środa, 31 stycznia 2018

38. Przeklęta zazdrość

W zamku przez cały dzień panowała nerwowa atmosfera. Wieść o wzmożonej działalności Voldemorta sprawiła, że każdy z niecierpliwością oczekiwał zajęć z Gwardii. Wszyscy chcieli nauczyć się bronić, nikt nie chciał być bezbronny, jeśli Mroczny Lord zaatakuje niespodziewanie ich okolice. Każdy widział jaką siłą dysponował Potter, a wieści o jego osiągnięciach na zajęciach obiegły już cały zamek. Większość z nich była świadkiem jego walki w Hoegsmade, więc z niecierpliwością oczekiwali rozpoczęcia treningu, aby choć w minimalnym stopniu umieć to co on. Czas do wieczora w tym określonym dniu wszystkim dłużył się niemiłosiernie, także kiedy wskazówki były coraz bliżej tej danej godziny w podskokach udawali się na siódme piętro.

Gdy zegar wybił godzinę dwudziestą-pierwszą Harry z Nicolasem weszli do Pokoju Życzeń. Mimo tylu ludzi zgromadzonych na Sali natychmiast zapadła cisza. Jedni wpatrywali się w zaciekawieniem, a inni w przestrachem w towarzyszącego Potterowi profesora, jednak nikt nie powiedział słowa.
- Dobry wieczór wszystkim! – przywitał się Harry, a Nick kiwnął zebranym głową. –
W związku z widmem zbliżającej się wojny postanowiliśmy reaktywować działalność Gwardii, jednak na nieco innych zasadach niż ostatnio. Na początek zajmiemy się sprawami organizacyjnymi, przedstawię wam jak w tym roku to widzę i omówimy parę kwestii. Usiądźcie proszę.
Jedni porozsiadali się na podłodze, przed innymi pojawiły się miękkie fotele lub krzesła, jednak koniec końców każdy siedział.
- Po pierwsze – zaczął Harry – wszyscy jesteśmy tu po to, żeby się czegoś nauczyć, także bardzo proszę nie przeszkadzać innym. Profesor Smith – wskazał głową na Nicka – zgodził się pomóc mi, jednak przyznaję, że jest nas tak dużo, że dwie osoby będą miały problem z ogarnięciem całej grupy.
Kilka osób zgodziło się z nim z cichym pomrukiem.
- Po konsultacji z szanownym panem profesorem, wyznaczyliśmy jeszcze dwie osoby, co do których umiejętności jesteśmy pewni.
Zebrani patrzyli na nich z wyraźnym zaciekawieniem. Nawet nieludzcy nie zostali poinformowani o takiej sytuacji, więc zastanawiali się o kim mowa.
- Ann? Draco? – wywołał ich Nick, więc wytypowani wstali i podeszli do nich.
- Ona? – zawołał ktoś z tyłu. – Przecież jest młodsza od nas!
Harry zmarszczył brwi, patrząc na śmiałka.
- Smith… – niemal wywarczał – Dlaczego mnie to nie dziwi? – westchnął i rozejrzał się po towarzystwie, niektórzy byli równie niezadowoleni co Zachariasz, tylko Ślizgoni mieli obojętne wyrazy twarzy. – Wyzywam cię na pojedynek z moją siostrą, Ann zgadzasz się?
- Jasne – dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
Zachariasz wystąpił przed tłum stając naprzeciwko Potterówny.
- Różdżki w dłoń! – zarządził Nicolas. – Ognia!
Puchon, nie czekając na nic, zaczął miotać wściekle zaklęciami w dziewczynę. Ona, ku jego niezadowoleniu, odskakiwała tylko ziewając szeroko. W końcu znudziło jej się chyba czekanie, aż chłopak wymyśli coś mocniejszego niż rozbrajające bo podniosła swoją różdżkę, stając w miejscu. Zatrzymała w locie kolejnego rozbrajacza Smitha i kolejnym niewerbalnym zaklęciem posłała go w ścianę, po której osunął się nieprzytomny. Ich pojedynek trwał raptem trzy minuty, a Zachariasz przegrał go z hukiem. I to dosłownie.
- Ktoś ma jeszcze jakieś obiekcje co do kompetencji panny Potter? – Nick rozejrzał się po tłumie – Nikt? To dobrze. Wybudźcie go.
Justin Finch-Fletchey i podszedł do nieprzytomnego kolegi.
- Wracając do meritum – odezwał się Harry, nie przejmując się dłużej blondwłosym Puchonem – Ustalimy wstępny przebieg treningów. Razem z profesorem Smithem stwierdziliśmy, że ćwiczenie całościowo nie ma większego sensu, więc podzielimy się tak, żeby móc to później wykorzystać w trakcie bitwy. Podzielimy się na czteroosobowe zespoły i w takim składzie będziemy ćwiczyć. Zrobimy to tak, żeby nikt nie był niezadowolony, jednakże bardziej będziemy stawiać na współpracę między-domową. Walcząc musimy sobie wzajemnie ufać, więc tego zaufania także będziemy się tu uczyć. Kolejna sprawa – rozejrzał się po zebranych – Na listę, którą otrzymałem będzie rzucone zaklęcie. Nie będzie jednak działało na takiej samej zasadzie jak to w zeszłym roku. Nie zamierzam nikogo karać fizycznie, więc owo zaklęcie będzie miało wpływ na wasz umysł. Polega ono na tym, że jeśli ktoś będzie chciał porozmawiać o tym co tu robimy z osobami z poza listy, bez konsultacji ze mną albo profesorem, automatycznie zapomni o Gwardii i o jakimkolwiek spotkaniu.
Uczniowie wymienili spojrzenia między sobą. Nie spodziewali się czegoś takiego.
- A co jeśli będziemy chcieli zaprosić kogoś do grupy? – zagadnęła cicho jakaś dziewczyna w barwach Krukonów.
- Wtedy będziecie musieli skonsultować to ze mną albo z panem Potterem. – powiedział Nick. – Każdy z was jest tutaj, bo ktoś za niego poręczył, że można mu ufać. Wojna to nie przelewki, a my nie możemy pozwolić sobie na to, żeby Lord dowiedział się o naszych działaniach. Nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale zostaliście dokładnie sprawdzeni pod kątem przynależności do Voldemorta. Nie potrzebni nam szpiedzy w naszych szeregach.
- Nick, to nie są żołnierze. – upomniał go Harry, a uczniowie spojrzeli na niego w szoku, Potter zwraca się do profesora po imieniu? – Udział w treningach nie jest obowiązkowy, a to czy zdecydujecie się walczyć z nami, czy pozostać bezpiecznie w ukryciu to wasza sprawa. Nikogo nie potępię za wybór jakiego dokona, a zamierzam uczyć was mimo wszystko. Wracając do zajęć, tak jak powiedział profesor, dzisiaj są tutaj wszyscy co do lojalności których jesteśmy pewni, więc nie wystawiajcie nas na próbę.
- A Ślizgoni?
Wszyscy niepewnie patrzyli na siedzących razem uczniów domu węża.
- Co, Ślizgoni? – Harry popatrzył groźnie na śmiałka, który odważył się odezwać.
- Skąd pewność, że możemy im ufać?
- A co masz do nas?! – rzucił jakiś blondyn w barwach Slitherinu.
- Nie od dziś wiadomo, że Ślizgoni to banda Śmierciożerców! – odpowiedział mu szatyn z Huffelpuffu.
- A wy to niby lepsi?!
- My przynajmniej…
- CISZA! – ryknął Harry. – Nie ważcie się tutaj nikogo obrażać! W źródłach archiwalnych i z opowiadań świadków wynika, że tyle samo popleczników Toma wyszło z Domu Slitherina co i z innych! Nie możemy oskarżać rówieśników za przewinienia naszych przodków, bo nie wszyscy są tacy sami!
W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Harry miał racje i większość zgromadzonych zdawała sobie z tego sprawę.
- Następna kwestia – rozejrzał się i znalazł znajomą brązową czuprynę – Hermiono?
Dziewczyna zaskoczona podniosła wzrok.
- Czy dałabyś radę zrobić nowe galeony dla całej Gwardii? – spojrzał na nią z nadzieją, jednocześnie szybko nad czymś myśląc. – Steven z chęcią ci pomoże.
Clark spojrzał na niego oburzony ale rzekł:
- Oczywiście.
Gryfonka kiwnęła uspokojona głową, jednak czując spojrzenia na nią skierowane zarumieniła się mocno. Starając się patrzeć byłemu przyjacielowi w oczy, zapytała:
- Na kiedy mają być gotowe?
- Następne spotkanie zrobimy w przyszły piątek, więc jak byście dali radę do tego czasu to ogarnąć było by świetnie.
Dziewczyna wymieniła spojrzenie z nowym partnerem. Steven skinął jej zachęcająco głową, na co uśmiechnęła się niepewnie. Jeśli Potter daje jej drugą szansę, mimo tego jak się zachowała, to kim on jest żeby sprzeciwiać się jego decyzji? W sumie to jemu dziewczyna nic nie zrobiła, więc miała u niego czystą kartę.
- Damy radę. – powiedziała Harry’emu Hermiona.
- Świetnie – Nick klasnął w dłonie wychodząc na przód, a Potter uśmiechnął się ciepło do dziewczyny. – Harry? Co jeszcze?
- Tak jak słyszeliście, kolejne spotkanie jest w przyszły piątek o tej samej godzinie. Później częstotliwość jak i czas spotkań ulegnie zmianie. Teraz kolejna sprawa – rozejrzał się po zgromadzonych – ucinamy tą cholernie długą nazwę i zostajemy przy samej Gwardii! – zakończył uśmiechając się szeroko.
- I na koniec – wtrącił się Smith – na następne zajęcia przyjdźcie ubrani w wygodny dres.
Chociaż towarzystwo było w szoku to nic nie powiedzieli na słowa nauczyciela.
- To wszystko na dzisiaj, możecie iść! Wypocznijcie przed kolejnym spotkaniem bo będziemy wyciskać z was siódme poty! – Potter uśmiechnął się szatańsko patrząc na podnoszących się z miejsc kolegów.
Hogwartczycy żegnając się zaczęli powoli opuszczać pomieszczenie. Prawie każdy z nich starał się powiedzieć przynajmniej jedno słowo na odchodnym Harry’emu z czego chłopak był niezmiernie zadowolony. Dało mu to odczuć, że cieszą się z możliwości trenowania i z niecierpliwością oczekują pierwszych efektów. Jednakże nie każdy szukał kontaktu z Wybrańcem. Na samym końcu salę opuścili rodzeństwo Weasley starannie unikając jego wzroku. Harry uśmiechnął się szatańsko i odwrócił się w kierunku nauczyciela. Miał dla nich pomysł.
- Mogę ich w swojej grupie, proszę? – zrobił słodkie oczka do Nicka.
- Muszę się nad tym zastanowić. – Smith mrugnął do niego, po czym położył dłoń na ramieniu ucznia.
– Okej, zastanowiłem się – Potter zaśmiał się głośno – Postaraj się tylko nie męczyć ich za bardzo.
- Spokojna twoja…
- Zabieraj od niego łapy! – usłyszeli ciche warknięcie dobiegające z niedaleka.
Nicolas zabrał dłoń i obrócił się powoli w stronę głosu. Niedaleko nich stał Alexander warcząc groźnie. Gdyby nie silny uścisk Stevena pewnie już dawno byłby się rzucił na nauczyciela. Wampiry są bardzo zaborcze jeśli chodzi o swoich partnerów, a Nicolas kolejny raz wkraczał na jego teren.
- Spokojnie, tylko rozmawialiśmy! – Smith uniósł obie ręce do góry w geście poddania.
- Tsaa, a ostatnio go tylko pocałowałeś? – zapytał uszczypliwie, a przyjaciele wymienili zszokowane spojrzenia.
Nie mieli pojęcia, co było powodem ostatniego zachowania Ślizgona i czemu cały dzień trzymał partnera na dystans, ale teraz wcale mu się nie dziwili.
- Alex…
- Zamknij się, Nick! – warknął. – Szanuje cię przez wzgląd na nasze szkolenie i za twój wkład w tą edukacje, ale nie masz za grosz mojego zaufania jeśli chodzi o twoją relację z Harrym. Nie przerywaj mi! – podniósł głos, widząc że mężczyzna otwiera usta. – Cierpiałem bardzo widząc was obu razem, jednak milczałem nie chcąc narazić mojej przyjaźni z Harrym. Bolało mnie to cholernie, odkąd zdałem sobie sprawę, że lubię go bardziej niż innych kolegów z grupy, ale nic nie mówiłem, wiedziałem o was, więc jako tako was kryłem, a rano podawałem Harry’emu eliksiry przeciwbólowe, o których zawsze zapomniałeś, a bez których trening był dla niego męką! – zaczerpnął powietrza i podszedł bliżej, mrużąc oczy, i mówiąc przez zaciśnięte zęby – Na trzecim roku szkolenia stało się coś, o czym nawet nie marzyłem, skrzywdziłeś mojego przyjaciela tym samym tracąc go! Nie śniłem o tym nawet, żeby spojrzał na mnie inaczej, tym bardziej, że ktoś taki jak ty był moim poprzednikiem. A gdy to się stało i jesteśmy szczęśliwi znowu wkraczasz i chcesz wszystko spierdolić!
- Alex…
- Jeśli… - Davis znowu mu przerwał – Jeśli jeszcze raz się do niego zbliżysz, inaczej niż jak nauczyciel do ucznia, zabiję cię.
Zamknął oczy starając się uspokoić. Clark puścił go powoli, patrząc na to, że chłopak przestał się trząść. Będzie musiał iść na polowanie, ale jeszcze nie teraz. Nick, nie patrząc na nikogo, szybko opuścił salę, aby uniknąć zbędnych pytań lub spojrzeń. Musiał wyleczyć się z tej obsesji, którą miał na punkcie księcia.
Potter natomiast wymienił spojrzenie ze Stevenem, a gdy ten kiwnął głową, podszedł powoli do partnera. Alexander, mimo iż miał zamknięte oczy, musiał go wyczuć, bo gdy był w odległości metra od niego, złapał go za krawat i przyciągnął do siebie.
- Cały drżysz – szepnął Harry, jednak każda osoba w pomieszczeniu doskonale go słyszała.
- Daj mi chwilkę. – odpowiedział Davis i schował twarz w koszuli Harry’ego, zaciągając się mocno jego zapachem.
- Może lepiej zostawimy was samych? – zapytała Megan.
- Nie ma potrzeby – mruknął Alex – za chwilę będzie ok.
Po chwili ciszy i głośnych oddechach Alexa, John odezwał się niepewnie.
- Dałeś zadanie Hermionie.
- Ano, tak… – mruknął Harry i pociągnął Alexandra na jedną z kanap, które właśnie się pojawiły dookoła nich. – I mam wielką nadzieję, że tego nie pożałuję. Ale… Porozmawiałem z nią szczerze. Bardzo żałuje tego co zrobiła i nie do końca wiem co o tym wszystkim myśleć, jednak postanowiłem dać jej drugą szansę.
- A Weasleyowie? – zagadnęła Payton.
Potter zmarszczył brwi.
- Odkąd byłem w skrzydle szpitalnym, wtedy po zatruciu sztyletem, unikają mnie jak ognia. – wzruszył ramionami – Powiedziałem co nieco Ginny i chyba ją nastraszyłem. – przeczesał włosy palcami w geście irytacji. – Cholera, spędziłem z nimi tyle czasu, Molly i Artur byli dla mnie jak rodzice, a Ron jak brat, którego nigdy nie miałem. Po tym wszystkim, po słowach jakie powiedzieli, po czasie jaki tam spędziłem, okazali się tak okropnymi, pazernymi na władze i pieniądze ludźmi?
- Dyrektor każdemu namącił w głowie. – mruknął Draco, podpierając rękę na łokciu. – Spójrz jak wcześniej zachowywałem się ja albo moi rodzice.
Zebrani potraktowali jego słowa milczeniem.
- Nie chcę żyć żądzą zemsty, ale obiecuję sobie, że zapłaci za wszystko co nam zrobił. – Wybraniec zacisnął mocno zęby i zapatrzył się w płomień unoszący się nad świecą.
Ann spojrzała na niego z troską.
- Dostanie za swoje, już nasza w tym głowa! Teraz, zmieniając temat na przyjemniejszy, powiedz mi lepiej jak długo planowałeś mnie wciągnąć do swoich zajęć?!
- I czemu nie zabrałeś kogo innego? – dorzucił Draco.
- Co masz na myśli? – Harry zmarszczył brwi.
- Daj spokój! – prychnął Malfoy. – Miałeś do wyboru dwóch Czarnych – wskazał głową na Davisa i Clarka – a wybrałeś Zieloną i Czerwonego!
- Właśnie! – poparł go John. – My również chcemy znać motywy twoich decyzji.
Potter wzruszył ramionami.
- Stwierdziłem, że nie będę brał Alexa bo na pewno doszło by do kłótni…
- I miałbyś cholerną rację! – przerwał mu kochanek wysuwając kły.
- A jak myślicie, jak zareagowali by na to uczniowie? – dokończył.
W pomieszczeniu zapanowała cisza.
- O tym nie pomyślałem… - odezwał się tępo Alex, patrząc w przestrzeń – Dobrze, że powstrzymałem się do momentu, aż zostaliśmy sami.
- A co ze mną? – Ann spojrzała na brata nagląco.
- Nie sądzisz, że było by to dyskryminacją gdybym wybrał dwóch facetów? – Harry uśmiechnął się krzywo. – Będziesz naszym głosem rozsądku gdybyśmy nadto ich katowali, poza tym może uda ci się wyłapać kogoś ze zdolnościami uzdrowicielskimi.
Potterówna pokiwała głową ze zrozumieniem.
- A dlaczego właściwie dzielimy ich na czwórki? – zainteresował się Dean.
- Tak łatwiej im będzie pojedynkować się. Zamierzam też nauczyć ich współpracy, kiedy jeden będzie musiał chronić plecy drugiego. – Potter wzruszył ramionami – Poza tym chciałbym nauczyć ich współczarować, dzięki temu jako-tako uda im się obronić przed wyklętymi bo razem będą silniejsi.
Przyjaciele spojrzeli na niego z podziwem.
- Jak na to wpadłeś? – zainteresowała się Megan.
- Analizowałem poprzednie bitwy i stwierdziłem, że musi istnieć jakiś sposób, żeby zwykły czarodziej mógł się chociaż minimalnie obronić. – spojrzał na nich uważnie – Posłałem skrzata do rodowej biblioteki po księgi traktujące o magii i trochę poczytałem. Połączona magia jest trudna do nauki, ale to może być dla czarodzieja jedyny sposób do obrony przed wyklętym, a mogą na nich trafić na polu walki.
- Nie mamy oczu dookoła głowy, żeby obronić wszystkich. – zauważył Steven.
- Nawet swoich nie udało nam się obronić. – mruknął smutno Alexander.
Harry westchnął ciężko walcząc z łzami. To był jego przyjaciel, cztery lata wspólnie trenowali i dzięki niemu wciąż siedział tutaj wraz ze wszystkimi. To Phillip znalazł sposób na pomoc jemu, więc on teraz musi się odwdzięczyć. Każdego ze swojej drużyny śmiało mógł nazwać bratem, bo byli braćmi we wszystkim oprócz krwi.
- Co z nim? – zapytał zachrypniętym głosem.
- Jest stabilny… - zaczęła Ann i zacięła się.
- Ale? – ponaglił ją Davis.
- Jego stan nie poprawia się – dziewczyna pokręciła głową – wciąż go obserwują bo boją się, że mu się pogorszy. Wszystko na to wskazuje.
- Merlinie! – Steven ukrył twarz w dłoniach, a pozostali dwaj z drużyny Czarnych zapatrzyli się tępo przed siebie.
- Jak możemy mu pomóc? – odezwał się Harry zachrypniętym głosem.
- Nie możecie… - Megan zacisnęła dłonie na kolanach.
- A magia z wnętrza? – Potter dociekliwie patrzył na obie uzdrowicielki.
- Jego obrażenia są zbyt poważne, żeby sama magia dwóch elfów starczyła. – Ann była bezradna, jednak nic nie mogła poradzić na cierpienie widoczne w oczach brata. – Zabiliby siebie.
Zapadła cisza. Steven, Alexander i Harry byli zrozpaczeni. Ich przyjaciel… Ich kumpel z drużyny, przyszywany brat walczył o życie a oni nic nie mogli zrobić.
Chociaż…
- Ann – Davis spojrzał na dziewczynę z ożywieniem, wymieniając szybkie spojrzenie z dwoma Gryfonami – A co jeśli możemy?
- O czym ty mówisz? – zainteresowała się Potterówna.
- Powiedziałaś, że sama magia uzdrowicieli nie jest wystarczająca, a co jeśli ich wspomożemy naszą magią? – Potter spojrzał na siostrę wyczekująco.
Ann zagapiła się na nich z szeroko otwartą buzią. Skąd oni brali te pomysły? Następnie spojrzała na Megan i odchrząknęła cicho.
- Harry – szepnęła – Coś takiego nigdy nie było praktykowane w Mrocznym Mieście. Magia z wnętrza jest bardzo osobliwą magią, a jej urok tkwi w tym, że pochodzi z wnętrza uzdrowiciela. Jak niby chcesz ją wspomóc?
- Nie mam pojęcia, ale musimy coś zrobić! Nie mogę siedzieć bezczynnie, więc chcę spróbować i muszę wierzyć, że mi się uda! – krzyknął wstając – Ty też byś mogła…
- Wierzymy, że chcecie pomóc przyjacielowi, ale nie za bardzo wierzę w powodzenie tej misji. – Megan pokręciła głową.
- A nie warto spróbować? – zagadnęła cicho Payton.
- Właśnie – pochwycił Dean. – Co wam szkodzi?
- To nie jest tak hop! – panna Wilson spojrzała na nich krytycznie. – To może być niebezpieczne.
- Nie interesuje nas to! – Steven również podniósł się z kanapy – To nasz przyjaciel i chcemy mu pomóc.
- Ann czy wahałabyś się jeśli na tym łóżku leżałby Draco lub Megan?
- Nie możesz tego robić, Harry! – dziewczyna spojrzała na niego ostro. – Nie możesz tak tego ujmować.
Zielonooki podszedł do niej i złapał ją mocno za dłonie.
- Siostro, uwierz mi – szepnął z żarem w głosie – to jest mój przyjaciel i zrobiłbym dla niego wszystko. Taką samą decyzję podjąłbym jeśli chodziłoby o ciebie lub kogokolwiek innego z tego pomieszczenia. Nie proszę cię o to, żebyś to zrobiła, tylko żebyś rozeznała się w uzdrowicielskim światku i popytała co sądzą o naszym pomyśle, o nic więcej nie proszę.
Wszyscy w ciszy oczekiwali na odpowiedź dziewczyny.
- No dobrze – Potter zaśmiał się głośno i złapał siostrę w ramiona okręcając się z nią dookoła osi. – Puść mnie wariacie! – gdy to uczynił mówiła dalej – Popytam się i przedstawię wasz pomysł, nie rób sobie proszę wielkich nadziei bo nie wiem co z tego wyjdzie.
- I tak dziękuję.
- No nic, to dziś chyba możemy iść spać, co? – zapytał Dean, wstając.
- I tak nic więcej nie zrobimy – John wzruszył ramionami i ruszył do drzwi, a wraz za nim reszta przyjaciół.
W milczeniu przemierzali korytarze, idąc w kierunku dormitoriów.
- Do mnie? – zapytał Harry Alexa, na końcu korytarza.
Davis kiwnął głową, więc pożegnali się z pozostałymi.
- No nie, ktoś powinien wam w końcu coś powiedzieć! – jęknął Clark
- Nie rozumiem o co ci chodzi. – Potter spojrzał na niego z miną niewiniątka.
- Nie każdy ma taki luksus jak wy, by co wieczór zasypiać w ramionach partnera, więc moglibyście się z tym przy mnie nie afiszować!
- Uhuuhuu, ktoś tutaj jest zazdrosny! – zaśmiał się Alex.
- Ty się nie odzywaj na temat zazdrości. – odpowiedział Steven i wytknął mu język.
- Ej! To jest całkiem inna sytuacja!
- Chłopaki, ciszej. Już jest po północy a wy się drzecie jak małe dzieci! – upomniała ich Megan, więc natychmiast zamilkli.

Dalszą drogę do wieży Gryffindoru przebyli w milczeniu. Harry wpuścił Alexa bocznym korytarzem i po niecałej minucie dotarli do jego sypialni. W ciszy zaczęli się rozbierać i będąc w samych bokserkach położyli się do łóżka.
- Nie możemy sobie tak odpuścić. – szepnął po chwili Wybraniec.
- Zgadzam się z tobą w zupełności, ale co innego zrobimy?
- Przedstawmy nasz pomysł większemu gronu. – Potter okręcił się twarzą do partnera i podparł głowę na łokciu. – Powiedzmy o tym tacie, Syriuszowi, twojemu ojcu i innym, którzy w jakimś stopniu będą mogli przyspieszyć tą sprawę.
- To jest myśl. Udamy się do waszego zamku jutro po śniadaniu i się tym zajmiemy, ale teraz… - zawiesił głos i przejechał sugestywnie dłonią po torsie chłopaka. – Mam ochotę na coś innego.
- Mhm… Ciekawe co też ci chodzi po tej ślicznej główce… – mruknął i złapał dłoń chłopaka.
Patrząc mu w oczy pocałował każdy palec po kolei, następnie złapał wskazujący między zęby i mocno zassał.
Alexander wciągnął mocniej powietrze na to doznanie. Kochali się raptem tego poranka, a on miał na niego tak piekielną ochotę, że wyplątał się z kołdry i przyszpilił go do materaca.
- Nie wiesz nawet jak seksownie wyglądałeś stojąc na czele tak dużej grupy i ze spokojem wszystko wykładając – mruknął i przejechał mu nosem po szyi – nie drgnął ci nawet jeden mięsień twarzy, cały czas byłeś majestatyczny, opanowany i cholernie gorący. Założę się, że nie jedna dziewczyna była dzisiaj mokra słuchając tylko twojego głosu.
- A ty Alex? – Harry spojrzał mu w oczy, które były wręcz czarne z pożądania. – Byłeś twardy słuchając mnie wtedy?
- Cholernie twardy. – chłopak docisnął swoją miednicę do tej partnera, więc Potter mógł poczuć, jak bardzo podniecony jest teraz.
- Chyba wiem co z tym zrobić. – powiedział i okręcił ich szybko, tak że Davis był pod spodem.
Pochylił się nad nim i jednym szarpnięciem pozbawił go bokserek. Swoje również ściągnął, na razie nie będą mu potrzebne. Alex niecierpliwie wiercił się pod nim, więc musiał złapać go obiema dłońmi za biodra, żeby powstrzymać jakiekolwiek ruchy. To nie powstrzymało chłopaka od próby pocierania się o niego.
- Tak chcesz się bawić? – zapytał zachrypniętym głosem i również otarł się o niego, jednak odsunął się , gdy Alexander próbował przyciągnąć go do siebie.
- Na brzuch!
Davis odwrócił się i wypiął w stronę kochanka. Gryfon przejechał dłonią po gładkim pośladku.
- Taki piękny – mruknął i zamachnąwszy się uderzył otwartą dłonią w mleczną skórę.
- Ach!
- Taki niegrzeczny… - PLASK!
- Proszę…
- O co prosisz, kochanie?
- Chcę cię poczuć…
- Gdzie?
- Dobrze wiesz gdzie.
- To ty dobre wiesz, co musisz zrobić, żeby to dostać.
- Nie zmusisz mnie!
- Nie, sam mnie za chwilę będziesz błagał, żebym cię pieprzył. – Harry uśmiechnął się wrednie i klepnął raz jeszcze tyłek chłopaka. – Aż przyjemnie się patrzy – mruknął pocierając czerwony ślad. – Na kolana!
Davis posłusznie uklęknął, a Potter klęknął za nim. Pochylił się nad nim i otworzył szufladę z jego strony łóżka, wyciągając coś ze środka. Alexander szybko dowiedział się co to, czując ciasny pierścień owijający się wokół nasady jego penisa. Jęknął boleśnie, gdy Harry potarł jego sterczącą erekcję. Jęknął raz jeszcze czując gorący oddech na swoim odbycie. On chyba nie zamierza…? Zamierzał. Śliski język zwinnie poruszał się po ciasnym kręgu mięśni, milimetr po milimetrze wsuwając się do środka.
- Och!
Musiał zacisnąć dłonie na drewnianej ramie łóżka, żeby powstrzymać drżenie swojego ciała, gdy chłopak zaczął pieprzyć go językiem. Jego penis pulsował twardy do granic możliwości, jednak nie mogący znaleźć ujścia. Mlaskające dźwięki wydobywające się zza niego tylko potęgowały to uczucie. To było tak cholernie dobre, że aż łzy leciały mu po policzkach, pragnął spełnienia, a nie mógł go dostać. To znaczy mógł, ale musiał o to poprosić, a nie zamierzał dawać Harry'emu satysfakcji.
- Och! – wszystkie myśli poszły w dal i krzyknął drugi raz, gdy po według niego wieczności, język zastąpiły od razu dwa palce.
- Masz już dość? – mruknął mu do ucha Harry i przygryzł delikatnie jego czubek.
- Tak, tak, tak! – jęczał raz za razem, poruszając mocno tyłkiem, żeby mocniej nabić się na palce partnera.
Pieprzyć dumę, chciał go mieć w sobie! Teraz! Całe jego ciało drżało, a skóra świeciła od potu. Dłużej już nie wytrzyma.
- Czego pragniesz? – zapytał Potter wyciągając palce z jego tyłka i przysunął do niego swojego twardego penisa, drażniąc główką rozciągnięty odbyt.
- Ciebie!
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! – jednym silnym pchnięciem przebił się przez ciasny krąg mięśni – Ach! – prąd przyjemności przeszył całe jego ciało, gdy ciasne ścianki owinęły się wokół jego członka.
Oparł obie dłonie na pośladkach Alexa i zaczął się w niego wbijać raz za razem. Davis jęczał przy każdym wsunięciu, ale już go nie powstrzymywał bo sam był na granicy. Zdecydowanie muszą się kochać częściej! Pompował coraz szybciej, zatracając się w pożądaniu. Nie rejestrował już dźwięków jakie wydobywały się z ich ust. Liczyła się tylko ogarniająca ich ekstaza.
- Zdejmij m-mi to! – wyjęczał po dłuższej chwili Alexander wciąż trzymając się ramy łóżka, żeby nie upaść na twarz.
- Co? – Potter zamroczony pożądaniem z początku nie wiedział o co mu chodzi, jednak szybko zrozumiał.
Ściągnął pierścień z penisa kochanka na co ten zaczął mocno drżeć. Długo nie trwało i Alex doszedł na ciemną pościel, a Harry podążył zaraz za nim czując ciasne mięśnie zaciskające się wokół niego.
Spoceni opadli na skołtunioną pościel. Tego im było dzisiaj trzeba, żeby rozładować nagromadzone napięcie. Leżeli w milczeniu wpatrując się w siebie. Nie potrzebowali słów bo jeden potrafił doskonale odczytać emocje z oczu drugiego. Ich związek jako, że zaczął się od przyjaźni, nie potrzebował żadnych ckliwych gadek, nikomu nie potrzebnych bo poznali się na tyle, że wiedzą czego oczekuje ten drugi.
- Dobranoc? – Potter spojrzał w zamykające się oczy partnera.
- Mhm…
- A prysznic?
- Później… - mruknął Alex, nie otwierając oczu.
Harry zaśmiał się cicho i nakrył ich obu kołdrą, przyciągając chłopaka bliżej siebie.
- Śpij dobrze – szepnął tylko.

Sobotni poranek przyniósł ze sobą mnóstwo spraw do zrobienia. Po wczesnym śniadaniu chłopcy zgarnęli Stevena i w trójkę udali się do Mrocznego Królestwa. Dzięki Harry’emu aportowali się bezpośrednio do bram zamku, więc w szybkim tempie udali się do salonu czarnych. Na miejscu zastali jedynie Arię, która studiowała jakieś opasłe tomiszcze.
- O, cześć – zdziwiła się mocno widząc ich.
- Witaj, czy w zamku oprócz mojego ojca przebywa jeszcze jakiś czarny? – Harry przeszedł od razu do sedna.
- Syriusz i Marcus. – odpowiedziała wyraźnie zaciekawiona.
- A Jake jak szybko mógłby tu dotrzeć? – wtrącił Alex.
- Kwestia piętnastu minut.
- Mogłabyś go poinformować o szybkim spotkaniu? – zapytał Steven. – A my powiadomimy kogo się da.
Dziewczyna skinęła głową i sięgnęła po swój wisior.
- Do kogo piszemy? – zainteresował się Davis.
- Jason, piekielni bracia, Victor? Może twój ojciec i wuj coś by poradzili, w końcu twój wuj lata spędził na wertowaniu takich ksiąg, chcąc odnaleźć twoich rodziców – Steven wymieniał, a Alex kiwnął głową – I… - zaciął się – On też mógłby pomóc.
- Nie.
- Alex, spójrz jak dzięki niemu dużo się nauczyliśmy podczas szkolenia.
- Chcę go widzieć tak rzadko, jak to możliwe! – warknął chłopak.
- Al… Nick może nam rzeczywiście pomóc – szepnął Harry łapiąc go za dłoń. – Po za tym będę stał przy tobie i nie odstąpię cię ani na krok, słowo.
Chłopak warknął głośno, jednak spojrzał pokonany na chłopaka.
- I ty Brutusie przeciwko mnie? – pokręcił głową i krzyknął – No dobra! Ale ja go nie powiadamiam.
- Ja to zrobię, a ty wyślij wiadomość do Chrisa. – odezwał się Clark. – Harry znajdź pozostałą trójkę, która jest na zamku i widzimy się tutaj a piętnaście minut.

O wyznaczonym czasie w pomieszczeniu zgromadziło się blisko dwadzieścia osób. Wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się trzem uczniom Hogwartu, ponieważ żaden z tych ludzi nie wiedział po co jest to spotkanie.
- Wczoraj w trakcie dyskusji z Ann wpadliśmy na pewien pomysł – zaczął Harry. – Moja siostrzyczka kategorycznie odmówiła chociaż sprawdzenia czy coś można z tym zrobić, jednak ja czuję, że ma potencjał.
- Do rzeczy! – ponaglił ich niecierpliwie Marcus.
- Wpadliśmy na pomysł jak pomóc Phillipowi i potrzebujemy waszej pomocy – rzekł Steven. – Mianowicie, rozważaliśmy magię z wnętrza, ale jak wiadomo sama moc uzdrowiciela nie uzdrowi naszego przyjaciela, a może jeszcze narazić uzdrowiciela.
- Ale sama idea tego rodzaju magii dała nam koncepcje do stworzenia nowego pomysłu – kontynuował Alex. – A co jeśli moglibyśmy wspomóc medyka naszą magią?
W pomieszczeniu zapadła niczym nie zmącona cisza.
- Co macie na myśli?- odezwał się James.
- Tego jeszcze nie wiemy, ale chcemy pomóc. Stan Phillipa się nie poprawia, ani nie pogarsza, jest jak tykająca bomba, bo w jednej chwili może być katastrofalnie źle, a jak uda nam się ją rozbroić może być lepiej, więc nie chcemy siedzieć bezczynnie. – powiedział Harry.
- Chcemy się przysłużyć i wspomóc uzdrowicieli naszą magią, jeśli to poprawi stan naszego przyjaciela – dodał Alex.
- Tylko nie wiemy czy coś takiego jest możliwe, więc dlatego zwołaliśmy tutaj was wszystkich, żeby rzucić pomysł na stół, a kto będzie miał czas to poszpera nad tym i może wspólnymi siłami uda się nam coś znaleźć, co będzie istotne w wyzdrowieniu Phillipa – zakończył Steven.
- Świetna koncepcja, chłopaki! – pochwaliła ich Aria.
- Ja jestem za, zgodzę się na cokolwiek co może pomóc Phillipowi – zadeklarował Jake.
- Ja także! – Christopher również wyraził swoje zdanie
Wszyscy w wyczekiwaniu spojrzeli na Jamesa. Jest królem więc decydujące zdanie będzie należeć do niego.
- Jeszcze dziś przekażę wasz pomysł dalej – uśmiechnął się do nich. – Mam nadzieję, że uda nam się coś znaleźć. Tymczasem muszę wracać do swoich obowiązków.
Pożegnał się z nimi i wyszedł na korytarz.
- Czekajcie chwilę – poprosił Harry kolegów i wybiegł za nim. – Tato!
Rogacz odwrócił się i spojrzał z lekkim uśmiechem na syna.
- Co jest? – zapytał, gdy chłopak zrównał się z nim.
- Chciałem zapytać o mój udział w walkach. – spojrzał na ojca z nadzieją – Mogę już walczyć?
Brązowooki ruszył ponownie i nie patrząc w oczy Harry’emu odpowiedział:
- Nie. Jeszcze jest za wcześnie.
- Ale…
- Moja decyzja jest niezmienna! Dowiesz się, kiedy będziesz mógł.
W młodym Potterze zawrzała krew. To było cholernie niesprawiedliwe! Jak długo miał to jeszcze znosić? No jak?!
- Świetnie!
- Harry, zaczekaj! – ale było już za późno, chłopak biegiem ruszył do swoich komnat, nie przejmując się nikim po drodze.
Już w progu wyciągnął różdżkę i zaczął miotać zaklęciami na prawo i lewo, nie szczędząc ścian i mebli. Był cholernie wkurwiony a to był jeden z niewielu sposobów w jaki mógł się rozładować nie krzywdząc innych. Mocny uścisk łapał jego klatkę piersiową gdy pomyślał, że przyjaciele i na kolejną bitwę będą musieli udać się bez niego. Oni walczyli na śmierć i życie a on grzał tyłek w Hogwarcie. To on był głównym czynnikiem tej wojny i musiał pomóc wywalczyć pokój, a nie siedzieć bezpiecznie w szkole. Nie po to szkolił się tyle lat. Miał ochotę zignorować zakaz ojca i udać się na bitwę ale strasznie bał się konsekwencji. Nie znał Jamesa tak dobrze, żeby przewidzieć jego reakcję.
Kiedyś może i był kawalarzem, ale teraz?
- Wrr! – krzyknął głośno i miotnął zaklęciem wybuchającym w najbliższą ścianę.
Pech chciał, że tym razem trafił w komodę  z kieliszkami i szklankami. Szkło leciało we wszystkie strony, ale nie przejmował się tym, chłonąc ból. O tak, to było świetne uczucie. Obserwował jak krew spływa mu po rękach, w miejscach gdzie szkło przebiło mu skórę i sprawiało mu to chorą satysfakcję.
- Harry?! – usłyszał od strony drzwi. – Czy ciebie już kompletnie wali?!
Przed jego oczami stanął Alexander.
- Wciąż nie mogę walczyć.
- I to jest powód, żeby demolować salon?
- A co jeśli coś ci się stanie?
Wałkowali już ten temat tysiące razy, więc Davis nie zamierzał odpowiadać.
- A co jeśli zamiast mnie wszedłby tu teraz Josh i dostałby przez przypadek kawałkiem szkła?
Harry zbladł.
- Cholera jasna.
- Mhm, standardowo mądry po fakcie. – podsumował go Davis. – Sprzątajmy ten syf i wracamy do szkoły zanim ktokolwiek się zorientuje, że nas nie ma.
- Jasne.

W ten sam dzień doszło do wyborów na nowego Ministra Magii, więc według tego co ustalili ich kandydatem został Jason Behr. Ku wielkiej radości nieludzkich mężczyzna wygrał, posiadając miażdżącą przewagę nad przeciwnikami. Społeczeństwo go nie znało i nikt go wcześniej nie widział, jednak dzięki drobnej perswazji ze strony Lucjusza Malfoya, zagłosował na niego niemal cały Wizengamot. Dumbledore podczas kolacji wydawał się niezadowolony, z czego nieludzcy mieli ogromny ubaw. Staruszek nie znał nowego Ministra i nie wiedział na co może sobie względem niego pozwolić, więc przez jakiś czas musiał być ostrożny.

Jason postanowienia wyborcze zaczął wypełniać zaraz po weekendzie. Już w poniedziałek zajął się sprawdzaniem całego personelu, skutkiem czego było to, że każdy skorumpowany i podejrzany o działalność względem czarnej strony czarodziej został postawiony przed sądem. Wydało się, że Voldemort ma swoich szpiegów wszędzie, a sam nie wychyla nosa z kryjówki. Śmierciożercy po krótkim procesie zostali skazani na więzienie w długości odpowiadającej przewinieniom.
Prorok codzienny zyskał nowego właściciela, także każdy krok nowego ministra był dokładnie i szczegółowo opisywany, dzięki czemu ludzie zyskali więcej nadziei na to, że mogą wygrać tę wojnę. A nadzieja jest kluczowa w każdej potyczce, bo jeśli nie mamy nadziei to co nam pozostało?


Rozdział poprawiony 27.02.2018r.


1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, jaki Alex jest zazdrosny o Harrego, ale tak wampiry mają tą tendencje, troche jest mi żal Nika ale no cóż, zmienił się minster i jest szansa na wygranie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń