środa, 31 stycznia 2018

30. Bal maskowy



W poniedziałek chłopcy wrócili z powrotem do szkoły. Alexander cały weekend poświęcił na poznanie rodziców, a i oni nie opuszczali go na krok. Wszędzie chodzili we trójkę: na posiłki, do biblioteki, pospacerować po błoniach, potrenować, na miasto. Czasami także towarzyszył im Ethan, jednak zwykle wolał stać z boku, obserwując wszystko z uśmiechem. Potter również poświęcił ten czas rodzicom, w końcu stracili piętnaście lat, prawda? W sobotę wieczorem Syriusz, James, Samuel, Harry, Alexander i Ethan urządzili sobie mini mecz quidditcha, sprawiając sobie i obserwującym niesamowitą zabawę. Dużo czasu też nie minęło, jak Josh owinął sobie rodziców Alexnadra dookoła palca. Był ich oczkiem w głowie, tak jak wielu mieszkańców zamku. Malec na razie nie wiedział, jak się do nich zwracać, więc na zmianę mówił ciociu/babciu, wujku/dziadku, czym niezmiernie rozbawiał towarzystwo. Jednakże ich czas szybko przeleciał i ani się nie obejrzeli i był już poniedziałek.

W dobrych nastrojach ruszyli na śniadanie, znajdując przyjaciół przy stole Gryffindoru.
- Gdzie Ann? – zapytał Harry, gdy usiadł.
- Wyszła przed nami, ale jak przyszliśmy jeszcze jej nie było. – Dean wzruszył ramionami. – Jak akcja?
- Udana. – Alex uśmiechnął się szeroko – Spotkamy się po lekcjach i wszystko wam opowiemy.
Megan kiwnęła głową i wszyscy zabrali się do jedzenia. Potter był w trakcie picia herbaty, gdy jego siostra weszła do Sali. W szoku wypluł wszystko to, co miał w ustach na siedzącego obok Stevena.
- Potter, bo ci jebnę!
Harry jednak nie zwracał na niego uwagi, patrząc na drzwi. Mianowicie, jego siostrzyczka – Ann Potter, weszła do Sali, trzymając ZA RĘKĘ, Draco Malfoya.
- Mam zawał. – stwierdził tylko, na co towarzystwo zaśmiało się.
- Cześć i czołem! – przywitała się rudowłosa podchodząc do nich. – Stwierdziliśmy, że to będzie najlepszy sposób na powiedzenie wam, że jesteśmy ze sobą. – powiedziała szczerze.
Posypały się gratulacje z prawej i z lewej strony jednak tylko Wybraniec milczał, wpatrując się w oczy blond Ślizgona.
- Jeżeli ją skrzywdzisz to cię zabiję i nie będę przejmować się tym, że jesteś moim przyjacielem.
- Nie zamierzam jej krzywdzić. – odpowiedział szczerze Malfoy. –  Przez klątwę tego głupiego starucha nie bardzo wiem jak wygląda miłość, ale myślę, że kocham twoją siostrę.
Harry kiwnął głową i wrócił do przerwanego śniadania. Draco nie wiedział, jak się zachować. Został zaakceptowany?
- Siadaj, stary. – poradził mu Alex. – On teraz będzie miał zawieche, ale podejrzewam, że wieczorem już będziecie to opijać.
Przyjaciele zaśmiali się z tego stwierdzenia, ale przyznali mu rację.

Wieczorem tego samego dnia Alexander i Harry streścili przyjaciołom wydarzenia z całego weekendu, na twarzach wszystkich widniały uśmiechy. Wreszcie coś zaczyna się układać! Później, wedle słów Davisa, Potter wystawił na stół Ognistą i wszyscy opijali związek Gryfonki i Ślizgona. Co było do przewidzenia, zalali się w trupa, śpiąc tam, gdzie popadali.

W środę wydarzyło się coś, na co Harry czekał od początku tygodnia. W porannym proroku codziennym był artykuł na temat tego, że zamierza oskarżyć dyrektora i swoją domniemaną ciotkę. Drżącymi rękoma rozwijał gazetę, gdy spojrzenia tych, którzy zdążyli już zapoznać się z artykułem, nieustannie wędrowały do niego. Na pierwszej stronie widniało duże zdjęcie Petunii Dursley, która zasłaniając twarz rękoma uciekała do swojego domu, szybko zatrzaskując drzwi. Natomiast w nagłówku, wielkimi literami pisało.

POTTER OSKARŻA! PRAWDA CZY FAŁSZ?
Na początku tygodnia do naszego korespondenta w wydziale prawnym doszła informacja, że prawny opiekun Harry’ego Pottera, Syriusz Black udał się do działu prawnego poniedziałkowego poranka. Zapytany o cel wizyty oznajmił, że wreszcie dowiedział się prawdy. Jakiej prawdy, zapytacie? Otóż, rzekomo Dumbledore skłamał mówiąc o pokrewieństwie Harry’ego Pottera z Petunią Dursley! Nasz korespondent, zainteresowany tą wiadomością postanowił to sprawdzić. Okazało się, że pan Black miał rację! Petunia Dursley jest czarownicą półkrwi! Jej syn jednak nie odziedziczył żadnych mocy – jest charłakiem. Jednakże – co najważniejsze, pani Dursley z domu EVANS, nie jest siostrą zmarłej Lily Potter, ponieważ ta, za pannę nazywała się EVANES. Stek kłamstw, jakim karmione było społeczeństwo od szesnastu lat wyszedł na jaw! Lily Potter ma czystą krew i nie wiążą ją żadne powiązania z panią Dursley. Co więcej, obie kobiety się nienawidziły! W szkole ze sobą rywalizowały we wszystkim, chociaż pani Dursley czasami w swych czynach przekraczała granice. Zastanawia nas jednak dlaczego profesor Dumbledore umieścił u tej kobiety dziecko Lily i Jamesa Potterów? Uczył obie panie i wiedział o ich relacjach i pochodzeniu… Jaki miał w tym cel? I jakim cudem ludzie na piętnaście lat zapomnieli o korzeniach tych dwóch pań? Jedno jest pewne – ktoś maczał w tym palce i my się tego dowiemy!
Dla redakcji
Jeniffer Huston

Akt oskarżenia Harry’ego Pottera – str. 8
Warunki w jakich dorastał młody Potter – str. 12

W Sali wybuchły rozmowy, wszystkie głowy momentalnie patrzyły to na Harry’ego to na dyrektora. Starzec omiótł spojrzeniem sale i szybko opuścił pomieszczenie. Jego reakcja spowodowała w Sali jeszcze większy hałas.
- Cisza! – zawołała w końcu McGonagall, gdy i ona uspokoiła się po artykule. Jakim cudem umknęło jej coś tak ważnego? – Proszę dokończyć posiłek i udać się na zajęcia! Bez dyskusji!
Uczniowie, nie chcąc narażać się na jej większy gniew szybko udali się na lekcje, w międzyczasie tocząc jednak rozmowy na temat artykułu.
- Stary, to jest niezłe! – powiedział cicho Dean, gdy znaleźli się pod szklarnią. – Dzięki tobie w szkole znów wybuchnie zamieszanie! – zaśmiał się.
Potter mu zawtórował.
- Nie tylko o zamieszanie mi chodzi. – powiedział, kiedy się uspokoili. – Chcę, żeby wreszcie prawda wyszła na jaw.
- Nie dziwię ci się. – położył mu dłoń na ramieniu. – Wszystko się wyjaśni, a teraz chodźmy już lepiej – wskazał głową na otwarte drzwi szklarni.
Westchnął smętnie, Alex miał teraz zaklęcia. To były jedyne zajęcia, które mieli oddzielnie. Ustawił się przy stanowisku z Deanem. Weasley po kłótni szybko się ewakuował, potrzebowali jednak trzeciej osoby do zadania. Nie musiał długo szukać, bo obok nich stanął Blaise Zabini.
- Miałem już dosyć Zachariasza Smitha, więc propozycja zamiany ze strony Weasleya była zbawieniem. – zdradził im.
- Witaj na pokładzie. – Potter skinął mu głową. – Dean, czas żebyście się oficjalnie poznali, Blaise Zabini , Dean Thomas. – przedstawił kolegów, a ci uścisnęli sobie dłonie.
Wymienili parę zdań i zabrali się do pracy.

Gwar i nieustanne rozmowy na temat artykułu towarzyszyły życiu szkoły do piątku. Rodziły się nowe plotki i spekulacje na temat tego, jak mogło do tego dojść. Powstawały coraz to nowsze podejrzenia, co do Dumbledore’a. Był to już drugi artykuł w ciągu miesiąca, który stawiał go w złym świetle. Sam dyrektor był nieuchwytny. Od środy nie pojawił się na żadnym posiłku, a w gazetach pisało, że starzec zaprzeczył wszystkiemu i powstrzymał się od wszelkich komentarzy. Było to co najmniej podejrzane, więc nikt tak naprawdę w to nie wierzył. Nie słyszeli o czymś takim, żeby można było zmienić pamięć masowo, ale w końcu mowa tu była o Dumbledorze, a z jego szalonym umysłem i mocą wszystko jest możliwe.

W końcu nadeszła długo wyczekiwana przez hogwartczyków sobota – bal maskowy. Przygotowania trwały od rana, pełną parą. Chłopcy, którzy potrzebowali mniej czasu na ubranie się, zgłosili się na ochotników do dekoracji Wielkiej Sali, oraz reszty zamku. Siódma i szósta klasa dała popis swoich zdolności i gdzieniegdzie można było ujrzeć nietoperze, dynie zwisające z sufitu, jak i obrazy pokryte błyszczącymi pajęczynami. Przed osiemnastą, jak już wystrój był gotowy także chłopcy udali się do pokojów, aby przygotować się do balu.

Harry uszykował kostium na łóżku i poszedł pod błyskawiczny prysznic. Chwilę później wrócił do pokoju, z ręcznikiem owiniętym dookoła bioder. Skrzywił się na widok bokserek w kolorze cielistym, do których zmusiła go matka. No tak, bogowie w starożytnej Grecji nie wiedzieli, co to bielizna. Zasugerował, że pójdzie bez, ale dostał niezły ochrzan, a Syriusz i James pokładali się ze śmiechu. Włożył je szybko na siebie i spojrzał na resztę stroju. Skrzywił się ponownie na jego widok, Lily praktycznie siłą zmusiła go aby przebrał się za Zeusa, podając argument, że nikt nie będzie miał takiego stroju, była nieugięta więc musiał się zgodzić. Wziął do ręki białą… Spódniczkę? I włożył ją na siebie, jednocześnie zakładając wiszący kawałek materiału na ramię. Następnie wziął złoty pas i zapiął go na biodrach. Bransolety z tego samego materiału wsunął na ręce, jedną ponad łokciem, a drugą nad nadgarstkiem. Na koniec wziął z łóżka szarą, błyszczącą pelerynę i zapiął nad piersią złotą klamrą. No to teraz najtrudniejsze – pomyślał. Podszedł do lustra i patrząc na swoją twarz skupił się. Na jego twarzy pojawił się zarost, w miarę jak Potter wkładał w to więcej magii, wydłużał się i kręcił. Gdy osiągnął zadowalającą długość, prostym zaklęciem wyprostował brodę i nadał jej połysk. Zadowolony z efektów podszedł do szafki nocnej, na której stała mała buteleczka. Za namową matki i babci, nie zmieniał koloru włosów zaklęciem, tylko zakupił w tym celu specjalny eliksir, do którego antidotum leżało bezpiecznie w nocnej szafce. Wypił szybko zawartość, krzywiąc się na obrzydliwy smak. Efekt był błyskawiczny, włosy broda, jak i brwi i rzęsy zmieniły kolor na rażącą biel. Zostały mu jeszcze małe detale. Podszedł do łóżka i złapał leżące tam małe pudełeczko, wraz z nim podchodząc do łóżka. Otworzył je i spojrzał na zawartość. W środku leżały soczewki kontaktowe, dzięki którym źrenica i tęczówka księcia miała kolor biały. Założył je i z uśmiechem spojrzał w lustro. Genialnie! Na koniec założył na czoło złotą opaskę, włożył na nogi, sandały bojowe rodem ze starożytnej Grecji i pozostał tylko ostatni element, maska. Podszedł do szafki na której leżała. Biała maska, ze złotymi obramowaniami dookoła krawędzi i oczu, sięgająca nosa. Założył ją delikatnie i przytwierdził do twarzy zaklęciem. To samo zrobił z peleryną, coby nikt nie zauważył jego tatuażu. Skropił się jeszcze perfumem i skierował się do wyjścia.* Przy drzwiach stał jeszcze jego atrybut, zrobiony przez Doreę. Stalowa błyskawica. Młody Potter, skupił się na energii, która była jednym z jego żywiołów i dotknął naelektryzowanym palcem metalu. Ładunek zaczął przepływać  przez metal iskrząc się gdzieniegdzie. Zabezpieczył go jeszcze prostym zaklęciem, aby nikt się nie zranił i chwyciwszy go w dłoń opuścił komnaty.

W drodze do Wielkiej Sali mijał mnóstwo co raz to dziwaczniej przebranych czarownic i czarodziejów. Niektórym strojom brakowało smaku i finezji, niektóre też prezentowały się wyśmienicie. Zamaskowane dziewczyny spoglądały drapieżnie na gołą pierś Pottera, zastanawiając się co za przystojniak kryje się pod tą białą maską, jednocześnie mając nadzieje skraść mu dziś choć jeden taniec. Sam zainteresowany, w miarę zbliżania się do Wielkiej Sali rozglądał się z ciekawością, zastanawiając się czy znajdzie swoich przyjaciół i towarzysza.

Nieludzcy zbili się w grupkę, przygotowywali się praktycznie razem, chociaż na początku dziewczyny uparcie broniły tajemnicy swojego przebrania. Tylko pewien zielonooki Gryfon odróżniał się od towarzystwa, bo nikt nie wiedział za kogo się przebierze, ani czy go rozpoznają jeśli ich minie.
- Jestem cholernie ciekaw, za co się przebrał. – powtarzał raz, za razem John, który przebrał się za Robin Hooda.
- To chyba Alex powinien to mówić. – zaśmiała się Payton, która była przebrana za Zombie.
Przyjaciele przestraszyli się na początku, widząc jej zieloną skórę.
Alexander za bardzo nie wysilił się ze strojem, przebrał się po prostu za wampira z czego wszyscy się pokładali. Jednak jego strój, bardziej przypominał strój Draculi z mugolskich opowieści. Długa czerwona peleryna, krew wokół ust i skóra jeszcze bledsza niż po przemianie. Miała odcień bieli. Ann zajęła się jego makijażem, pomalowała mu oczy na wściekłą czerń, a usta potraktowała czerwoną szminką jednocześnie jakimś zaklęciem sprawiając, że wyglądał jakby dopiero napił się krwi. Czarna koszula i czarne spodnie idealnie opinały jego umięśnioną sylwetkę, a czerwona maska dopełniała całości. Dla niepoznaki tylko, Ślizgon wydłużył sobie włosy zmieniając ich kolor gdzieniegdzie na czerń, przeplataną białymi pasmami. Pozostali trochę bardziej się wysilili, jednak stroje wszystkich były równie fantazyjne.

Nagle od wejścia dało się słyszeć głośne ochy i achy, więc spojrzeli w tamtą stronę. W drzwiach stał białowłosy, umięśniony mężczyzna, w szarej pelerynie i w białej, krótkiej szacie. Na jego ramionach były pozapinane złote bransolety, a na czole, znikając później pod linią włosów tego samego koloru opaska. Białe oczy przybysza rozglądały się z ciekawością po Sali, a naga pierś poruszała się w miarę jego oddechu. Tym co najbardziej zachwyciło zebranych była złota błyskawica w jego ręce, po której raz za razem biegły ładunki elektryczne.
- Chyba znaleźliśmy naszego księcia! – zaśmiała się Megan.
- Nikt inny nie zrobiłby takiego wejścia! – zawtórował jej Steven.
- Pójdziemy go przywitać? – zapytała Ann, podskakując z emocji.
- Niech Alex idzie! – opowiedzieli chórem chłopcy.
Ślizgon, który od chwili wejścia nie oderwał od niego wzroku, kiwnął tylko głową i ruszył. Od razu poznał to ciało, które niejednokrotnie już w nocy pieścił. Nie mógł się doczekać, żeby ponownie go dotknąć. Przeciskał się przez tłum, trochę naokoło, by po chwili znaleźć się za plecami wybranka.
- Szukasz kogoś szczególnego, Zeusie, władco niebios? – zapytał mrocznym szeptem.
Chłopak okręcił się powoli i spojrzał na przybysza. Podniósł jedną brew w geście zapytania, na co uzyskał skinięcie głową. Uff… Nawet nie musiał szukać przyjaciół, oni znaleźli jego!
- Czuje się tu nie na miejscu, o panie. Nie znam otoczenia, czy byłbyś tak dobry i oprowadził mnie? – wyciągnął wolną dłoń i przejechał nią po piersi Alexandra.
- Z przyjemnością. – Ślizgon aż zadrżał na ten dotyk.

Uczniowie z zazdrością spoglądali na dwójkę chłopaków. Większość już się domyślała, kim oni są, jednak i tak nie mogli oderwać od nich oczu. Obaj wyglądali cholernie seksownie.  Nie przejmując się niczym i nikim ruszyli do przyjaciół.
- Zeusie, zrobiłeś niesamowite wejście – odezwała się kobieta z blond włosami sięgającymi pasa.
Ubrana była w jasnożółtą sukienkę, momentami wpadają w biel, jej włosy mieniły się jakoby milionami diamentów, a oczy miała zamglone. Była boso, a od nadgarstka do ramienia prawej ręki ciągnęła się długa złota bransoleta.
- Czyżbyś przebrała się za celtycką wyrocznie, siostrzyczko? Dziękuję bardzo, za strój pokłony do matki i babci. – odpowiedział kobiecie.
- Tak, chociaż przerobiłam ten strój trochę bardziej pod siebie.
- Wyglądasz nieziemsko. – pochwalił ją. – Jak wy wszyscy – spojrzał na każdego z przyjaciół.
- Ciebie i tak nie pobijemy. – Megan mrugnęła mu okiem i złapała za ramię. – Twoje bicepsy robią wrażenie, aż żałuję, że jesteś gejem. – zakończyła rozmarzonym głosem.
- Hola, hola on jest mój! – zaśmiał się Alex, dla żartu odpychając dziewczynę, a towarzystwo wybuchnęło śmiechem.
- I tak zostanie, nie bój się – odpowiedział Harry, gdy się uspokoili.
Dalsza dyskusję przerwał dyrektor wchodząc na podest, nieludzcy skrzywili się widząc jego strój. No bo jaki normalny, dorosły czarodziej przebiera się za kaczkę? Poprawka, Dumbledore nie jest normalny.
- Witam moi drodzy w tak spaniałym dniu! – rozłożył szeroko opierzone ręce. – Dekoracja, jak i wasze stroje są onieśmielające, widzę też mnóstwo pracy włożonych w ich wykonanie. Nagrodą za ten czas przygotowań jest dzisiejsza zabawa! Liczę, że każdy będzie się bawił dobrze. A przygrywać wam będą Fatalne Jędze, powitajcie ich gromkimi brawami! – wskazał ręką na scenę za sobą, na której muzycy kończyli się przygotowywać. – Teraz parę spraw organizacyjnych, aby cała impreza wyszła nam dobrze i z kulturą. – przemówił ponownie, gdy brawa ucichły. – Prefekci poszczególnych domów mają za zadanie odprowadzić roczniki od jeden do cztery do Pokojów Wspólnych po godzinie dwudziestej drugiej, reszta może się bawić, aż zegary wybiją pierwszą! Spożywanie alkoholu jak i innych używek jest surowo zabronione, a każdego kogo na tym złapiemy stosownie ukarzemy. Bardzo bym prosił nie przenosić imprezy na inne pomieszczenia zamku, nauczyciele będą patrolować korytarze, więc delikwent złapany na takim uczynku natychmiast zostanie odesłany do pokoju. – rozejrzał się po twarzach uczniów. – To wszystko, zapraszam was do wspólnej zabawy!
Rozłożył szeroko ręce a na Sali rozległy się brawa. Chwilę później światła przygasły i zaczęła lecieć skoczna muzyka. Fatalne Jędze, za punkt honoru, wzięły sobie na początek rozruszać Hogwartczyków. Uczniowie, łącząc się w małe grupki ruszyli na parkiet, by zacząć szaleć się i bawić, póki starczy im sił.
- Steven? – zagadnął Harry kolegę z drużyny.
- Tak?
- Załatwiłeś to, o co cię prosiłem?
- Oczywiście! – blondyn wyszczerzył zęby. – Wątpiłeś we mnie?
- Jasne, że nie.
- O czym wy mówicie? – przerwał im Alexander.
- O tym, że jak ta czadowa imprezka się skończy, zapraszam was na prawdziwą popijawę do mnie do pokoju. – odpowiedział Potter i uśmiechnął się szeroko.
- Harry! – ofuknęła go siostra.
- Co? Nie zgadzasz się ze mną? – zdziwił się. Ann przecież lubiła takie rzeczy.
- Nie o to chodzi, na imprezę przyjdę z miłą chęcią, ale jako Zeus wyglądasz co najmniej dziwnie szczerząc się jak głupi do sera.
Przyjaciele zaśmiali się z jego zdumionej miny.
- Okey… - powiedział powoli. – To co? Wbijamy na parkiet?
Całą grupką ruszyli na parkiet. Muzyka była szybka i skoczna, także nie zamierzali tańczyć w parach, ustawili się w kółko i zaczęli się bawić, tak jak to zawsze bywało na imprezach podczas szkoleń. Każdy tańczył po swojemu, zmuszając swoje ciało do ruchu. Ruchy każdego były inne, jednak równie zdumiewające. Bawili się razem wspaniale, często pobrzmiewał śmiech, gdy się wygłupiali. Uczniowie najpierw patrzyli na nich z zazdrością, jednak później zrezygnowali z biernej postawy i dołączyli do nich. Dzięki maskom i kolorowym przebraniom zniknęły różnice i podział na domy, większość ludzi się nie poznawało, więc też nie było skrzywienia, że nie będzie się bawił z nim/ z nią bo ona jest z innego domu. Po prostu stłoczyli się  w wielkie koło i tańczyli i wygłupiali się razem z nieludzkimi. Tylko nieliczni uczniowie bawili się w parach, większość obstawiała na wspólną zabawę. Fatalne Jędze widząc, że studenci bawią się razem postawili na szybkie kawałki, przy których można było bawić się i skakać, a nauczyciele ze zdumieniem patrzyli jak Hogwartczycy wspólnie się bawią. Pierwszy raz od dwudziestu lat widzieli, jak uczniowie bawią się razem, nie bacząc na różnice między-domowe. Koło północy przyjaciele stłoczyli się przy małym stoliczku, by napić się trochę ponczu dla ochłody. Nie podejrzewali, że tak wspaniale będą się bawić mimo braku alkoholu. Większość ludzi starała się dotrzymać im kroku, więc widząc, że oni schodzą z parkietu, odetchnęli i poszli w ich ślady. Zespół grał praktycznie dwie godziny bez przerwy, a oni nie chcieli opuścić żadnego kawałka. Dyrektor widząc, że parkiet pustoszeje wszedł na scenę.
- Moi drodzy! – zawołał, zwracając uwagę uczniów na siebie. – Razem z nauczycielami przeprowadziliśmy dwa małe konkursy. Jeden dla was, jeden dla młodszych uczniów, którzy poszli już do łóżek. Konkurs polegał na wyborze najlepszego męskiego i najlepszego damskiego stroju. Wybór był trudny, bo wszystkie stroje są wspaniałe, jednak wraz z gronem pedagogicznym wybraliśmy dwa najlepsze kostiumy. Oto werdykt – wyciągnął mały pergamin – Uczennicą, która zostanie nagrodzona pięćdziesięcioma punktami dla swojego domu jest panienka, która przebrała się za… - zrobił pauzę dla lepszego efektu - … Kleopatrę, królową Egiptu, ogromne brawa dla niej!
Z klaskającego tłumu wyszła wysoka, szczupła dziewczyna. Odziana była w dopasowaną złotą suknię, od bioder rozszerzającą się ku dołowi. Na biodrach miała złoto zielony pas, a na szyi tegoż samego koloru królewski kołnierz. Jej czarne długie włosy zaplecione były w mnóstwo maleńkich warkoczyków. Na głowę miała włożony płaski złoty diadem i tego samego koloru maskę, a na ręce wsunięte złote bransolety.
- Witam cię, zdradź nam teraz swoje imię i nazwisko, oraz z jakiego jesteś domu, abyśmy mogli przyznać punkty. – powiedział staruszek serdecznie.
- Cho Chang, Ravenclaw. – odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem.
Uczniowie nagrodzili to brawami, a od Krukonów dało się słyszeć głośny aplauz.
- Gratuluję! – staruszek podał jej rękę, którą uścisnęła i zeszła z podestu. Albus zwrócił się ponownie do studentów. – Nagrodę, za najlepszy męski strój, otrzymuje mityczny Zeus!
Potter otworzył szeroko oczy ze zdumienia, a przyjaciele ze śmiechem, wśród głośnego aplauzu, wypchnęli go na scenę. Wszedł na nią i niechętnie uścisnął rękę dyrektorowi.
- Twój strój zrobił na wszystkich największe wrażenie. – powiedział Dumbledore, gdy sala umilkła.   –Nauczyciele z podziwem spoglądali na coraz to mniejsze detale, ja sam jestem pod wrażeniem, widać tu sporo pracy. Zdradź nam teraz, proszę swoje personalia, abyśmy mogli przyznać punkty.
Gryfon uśmiechnął się krzywo, sam Trzmiel nie wiedział z kim ma do czynienia!
- Harry Potter, Gryffindor. – powiedział z krzywym uśmiechem.
Sala zamarła, a po chwili wybuchły głośne brawa, jeszcze głośniejsze niż dla Cho.
- Gratuluję pomysłowości. – rzekł dyrektor.
Zeus skinął mu głową i zszedł ze sceny. Zabawa trwała dalej.

Gdy tylko zegar wybił pierwszą nieludzcy przenieśli się do pokoju kapitana drużyny Gryfonów. Bawili się wyśmienicie, a alkohol lał się litrami. Zapomnieli tylko o jednym drobnym szczególe – wyciszyć pokój, więc po godzinie usłyszeli pukanie do drzwi. Zamarli na miejscach, a właściciel poszedł otworzyć drzwi. Odetchnął z ulgą, gdy za drzwiami ujrzał prefekta siódmego roku Conora Coopera, a za jego ramienia widział koło dwudziestki osób z siódmego rocznika.
- Słyszeliśmy, że jest tu jeszcze lepsza impreza niż na dole. – powiedział wesoło. – Chcieliśmy się wprosić, oczywiście nie przyszliśmy z pustymi rękami. – podniósł cztery butelki ognistej, które trzymał w rękach, po dwie w każdej, by pokazać chłopakowi, a kilku jego znajomych zrobiło to samo.
- Jasne, wbijajcie! – powiedział Potter ze śmiechem, pozbył się już brody i białych włosów, jednak resztę stroju wciąż miał na sobie – Hej, ludzie! Towarzystwo nam się powiększyło.
Mieszanka Gryfonów, Krukonów, Puchonów i ku jego zdumieniu Ślizgonów, zaczęła napływać do pokoju. Zamek jakby, dostosowując się do liczby osób, powiększył się, tak aby wszyscy się pomieścili i żeby nie było za ciasno. Conor wyciszył pokój i po przywitaniu się i przedstawieniu wszystkich włączyli muzykę.
Teraz miała się zacząć prawdziwa zabawa.
 _______________________________________________________________________



Rozdział poprawiony 22.02.2018




1 komentarz:

  1. Hejka,
    fantastycznie, o tak strój Harrego boski, tak i wszystkie panny musiały zapomnieć o naszym boskim Zeusie ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń