Ku zadowoleniu nieludzkich Dumbledore wyraził zgodę na
wznowienie działalności Gwardii, na rzecz treningów dokształcających przed
nieuchronnie zbliżającą się wojną. Potter jednak, zanim postanowił zwołać
pierwsze zebranie chciał rozeznać się w sytuacji i sprawdzić dokładnie każdego
potencjalnego kandydata, żeby do ich szeregów nie dostał się szpieg. Harry i
bez tego miał wystarczająco wiele na głowie, brakowało tylko tego, żeby Gad
dowiedział się co planują. Był cholernie zestresowany zwłaszcza tym, że na
dniach mogła się wydać jego przynależność do grupy wojowników i tego się
obawiał.
W drugim tygodniu stycznia po północy zwołano
nadzwyczajne zebranie na zamku wampirów, w którym wszyscy musieli uczestniczyć.
Pod osłoną nocy przedostali się do Zakazanego Lasu i stamtąd przenieśli się na
granice Mrocznego Miasta. Hogwartczycy w milczeniu pokonali drogę i skierowali
się do dotąd nieużywanej sali konferencyjnej. Weszli jako ostatni, więc szybko
poszukali wolnych miejsc. Pomieszczenie, w którym się znajdowali było ogromne i
miało kształt półkola. Harry'emu przypominało widzianą wcześniej salę śmierci,
gdzie znajdowała się Zasłona w Departamencie Tajemnic. Mianowicie dlatego, że
miejsca poukładane były na wzór sądu, najwyższe było na szczycie pomieszczenia
i każdy następny rząd był o stopień niżej od poprzedniego. Na środku natomiast
na podwyższeniu stała mównica, za którą stał James. W pewnym oddaleniu od niego
byli również Marcus, Syriusz, Severus i Lucjusz. Młodzi wojownicy zajęli
pospiesznie miejsca w dolnych rzędach i z oczekiwaniem spojrzeli na mężczyzn.
- Jeżeli jesteśmy już wszyscy to możemy zaczynać. –
powiedział starszy Potter. – Na początek pragnę was przeprosić za spotkanie w
środku nocy, ale tylko w ten sposób wasze zniknięcie nie wzbudzi podejrzeń.
Zacznijmy więc, Lucjuszu? – zwrócił się do blondyna.
- W Ministerstwie Magii zapanował chaos – zaczął
mężczyzna – Knot zrezygnował ze stanowiska przez duży nacisk społeczeństwa i
rozpoczęła się walka o władzę. Największą szansę na objęcie urzędu ma Amelia
Bones. Kobieta jest kompetentna i zna się na rzeczy, jednak ślepo wierzy we
wszystko co powie starzec, więc trzeba będzie pozbawić jej tej szansy, bo
Ministerstwo będzie jeszcze bardziej skorumpowane niż za Knota. Mam do
zaproponowania inną opcję – rozejrzał się po zebranych – jeśli wystawimy kogoś
od nas to pociągnąłbym za odpowiednie sznurki, żeby tylko wygrał. Wiele osób w
Wizengamocie jest mi winnych sporo pieniędzy, więc to akurat problemem nie
będzie.
- Nie rozumiem dlaczego sam nie zajmiesz tego
stanowiska? Nadawał byś się najlepiej! - odezwał się ojciec Stevena, siedzący w
brązowej szacie w pierwszym rzędzie.
- Nie mogę tego zrobić, Jack. Jestem powszechnie
uważany za śmierciożercę. Lepiej żeby to był ktoś bezstronny.
Szwagier przyznał mu rację.
- Kogo proponujecie? - zapytał się Potter
zgromadzonych. – Macie czas do końca zebrania, żeby podać mi swoje kandydatury,
a także powód, dla którego uważacie, że to musi być on lub ona. Teraz
przejdziemy do kolejnej kwestii. Lucjuszu, mógłbyś kontynuować?
- Wczorajszego wieczoru w końcu udało mi się wykupić
redakcję proroka. Skeeter i inni niekompetentni dziennikarze zostali zwolnieni,
a także nałożono na nich klątwy uniemożliwiające im pisanie i publikowanie
czegokolwiek do końca wojny. W ten sposób udało nam się zabezpieczyć wyciek
informacji o Harrym do prasy.
- Jak zareagował Voldemort? - odezwał się Marcus
patrząc na Severusa.
- Bezpośrednio nie było mowy o tym na zebraniu, jednak
dzięki temu, że dostałem się do głowy Avery’ego dowiedziałem się co nieco. Odnoszę
wrażenie, że ta informacja go uspokoiła – mówił powoli hogwardzki profesor. –
Riddle pózniej powiedział nam tylko że dostał informację o tym, iż widziano
Pottera na polu walki. Nie wiadomym dla mnie jest czy zdaje sobie z tego sprawę,
że młody jest Czarnym i chce to po prostu zataić, czy nie ma zielonego pojęcia
o tym, że wybraniec jest wojownikiem. Informacja, którą dostał od Avery’ego nie
była do końca jasna i zdaje mi się, że Gad nie chce do końca w to wierzyć.
- To co miałeś na myśli mówiąc, że Voldemort wie o
Harrym? - zapytał Remus siedzący w pierwszym rzędzie.
- Dokładnie to co powiedziałem, Lupin. Powiedział nam,
że wie, że młody Potter walczy i śmiem sądzić, iż ma wobec niego jakieś plany.
Rogacz kiwnął głową.
- Informuj nas na bieżąco, Severusie. – rozejrzał się
po tłumie – Musimy być teraz bardzo uważni, żadnych rozmów do osób, z którymi
walczycie, nie dajcie poznać po sobie, że znacie przeciwnika, chociaż siedział
z wami całe życie w szkolnej ławce. Harry – zwrócił się do syna – Przez
następne bitwy masz kategoryczny zakaz walczenia, być może sprawa ucichnie.
- Ale tato...! - chłopak poderwał się na nogi.
- Nie! – uciął James, zanim Wybraniec zdążył rozwinąć
wypowiedź – Lekkomyślnie dałeś się rozpoznać. Czasu nie cofniesz, więc teraz
ponieś konsekwencje swoich czynów.
Gryfon zazgrzytał zębami, ale nic nie mówiąc usiadł.
- Jakieś wieści z Zakonu Feniksa? – zainteresował się
król.
- Te zebrania czasami za bardzo przypominają spotkania
towarzyskie. – zaśmiał się Carlos White, siedzący w czerwonej szacie. -
Dyrektor porozsyłał ludzi na samobójcze ludzie, a sam siedzi za stołkiem z
założonymi rękami.
- Nalega na spotkania co drugi dzień, które i tak nic
nie wnoszą. – mruknął Syriusz.
- Najczęściej omawiany jest na nich twój syn. –
wtrącił kąśliwie Severus. - No bo przecież Potter zawsze musi być w centrum
uwagi.
- Wciąż chce go nawrócić? - zaśmiał się ktoś z tylnego
rzędu.
- Niestety.
- Stary głupiec!
James uspokoił tłum.
- Cieszy mnie zatem, że jedyny jego plan na tę wojnę
nie wypali. My jednak nie będziemy siedzieć z założonymi rękoma. – rozejrzał
się po zgromadzonych. - Dwa dni temu odwiedził mnie Minotaur, strażnik
więzienia Ras Magicznych.
W sali zaległa cisza.
- Magia więzienia słabnie, a wyklęci noc w noc
wychwalają Riddle'a.
- Czyli mamy obawiać się najgorszego? – zapytał cicho
Samuel Davis.
- Tak, wyklęci prawdopodobnie zasilą szeregi
Voldemorta.
Do Hogwartu wrócili jakiś kwadrans przed czwartą. Całe
szczęście była niedziela i nie będą musieli się wcześnie zrywać z łóżek. Nie
myśleli jednak o tym, bo każdy pogrążony był w rozmyślaniach o ostatnich
minutach zebrania, na którym dokonali wyboru na Ministra. Jednogłośnie
stwierdzili, że najlepszym kandydatem na to stanowisko będzie człowiek
wchodzący w skład drużyny czarnych, gdyż ci na szkoleniu dużą wagę
przywiązywali do przywództwa. Po krótkim głosowaniu wybór padł na Jasona Behra,
Lucjusz miał tylko pociągnąć za odpowiednie sznurki, żeby mężczyzna został Ministrem.
Po skończonym zebraniu Harry został zatrzymany przez ojca, który na osobności
poprosił go, aby podczas trwania przyszłych bitew przebywał w miejscach, gdzie
było dużo ludzi, żeby zauważyli go potencjalni przyszli śmierciożercy.
Niechętnie bo niechętnie, ale się zgodził. To była jego wina, więc teraz musiał
pokutować.
Hogwartczycy w milczeniu skierowali się do pokoju
księcia. Było już to niemal tradycją, że po każdym spotkaniu to właśnie tam
siadywali i wszystko omawiali. Pozajmowali miejsca, gdzie popadnie i dopiero
wtedy zaczęli rozmowę.
- Co planujesz? – Ann jako pierwsza się odezwała,
kierując pytanie do brata.
- Muszę iść do Nicka i ustalić plan treningów Gwardii.
– mruknął chłopak leżąc na łóżku – Muszę omówić też z nim temat treningów z
żywiołami. Muszę pozyskać więcej sojuszników. Chciałbym sam zacząć trenować z
żywiołami, sprawdzić jak to się może przydać w walce. – zamilkł. – Agrr! -
krzyknął i złapał się za włosy – Muszę także pozostać tutaj, kiedy wy
pójdziecie walczyć!
- Dwie – trzy bitwy, wytrzymasz stary... - powiedział
cicho Steven, starając się nie patrzeć w jego stronę.
- Łatwo ci mówić, ty tam będziesz i będziesz mógł coś
zdziałać. Ja będę tutaj siedział i zastanawiał się, czy zobaczę was jeszcze
żywych. – odparował Harry.
- Ale nas nie będzie i jakoś się nie złościmy. – Ann
wskazała na siebie i Deana.
- Ty od początku siedzisz w zamku Annie, a Dean
zazwyczaj chodzi na bitwy jako lekarz.
- Potter, przestań jęczeć! – nie wytrzymał już Draco. –
Coś wymyślisz, żeby się nie nudzić.
- Spadaj, Malfoy!
Książę podniósł się i spojrzał na zebranych, był
wściekły i sfrustrowany a nikt tego nie rozumiał! Jego wzrok dłużej zatrzymał
się na pewnym brązowowłosym młodzieńcu.
- A ty czemu milczysz?
- A co mam powiedzieć? – odparł Alex. – Pewnie, że
chciałbym żebyś walczył, ale przynajmniej będę miał świadomość, że jesteś
bezpieczny, bo nikt ci nie wpakuje noża w plecy.
Zapadła cisza, każdy zdawał sobie sprawę, że zaraz
nastąpi wybuch.
- Świetnie! – warknął książę. - To życzę wam
przyjemnych walk! – wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Przyjaciele spojrzeli po sobie zdezorientowani.
- A jemu o co chodzi? – zdziwił się John. – Zachował
się jak rozkapryszony bachor!
- Nie dziwcie mu się. – odezwała się Payton – Jest
kluczowym elementem tej wojny, a teraz zostaje od niej odsunięty.
- Na własne życzenie! – warknął blond Ślizgon,
zachowanie Gryfona za bardzo przypominało mu stare czasy.
- Draco!
- Nie, Ann! Nie powiesz mi chyba, że nie postąpił
lekkomyślnie!
- Ale został już osądzony! – wtrąciła Megan, broniąc
współdomownika. – My jesteśmy jego przyjaciółmi i powinniśmy go teraz wspierać!
Jak byś się czuł, gdyby Lucjusz odsunął cię od walk dla twojego bezpieczeństwa,
a wiedział byś, że Ann i John tam są?
- Ale...
- Żadnego ale! – przerwał mu Dean. – To jest dla jego
bezpieczeństwa, tylko on nie może się z tym pogodzić.
Blondyn skapitulował.
- To co zrobimy?
- Jak to co? – zdziwiła się Ann – Pomożemy mu przez to
przejść! Przemówimy mu do rozumu!
Harry w milczeniu przemierzał korytarze, nie mając
określonego żadnego konkretnego celu. Od decyzji ojca wszystko go wkurzało, a
rozmowa z przyjaciółmi jeszcze bardziej go rozjuszyła. A do tego Alex... Jak on
mógł stanąć po stronie Jamesa zamiast przyznać rację jemu?! Wiedział, że
postąpił źle no ale no cóż, stało się! Czasu nie cofnie, więc tym bardziej nie
widział sensu w odsuwaniu go od walki. To było po prostu nie fair!
Tak się pogrążył w rozmyślaniach, że nie wiedział, iż
idzie wprost w czyimś kierunku. Osoba ta również go nie widziała, ponieważ
pogrążona była w lekturze trzymanych esejów. Zbliżali się nieuchronnie do
siebie, jednak ani jeden ani drugi mężczyzna nie był tego świadomy. Gdy doszło
do zderzenia pergaminy poleciały w powietrze, a ramiona starszego mężczyzny
instynktownie objęły pas młodszego, gdyż ten już się chwiał i byłby upadł gdyby
nie Nick. Zielone oczy spotkały niebieskie i Harry głośno przełknął ślinę.
- Dzięki Nick... - powiedział. – Przepraszam...
- Nie masz za co. – Smith przerwał mu, uśmiechając się
subtelnie. – Sam również nie zwracałem uwagi na drogę.
Gryfon kiwnął głową i zrobił krok do tyłu, chcąc się
odsunąć, jednak ramiona starszego mężczyzny były wciąż mocno zaciśnięte.
- Mógłbyś? – wskazał podbródkiem na jego ręce.
- Jasne.
Nicolas wcale nie miał zamiaru go puszczać, ale
niestety musiał to uczynić. Och, jak on cholernie tęsknił za tym chłopakiem,
jednak sam spieprzył ich relacje. Rozluźnił zaciśnięte dłonie i opuścił je,
prowokująco przejeżdżając palcami po ciele Wybrańca. Z zadowoleniem zauważył,
że chłopak zadrżał.
- Jaki był cel twojej wędrówki? – zapytał cicho.
Potter ponownie przełknął ślinę. Wampir nie powinien
się tak zachowywać względem niego!
- Pokłóciłem się ze znajomymi i w sumie nie wiem, w
którą stronę szedłem. Snułem się bez celu, ale miałem z tobą porozmawiać na
temat GD, więc jakbyś miał chwilę to miałbym już to z głowy.
Nick uśmiechnął się do niego.
- Zapraszam. – machnięciem różdżki pozbierał eseje i
razem z Gryfonem ruszył do swojego gabinetu. - Może przejdziemy do moich
kwater?
Harry był niezdecydowany, jednak przypomniawszy sobie,
kto czeka w jego kwaterach, zgodził się.
- Napijesz się czegoś? – Nicolas odłożył pracę na mały
stoliczek koło drzwi i przeszedł do barku.
- Chętnie, whisky poproszę.
Była niedziela czwarta w nocy, a on siedział w
prywatnych kwaterach nauczyciela i zamierzał z nim pić alkohol. Odniósł też
wrażenie, że temu nauczycielowi wciąż się podobał, ale teraz tak jakby się tym
nie przejmował.
- Czemu o tej godzinie byłeś na korytarzu? –
zainteresował się uczeń.
- Dopiero co wróciłem.
- A te eseje?
- Wziąłem ze sobą do Królestwa, jakby mnie ktoś
zatrzymał w drodze powrotnej do gabinetu to miałem alibi. – odpowiedział
mężczyzna i usiadł obok niego na drugim fotelu, podając mu szklankę z
alkoholem, samemu zaczynając sączyć swój. – A więc? Co cię zmusiło do
przechadzki o tej godzinie? Chyba, że tylko chciałeś na mnie wpaść to nie mam
nic przeciwko. – mrugnął do niego okiem.
- Wybacz, nie miałem zamiaru odwiedzać cię o tej
godzinie, chciałem po prostu się przejść, żeby wyładować emocje.
- Można je wyładować w ciekawszy sposób... – mruknął
wampir, sugestywnie poruszając brwiami.
- Nick! – Harry spojrzał na niego zszokowany, na co
Smith wybuchnął śmiechem.
- Wybacz. – powiedział, gdy się uspokoił. - Będę już
grzeczny, obiecuję. – usiadł prosto i upił whisky. - Co cię do mnie sprowadza?
Wspominałeś coś o Gwardii.
- Dostałem już pozwolenie jej reaktywowania, więc
chciałem ustalić z tobą plan działania. Jeżeli jednak nie masz teraz ochoty na
takie rozmowy mogę przyjść po południu... - Gryfon zaczął się podnosić, czuł że
to był zły pomysł, że to przyszedł.
- Siadaj!
Potter, który już był na nogach, opadł ponownie na
siedzenie. Na trzeźwo tego nie zniesie. Opróżnił szklaneczkę i podstawił ją
wampirowi.
- Co więc planujesz? – zapytał Smith uzupełniając
szkło.
- Na początku chciałbym się skupić na treningu
fizycznym...
Rozmawiali jeszcze długą godzinę omawiając ze
szczegółami co zamierzają robić. W czasie, gdy ustalali plan działania została
opróżniona cała butelka Whisky Ogdena. Gdy zegar wybił szóstą młody książę był
już nieźle wstawiony.
- Czyli co? – zapytał raz jeszcze nauczyciela. –
Najpierw trening fizyczny, będziemy ich brać... Gdzie? – zamyślił się. – O tym
trzeba pogadać z Dumblem. Później...?
- Grupowanie, – podpowiedział mu Nick z uśmiechem.
- Tak, tak. Podział na grupy według poziomu ich
umiejętności. Następnie?
- Zaczynamy porządne szkolenie, ale musiałoby być nas
przynajmniej czterech. Kogo proponujesz?
Potter zamyślił się. Alex? Nie, chłopak nie może być
szkoleniowcem bo uczniowie zbyt szybko połączyli by fakty, gdyby pokazali, że
wszyscy nowi wraz z Potterem są tak porządnie wyszkoleni.
- Ann i Draco. – powiedział.
Nicolas otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, ale nie
kwestionował decyzji księcia.
- Coś jeszcze?
- Na tą chwilę nie. Jak mi się przypomni to cię
odwiedzę. – mruknął Harry i wstał. – Muszę się zbierać.
Smith również wstał i zbliżył się do Wybrańca. Alkohol
buzujący w jego żyłach sprawiał, że był odważniejszy.
- Wiesz, że nie musisz... – szepnął głaskając go po
policzku.
- Nick... - Harry pokręcił głową i zamknął oczy, żeby
powstrzymać wirujący obraz. – Muszę iść.
Nicolas westchnął, jednak zdobył się na jeszcze jeden
krok. Potter odwrócił się i już ruszył do wyjścia, gdy wampir go dogonił.
Starszy mężczyzna silnym szarpnięciem odwrócił młodszego do siebie i pocałował
mocno. Następnie w wampirzym tempie odskoczył na koniec pomieszczenia stamtąd
spoglądając na oniemiałego księcia. Potter otrząsnął się dość szybko i spojrzał
z bólem na byłego kochanka.
- Nie powinieneś był tego robić. – szepnął tylko i
wyszedł.
Wracając do pokoju miał mętlik w głowie. Był wściekły
teraz i na Alexa i na Nicka. Na Davisa za to co powiedział, przez co w złości
opuścił pokój. Podświadomie wiedział, że nie powinien się na niego złościć, ale
duma podpowiadała mu co innego. Na nauczyciela natomiast za to co uczynił.
Cholera! Chłopak stanął na korytarzu i uderzył pięścią w ścianę. Dlaczego
wszystko musi się komplikować? Bał się reakcji Alexandra, ale wiedział, że musi
z nim porozmawiać. Najpierw jednak się prześpi, musi wytrzeźwieć zanim spotka
się z chłopakiem.
Niestety jednak, wszystko dzisiaj szło nie po jego
myśli. Gdy tylko wszedł do pokoju ujrzał brązowowłosego Ślizgona siedzącego w
fotelu i czytającego książkę. Alex podniósł głowę znad lektury i zmierzył go
spojrzeniem.
- Gdzie ty się podziewałeś?! – zamknął oczy i
zaciągnął się mocno. - Nie odpowiadaj – warknął i spojrzał na partnera. Potter
zobaczył tylko pionowe źrenice i wysunięte kły zanim został przyszpilony
brzuchem do podłogi. – Byłeś u Smitha!
- Wpadłem na niego na korytarzu. – powiedział Gryfon
lekko bełkocząc.
- Ty jesteś nawalony! – Alex podniósł się i spojrzał
na niego zszokowany. – Wyszedłeś trzaskając drzwiami, jak rozkapryszony bachor.
Mimo, iż zachowałeś się na bitwie cholernie lekkomyślnie to żaden z naszych
przyjaciół cię nie potępił, a ty ledwo opuścisz sypialnie leziesz do Nicka,
żeby się napić?
- Nie poszedłem specjalnie do niego! – krzyknął Potter.
– Spotkałem go na korytarzu i postanowiłem od razu porozmawiać z nim o GD, czy
to takie złe?!
- Nie pomyślałeś o tym, żeby mnie poinformować? –
milczenie było jedyną odpowiedzią. - Jasne, byłeś zły. – prychnął.
- A co według ciebie miałem zrobić? Przyjąć to z
założonymi rękami? – wybuchnął Potter.
- Tak, powinieneś tak zrobić! Zachowałeś się niczym
Weasley! Sam jesteś sobie winien, że cię rozpoznano, a kara jaką wymyślił twój
ojciec nie jest wcale taka zła. Nie przerywaj mi! – warknął, widząc, że chłopak
otwiera usta. – Po powrocie zachowałeś się jak dziecko warcząc na nas
wszystkich, a teraz jeszcze wróciłeś nawalony od byłego kochanka!
- Więc uważasz, że postąpiłem nieodpowiedzialnie?
- Co? – Alex zdziwił się, z całej tyrady on pyta o to?
– Czy ty mnie nie słuchasz? Wpadka na polu bitwy, mimo iż lekkomyślna, mogła
się zdarzyć każdemu. To twoja reakcja na decyzję króla była przesadzona. Harry,
cholera! Jesteś najważniejszy w tej wojnie, jesteś najważniejszy dla mnie... -
podszedł do niego i złapał za twarz. – Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało,
a teraz jesteś bardziej narażony, Rozumiesz? To tylko chwilowe, dla twojego
dobra.
- Nienawidzę sloganu „dla twojego dobra” – mruknął
zrezygnowany, ale objął chłopaka w pasie. – Jest coś o czym musisz wiedzieć. –
odezwał się niechętnie.
Alex spojrzał na niego z zainteresowaniem, ale widząc,
że chłopak unika jego wzroku, wyostrzył czujność.
- O co chodzi?
- O Nicka... - Alexander spiął się jak struna. – On...
On mnie pocałował. – dokończył niemal bezgłośnie.
- On. Cię. CO?! - warknął Ślizgon, odsuwając się.
- Pocałował, ale Alex to...
- Nie tak jak myślę? – zaśmiał się sztucznie Davis. –
Kłócisz się z nami, wychodzisz z pokoju trzaskając drzwiami, wracasz pijany od
swojego byłego kochanka, a teraz jeszcze mówisz, że cię pocałował? Nie wiesz co
myślę!
- Alex, proszę uspokój się! – Harry podszedł do niego
i złapał za przedramiona. – To on mnie pocałował, nie ja jego! Nie oddałem
pocałunku, znasz mnie. Wiesz, że bym tego nie...
- Puść mnie! – przerwał mu chłopak i wyrwał się z
uścisku – Ufam ci, ale dzisiaj cały czas zachowywałeś się inaczej niż Harry,
którego znam. – cały czas patrząc na niego cofał się do drzwi. – W tym momencie
nie mam ochoty słuchać twoich tłumaczeń. Jak wróci mój Harry, a nie ten
rozkapryszony bachor, którego mam przed oczami, to wtedy porozmawiamy.
Wyszedł i wbrew wściekłości jaka opanowała jego ciało,
zamknął cicho drzwi.
Potter opadł na kolana w bezsilności. Nie mógł stracić
Alexa... Tego by nie zniósł. Jego wampirze serce pękłoby na pół. Cholerny
dzień!
Wbrew temu jak późno szedł spać, Alexander zszedł do
Pokoju Wspólnego już po jedenastej. Podszedł do Draco siedzącego w towarzystwie
Blaisa i Teodora i opadł na fotel obok nich.
- Myślałem, że zostałeś u Pottera. – mruknął Malfoy,
przerywając rozmowę z kolegami.
- To nie myśl bo to ci szkodzi. – odparował Ślizgon.
- Co jeszcze zmalował nasz kochany Gryfiak? –
zainteresował się blondyn, patrząc na kolegę z ciekawością.
- Nie interesuj się blondasku. – warknął Davis. – O
czym rozmawiacie? – zmienił temat patrząc na Zabiniego i Notta. Wiedział, że Malfoya
zżera ciekawość, ale postanowił go olać.
- Taktyka na najbliższy mecz. – odpowiedział Teo.
- Przecież to dopiero w marcu! – zdziwił się wampir.
- Dopiero? – Malfoy spojrzał na niego jak na wariata. –
Chyba już!
Ślizgoni zaśmiali się.
- A esej na poniedziałkowe eliksiry masz już zrobiony,
panie kapitanie? – zainteresował się Alexander.
- Mam jeszcze duuuużo czasu. Cała niedziela przed
nami. – blondyn wzruszył ramionami.
- Tsa... – Teodor prychnął. – Ann go za niego zrobi.
Słowo daję, dziewczyna jest dopiero w szóstej klasie, a jest zdolna jak
cholera!
- I cała moja! – Draco dumnie wypiął pierś.
- Tu bym się kłócił. – Alex poklepał go po plecach.
Malfoy prychnął.
- Jest moja i kropka!
- Jasne, jasne. – Blaise uniósł obie ręce do góry. -
Ale na razie nazywa się Potter, więc...
- Grrr!!! Zejdźcie mi z oczy, nikczemni! – Blondyn
wstał i wśród śmiechu kolegów udał się do dormitorium.
Po obiedzie, na którym Harry był nieobecny, dostali wezwanie
do Mrocznego Królestwa.
- Dwa razy w ciągu jednego dnia? – zdziwił się Phillip
Strait, zapinając szatę. – Co jest?
- Nowa informacja. – odpowiedział Remus Lupin, który
jako ostatni wszedł do sali i zamknął drzwi.
- Dostaliśmy wiadomość od naszych informatorów w
szeregach śmierciożerców. – zaczął James, zwracając na siebie uwagę zebranych –
Voldemort właśnie skończył zebranie Wewnętrznego Kręgu. W przyszłym tygodniu
nastąpi szereg ataków, o samym miejscu i czasie dowiemy się bezpośrednio przed
walką. Jak myślicie jaki jest tego cel?
- Nudzi mu się?
- Łaknie krwi?
- Chce potwierdzić prawdziwość informacji? –
zaproponował Christopher z drugiego rzędu.
- Otóż to, panie Rogers! Chociaż pozostałe argumenty
też mogę uznać to najistotniejszym celem jest potwierdzenie informacji
Avery'ego. Dlatego istotne jest, żeby mój syn pozostał w ukryciu. Harry? -
odpowiedziała mu cisza.
Młody książę nie stawił się na wezwanie? Na sali
zapanował szum. Przyszły władca ignorował zebranie zwołane przez króla?
- Alex, gdzie jest Harry? – zapytał Ślizgona.
- Nie mam pojęcia, królu – odpowiedział pochylając
lekko głowę. – Nie widziałem go od rana.
Widać było, że James się zdenerwował.
- Jak go zobaczysz przekaż mu proszę, że chcę się z
nim widzieć.
- Oczywiście.
- W takim razie zebranie uważam za skończone. Wszystko
co miało być do omówienia ustaliliśmy w nocy. Czekajcie na wezwanie. – skłonił
się lekko i opuścił salę bocznymi drzwiami.
Alex wraz z resztą powoli opuszczał Mroczne Królestwo.
- Gdzie jest Harry? – zaczepiła go Ann.
- Nie wiem. – odpowiedział chłopak, patrząc przed
siebie.
- Pokłóciliście się? – zainteresował się Steven,
widząc minę kolegi.
- Zajmijcie się swoimi sprawami! – Alexander
przyspieszył i dotarłszy do granicy, nie czekając na innych, przeniósł się.
Na kolacji Harry'ego też nie było. Po posiłku Ann
udała się do jego pokoju, jednak zastała tam tylko kartkę z napisem: Nic mi
nie jest, nie szukajcie mnie. Zrezygnowana przekazała wiadomość
przyjaciołom i poszła spać. Alex, wbrew wszystkiemu jeszcze bardziej się
wkurzył. Widok Nicolasa na posiłku, który z krzywym uśmiechem obserwował salę
jeszcze bardziej go rozsiedlił. To wszystko przez niego! Od początku chciał
Harry'ego dla siebie. Ufał swojemu chłopakowi, wiedział więc też, że ten go nie
zdradził, jednak tak go zdenerwował, że nie zamierzał go słuchać. Jego ucieczka
nie zmieniła sytuacji, wręcz ją pogorszyła, więc ku zdziwieniu przyjaciół,
chłopak zamiast szukać partnera po prostu poszedł spać.
Harry zaraz po wyjściu Alexa opuścił swój pokój. Nie
zamierzał dłużej tu siedzieć, bo serce jeszcze bardziej go bolało. Udał się
szybko do Wrzeszczącej Chaty i stamtąd deportował się do ich domku w środku
lasu. Musiał ochłonąć, a do tego potrzebował wysiłku fizycznego. Zrobił sobie
intensywny trening, dwie godziny biegał po lesie, skacząc przez i po drzewach,
jednak wciąż było mu mało. Obiegł dom dookoła i stwierdził, że czegoś tu
brakuje. Pomyślał chwilę... Już wiedział! Taki ładny domek, teren wokół piękny
i zielony, a brakowało płotu. Skierował swe kroki szybko do budynku i przeszedł
do kuchni. Otworzył ich prowizoryczną apteczkę i po chwili miał już to, czego
szukał Wypił jednym duszkiem eliksir, który niwelował skutki alkoholu i pobiegł
się przebrać. Dosłownie parę minut później wyszedł przed dom i rozejrzał się
dookoła. Nie miał zielonego pojęcia od czego ma zacząć. Nie znał się za bardzo
na ślusarstwie, wiedział tylko tyle ile zdołał się nauczyć u Dursley'ów, ale
chciał coś zrobić. Paradoks, na zewnątrz trwa wojna, a on – wojownik – ukrył
się w środku lasu i postanowił zrobić płot! Na początek ściął parę drzew, które
przy pomocy magii przeniósł na teren domu. Nabawił się kilku drzazg i zadrapań,
ale nie bardzo się tym przejmował. Następnie pół popołudnia spędził wertując
książki, w poszukiwaniu zaklęć stolarskich, aby z obciętych drzew powstały
równe, drewniane sztachety. Obawiał się, że gdyby sam to rąbał i ciął to każda
belka byłaby inna. Efektem jego poszukiwań, po wielokrotnych próbach na
mniejszych gałązkach, był stos oszlifowanych desek, o szerokości trzydziestu
centymetrów i o metrze wysokości. Koło piętnastej wykąpał się i modyfikując swój
wygląd udał się do mugolskiego Londynu. Kupił litry farby, mnóstwo gwoździ,
śrub, a także metalowe pręty, które podtrzymają całą konstrukcję. Zadowolony ze
swojego zakupu przeniósł się do domu. Zablokował wiadomości i wezwania, jakie
mogłyby przeszkodzić w jego pracy, całą resztę dnia poświęcając się zadaniu.
Gdy zrobiło się ciemno rozświetlił teren lampami i dalej pracował. Kilka razy
musiał zaczynać od nowa, bo konstrukcja nie chciała się trzymać. Potrzebował by
dodatkowej pary rąk do pomocy, jednak duma nie pozwalała mu o nią poprosić. Gdy
zaczęło się robić jasno miał zrobioną dopiero małą część całego ogrodzenia.
Niechętnie rzucił wszystko i poszedł się wykąpać. Lekcji niestety nie mógł
opuścić bo zaczną się plotki. Odpuścił sobie śniadanie i przeniósł się do
Wrzeszczącej Chaty. Pod zaklęciem kameleona ruszył do szkoły. W drodze do
swojego pokoju mijał uczniów, którzy szli na śniadanie, więc nie niepokojony
przez nikogo dotarł na miejsce. Przebrał się szybko w mundurek szkolny i już
miał wychodzić, gdy drzwi do jego pokoi otwarły się. Automatycznie rzucił
kameleona, oparł się o ścianę i wstrzymał oddech. Zajrzała do niego Ann, jednak
nie widząc i nie słysząc nikogo pokręciła ze smutkiem głową i wyszła. Harry
odetchnął i odczekawszy chwilę ruszył w ślad za nią. Pierwszą lekcją była
transmutacja, na której siedział z Draco. Czym prędzej zajął ławkę, wyciągnął
notatnik i czekał.
Nieludzcy w milczeniu szli na pierwszą lekcję. Myśli
każdego były zaprzątnięte czym innym, jednak każdy w jakimś stopniu zastanawiał
się, gdzie się podziewa Harry. Jego nieobecność na kolejnym posiłku wzbudziła
zainteresowanie dyrektora. Całe szczęście, że starzec ich nie zatrzymał! Jakie
było ich zdziwienie, gdy wchodząc do sali ujrzeli Wybrańca siedzącego na
miejscu i gryzmolącego w notatniku!
- Cześć! – przywitał się Malfoy, siadając.
- Hej.
W sali zabrzmiał gong oznaczający początek zajęć, a
McGonagall rozpoczęła wykład. Ślizgon z początku zawzięcie notował, jednak w
końcu ciekawość wzięła górę.
- Gdzie byłeś? – zapytał szeptem.
Harry zaśmiał się cicho.
- Tu i tam. – wzruszył ramionami.
- Twój ojciec chce cię widzieć.
Potter wyprostował się w ławce i spojrzał na kolegę
uważnie.
- Po co?
- Nie stawiłeś się na zebraniu. Jako jedyny. –
zaznaczył.
Gryfon otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
- Zebraniu? Jakim zebraniu?
- Ignorowałeś wszystkie wiadomości, prawda? – zapytał
zrezygnowany.
Czarnowłosy niepewnie kiwnął głową i wpatrzył się w
ławkę.
- Mocno jest zły?
- Trochę. – mruknął Malfoy.
Zamilkli, gdy tylko nauczycielka znalazła się w
pobliżu. Z uwagą notowali jej słowa lecz gdy tylko się oddaliła, czarnowłosy
ponownie się odezwał.
- A... Alex? – zapytał niepewnie
- Szczerze powiedziawszy był porządnie wkurwiony... -
odpowiedział cicho Ślizgon. – A za każdym razem, jak ktoś o ciebie pytał to
ucinał temat i uciekał.
Harry westchnął ciężko, jednak nie skomentował tego.
Po zajęciach starał się dogonić Alexa, który szybkim
krokiem szedł w stronę lochów na podwójne eliksiry.
- Zaczekaj! – krzyknął za nim.
Chłopak nie zwolnił, tylko jeszcze bardziej
przyspieszył.
- Alex, cholera! – dogonił go i zastawił mu drogę,
nauczony ostatnią rozmową starał się go nie dotykać. – Porozmawiajmy!
- Nie mamy o czym! – warknął chłopak, starając się go
wyminąć.
- Dobrze wiesz, że mamy. Daj mi proszę chociaż pięć
minut. – spojrzał na niego błagalnie.
Alexander westchnął. Wcale nie chciał się złościć na
Harry'ego, ale chciał, żeby chłopak wiedział, że nie będzie mu odpuszczał
takich wyskoków. Kiwnął więc głową i dał się poprowadzić do pustej sali
niedaleko.
- Jeśli się spóźnimy Snape nas zabije. – mruknął i
oparł się o ławkę. – Mów – złożył ręce na piersi i spojrzał na niego
wyczekująco.
- Na początek chcę ci powiedzieć, że bardzo cię kocham
– szepnął lecz widząc twardy wzrok partnera westchnął i kontynuował.
Opowiedział mu wszystko począwszy od wyjścia z pokoju,
wpadnięciu na Nicka, rozmowie w jego komnatach, piciu alkoholu na pocałunku
skończywszy.
- To on pocałował mnie, uwierz mi... - niemal błagał
go Harry – Byłem tak zszokowany, że nawet nie zdążyłem zareagować, bo to były
ułamki sekund. W chwili, gdy miałem go odepchnąć, on sam się odsunął i uciekł
na drugi koniec pokoju.
Alex westchnął, ale nie odezwał się, niech jeszcze
trochę się pomęczy.
- Alex... Błagam cię, uwierz mi! – Potter był na
granicy rozpaczy, milczenie kochanka utwierdzało go w przekonaniu, że wciąż się
gniewał. – Nie zdradziłem cię i nigdy nie miałem takiego zamiaru! Prędzej
samotnie stoczę walkę z całą hordą wyklętych wampirów, niż dopuszczę się
zdrady. Uwierz mi... – szepnął i opadł przed nim na kolana. – Mogę ci nawet
pokazać wspomnienia, ale proszę cię nie zostawiaj mnie samego.
Davis westchnął ponownie, ale uklęknął przed Gryfonem.
- Wierzę ci Harry. – szepnął i pogłaskał go po twarzy.
– Po prostu... Bardzo zabolało mnie twoje zachowanie i trudno mi to
przeskoczyć. A świadomość, że Nick... – zamknął oczy i pokręcił głową. –
Przypominają mi się czasy szkolenia... Cholera, już wtedy mi na tobie zależało,
ale byłeś jego.
-Teraz jestem twój i to się nie zmieni.
- Wiem. – szepnął Alex z lekkim uśmiechem. – Mogę
przestać się już gniewać i cię pocałować?
- Musisz wręcz!
Davis nie kazał mu długo czekać. Złapał w garść jego
włosy i przyciągnął do pocałunku. Nie bawili się w żadne czułe pieszczoty,
tylko od razu zaczęli z namiętnością penetrować usta partnera. Harry'ego
przeszedł dreszcz, uwielbiał walczyć z Alexem o dominację, bo chłopak nigdy za
łatwo się nie poddawał. Przygryzł jego wargę za co został nagrodzony głośnym
jękiem. Oderwał się od niego i popchnął go tak, że wylądował plecami na zimnej
posadzce.
- Harry! – jęknął chłopak, czując przenikliwe zimno.
- Cii. – Potter pocałował go ponownie.
Poczuł, że Alexander zaczyna mu ulegać, więc położył
się na nim szczelnie blokując mu drogę ucieczki, jakby Ślizgon w ogóle o tym
pomyślał. Jęknął raz jeszcze czując jak twardniejący członek Harry'ego dociska
się do jego równie twardego.
- Potter... Och... Eliksiry!
- Pieprzyć eliksiry! – warknął czarnowłosy i zaczął
odpinać mu szatę.
- Pieprzyć to ty zaraz będziesz, ale mnie! – zaśmiał
się ochryple brązowooki.
Pocałowali się ponownie, skutecznie ucinając
jakąkolwiek rozmowę. Jednocześnie w pośpiechu starali się pozbyć szat. W
momencie jednak, gdy Potter był w trakcie odpinania koszuli partnera drzwi się
otwarły i do środka wszedł Steven z Johnem.
- Wy sobie chyba jaja robicie! – zaśmiał się Clark.
- Stev! – jęknął Harry i sturlał się na podłogę obok
Davisa. – Musiałeś?
- Musiałem. – blondyn bezczelnie przeszedł nad
kolegami z grupy i usiadł się na zakurzonej ławce. – Znikasz sobie na całą
niedzielę, wracasz w poniedziałek idealnie na zajęcia, a później zamiast
wyjaśnić nam o co chodzi zaciągasz Alexa do klasy i zamierzacie się bzyknąć na
podłodze. Suuuuper!
- Zazdrosny jesteś, bo chciałbyś dołączyć. – zaśmiał
się Alexander zapinając szatę.
- Nie, on po prostu za dużo gada. – wtrącił Borton. –
Przyszliśmy zanim się rozpędziliście, bo za pięć minut zaczynają się zajęcia.
Potter jęknął z rozpaczą.
- My wcale nie zamierzaliśmy na nie iść!
- Mało ci kłopotów? – Puchon spojrzał na przyjaciela
uważnie. – Jeszcze Snape'a chcesz mieć na karku?
Harry westchnął pokonany. John miał racje.
- James był mocno wkurzony? – zapytał.
- Można tak powiedzieć... – mruknął Alex i otrzepał
spodnie z kurzu. – Możemy iść.
- A właściwie to gdzie się podziewałeś? – zastanowił
się na głos Clark.
- Chcielibyście wiedzieć! – Gryfon umknął ze śmiechem
przed ręką przyjaciela.
Weszli do sali równo z dzwonkiem.
Przed kolacją Potter przebrał się i przeniósł
bezpośrednio do zamku. Lepiej mieć rozmowę już z głowy... Nie zastał nikogo w
holu, więc ruszył na poszukiwanie ojca. Pierwsze kroki skierował do jego
gabinetu, podejrzewając, że tam może zostać rodzica. Nie pomylił się. Rogacz
stał przy biurku nad jakimiś mapami.
- Mogę? – zapytał cicho bo drzwi były uchylone.
James spojrzał na niego, skinął głową i znów wrócił do
studiowania map. Harry przyglądał mu się w milczeniu. Czuł się głupio,
wiedział, że zachował się jak bachor i tego nie cofnie. Pozostało mu zapłacić
za błędy.
- Przepraszam, tato... – szepnął wciąż nie ruszając
się z miejsca.
- Za co konkretnie? – pan Potter nawet na niego nie
spojrzał.
- Za wszystko. Począwszy od bitwy, na której
bezmyślnie się zdradziłem, poprzez zebranie, na którym zachowałem się jak dzieciak,
zakończywszy na ostatnim zebraniu, na którym się nie stawiłem. Przeze mnie masz
pewnie problemy z radą.
- Nie tyle problemy, co fakt, że praktycznie pokazałeś
wszystkim wojownikom, że masz gdzieś moje wezwania.
- To nie tak...
- A jak, Harry?
Chłopak milczał.
- Dlaczego cię nie było? – James obrócił się i
spojrzał na niego.
- Przeniosłem się do domku w lesie. Pokłóciłem się z
Alexem i chciałem ochłonąć. Odciąłem się od wszystkich.
- Teraz jest wojna, nie ma czasu na to, żeby uwikłać
się w nowe problemy! – Rogacz podniósł głos. – Mamy trzymać się razem, bo tylko
wtedy jesteśmy prawdziwie silni, a rozłam się zaczął od bitwy w sylwestra!
- Co mam jeszcze zrobić, żebyś mi wybaczył? – Gryfon
opuścił głowę zrezygnowany.
- Nie mam ci czego wybaczać, tylko stosuj się do
poleceń. Kiedy będziesz miał pod sobą oddział w trakcie wojny, ty będziesz mógł
wydawać dyspozycje, na razie jednak musisz słuchać się mnie.
Potter junior westchnął.
- Dobrze tato, jeszcze raz przepraszam.
- Harry... – zaczął lecz przerwał, gdy nad mapą
pokazała się czerwona kula. – Deportuj się szybko do zamku, idź do biblioteki,
Wielkiej Sali, gdziekolwiek! Byle by cię widzieli!
- Co się dzieje? – zielonooki cofnął się już do drzwi.
- Pierwsza bitwa, wracaj do zamku!
Rozdział
poprawiony 26.02.2018
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, ojć Harry chociaż dobrze że próbowałeś ochłonąć ale naprawdę to jak bachor się zachowałeś a było tak pięknie czemu przerwali...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza