował Black.
-
A co z innymi czynnikami? – zapytał cicho Alex.
-
Radość – mruknął Steven widząc pytające spojrzenia starszych.
-
Nadmierna ekscytacja wszystkim dookoła. – wtrącił Davis.
-
Z tym sobie poradzimy. – Syriusz uśmiechnął się lekko.
-
A pożądanie?
Wokół
ogniska zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na Pottera z szeroko otwartymi oczami.
-
Jest aż tak źle? – Łapa spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami.
-
Na razie jest znośnie.
Chrzestny
kiwnął głową uspokojony.
-
Jak będzie gorzej daj znać, coś poradzimy.
-
To chyba zadanie Alexa. – wtrącił wesoło Jake.
Towarzystwo
wybuchło śmiechem. Tym jednym zdaniem chłopak sprawił, że napięcie zniknęło.
-
Dobra młodzieży – Syriusz wstał – czas do łóżek. Za sześć godzin świt, więc
wyruszamy dalej. Trzeba jednak ustalić warty. Ciebie nie biorę pod uwagę. –
przerwał otwierającemu już usta chrześniakowi. – Musisz być wypoczęty. Najpierw
ja z Remusem, za dwie godziny Steven i Chris, za cztery godziny Jake i Alex,
pasuje?
-
Ja mogę zamiast Alexa. – wtrącił się Phillip. – On będzie jutro u boku
Harry’ego, więc musy być wypoczęty.
- Jeśli Harry da mu spać. – mruknął Black, a potem odchrząknął głośniej słysząc śmiechy. – Dobra, niech tak będzie. Dean, gaś ognisko i do namiotu. Za sześć godzin wstajemy, błyskawiczna kąpiel i ruszamy. Dobranoc chłopaki.
- Jeśli Harry da mu spać. – mruknął Black, a potem odchrząknął głośniej słysząc śmiechy. – Dobra, niech tak będzie. Dean, gaś ognisko i do namiotu. Za sześć godzin wstajemy, błyskawiczna kąpiel i ruszamy. Dobranoc chłopaki.
-
Dobranoc! – odpowiedzieli chórem.
Rozeszli
się każdy w kierunku swojej pryczy, rozebrali do bokserek i wskoczyli pod
kołdry. Chwilę później światło zgasło. Cisza…
Członkowie
drużyny czarnych już dawno by spali, gdyby nie te zgrzyty…
-
Harry, możesz się w końcu uspokoić?! – jęknął słabo Steven, nakrywając głowę
poduszką.
- Mogę.
- Mogę.
Błogosławiona
cisza… Długo nie potrwała.
-
HARRY!!!
Potter
warknął głośno i odrzucił kołdrę. Tupiąc przeszedł przez pomieszczenie do
pryczy naprzeciwko.
-
Suń się. – mruknął do Davisa.
Alexander
zaśmiał się widząc jego minę i podniósł kołdrę.
-
Właź.
Gryfon
wskoczył obok partnera i przytulił się do jego pleców.
-
Raj… – mruknął.
Chłopcy
zaśmiali się głośno.
-
Bądźcie grzeczni i dobranoc – powiedział Chris i nakrył się kołdrą po same
uszy.
Po
trzydziestu minutach leżenia w bezruchy, młody książę był pewny, że wszyscy
śpią. Wyciągnął dłoń i położył ją nad gumka od bokserek towarzysza. Oddychając
głęboko w jego kark wsunął ją pod materiał i złapał za zwiotczałego członka.
Zaczął przesuwać ręką w górę i w dół, stymulując go. Po jakimś czasie przesunął
paznokciami po całej długości, za co Alex nagrodził go głośnym westchnięciem.
Miał wrażenie, że się pali. Cholerna magia! Nie mógł być na przykład nadmiernie
radosny?! Przyciągnął biodra chłopaka do siebie i mocno naparł swoim twardym
penisem na jego pośladki. Żeby zagłuszyć jęk, wgryzł się w ramię ukochanego, co
ostatecznie go obudziło.
-
Harry…? Co ty…?
-
Cśś… – szepnął chłopak przesuwając dłonią po jego twardym penisie, jednocześnie
ocierając się o pośladki chłopaka leżącego przed nim.
Davis
odwrócił się szybko, sięgając dłonią po członka Gryfona, który był już na
krawędzi wybuchu. Żeby zagłuszyć ich wzajemne jęki podniósł głowę i pocałował
Pottera. Zielonooki nie zwlekając ani chwili przelał w pocałunek całą
desperację i potrzebę jaką czuł od momentu przekroczenia bariery.
Alexander po chwili oderwał się od niego.
Alexander po chwili oderwał się od niego.
-
Chcesz…? – spojrzał z głodem w oczy księcia.
-
Nie… – Harry jęknął cicho. – Nie tutaj… Nie tak… Nie przy nich…
Ślizgon
kiwnął głową. Zrozumiał. Zacisnął mocno dłoń i przyspieszył ruchy, jednocześnie
czując, że ręka na jego członku robi to samo. Potterowi dużo więcej nie było
trzeba, spiął się cały i wytrysnął w dłoń Alexa. Uspokoił się i spojrzał na
jego twarz, na której było widać czystą ekstazę. To było coś pięknego. Odchylił
głowę do tyłu, zacisnął mocno usta, rysy wygięły się w przyjemności. Jego ciało
zaczęło drżeć i wytrysnął na dłoń partnera.
-
Widziałeś coś, co cię interesuje? – zapytał szeptem otwierając oczy i widząc,
że Harry mu się przygląda.
-
Tak – mruknął chłopak i pocałował go. – Chodźmy już spać – powiedział, gdy się
odsunął.
Davis kiwnął głową i rzucił zaklęcie czyszczące.
Davis kiwnął głową i rzucił zaklęcie czyszczące.
-
Dobranoc.
Budzik
zadzwonił zdecydowanie zbyt szybko. Chłopcy na wpół śpiąc udawali się do
łazienki pod szybki prysznic. Magia w namiotach była w tym momencie ich
sprzymierzeńcem. Wychodzili w ręcznikach, aby ustąpić miejsca następnym.
Marcus, który wstał najwcześniej, prawie już kończył szykować śniadanie. Tym
razem jedli przy stole, ustawionym na środku namiotu.
-
Smacznego – powiedział Syriusz, jako ostatni zasiadając do stołu.
-
Jak się dziś czujesz? – zapytał Lupin Parkera, pomiędzy jednym kęsem kanapki, a
drugim.
-
Zdecydowanie lepiej – odpowiedział mężczyzna. – Przepraszam was za ten wybuch
wczoraj.
-
Daj spokój, nie miałeś na to wpływu! – uspokoił go Łapa, jednak wyciągnął z
kieszeni małą fiolkę i postawił przed przyjacielem. – Masz i wypij, jak zjesz.
Marcus
kiwnął głową i wrócił do posiłku
Po
śniadaniu zapakowali plecaki i wyszli na zewnątrz, by Lupin machnięciem różdżki
złożył go i schował do swojej torby.
-
Ruszajmy, przed zmierzchem musimy dotrzeć do Świątyni Tytusa. – zwrócił się do
pozostałych.
Syriusz wyciągnął mapę, obrali odpowiedni kurs i ruszyli w dalszą podróż, która bezpieczna na pewno nie będzie…
Syriusz wyciągnął mapę, obrali odpowiedni kurs i ruszyli w dalszą podróż, która bezpieczna na pewno nie będzie…
~~~~~~~~
*zamierzony błąd.
Rozdział poprawiony 25.02.2018
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och ten mały też skradł moje serce, ale rezolutny jest, zastanawiam się czy ten pan co mu sie śnił to był Voldemort? a ta wyprawa? i sam Harry to co odczuwa za pomoca tak silnego natężenia magii...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza