środa, 31 stycznia 2018

36. Rozkapryszony bachor

Ku zadowoleniu nieludzkich Dumbledore wyraził zgodę na wznowienie działalności Gwardii, na rzecz treningów dokształcających przed nieuchronnie zbliżającą się wojną. Potter jednak, zanim postanowił zwołać pierwsze zebranie chciał rozeznać się w sytuacji i sprawdzić dokładnie każdego potencjalnego kandydata, żeby do ich szeregów nie dostał się szpieg. Harry i bez tego miał wystarczająco wiele na głowie, brakowało tylko tego, żeby Gad dowiedział się co planują. Był cholernie zestresowany zwłaszcza tym, że na dniach mogła się wydać jego przynależność do grupy wojowników i tego się obawiał.

W drugim tygodniu stycznia po północy zwołano nadzwyczajne zebranie na zamku wampirów, w którym wszyscy musieli uczestniczyć. Pod osłoną nocy przedostali się do Zakazanego Lasu i stamtąd przenieśli się na granice Mrocznego Miasta. Hogwartczycy w milczeniu pokonali drogę i skierowali się do dotąd nieużywanej sali konferencyjnej. Weszli jako ostatni, więc szybko poszukali wolnych miejsc. Pomieszczenie, w którym się znajdowali było ogromne i miało kształt półkola. Harry'emu przypominało widzianą wcześniej salę śmierci, gdzie znajdowała się Zasłona w Departamencie Tajemnic. Mianowicie dlatego, że miejsca poukładane były na wzór sądu, najwyższe było na szczycie pomieszczenia i każdy następny rząd był o stopień niżej od poprzedniego. Na środku natomiast na podwyższeniu stała mównica, za którą stał James. W pewnym oddaleniu od niego byli również Marcus, Syriusz, Severus i Lucjusz. Młodzi wojownicy zajęli pospiesznie miejsca w dolnych rzędach i z oczekiwaniem spojrzeli na mężczyzn.
- Jeżeli jesteśmy już wszyscy to możemy zaczynać. – powiedział starszy Potter. – Na początek pragnę was przeprosić za spotkanie w środku nocy, ale tylko w ten sposób wasze zniknięcie nie wzbudzi podejrzeń. Zacznijmy więc, Lucjuszu? – zwrócił się do blondyna.
- W Ministerstwie Magii zapanował chaos – zaczął mężczyzna – Knot zrezygnował ze stanowiska przez duży nacisk społeczeństwa i rozpoczęła się walka o władzę. Największą szansę na objęcie urzędu ma Amelia Bones. Kobieta jest kompetentna i zna się na rzeczy, jednak ślepo wierzy we wszystko co powie starzec, więc trzeba będzie pozbawić jej tej szansy, bo Ministerstwo będzie jeszcze bardziej skorumpowane niż za Knota. Mam do zaproponowania inną opcję – rozejrzał się po zebranych – jeśli wystawimy kogoś od nas to pociągnąłbym za odpowiednie sznurki, żeby tylko wygrał. Wiele osób w Wizengamocie jest mi winnych sporo pieniędzy, więc to akurat problemem nie będzie.
- Nie rozumiem dlaczego sam nie zajmiesz tego stanowiska? Nadawał byś się najlepiej! - odezwał się ojciec Stevena, siedzący w brązowej szacie w pierwszym rzędzie.
- Nie mogę tego zrobić, Jack. Jestem powszechnie uważany za śmierciożercę. Lepiej żeby to był ktoś bezstronny.
Szwagier przyznał mu rację.
- Kogo proponujecie? - zapytał się Potter zgromadzonych. – Macie czas do końca zebrania, żeby podać mi swoje kandydatury, a także powód, dla którego uważacie, że to musi być on lub ona. Teraz przejdziemy do kolejnej kwestii. Lucjuszu, mógłbyś kontynuować?
- Wczorajszego wieczoru w końcu udało mi się wykupić redakcję proroka. Skeeter i inni niekompetentni dziennikarze zostali zwolnieni, a także nałożono na nich klątwy uniemożliwiające im pisanie i publikowanie czegokolwiek do końca wojny. W ten sposób udało nam się zabezpieczyć wyciek informacji o Harrym do prasy.
- Jak zareagował Voldemort? - odezwał się Marcus patrząc na Severusa.
- Bezpośrednio nie było mowy o tym na zebraniu, jednak dzięki temu, że dostałem się do głowy Avery’ego dowiedziałem się co nieco. Odnoszę wrażenie, że ta informacja go uspokoiła – mówił powoli hogwardzki profesor. – Riddle pózniej powiedział nam tylko że dostał informację o tym, iż widziano Pottera na polu walki. Nie wiadomym dla mnie jest czy zdaje sobie z tego sprawę, że młody jest Czarnym i chce to po prostu zataić, czy nie ma zielonego pojęcia o tym, że wybraniec jest wojownikiem. Informacja, którą dostał od Avery’ego nie była do końca jasna i zdaje mi się, że Gad nie chce do końca w to wierzyć.
- To co miałeś na myśli mówiąc, że Voldemort wie o Harrym? - zapytał Remus siedzący w pierwszym rzędzie.
- Dokładnie to co powiedziałem, Lupin. Powiedział nam, że wie, że młody Potter walczy i śmiem sądzić, iż ma wobec niego jakieś plany.
Rogacz kiwnął głową.
- Informuj nas na bieżąco, Severusie. – rozejrzał się po tłumie – Musimy być teraz bardzo uważni, żadnych rozmów do osób, z którymi walczycie, nie dajcie poznać po sobie, że znacie przeciwnika, chociaż siedział z wami całe życie w szkolnej ławce. Harry – zwrócił się do syna – Przez następne bitwy masz kategoryczny zakaz walczenia, być może sprawa ucichnie.
- Ale tato...! - chłopak poderwał się na nogi.
- Nie! – uciął James, zanim Wybraniec zdążył rozwinąć wypowiedź – Lekkomyślnie dałeś się rozpoznać. Czasu nie cofniesz, więc teraz ponieś konsekwencje swoich czynów.
Gryfon zazgrzytał zębami, ale nic nie mówiąc usiadł.
- Jakieś wieści z Zakonu Feniksa? – zainteresował się król.
- Te zebrania czasami za bardzo przypominają spotkania towarzyskie. – zaśmiał się Carlos White, siedzący w czerwonej szacie. - Dyrektor porozsyłał ludzi na samobójcze ludzie, a sam siedzi za stołkiem z założonymi rękami.
- Nalega na spotkania co drugi dzień, które i tak nic nie wnoszą. – mruknął Syriusz.
- Najczęściej omawiany jest na nich twój syn. – wtrącił kąśliwie Severus. - No bo przecież Potter zawsze musi być w centrum uwagi.
- Wciąż chce go nawrócić? - zaśmiał się ktoś z tylnego rzędu.
- Niestety.
- Stary głupiec!
James uspokoił tłum.
- Cieszy mnie zatem, że jedyny jego plan na tę wojnę nie wypali. My jednak nie będziemy siedzieć z założonymi rękoma. – rozejrzał się po zgromadzonych. - Dwa dni temu odwiedził mnie Minotaur, strażnik więzienia Ras Magicznych.
W sali zaległa cisza.
- Magia więzienia słabnie, a wyklęci noc w noc wychwalają Riddle'a.
- Czyli mamy obawiać się najgorszego? – zapytał cicho Samuel Davis.
- Tak, wyklęci prawdopodobnie zasilą szeregi Voldemorta.


Do Hogwartu wrócili jakiś kwadrans przed czwartą. Całe szczęście była niedziela i nie będą musieli się wcześnie zrywać z łóżek. Nie myśleli jednak o tym, bo każdy pogrążony był w rozmyślaniach o ostatnich minutach zebrania, na którym dokonali wyboru na Ministra. Jednogłośnie stwierdzili, że najlepszym kandydatem na to stanowisko będzie człowiek wchodzący w skład drużyny czarnych, gdyż ci na szkoleniu dużą wagę przywiązywali do przywództwa. Po krótkim głosowaniu wybór padł na Jasona Behra, Lucjusz miał tylko pociągnąć za odpowiednie sznurki, żeby mężczyzna został Ministrem. Po skończonym zebraniu Harry został zatrzymany przez ojca, który na osobności poprosił go, aby podczas trwania przyszłych bitew przebywał w miejscach, gdzie było dużo ludzi, żeby zauważyli go potencjalni przyszli śmierciożercy. Niechętnie bo niechętnie, ale się zgodził. To była jego wina, więc teraz musiał pokutować.

Hogwartczycy w milczeniu skierowali się do pokoju księcia. Było już to niemal tradycją, że po każdym spotkaniu to właśnie tam siadywali i wszystko omawiali. Pozajmowali miejsca, gdzie popadnie i dopiero wtedy zaczęli rozmowę.
- Co planujesz? – Ann jako pierwsza się odezwała, kierując pytanie do brata.
- Muszę iść do Nicka i ustalić plan treningów Gwardii. – mruknął chłopak leżąc na łóżku – Muszę omówić też z nim temat treningów z żywiołami. Muszę pozyskać więcej sojuszników. Chciałbym sam zacząć trenować z żywiołami, sprawdzić jak to się może przydać w walce. – zamilkł. – Agrr! - krzyknął i złapał się za włosy – Muszę także pozostać tutaj, kiedy wy pójdziecie walczyć!
- Dwie – trzy bitwy, wytrzymasz stary... - powiedział cicho Steven, starając się nie patrzeć w jego stronę.
- Łatwo ci mówić, ty tam będziesz i będziesz mógł coś zdziałać. Ja będę tutaj siedział i zastanawiał się, czy zobaczę was jeszcze żywych. – odparował Harry.
- Ale nas nie będzie i jakoś się nie złościmy. – Ann wskazała na siebie i Deana.
- Ty od początku siedzisz w zamku Annie, a Dean zazwyczaj chodzi na bitwy jako lekarz.
- Potter, przestań jęczeć! – nie wytrzymał już Draco. – Coś wymyślisz, żeby się nie nudzić.
- Spadaj, Malfoy!
Książę podniósł się i spojrzał na zebranych, był wściekły i sfrustrowany a nikt tego nie rozumiał! Jego wzrok dłużej zatrzymał się na pewnym brązowowłosym młodzieńcu.
- A ty czemu milczysz?
- A co mam powiedzieć? – odparł Alex. – Pewnie, że chciałbym żebyś walczył, ale przynajmniej będę miał świadomość, że jesteś bezpieczny, bo nikt ci nie wpakuje noża w plecy.
Zapadła cisza, każdy zdawał sobie sprawę, że zaraz nastąpi wybuch.
- Świetnie! – warknął książę. - To życzę wam przyjemnych walk! – wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Przyjaciele spojrzeli po sobie zdezorientowani.
- A jemu o co chodzi? – zdziwił się John. – Zachował się jak rozkapryszony bachor!
- Nie dziwcie mu się. – odezwała się Payton – Jest kluczowym elementem tej wojny, a teraz zostaje od niej odsunięty.
- Na własne życzenie! – warknął blond Ślizgon, zachowanie Gryfona za bardzo przypominało mu stare czasy.
- Draco!
- Nie, Ann! Nie powiesz mi chyba, że nie postąpił lekkomyślnie!
- Ale został już osądzony! – wtrąciła Megan, broniąc współdomownika. – My jesteśmy jego przyjaciółmi i powinniśmy go teraz wspierać! Jak byś się czuł, gdyby Lucjusz odsunął cię od walk dla twojego bezpieczeństwa, a wiedział byś, że Ann i John tam są?
- Ale...
- Żadnego ale! – przerwał mu Dean. – To jest dla jego bezpieczeństwa, tylko on nie może się z tym pogodzić.
Blondyn skapitulował.
- To co zrobimy?
- Jak to co? – zdziwiła się Ann – Pomożemy mu przez to przejść! Przemówimy mu do rozumu!

Harry w milczeniu przemierzał korytarze, nie mając określonego żadnego konkretnego celu. Od decyzji ojca wszystko go wkurzało, a rozmowa z przyjaciółmi jeszcze bardziej go rozjuszyła. A do tego Alex... Jak on mógł stanąć po stronie Jamesa zamiast przyznać rację jemu?! Wiedział, że postąpił źle no ale no cóż, stało się! Czasu nie cofnie, więc tym bardziej nie widział sensu w odsuwaniu go od walki. To było po prostu nie fair!
Tak się pogrążył w rozmyślaniach, że nie wiedział, iż idzie wprost w czyimś kierunku. Osoba ta również go nie widziała, ponieważ pogrążona była w lekturze trzymanych esejów. Zbliżali się nieuchronnie do siebie, jednak ani jeden ani drugi mężczyzna nie był tego świadomy. Gdy doszło do zderzenia pergaminy poleciały w powietrze, a ramiona starszego mężczyzny instynktownie objęły pas młodszego, gdyż ten już się chwiał i byłby upadł gdyby nie Nick. Zielone oczy spotkały niebieskie i Harry głośno przełknął ślinę.
- Dzięki Nick... - powiedział. – Przepraszam...
- Nie masz za co. – Smith przerwał mu, uśmiechając się subtelnie. – Sam również nie zwracałem uwagi na drogę.
Gryfon kiwnął głową i zrobił krok do tyłu, chcąc się odsunąć, jednak ramiona starszego mężczyzny były wciąż mocno zaciśnięte.
- Mógłbyś? – wskazał podbródkiem na jego ręce.
- Jasne.
Nicolas wcale nie miał zamiaru go puszczać, ale niestety musiał to uczynić. Och, jak on cholernie tęsknił za tym chłopakiem, jednak sam spieprzył ich relacje. Rozluźnił zaciśnięte dłonie i opuścił je, prowokująco przejeżdżając palcami po ciele Wybrańca. Z zadowoleniem zauważył, że chłopak zadrżał.
- Jaki był cel twojej wędrówki? – zapytał cicho.
Potter ponownie przełknął ślinę. Wampir nie powinien się tak zachowywać względem niego!
- Pokłóciłem się ze znajomymi i w sumie nie wiem, w którą stronę szedłem. Snułem się bez celu, ale miałem z tobą porozmawiać na temat GD, więc jakbyś miał chwilę to miałbym już to z głowy.
Nick uśmiechnął się do niego.
- Zapraszam. – machnięciem różdżki pozbierał eseje i razem z Gryfonem ruszył do swojego gabinetu. - Może przejdziemy do moich kwater?
Harry był niezdecydowany, jednak przypomniawszy sobie, kto czeka w jego kwaterach, zgodził się.
- Napijesz się czegoś? – Nicolas odłożył pracę na mały stoliczek koło drzwi i przeszedł do barku.
- Chętnie, whisky poproszę.
Była niedziela czwarta w nocy, a on siedział w prywatnych kwaterach nauczyciela i zamierzał z nim pić alkohol. Odniósł też wrażenie, że temu nauczycielowi wciąż się podobał, ale teraz tak jakby się tym nie przejmował.
- Czemu o tej godzinie byłeś na korytarzu? – zainteresował się uczeń.
- Dopiero co wróciłem.
- A te eseje?
- Wziąłem ze sobą do Królestwa, jakby mnie ktoś zatrzymał w drodze powrotnej do gabinetu to miałem alibi. – odpowiedział mężczyzna i usiadł obok niego na drugim fotelu, podając mu szklankę z alkoholem, samemu zaczynając sączyć swój. – A więc? Co cię zmusiło do przechadzki o tej godzinie? Chyba, że tylko chciałeś na mnie wpaść to nie mam nic przeciwko. – mrugnął do niego okiem.
- Wybacz, nie miałem zamiaru odwiedzać cię o tej godzinie, chciałem po prostu się przejść, żeby wyładować emocje.
- Można je wyładować w ciekawszy sposób... – mruknął wampir, sugestywnie poruszając brwiami.
- Nick! – Harry spojrzał na niego zszokowany, na co Smith wybuchnął śmiechem.
- Wybacz. – powiedział, gdy się uspokoił. - Będę już grzeczny, obiecuję. – usiadł prosto i upił whisky. - Co cię do mnie sprowadza? Wspominałeś coś o Gwardii.
- Dostałem już pozwolenie jej reaktywowania, więc chciałem ustalić z tobą plan działania. Jeżeli jednak nie masz teraz ochoty na takie rozmowy mogę przyjść po południu... - Gryfon zaczął się podnosić, czuł że to był zły pomysł, że to przyszedł.
- Siadaj!
Potter, który już był na nogach, opadł ponownie na siedzenie. Na trzeźwo tego nie zniesie. Opróżnił szklaneczkę i podstawił ją wampirowi.
- Co więc planujesz? – zapytał Smith uzupełniając szkło.
- Na początku chciałbym się skupić na treningu fizycznym...


Rozmawiali jeszcze długą godzinę omawiając ze szczegółami co zamierzają robić. W czasie, gdy ustalali plan działania została opróżniona cała butelka Whisky Ogdena. Gdy zegar wybił szóstą młody książę był już nieźle wstawiony.
- Czyli co? – zapytał raz jeszcze nauczyciela. – Najpierw trening fizyczny, będziemy ich brać... Gdzie? – zamyślił się. – O tym trzeba pogadać z Dumblem. Później...?
- Grupowanie, – podpowiedział mu Nick z uśmiechem.
- Tak, tak. Podział na grupy według poziomu ich umiejętności. Następnie?
- Zaczynamy porządne szkolenie, ale musiałoby być nas przynajmniej czterech. Kogo proponujesz?
Potter zamyślił się. Alex? Nie, chłopak nie może być szkoleniowcem bo uczniowie zbyt szybko połączyli by fakty, gdyby pokazali, że wszyscy nowi wraz z Potterem są tak porządnie wyszkoleni.
- Ann i Draco. – powiedział.
Nicolas otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, ale nie kwestionował decyzji księcia.
- Coś jeszcze?
- Na tą chwilę nie. Jak mi się przypomni to cię odwiedzę. – mruknął Harry i wstał. – Muszę się zbierać.
Smith również wstał i zbliżył się do Wybrańca. Alkohol buzujący w jego żyłach sprawiał, że był odważniejszy.
- Wiesz, że nie musisz... – szepnął głaskając go po policzku.
- Nick... - Harry pokręcił głową i zamknął oczy, żeby powstrzymać wirujący obraz. – Muszę iść.
Nicolas westchnął, jednak zdobył się na jeszcze jeden krok. Potter odwrócił się i już ruszył do wyjścia, gdy wampir go dogonił. Starszy mężczyzna silnym szarpnięciem odwrócił młodszego do siebie i pocałował mocno. Następnie w wampirzym tempie odskoczył na koniec pomieszczenia stamtąd spoglądając na oniemiałego księcia. Potter otrząsnął się dość szybko i spojrzał z bólem na byłego kochanka.
- Nie powinieneś był tego robić. – szepnął tylko i wyszedł.

Wracając do pokoju miał mętlik w głowie. Był wściekły teraz i na Alexa i na Nicka. Na Davisa za to co powiedział, przez co w złości opuścił pokój. Podświadomie wiedział, że nie powinien się na niego złościć, ale duma podpowiadała mu co innego. Na nauczyciela natomiast za to co uczynił. Cholera! Chłopak stanął na korytarzu i uderzył pięścią w ścianę. Dlaczego wszystko musi się komplikować? Bał się reakcji Alexandra, ale wiedział, że musi z nim porozmawiać. Najpierw jednak się prześpi, musi wytrzeźwieć zanim spotka się z chłopakiem.

Niestety jednak, wszystko dzisiaj szło nie po jego myśli. Gdy tylko wszedł do pokoju ujrzał brązowowłosego Ślizgona siedzącego w fotelu i czytającego książkę. Alex podniósł głowę znad lektury i zmierzył go spojrzeniem.
- Gdzie ty się podziewałeś?! – zamknął oczy i zaciągnął się mocno. - Nie odpowiadaj – warknął i spojrzał na partnera. Potter zobaczył tylko pionowe źrenice i wysunięte kły zanim został przyszpilony brzuchem do podłogi. – Byłeś u Smitha!
- Wpadłem na niego na korytarzu. – powiedział Gryfon lekko bełkocząc.
- Ty jesteś nawalony! – Alex podniósł się i spojrzał na niego zszokowany. – Wyszedłeś trzaskając drzwiami, jak rozkapryszony bachor. Mimo, iż zachowałeś się na bitwie cholernie lekkomyślnie to żaden z naszych przyjaciół cię nie potępił, a ty ledwo opuścisz sypialnie leziesz do Nicka, żeby się napić?
- Nie poszedłem specjalnie do niego! – krzyknął Potter. – Spotkałem go na korytarzu i postanowiłem od razu porozmawiać z nim o GD, czy to takie złe?!
- Nie pomyślałeś o tym, żeby mnie poinformować? – milczenie było jedyną odpowiedzią. - Jasne, byłeś zły. – prychnął.
- A co według ciebie miałem zrobić? Przyjąć to z założonymi rękami? – wybuchnął Potter.
- Tak, powinieneś tak zrobić! Zachowałeś się niczym Weasley! Sam jesteś sobie winien, że cię rozpoznano, a kara jaką wymyślił twój ojciec nie jest wcale taka zła. Nie przerywaj mi! – warknął, widząc, że chłopak otwiera usta. – Po powrocie zachowałeś się jak dziecko warcząc na nas wszystkich, a teraz jeszcze wróciłeś nawalony od byłego kochanka!
- Więc uważasz, że postąpiłem nieodpowiedzialnie?
- Co? – Alex zdziwił się, z całej tyrady on pyta o to? – Czy ty mnie nie słuchasz? Wpadka na polu bitwy, mimo iż lekkomyślna, mogła się zdarzyć każdemu. To twoja reakcja na decyzję króla była przesadzona. Harry, cholera! Jesteś najważniejszy w tej wojnie, jesteś najważniejszy dla mnie... - podszedł do niego i złapał za twarz. – Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało, a teraz jesteś bardziej narażony, Rozumiesz? To tylko chwilowe, dla twojego dobra.
- Nienawidzę sloganu „dla twojego dobra” – mruknął zrezygnowany, ale objął chłopaka w pasie. – Jest coś o czym musisz wiedzieć. – odezwał się niechętnie.
Alex spojrzał na niego z zainteresowaniem, ale widząc, że chłopak unika jego wzroku, wyostrzył czujność.
- O co chodzi?
- O Nicka... - Alexander spiął się jak struna. – On... On mnie pocałował. – dokończył niemal bezgłośnie.
- On. Cię. CO?! - warknął Ślizgon, odsuwając się.
- Pocałował, ale Alex to...
- Nie tak jak myślę? – zaśmiał się sztucznie Davis. – Kłócisz się z nami, wychodzisz z pokoju trzaskając drzwiami, wracasz pijany od swojego byłego kochanka, a teraz jeszcze mówisz, że cię pocałował? Nie wiesz co myślę!
- Alex, proszę uspokój się! – Harry podszedł do niego i złapał za przedramiona. – To on mnie pocałował, nie ja jego! Nie oddałem pocałunku, znasz mnie. Wiesz, że bym tego nie...
- Puść mnie! – przerwał mu chłopak i wyrwał się z uścisku – Ufam ci, ale dzisiaj cały czas zachowywałeś się inaczej niż Harry, którego znam. – cały czas patrząc na niego cofał się do drzwi. – W tym momencie nie mam ochoty słuchać twoich tłumaczeń. Jak wróci mój Harry, a nie ten rozkapryszony bachor, którego mam przed oczami, to wtedy porozmawiamy.
Wyszedł i wbrew wściekłości jaka opanowała jego ciało, zamknął cicho drzwi.
Potter opadł na kolana w bezsilności. Nie mógł stracić Alexa... Tego by nie zniósł. Jego wampirze serce pękłoby na pół. Cholerny dzień!

Wbrew temu jak późno szedł spać, Alexander zszedł do Pokoju Wspólnego już po jedenastej. Podszedł do Draco siedzącego w towarzystwie Blaisa i Teodora i opadł na fotel obok nich.
- Myślałem, że zostałeś u Pottera. – mruknął Malfoy, przerywając rozmowę z kolegami.
- To nie myśl bo to ci szkodzi. – odparował Ślizgon.
- Co jeszcze zmalował nasz kochany Gryfiak? – zainteresował się blondyn, patrząc na kolegę z ciekawością.
- Nie interesuj się blondasku. – warknął Davis. – O czym rozmawiacie? – zmienił temat patrząc na Zabiniego i Notta. Wiedział, że Malfoya zżera ciekawość, ale postanowił go olać.
- Taktyka na najbliższy mecz. – odpowiedział Teo.
- Przecież to dopiero w marcu! – zdziwił się wampir.
- Dopiero? – Malfoy spojrzał na niego jak na wariata. – Chyba już!
Ślizgoni zaśmiali się.
- A esej na poniedziałkowe eliksiry masz już zrobiony, panie kapitanie? – zainteresował się Alexander.
- Mam jeszcze duuuużo czasu. Cała niedziela przed nami. – blondyn wzruszył ramionami.
- Tsa... – Teodor prychnął. – Ann go za niego zrobi. Słowo daję, dziewczyna jest dopiero w szóstej klasie, a jest zdolna jak cholera!
- I cała moja! – Draco dumnie wypiął pierś.
- Tu bym się kłócił. – Alex poklepał go po plecach.
Malfoy prychnął.
- Jest moja i kropka!
- Jasne, jasne. – Blaise uniósł obie ręce do góry. - Ale na razie nazywa się Potter, więc...
- Grrr!!! Zejdźcie mi z oczy, nikczemni! – Blondyn wstał i wśród śmiechu kolegów udał się do dormitorium.

Po obiedzie, na którym Harry był nieobecny, dostali wezwanie do Mrocznego Królestwa.
- Dwa razy w ciągu jednego dnia? – zdziwił się Phillip Strait, zapinając szatę. – Co jest?
- Nowa informacja. – odpowiedział Remus Lupin, który jako ostatni wszedł do sali i zamknął drzwi.
- Dostaliśmy wiadomość od naszych informatorów w szeregach śmierciożerców. – zaczął James, zwracając na siebie uwagę zebranych – Voldemort właśnie skończył zebranie Wewnętrznego Kręgu. W przyszłym tygodniu nastąpi szereg ataków, o samym miejscu i czasie dowiemy się bezpośrednio przed walką. Jak myślicie jaki jest tego cel?
- Nudzi mu się?
- Łaknie krwi?
- Chce potwierdzić prawdziwość informacji? – zaproponował Christopher z drugiego rzędu.
- Otóż to, panie Rogers! Chociaż pozostałe argumenty też mogę uznać to najistotniejszym celem jest potwierdzenie informacji Avery'ego. Dlatego istotne jest, żeby mój syn pozostał w ukryciu. Harry? - odpowiedziała mu cisza.
Młody książę nie stawił się na wezwanie? Na sali zapanował szum. Przyszły władca ignorował zebranie zwołane przez króla?
- Alex, gdzie jest Harry? – zapytał Ślizgona.
- Nie mam pojęcia, królu – odpowiedział pochylając lekko głowę. – Nie widziałem go od rana.
Widać było, że James się zdenerwował.
- Jak go zobaczysz przekaż mu proszę, że chcę się z nim widzieć.
- Oczywiście.
- W takim razie zebranie uważam za skończone. Wszystko co miało być do omówienia ustaliliśmy w nocy. Czekajcie na wezwanie. – skłonił się lekko i opuścił salę bocznymi drzwiami.
Alex wraz z resztą powoli opuszczał Mroczne Królestwo.
- Gdzie jest Harry? – zaczepiła go Ann.
- Nie wiem. – odpowiedział chłopak, patrząc przed siebie.
- Pokłóciliście się? – zainteresował się Steven, widząc minę kolegi.
- Zajmijcie się swoimi sprawami! – Alexander przyspieszył i dotarłszy do granicy, nie czekając na innych, przeniósł się.

Na kolacji Harry'ego też nie było. Po posiłku Ann udała się do jego pokoju, jednak zastała tam tylko kartkę z napisem: Nic mi nie jest, nie szukajcie mnie. Zrezygnowana przekazała wiadomość przyjaciołom i poszła spać. Alex, wbrew wszystkiemu jeszcze bardziej się wkurzył. Widok Nicolasa na posiłku, który z krzywym uśmiechem obserwował salę jeszcze bardziej go rozsiedlił. To wszystko przez niego! Od początku chciał Harry'ego dla siebie. Ufał swojemu chłopakowi, wiedział więc też, że ten go nie zdradził, jednak tak go zdenerwował, że nie zamierzał go słuchać. Jego ucieczka nie zmieniła sytuacji, wręcz ją pogorszyła, więc ku zdziwieniu przyjaciół, chłopak zamiast szukać partnera po prostu poszedł spać.

Harry zaraz po wyjściu Alexa opuścił swój pokój. Nie zamierzał dłużej tu siedzieć, bo serce jeszcze bardziej go bolało. Udał się szybko do Wrzeszczącej Chaty i stamtąd deportował się do ich domku w środku lasu. Musiał ochłonąć, a do tego potrzebował wysiłku fizycznego. Zrobił sobie intensywny trening, dwie godziny biegał po lesie, skacząc przez i po drzewach, jednak wciąż było mu mało. Obiegł dom dookoła i stwierdził, że czegoś tu brakuje. Pomyślał chwilę... Już wiedział! Taki ładny domek, teren wokół piękny i zielony, a brakowało płotu. Skierował swe kroki szybko do budynku i przeszedł do kuchni. Otworzył ich prowizoryczną apteczkę i po chwili miał już to, czego szukał Wypił jednym duszkiem eliksir, który niwelował skutki alkoholu i pobiegł się przebrać. Dosłownie parę minut później wyszedł przed dom i rozejrzał się dookoła. Nie miał zielonego pojęcia od czego ma zacząć. Nie znał się za bardzo na ślusarstwie, wiedział tylko tyle ile zdołał się nauczyć u Dursley'ów, ale chciał coś zrobić. Paradoks, na zewnątrz trwa wojna, a on – wojownik – ukrył się w środku lasu i postanowił zrobić płot! Na początek ściął parę drzew, które przy pomocy magii przeniósł na teren domu. Nabawił się kilku drzazg i zadrapań, ale nie bardzo się tym przejmował. Następnie pół popołudnia spędził wertując książki, w poszukiwaniu zaklęć stolarskich, aby z obciętych drzew powstały równe, drewniane sztachety. Obawiał się, że gdyby sam to rąbał i ciął to każda belka byłaby inna. Efektem jego poszukiwań, po wielokrotnych próbach na mniejszych gałązkach, był stos oszlifowanych desek, o szerokości trzydziestu centymetrów i o metrze wysokości. Koło piętnastej wykąpał się i modyfikując swój wygląd udał się do mugolskiego Londynu. Kupił litry farby, mnóstwo gwoździ, śrub, a także metalowe pręty, które podtrzymają całą konstrukcję. Zadowolony ze swojego zakupu przeniósł się do domu. Zablokował wiadomości i wezwania, jakie mogłyby przeszkodzić w jego pracy, całą resztę dnia poświęcając się zadaniu. Gdy zrobiło się ciemno rozświetlił teren lampami i dalej pracował. Kilka razy musiał zaczynać od nowa, bo konstrukcja nie chciała się trzymać. Potrzebował by dodatkowej pary rąk do pomocy, jednak duma nie pozwalała mu o nią poprosić. Gdy zaczęło się robić jasno miał zrobioną dopiero małą część całego ogrodzenia. Niechętnie rzucił wszystko i poszedł się wykąpać. Lekcji niestety nie mógł opuścić bo zaczną się plotki. Odpuścił sobie śniadanie i przeniósł się do Wrzeszczącej Chaty. Pod zaklęciem kameleona ruszył do szkoły. W drodze do swojego pokoju mijał uczniów, którzy szli na śniadanie, więc nie niepokojony przez nikogo dotarł na miejsce. Przebrał się szybko w mundurek szkolny i już miał wychodzić, gdy drzwi do jego pokoi otwarły się. Automatycznie rzucił kameleona, oparł się o ścianę i wstrzymał oddech. Zajrzała do niego Ann, jednak nie widząc i nie słysząc nikogo pokręciła ze smutkiem głową i wyszła. Harry odetchnął i odczekawszy chwilę ruszył w ślad za nią. Pierwszą lekcją była transmutacja, na której siedział z Draco. Czym prędzej zajął ławkę, wyciągnął notatnik i czekał.

Nieludzcy w milczeniu szli na pierwszą lekcję. Myśli każdego były zaprzątnięte czym innym, jednak każdy w jakimś stopniu zastanawiał się, gdzie się podziewa Harry. Jego nieobecność na kolejnym posiłku wzbudziła zainteresowanie dyrektora. Całe szczęście, że starzec ich nie zatrzymał! Jakie było ich zdziwienie, gdy wchodząc do sali ujrzeli Wybrańca siedzącego na miejscu i gryzmolącego w notatniku!
- Cześć! – przywitał się Malfoy, siadając.
- Hej.
W sali zabrzmiał gong oznaczający początek zajęć, a McGonagall rozpoczęła wykład. Ślizgon z początku zawzięcie notował, jednak w końcu ciekawość wzięła górę.
- Gdzie byłeś? – zapytał szeptem.
Harry zaśmiał się cicho.
- Tu i tam. – wzruszył ramionami.
- Twój ojciec chce cię widzieć.
Potter wyprostował się w ławce i spojrzał na kolegę uważnie.
- Po co?
- Nie stawiłeś się na zebraniu. Jako jedyny. – zaznaczył.
Gryfon otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
- Zebraniu? Jakim zebraniu?
- Ignorowałeś wszystkie wiadomości, prawda? – zapytał zrezygnowany.
Czarnowłosy niepewnie kiwnął głową i wpatrzył się w ławkę.
- Mocno jest zły?
- Trochę. – mruknął Malfoy.
Zamilkli, gdy tylko nauczycielka znalazła się w pobliżu. Z uwagą notowali jej słowa lecz gdy tylko się oddaliła, czarnowłosy ponownie się odezwał.
- A... Alex? – zapytał niepewnie
- Szczerze powiedziawszy był porządnie wkurwiony... - odpowiedział cicho Ślizgon. – A za każdym razem, jak ktoś o ciebie pytał to ucinał temat i uciekał.
Harry westchnął ciężko, jednak nie skomentował tego.

Po zajęciach starał się dogonić Alexa, który szybkim krokiem szedł w stronę lochów na podwójne eliksiry.
- Zaczekaj! – krzyknął za nim.
Chłopak nie zwolnił, tylko jeszcze bardziej przyspieszył.
- Alex, cholera! – dogonił go i zastawił mu drogę, nauczony ostatnią rozmową starał się go nie dotykać. – Porozmawiajmy!
- Nie mamy o czym! – warknął chłopak, starając się go wyminąć.
- Dobrze wiesz, że mamy. Daj mi proszę chociaż pięć minut. – spojrzał na niego błagalnie.
Alexander westchnął. Wcale nie chciał się złościć na Harry'ego, ale chciał, żeby chłopak wiedział, że nie będzie mu odpuszczał takich wyskoków. Kiwnął więc głową i dał się poprowadzić do pustej sali niedaleko.
- Jeśli się spóźnimy Snape nas zabije. – mruknął i oparł się o ławkę. – Mów – złożył ręce na piersi i spojrzał na niego wyczekująco.
- Na początek chcę ci powiedzieć, że bardzo cię kocham – szepnął lecz widząc twardy wzrok partnera westchnął i kontynuował.
Opowiedział mu wszystko począwszy od wyjścia z pokoju, wpadnięciu na Nicka, rozmowie w jego komnatach, piciu alkoholu na pocałunku skończywszy.
- To on pocałował mnie, uwierz mi... - niemal błagał go Harry – Byłem tak zszokowany, że nawet nie zdążyłem zareagować, bo to były ułamki sekund. W chwili, gdy miałem go odepchnąć, on sam się odsunął i uciekł na drugi koniec pokoju.
Alex westchnął, ale nie odezwał się, niech jeszcze trochę się pomęczy.
- Alex... Błagam cię, uwierz mi! – Potter był na granicy rozpaczy, milczenie kochanka utwierdzało go w przekonaniu, że wciąż się gniewał. – Nie zdradziłem cię i nigdy nie miałem takiego zamiaru! Prędzej samotnie stoczę walkę z całą hordą wyklętych wampirów, niż dopuszczę się zdrady. Uwierz mi... – szepnął i opadł przed nim na kolana. – Mogę ci nawet pokazać wspomnienia, ale proszę cię nie zostawiaj mnie samego.
Davis westchnął ponownie, ale uklęknął przed Gryfonem.
- Wierzę ci Harry. – szepnął i pogłaskał go po twarzy. – Po prostu... Bardzo zabolało mnie twoje zachowanie i trudno mi to przeskoczyć. A świadomość, że Nick... – zamknął oczy i pokręcił głową. – Przypominają mi się czasy szkolenia... Cholera, już wtedy mi na tobie zależało, ale byłeś jego.
-Teraz jestem twój i to się nie zmieni.
- Wiem. – szepnął Alex z lekkim uśmiechem. – Mogę przestać się już gniewać i cię pocałować?
- Musisz wręcz!
Davis nie kazał mu długo czekać. Złapał w garść jego włosy i przyciągnął do pocałunku. Nie bawili się w żadne czułe pieszczoty, tylko od razu zaczęli z namiętnością penetrować usta partnera. Harry'ego przeszedł dreszcz, uwielbiał walczyć z Alexem o dominację, bo chłopak nigdy za łatwo się nie poddawał. Przygryzł jego wargę za co został nagrodzony głośnym jękiem. Oderwał się od niego i popchnął go tak, że wylądował plecami na zimnej posadzce.
- Harry! – jęknął chłopak, czując przenikliwe zimno.
- Cii. – Potter pocałował go ponownie.
Poczuł, że Alexander zaczyna mu ulegać, więc położył się na nim szczelnie blokując mu drogę ucieczki, jakby Ślizgon w ogóle o tym pomyślał. Jęknął raz jeszcze czując jak twardniejący członek Harry'ego dociska się do jego równie twardego.
- Potter... Och... Eliksiry!
- Pieprzyć eliksiry! – warknął czarnowłosy i zaczął odpinać mu szatę.
- Pieprzyć to ty zaraz będziesz, ale mnie! – zaśmiał się ochryple brązowooki.
Pocałowali się ponownie, skutecznie ucinając jakąkolwiek rozmowę. Jednocześnie w pośpiechu starali się pozbyć szat. W momencie jednak, gdy Potter był w trakcie odpinania koszuli partnera drzwi się otwarły i do środka wszedł Steven z Johnem.
- Wy sobie chyba jaja robicie! – zaśmiał się Clark.
- Stev! – jęknął Harry i sturlał się na podłogę obok Davisa. – Musiałeś?
- Musiałem. – blondyn bezczelnie przeszedł nad kolegami z grupy i usiadł się na zakurzonej ławce. – Znikasz sobie na całą niedzielę, wracasz w poniedziałek idealnie na zajęcia, a później zamiast wyjaśnić nam o co chodzi zaciągasz Alexa do klasy i zamierzacie się bzyknąć na podłodze. Suuuuper!
- Zazdrosny jesteś, bo chciałbyś dołączyć. – zaśmiał się Alexander zapinając szatę.
- Nie, on po prostu za dużo gada. – wtrącił Borton. – Przyszliśmy zanim się rozpędziliście, bo za pięć minut zaczynają się zajęcia.
Potter jęknął z rozpaczą.
- My wcale nie zamierzaliśmy na nie iść!
- Mało ci kłopotów? – Puchon spojrzał na przyjaciela uważnie. – Jeszcze Snape'a chcesz mieć na karku?
Harry westchnął pokonany. John miał racje.
- James był mocno wkurzony? – zapytał.
- Można tak powiedzieć... – mruknął Alex i otrzepał spodnie z kurzu. – Możemy iść.
- A właściwie to gdzie się podziewałeś? – zastanowił się na głos Clark.
- Chcielibyście wiedzieć! – Gryfon umknął ze śmiechem przed ręką przyjaciela.
Weszli do sali równo z dzwonkiem.

Przed kolacją Potter przebrał się i przeniósł bezpośrednio do zamku. Lepiej mieć rozmowę już z głowy... Nie zastał nikogo w holu, więc ruszył na poszukiwanie ojca. Pierwsze kroki skierował do jego gabinetu, podejrzewając, że tam może zostać rodzica. Nie pomylił się. Rogacz stał przy biurku nad jakimiś mapami.
- Mogę? – zapytał cicho bo drzwi były uchylone.
James spojrzał na niego, skinął głową i znów wrócił do studiowania map. Harry przyglądał mu się w milczeniu. Czuł się głupio, wiedział, że zachował się jak bachor i tego nie cofnie. Pozostało mu zapłacić za błędy.
- Przepraszam, tato... – szepnął wciąż nie ruszając się z miejsca.
- Za co konkretnie? – pan Potter nawet na niego nie spojrzał.
- Za wszystko. Począwszy od bitwy, na której bezmyślnie się zdradziłem, poprzez zebranie, na którym zachowałem się jak dzieciak, zakończywszy na ostatnim zebraniu, na którym się nie stawiłem. Przeze mnie masz pewnie problemy z radą.
- Nie tyle problemy, co fakt, że praktycznie pokazałeś wszystkim wojownikom, że masz gdzieś moje wezwania.
- To nie tak...
- A jak, Harry?
Chłopak milczał.
- Dlaczego cię nie było? – James obrócił się i spojrzał na niego.
- Przeniosłem się do domku w lesie. Pokłóciłem się z Alexem i chciałem ochłonąć. Odciąłem się od wszystkich.
- Teraz jest wojna, nie ma czasu na to, żeby uwikłać się w nowe problemy! – Rogacz podniósł głos. – Mamy trzymać się razem, bo tylko wtedy jesteśmy prawdziwie silni, a rozłam się zaczął od bitwy w sylwestra!
- Co mam jeszcze zrobić, żebyś mi wybaczył? – Gryfon opuścił głowę zrezygnowany.
- Nie mam ci czego wybaczać, tylko stosuj się do poleceń. Kiedy będziesz miał pod sobą oddział w trakcie wojny, ty będziesz mógł wydawać dyspozycje, na razie jednak musisz słuchać się mnie.
Potter junior westchnął.
- Dobrze tato, jeszcze raz przepraszam.
- Harry... – zaczął lecz przerwał, gdy nad mapą pokazała się czerwona kula. – Deportuj się szybko do zamku, idź do biblioteki, Wielkiej Sali, gdziekolwiek! Byle by cię widzieli!
- Co się dzieje? – zielonooki cofnął się już do drzwi.
- Pierwsza bitwa, wracaj do zamku!




Rozdział poprawiony 26.02.2018


1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    fantastycznie, ojć Harry chociaż dobrze że próbowałeś ochłonąć ale naprawdę to jak bachor się zachowałeś a było tak pięknie czemu przerwali...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń