Propozycja pomocy Phillipowi zaczęła
być rozpatrywana na szerszą skalę. Każdy uczestnik zebrania starał się uzyskać
jak najwięcej informacji, które mogły by pomóc choremu koledze. Jeżeli ktoś
szukał teraz drużyny czarnych to najbardziej możliwą opcją była biblioteka bądź
jakiekolwiek inne miejsce, gdzie przechowywane są zbiory medyczne. Nikt nie
zamierzał się poddać, wiedza i zaklęcia, które wynajdą teraz być może przydadzą
im się w przyszłości.
- Myślę, że tutaj nic nie znajdziemy
– mruknął Alex ze zrezygnowaniem i odrzucił kolejne tomiszcze od siebie.
Aktualnie siedzieli we tróje w
hogwardzkiej bibliotece, starając się znaleźć jakąkolwiek wzmiankę o zaklęciu
bądź rytuale, który mógłby im pomóc.
- Jeszcze nie ogarnęliśmy
wszystkiego, więc nie możemy się poddawać – Steven ziewnął i przyciągnął do
siebie kolejną księgę.
Harry nic nie powiedział tylko
wertował rozdział po rozdziale, wciąż czytając te same tematy. Eliksiry
przeciwbólowe, złamania kości, zaklęcia leczące powierzchowne rany. Każda z ksiąg
w ten czy w inny sposób wspominała o tych samych faktach sprawiając, że wciąż
tkwili w martwym punkcie.
- Musimy poszerzyć krąg naszych
poszukiwań – powiedział, nie odrywając wzroku od księgi.
- Poszerzyć? Jeszcze przez to nie
przebrnęliśmy a już chcesz nam dorzucać? – jęknął Clark.
- Nie mamy wyjścia, po za tym zgodzę
się z Alexem, wątpię żebyśmy coś w tym zbiorze znaleźli, ale… – chłopcy
spojrzeli na niego pytająco – może uda nam się znaleźć coś w dziale ksiąg
zakazanych.
- Czyli co, koniec na dziś? – Davis
spojrzał na niego pytająco.
- Koniec na teraz, wrócimy tu po
ciszy nocnej.
Krótko po wybiciu godziny jedenastej,
nieludzcy zaczęli się skradać z powrotem w stronę biblioteki. Mieli dużo pracy
a czasu było coraz mniej. Nie wiadomym było, czy stan Straita nagle się nie
pogorszy, więc każda sekunda poświęcona na szukanie była dla nich na wagę
złota.
- A wy co tu robicie? – zdziwił się
Harry, widząc dodatkowo Johna i Draco.
- Pomyślałem, że każda para rąk nam
się przyda – Alexander wzruszył ramionami.
- Chcemy mieć swój udział w odkryciu
naukowym – Malfoy uśmiechnął się krzywo.
Steven pokręcił głową z rozbawieniem.
- Bierzmy się do roboty.
- Od czego zaczynamy? – Borton
rozejrzał się dookoła.
- Alex wycisz pomieszczenie, Stev
ustaw alarm przy wejściu do biblioteki, żebyśmy wiedzieli jak ktoś się zbliża,
a my … - Harry spojrzał na dwóch chłopaków przed nim – Myślicie, że accio zadziała, jeśli chcę przywołać
wszystkie książki nawiązujące w jakikolwiek sposób do leczenia?
- Wystarczy spróbować – Draco wzruszył
ramionami i podniósł różdżkę – Accio
księgi mające jakąkolwiek wzmiankę o lecznictwie i pomaganiu magią!
- Ups. – szepnął jedynie Steven.
Podłoga jak i półki z regałami
zaczęła drżeć. Chłopcy z przerażeniem obserwowali jak mnóstwo ksiąg opuszcza
półki i szybuje w ich stronę, zdążyli się jedynie schować pod małym stolikiem,
gdy ciężkie woluminy, jeden za drugim zaczęły spadać w miejsce gdzie przed
chwilą stali.
- Myślę, że jest już bezpiecznie –
powiedział Alex, stojący w pobliżu okna.
Chłopcy powoli wychylili się spod
stołu z przerażeniem patrząc na stertę piętrzącą się przed nimi. Harry nie
spodziewał się, że aż tyle tego będzie ale z zadowoleniem sięgnął po pierwszą z
brzegu. Nie zapominał, że księgi się tutaj znajdujące z jakiegoś powodu zostały
wycofane z ogólnodostępnych zbiorów, więc z wahaniem otwarł księgę. Nic złego
się nie wydarzyło, więc usadowił się wygodnie na krześle i zaczął wertować
wolumin. Koledzy szybko poszli w jego ślady, również zagłębiając się w lekturę.
- Myślę, że coś tu znajdziemy –
mruknął Alex jakoś po paru godzinach, każdy z nich miał koło siebie rolkę
pergaminu, na które zapisywał co ważniejsze uwagi i spostrzeżenia, jak i tytuł
pozycji, w której to znalazł – nie koniecznie to będzie właśnie klucz do
uzdrowienia Phillipa, ale może bardzo nam pomóc.
- Zgodzę się z tobą – stwierdził
Potter, nie podnosząc głowy z nad księgi – Jest tu bardzo dużo o łączonej
magii, może wynik naszych poszukiwań jest tu gdzieś ukryty między wierszami?
- Nie dziwie się dlaczego
Ministerstwo wycofało te księgi z obiegu – powiedział John. – Pomyślcie tylko,
co Voldemort mógłby zrobić z taką wiedzą?
Steven aż zadrżał.
- Wcale nie podoba mi się ta myśl.
- Ale zobaczcie z jaką łatwością nam udało
się tutaj dostać, jestem pewien, że i on nie raz był w dziale ksiąg zakazanych
jak był uczniem – Draco spojrzał na nich przenikliwie – A co jeśli większość z
tych ksiąg zna?
- Tym bardziej musimy się pospieszyć.
- Nie jesteśmy w stanie przeczytać
wszystkiego w jedną noc. – powiedział dobitnie Alex, patrząc na swojego
partnera.
- Do świtu jeszcze daleko – Harry
spojrzał z niechęcią na piętrzące się jeszcze stosy do przeczytania.
- Nie zamierzacie dzisiaj spać w
ogóle? – Borton spojrzał na nich w szoku.
- Od czego są eliksiry wzmacniające?
– Stev uśmiechnął się krzywo – Bierzmy się, bo czas ucieka.
- Jak nie skończymy to przecież możemy
wrócić tu jutro, prawda? – zaproponował Malfoy.
- Jutro czwartek, chciałbym
zorganizować spotkanie Gwardii – mruknął Potter i przymknął na chwilę oczy –
Szkoda, że nie możemy przenieść do sypialni ksiąg, których nie zdążyliśmy
przeczytać… - westchnął i wziął się ponownie za czytanie. Już bolały go oczy, a
tyle jeszcze przed nim.
- Chwila… - przerwał ciszę Alex.
Koledzy podnieśli na niego
spojrzenie.
- A kto powiedział, że nie możemy?
Alexander przypomniał kolegom
znajomość zaklęcia powielającego, także każdy z nich skończył książkę, jaką
aktualnie czytał i wziął się za kopiowanie nie ruszonych jeszcze woluminów. Do
godziny piątej wszystkie księgi były odesłane na regały, a kopie przeniesione
do komnat księcia wampirów.
- Moje plecy… - Steven przeciągnął
się z jękiem – Phillip wisi nam duże piwo.
- Poinformuję go o tym, jak tylko
otworzy oczy – zaznaczył Harry i zaśmiał się cicho – Myślę, że nie będzie miał
nic przeciwko. Do zobaczenia na lekcjach, panowie. – Mrugnął do nich, pocałował
szybko Alexa i opuścił pomieszczenie.
-Ej! Poczekaj za mną, pajacu! –
wydarł się Steven i pognał za znikającym Potterem.
- Pajacował to on zaraz będzie, jak
go Filch znajdzie – zaśmiał się John i we trójkę opuścili bibliotekę.
Wieczorem, tak jak Harry
zapowiedział, zorganizował kolejne zajęcia Gwardii. Uczniowie zjawili się
prawie kwadrans przed czasem z zapałem oczekując na rozpoczęcie kolejnych
zajęć. Wreszcie mieli zacząć coś robić! Zastanawiali się co też Potter dla nich
przygotował, jednak według jego zalecenia ubrali wygodne ubranie i obuwie
sportowe. Gdy wybiła godzina dwudziesta, Gryfon zamknął drzwi i uciszył
zebranych. Wszedł na podest, który pojawił się dosłownie przed sekundą i
spojrzał na ludzi.
- Jak już wspominałem na ostatnich
zajęciach, widmo zbliżającej się wojny wisi nam nad głowami. Nie będę zachęcał
nikogo do uczestnictwa w bitwie ostatecznej, bo a do takiej na pewno dojdzie,
jednak na tyle ile potrafię, przygotuję was do walki. To czy zdecydujecie się
pomóc w walce o lepsze jutro będzie zależeć tylko i wyłącznie od was. Chcę wam
tylko powiedzieć, że dla Voldemorta nie będzie miało znaczenia jakiej jesteś
krwi, jakiego jesteś pochodzenia i w co wierzysz, jeśli staniesz na jego
drodze, obojętnie gdzie to będzie, wyeliminuje cię jak każdego innego
człowieka. – rozejrzał się po przerażonych twarzach uczniów. – Absolutnie nie
mówię wam tego, żeby was nastraszyć. Mówię wam, żeby was ostrzec. W
dzisiejszych czasach nie wiek jest wyznacznikiem tego kto ma walczyć lecz
dojrzałość danej osoby. Czy będziesz na tyle dojrzały, żeby unieść różdżkę i
stanąć do walki? Czy będziesz na tyle dojrzały żeby pokonać śmierciożercę?
Jeśli czujesz, że jesteś, uda ci się. Jeśli pokona cię strach, wróg to zauważy
i bez większych problemów cię wyeliminuje. – Teraz już każdy w skupieniu
słuchał Pottera, nawet jego przyjaciele – Przyjrzyjmy się ostatniej bitwie w
Hogsmeade – Harry machnął różdżką i na ścianie pojawiła się projekcja bitwy –
Co widzicie?
Wspomnienie ukazywało moment walki,
zanim pojawili się aurorzy oraz wsparcie z Mrocznego Miasta. Gryfon rozejrzał
się po twarzach zebranych, nikt nie śmiał zabrać głosu.
- Neville? – zachęcił kolegę,
wiedział że Longbottom zna odpowiedź na to pytanie.
Chłopak przełknął ślinę zanim
odpowiedział.
- To uczniowie Hogwartu odpierali
atak.
Dokładnie to było widać na
wspomnieniu. Było widać Harry’ego, Stevena, Alexandra, Neville’a jak również
Hermionę, Rona , Ginny, Terry’ego Botta, Lunę Lovegood, bliźniaczki Patil,
pojedynczych Ślizgonów, jak i Puchonów. Nie było jednak widać żadnych dorosłych,
oprócz Syriusza i Nicka, którzy byli w ochronie uczniów.
- Brawo Neville – Zielonooki obdarzył
go uśmiechem. – Na tej bitwie większą dojrzałością wykazali się uczniowie
Hogwartu, którzy jeszcze nie ukończyli edukacji, ba! Niektórzy nawet nie
podeszli do SUMów, niż dorośli, wykfalifikowani czarodzieje, którzy woleli
skryć się w kawiarniach i sklepach, czekając aż ktoś, w tym wypadku uczniowie,
obroni im tyłki. Czy rozumiecie co chce wam przekazać? – rozejrzał się po
tłumie.
- Nie wiek, a nasze wybory i decyzje
kształtują nasze życie. – szepnął chłopiec w szatach Huffelpaffu.
- Dokładnie tak! – Harry obdarzył
chłopca uśmiechem – Wracając do meritum, chciałbym pomóc wam nauczyć się
walczyć każdym sposobem. Na wstępie pragnę poprawić waszą kondycję fizyczną, na
polu walki często trzeba się przemieszczać, a nie sądzę, że bylibyście
zadowoleni, gdyby ktoś wyeliminował was tylko dlatego, że dostaliście zadyszkę.
Zajmiemy się też bardziej zaawansowanymi zaklęciami obronnymi oraz walką wręcz.
Czarodzieje często głupieją, gdy tracą różdżkę. Pokażcie, że wy nie należycie
do tego grona! To co? Do roboty? – krzyknął.
-TAK! – młodzież odpowiedziała z
entuzjazmem.
Zamknął oczy wyobrażając sobie dokładnie
miejsce w jakim chciałby się znaleźć. Ogromna sala treningowa, na jednej
ścianie rząd drabinek, na drugiej schody na pięćdziesiąt stopni, naprzeciwko
wejścia ściana pokryta była cała lustrem, a przed nią stały poustawiane
ławeczki w ilości odpowiadającej ilości członków gwardii. Przy drabinkach
zwisały również liny sięgające samego sufitu, których przeznaczenie stało się
dla wszystkich jasne, do tego w kącie pomieszczenia, przy drzwiach, porozkładany
był na regałach rozmaity sprzęt sportowy, z którego mieli skorzystać w
przyszłości.
- Podzielimy się teraz na cztery
zespoły, każdy z nas weźmie jeden pod opiekę – Nick spojrzał na zebranych
studentów, wskazując po kolei na siebie, Ann, Harry’ego i Draco. – I nie, nie
możecie się podzielić sami, już się tym zajęliśmy.
- Mamy tutaj obecnie, nie licząc nas,
osiemnastu Ślizgonów, dwudziestu ośmiu Gryfonów, dwudziestu sześciu Krukonów i
dwudziestu czterech Puchonów. – Draco spojrzał na listę. – Będziemy teraz
odczytywać losowo nazwiska osób, które będą należały do naszych grup. Harry,
zaczynaj.
- Będę odczytywał wasze nazwiska tak,
jak już w późniejszym etapie będziecie podzieleni czwórkami, proszę aby
wyczytane osoby stanęły po mojej prawej – spuścił wzrok z zebranych na listę i
zaczął – Clark, Borton, Meadowes, Davis, Granger, Macmillian, Patil Padma,
Nott, Weasley Ron, Bones, Bott, Grengrass Astoria, Weasley Ginny, Abbott,
Goldstein, Zabini, Cooper, Maden, Lovegood, Pritchard, Longbottom,
Finch-Fletchley, Turpin, Reed.
Wyczytane osoby przeszły w wyznaczone
miejsce, więc gdy Harry skończył wyczytywać wszyscy byli już koło niego.
Pozwolił pozostałym na wyczytanie nazwisk a sam skupił się na studentach
zebranych przed nim.
- Jak zapewne zauważyliście w moim podziale
królują kolory każdego domu – zwrócił się do nich – celem takich grup jest
nauczenie was współpracy, polegnie na rówieśniku bądź rówieśniczce, jak również
na osobie z innego domu. Chciałbym was też nauczyć, że niezależnie do jakiego
domu należycie, możecie wzajemnie na sobie polegać, a to jest istotne w każdej
walce. Walcząc musicie być pewni, że jak pójdziecie do przodu to kolega bądź koleżanka
ochronią wasze plecy. – dostał sygnał od Nicka, że mogą zaczynać – Jednak zanim
do tego przejdziemy, poprawimy trochę waszą kondycję. – Zagwizdał i na sali na
powrót zapanowała cisza – proszę ustawić się czwórkami, jeden za drugimi, nie
mieszając jednak grup wyznaczonych przez nas i powoli biegniemy dookoła. Na
początek dziesięć kółeczek.
- Ile? – oburzyła się jakaś Krukonka.
Harry wcale jej się nie dziwił.
Pomieszczenie, którego sobie zażyczył było ogromne, więc średnia długość
jednego okrążenia miała dobry kilometr.
- Mniej gadania więcej biegania –
Nick klasnął w dłonie – na początek macie biec truchtem, starajcie się w miarę
regularnie oddychać, skupcie się na długich głębokich wdechach, wydychajcie
powietrze nosem. – On, Draco, Ann i Harry stali na środku pomieszczenia, obserwując
wysiłek Hogwartczyków.
- Przestańcie rozmawiać, bo tylko
szybciej się przez to męczycie! – upomniała ich Ann.
- Co powiecie na zaklęcie żądlące? –
zaproponował Malfoy.
- To jest straszne! – jego dziewczyna
kategorycznie zgłosiła sprzeciw.
- Straszne jest to co oni nazywają
biegiem – mruknął Harry z krzywym uśmieszkiem.
Alex, John, Payton i Steven biegli na
samym końcu co chwile się wygłupiając i popychając. Taki bieg był dla nich
spacerkiem, jednak celowo ustawili się na końcu, żeby nie nadać zbyt szybkiego
tempa grupie. Obserwując biegających kolegów Harry mógł wyłapać sporadyczne
ilości uczniów, dla których bieg nie był niczym złym. Na pierwszym miejscu były
szkolne drużyny quidditcha, które w tym roku, po interwencji Harry’ego u
profesor Hooch, miały nieco odmienny program treningowy. Mole książkowe nie
miały kondycji prawie w ogóle, co z tego, że mieli wiedzę, jak nie mogli
wykorzystać jej w praktyce? Z tak słabą kondycją szybko by się ich pozbyli, a
tego Harry nie chciał.
Po prawie godzinie wreszcie ukończyli
bieg. Niektórzy od razu legli na podłogę walcząc o oddech. Smith spojrzał to na
nich to na zegarek.
- Marnie, czas macie fatalny. –
pokręcił głową – Niektórzy z was ledwie oddech łapią, powiedzcie mi, jak wy
wyobrażaliście sobie bitwę? Jakąkolwiek walkę? Że będziecie stać w miejscu i
tylko machać różdżką? Tak się nie da moi drodzy, walki nieustannie zmuszają nas
do ruchu, tutaj trzeba odskoczyć, tu odbiegnąć kawałek, tu dobiegnąć, żeby
kogoś obronić. Takie są realia bitew, nikt nikogo jeszcze nie pokonał stojąc w
miejscu. No… - spojrzał na Harry’ego – Nie licząc Pottera, ale on wtedy jeszcze
srał w pampersy, więc to się nie liczy.
Młodzież zaśmiała się na to
stwierdzenie, a Gryfon spojrzał wilkiem na profesora.
- Uzupełnijcie płyny i wstawać, mamy
jeszcze pół godziny zajęć, a jutro czekają was jakże przyjemne zakwasy – zaśmiał
się Smith, gdy uczniowie niechętnie podnosili się z podłogi. – Włączam stoper
na trzydzieści minut, a wy w tym czasie macie biegać po schodach, wysoko
kolana, do góry i na dół, ilość wykonanych powtórzeń zależna od was, jak już
będziecie czuli, że naprawdę nie dajecie rady możecie zaprzestać, ale chciałbym
żebyście maksymalnie poświęcili się temu ćwiczeniu, pamiętajcie o tym, że nie
wiemy na jakim terenie będzie dane nam walczyć. Czas – start!
Po wyznaczonym czasie uczniowie z
jękiem zaczęli się rozsiadać w różnych pozycjach, wizja zakwasów w jutrzejszy
poranek była im bliska, a trzeba przeżyć jeszcze cały piątek zajęć szkolnych.
- Jak na początek poszło wam nie
najgorzej – pochwalił ich Harry – jednak, aby poprawić waszą sprawność musicie
trenować, nie tylko raz w tygodniu. Zachęcam was do tego, żebyście przychodzili
tu tak często jak jesteście w stanie, nie nadwyrężając tym swojego zdrowia oraz
nie kosztem pogorszenia swoich ocen. Zobaczycie, że w miarę kolejnych treningów
będziecie robić to z łatwością a i wasze samopoczucie będzie się poprawiać.
- Ćwiczcie proszę i notujcie sobie
kiedy byliście i ile czasu na to poświęciliście – wtrąciła Ann.
- Takie notatki przedstawicie nam na
każdym kolejnym spotkaniu – dodał Draco.
- A im szybciej poprawicie waszą sprawność
tym prędzej weźmiemy się za magię – zakończył Nick.
- Na dzisiaj to już wszystko, lećcie
teraz do dormitoriów, weźcie szybki, gorący prysznic i do spania – pożegnał ich
Harry.
- Następne spotkanie w przyszły
czwartek – krzyknął jeszcze Nick, jak uczniowie zaczęli się podnosić.
- Matko, bardziej męczyło mnie udawanie
mozolnego tempa niż same ćwiczenia – mruknął Steven, kładąc się na ziemi.
- Myślicie, że ktoś zauważy jak nie
przyjdziemy na przyszłe zajęcia? – zainteresował się Alex.
- Dlaczego niby mielibyście nie
przyjść? – Harry spojrzał na niego w szoku.
- Ten czas moglibyśmy spożytkować w
inny sposób – odezwał się John. – Zamiast udawać tępaków, moglibyśmy dalej
wertować księgi, co jest o wiele bardziej niezbędne.
- A jak wytłumaczymy to innym? –
zainteresowała się Ann.
- Tutaj mógłby pomóc na profesor –
Dean skinął głową na Nicka, podłapując pomysł chłopaków – Wystarczy, że
wstawiłby się za nami.
- Tak, ale potrzebujemy wytłumaczenia
co robilibyście w danym czasie… - Smith spojrzał na nich z zastanowieniem.
- Moglibyśmy powiedzieć, że wertujemy
księgi w poszukiwaniu przydatnych zaklęć i strategii dla Harry’ego –
zaproponowała Megan.
- To jest myśl! – John przyklasnął na
jej pomysł.
- No to ustalone – Potter przyjrzał
się każdemu – Na przyszłe zajęcia przyjdziecie, zademonstrujecie co potraficie,
dam wam wytyczne i się wyniesiecie, zgoda?
- Nie musisz być tak dosadny – Alex
szturchnął go lekko – ale tak, zgoda.
Pozostali zaśmiali się głośno.
- To co? Kończymy na dzisiaj? –
zagadnął Dean.
- Jasne – Smith przytaknął – jutro
jest szkoła, więc czas na nas.
Uczniowie zgodzili się z nim i w
milczeniu zaczęli opuszczać pokój życzeń.
W piątek większość uczniów, którzy
uczestniczyli w zajęciach z Gwardii miała problem ze wstaniem z łóżka. Ból we wszystkich
mięśniach rwał i utrudniał chodzenie. Niektórzy z uczniów byli wściekli na
Pottera, że doprowadził ich do takiego stanu. Wyklinali go pod nosem przy
porannej toalecie oraz w drodze na zajęcia. Inni natomiast dziękowali mu w
myślach bo dzisiejszy ból uświadomił im tylko w jak kiepskiej są kondycji.
- I jak samopoczucia? – zagadnął
Harry Connora i Neville’a, siadając między nich na śniadaniu.
Prefekt siódmego roku po pierwszych
zajęciach Gwardii zaczepił Longbottoma z pytaniem na temat Zielarstwa i od
tamtego czasu ta dwójka spędzała mnóstwo czasu na rozmowach, czy to przy
kominku w pokoju wspólnym czy na posiłkach. Potter cieszył się w duchu, ponieważ
Weasleyowie i Hermiona byli zbyt zajęci nim od początku roku i nie poświęcali
Neville’owi czasu.
- Daj spokój – mruknął Cooper – ledwo
mogę się ruszyć bez syknęcia.
- Ja także – dodał Longbottom.
- Poczekajcie – Harry uśmiechnął się
do nich – po miesiącu będziecie mi dziękować.
Wziął się za śniadanie, uśmiechając
się do siedzącej nieopodal Megan.
Cały dzień, między zajęciami został
zaczepiany przez różnych członków Gwardii, czy to po to tylko aby usłyszeć, że
miał racje i zakwasy powalają ich na kolana, czy po porady odnośnie
indywidualnych ćwiczeń. Potter z uśmiechem rozmawiał z każdym, w końcu czuł, że
coś może zdziałać! Kończył właśnie udzielać porady dwóm Krukonom, kiedy
zabrzmiał gong na ostatnią w tym dniu lekcję – Obronę przed Czarną Magią.
- I jak tam panie trenerze? –
zagadnął go Alex, gdy usiadł koło niego. – Dla mnie też masz jakąś mądrą radę?
- To zależy co chcesz usłyszeć –
mruknął do niego Harry, uśmiechając się krzywo.
- Myślę, że mięśnie moich ud ostatnio
trochę się zastały – szepnął do niego Davis – Czy umiesz coś na to poradzić?
Oczy Pottera pociemniały gdy spojrzał
na niego z wyraźnym głodem.
- Myślę, że potrzebujesz prywatnej
sesji, jeśli nie masz planów na dzisiejszy wieczór to zapraszam do siebie, a…
- Yhym, yhym… - chłopcy podskoczyli
na swoim miejscu i spojrzeli w górę.
Nad nimi z krzywym uśmieszkiem stał
Nicolas, a cała klasa przyglądała im się z rozbawieniem. Nie mogli słyszeć ich
konwersacji, ale sam fakt, że dali się podejść nauczycielowi wyraźnie ich
rozbawił.
- Czy mogą mi Panowie zdradzić, o
czym tak dyskutujecie, że nawet nie słyszeliście jak wyczytywałem wasze nazwiska
sprawdzając obecność?
Alexander spojrzał na partnera ze
zdziwieniem. Rzeczywiście nie słyszeli.
- Myślę, że nie spodobała by się panu
odpowiedź – odpowiedział tylko, a Harry kopnął go pod stołem z rozbawieniem.
- Czyżby? – Smith uśmiechnął się
krzywo i podniósł brew w geście zapytania.
Ślizgon już otwierał usta, żeby mu
odpowiedzieć jednak Potter go ubiegł, wstając szybko i zatykając mu usta
dłonią.
- Przepraszamy profesorze, to już się
więcej nie powtórzy – obiecał tylko Gryfon.
- Minus dziesięć punktów za każdego z
was – rzucił tylko Nick i rozpoczął zajęcia.
Jak tylko odszedł na bezpieczną
odległość, Harry zabrał rękę i spojrzał z wyrzutem na partnera.
- Użarłeś mnie!
Po obiedzie wolnym krokiem udali się
do komnat księcia. Czekały na nich nietknięte woluminy do przejrzenia. Mimo iż
nie bardzo mieli na to chęć to świadomość, że mogą pomóc Phillipowi skutecznie
ich motywowała. Tym razem udali się tam wszyscy, Ann i Megan mimo początkowego
sceptycznego nastawienia stwierdziły, że pomysł mógł mieć potencjał, więc z
chęcią zabrały się za pomoc. Nie zdążyli
jednak przejrzeć zbyt dużo gdy nadeszło kolejne wezwanie.
- Będę ostrożny – obiecał Alex,
patrząc na Harry’ego.
- I jak ja mam być spokojny, wiedząc
co stało się ostatnio z Phillipem? – Potter był przerażony.
- Poradzimy sobie kochanie – Davis
starał się uspokoić i siebie i partera. – Damy radę.
- Uważaj na siebie – Zielonooki
pocałował go mocno i odsunął się na krok.
Z bólem serca patrzył jak jego
przyjaciele znikają, jednak odwrócił się i mozolnie opuścił komnaty. Wyszedł od
razu na korytarz, nie miał ochoty spędzać czasu w towarzystwie jakiegokolwiek
innego Gryfona. Nikt nie zrozumiał by jak się czują. Tym razem został w zamku
całkiem sam. Nawet Smith udał się na bitwę. Snape’a też nie było, jako szpieg musiał
być obecny w szeregach Czarnego Pana. Musiał być na widoku, powtarzał to sobie
i udał się w kierunku Wielkiej Sali. Jako, że pora posiłku dawno minęła a do
kolacji było jeszcze sporo czasu w pomieszczeniu było niewielu uczniów. Usiadł
na końcu stołu, nie podnosząc nawet głowy. Strach ściskał mu krtań, a w oczach
miał ledwo hamowane łzy, nie mógł siedzieć bezczynnie bo oszaleje. Coś musiał
robić! Przywołał pergamin i pióro. Chwilę zastanowił się jaki ma cel w tym co
teraz zrobi i wziął się za pracę. Najpierw dużymi literami wypisał u góry:
GWARDIA. Pod spodem zaczął wypisywać cele, jakie chciałby, żeby osiągnęli
uczniowie. Czasu było niewiele, a do nauki sporo. Wierzył jednak, że
Hogwartczycy podołają. Nie mógł jednak pozwolić, żeby przez treningi chodzili
nie wyspani. Musi wprowadzić drugi trening w tygodniu. Postara się uzyskać od
Nicolasa plany zajęć dla wszystkich uczniów i ustalić, w który dzień i o jakiej
porze najlepiej będzie zorganizować trening. Jest koniec stycznia, patrząc na
historię jego wcześniejszych lat w Hogwarcie zawsze coś się działo na przełomie
maja/czerwca, więc mają niewiele czasu, bo cztery miesiące to jest nic patrząc
na wiedzę jaką uczniowie muszą przyswoić. Potter westchnął głęboko i przeczesał
włosy dłonią. Musi wydłużyć jakoś ten czas. Ale jak? Czy na terenie Hogwartu
może bawić się czasem? Będzie musiał porozmawiać na ten temat z dyrektorem. Co
do dyrektora… Musiał się w końcu zdecydować na rozmowę ze staruchem o Riddle’u.
Nie miał zdecydowanie na to chęci, ale osobiste animozje musi odłożyć na bok,
jeśli chodzi o dobro całego świata. Musi dowiedzieć się gdzie Tom schował
sztylet. Gdzie jest bezpieczne miejsce, o którym mówił Tytus? Tego zamierzał
się dowiedzieć. Kolejnym celem więc będzie Komnata Tajemnic. Z tym nie zamierzał
czekać. I tak już zwlekał zbyt długo. Powinien tam zejść zaraz po powrocie do
szkoły z przerwy świątecznej. Minął prawie miesiąc, a on jeszcze palcem nie
kiwnął jeśli chodzi o unicestwienie Gada. A to powinno być jego priorytetem. O nauce walki z żywiołami już nawet nie
chciał myśleć. Miał tyle rzeczy do zrealizowania, a czasu tak mało. Musiałby
zrezygnować ze snu, żeby tym wszystkim się zając. Wzdychając ponownie, zaczął
rozpisywać sobie szczegółowy plan działania na najbliższe dni. Wszystko co ma
być zrobione, musi być zrobione. Nie ma innej możliwości.
Nieludzcy pojawili się w atakowanej
wiosce, większość domków była już doszczętnie zniszczona, a ich mieszkańcy
bezlitośnie mordowani na oczach swoich bliskich. Aportowali się na obrzeżach,
starając się nie zwracać na siebie większej uwagi. Musieli to tak rozegrać,
żeby więcej ludzi nie ucierpiało.
- Marcus, szybki skan! – zarządził
James.
Praker kiwnął głową i zamknął oczy,
koło niego zaczął wirować wiatr, który w małych falach rozchodził się po
terenie, po chwili mężczyzna otworzył oczy.
- Nie jest tak źle, prawie sami
śmierciożercy, trzech wyklętych jest w ostatnim domku po prawej, jednego mamy
zaraz w pierwszym po lewej, po za tym sami ludzie.
Potter kiwnął głową i spojrzał na
zebranych.
- Black, Davis wy bierzecie tego
pierwszego, Rogers, Clark, McCarthy, Belisario, Behr, Parker pozostałą trójkę, macie przejść
niezauważeni, dopiero gdy będziecie na miejscu dajecie nam znak i my wkraczamy
do akcji, jasne?
- Tak jest! – Alex, Syriusz i
pozostali skinęli głowami.
- Jazda!
Wymienieni przez króla rzucili na
siebie zaklęcie kameleona i poszli we wskazanym przez Marcusa kierunku.
Pozostali wojownicy w napięciu oczekiwali na informacje starając się nie
słuchać wrzasków torturowanych. Nie mogli działać pochopnie jeśli chcieli
uratować życia. Od teraz każda ich akcja musi być szczegółowo zaplanowana. Nie
ma miejsca na błędy, nie mogą pozwolić sobie na straty. Stawka jest zbyt duża.
Po mniej więcej trzydziestu sekundach Rogacz drgnął.
- Są na miejscu – powiedział –
wkraczamy!
Wojownikom drugi raz powtarzać nie
trzeba było, z okrzykiem bojowym na ustach ruszyli do wioski. Śmierciożercy
widząc przeciwnika, przestali się bawić w klątwy torturujące i od razu
uśmiercali mugoli. Nieludzcy mieli nad nimi wyjątkowo, druzgocącą przewagę więc
szybko zaczęli ich unieruchamiać. Śmierciożercy widząc jak szybko przeciwnik
się ich pozbywa zaczęli się deportować, zostawiając nieprzytomnych pobratymców
na pastwę losu.
- Koniec! – krzyknął z drugiego końca
wioski Carlos White.
- Wszyscy cali? – Potter spojrzał na
swoich wojowników, mieli pomniejsze rany, ale żadna z nich nie zagrażała ich
życiu. – Nick sprawdź co Syriuszem i resztą, a my pomóżmy komu możemy.
Smith kiwnął głową a pozostali
zaczęli rekonesans wśród mugoli. Większość z nich nie żyła, jednak było jeszcze
paru z nich, którym udało się pomóc. W momencie kiedy zakończyli selekcje
pojawili się aurorzy.
- Kto z was jest dowódcą? – Kingsley
Shacklebolt spojrzał uważnie na sprzymierzeńców.
James przywołał Marcusa do siebie,
który dosłownie przed chwilą pojawił się na polu bitwy. Wysłuchał instrukcji od
króla i wyprostował się.
- To jest nasz dowódca – skinął na
Pottera – jednak jego ranga i stanowisko nie zawsze pozwolą mu być na miejscu
bitwy, więc ja zostałem wyznaczony, aby mówić w jego imieniu.
- Jak mam się do ciebie zwracać,
Panie? – ciemnoskóry skłonił się lekko.
- Marcus, sir.
- Marcusie, mówię do ciebie w imieniu
brytyjskiego Ministerstwa Magii, struktura dowodzenia u nas właśnie uległa
zmianie, a hierarchia jest w trakcie przebudowy. Zostałem wyznaczony przez
naszego nowego Ministra jako głowa naszej armii, jestem głównym dowódcą sił
aurorskich w Wielkiej Brytanii. Na mocy nadanej mi przez Ministra Jashona Behra
pragnę zawrzeć z wami sojusz.
Na placu zaległa cisza. Parker
wymienił spojrzenie z Jamesem, który nieznacznie skinął głową.
- Uprzątnijmy miejsce bitwy, mnóstwo
ludzi potrzebuje jeszcze naszej pomocy, po tym wszystkim dam się z tobą do
waszego ministerstwa, aby podpisać z tobą sojusz.
Kingsley kiwnął głową i zaczął
wydawać Aurorom wytyczne, ci szybko rozeszli się po placu i wzięli się do
pracy. Część z nich zaczęła ugaszać resztki pożarów, część gromadziła zmarłych
w jednym miejscu, a część transportowała rannych do szpitala.
- Chyba nie będziemy tu już potrzebni
– Remus zwrócił się do Jamesa.
- Tak, tak wracajmy. – odpowiedział
król – Marcus, ustal godzinę spotkania i znikamy.
Parker kiwnął głową i szybkim krokiem
udał się do Schacklebolta. Wymienili parę słów i Czarny kiwnął głową. Wrócił do
Jamesa po chwili.
- Możemy wracać.
- Daj sygnał.
- WOJOWNICY, ODWRÓT!
Nieludzcy w tych miejscach, w których
stali automatycznie zaczęli znikać, po chwili żadnego z nich nie było na polu
bitwy. Wszyscy pojawili się w na dużym dziedzińcu na zamku wampirów.
- Ci którzy tego potrzebują, proszę
się udać do Skrzydła Medycznego, Syriusz, Alexander, Jason, Christopher, Jake,
Steven, Aria i Marcus, zostańcie.
Wymienieni, zbliżyli się do króla,
pozwalając się pozostałym ewakuować. Każdy z nich wyglądał jakby bitwa, którą
stoczyli była ciężka, jednak ich rany były powierzchowne. Steven trzymał się za
bok, Alex uciskał czoło kawałkiem szmatki, Syriusz utykał na jedną nogę, Aria
miała zwichnięty nadgarstek, pozostali mieli drobne zadrapania, które nie
rzucały się w oczy.
- Jak sytuacja?
- U nas nie było tak źle – zaczął
Davis – całkowicie go zaskoczyliśmy naszym wtargnięciem.
- Niestety był niesamowicie szybki,
stąd nasze rany, jednak wspólnie rozprawiliśmy się z nim błyskawicznie.
- U nas niestety było trochę gorzej –
odezwała się Aria – Jeden z nich dosłownie rozszarpał ofiarę na naszych oczach.
- Nas było sześciu, a doskonale
wiecie, że na treningach uczone jest, żeby poradzić sobie z więcej niż jednym
przeciwnikiem – wtrącił swoje Marcus.
- Pomagali sobie wzajemnie i
osłaniali swoje plecy – dodał Jason – jednak tutaj przewaga wygrała.
- Czy uważacie, że poradzilibyście
sobie z nimi w pojedynkę? – zapytał ich Rogacz.
- Myślę… - zaczał Steven, a wszyscy
skierowali na niego swoje spojrzenia – Myślę, że tak. Walka była by dużo
trudniejsza, ale myślę że byśmy dali radę. Tego w końcu uczymy się na
szkoleniach, jak mówił Marcus. Musimy jednak być uważniejsi a nasze działania
nie mogą być chaotyczne.
- Nie może sparaliżować nas strach,
jak było z początku – wtrącił Chris.
- Teraz wiemy już czego się
spodziewać, więc jest łatwiej – dodał Jake.
- Myślę, że następnej bitwie znów
pójdziecie parami, potem jednak zaczniemy rozważać walki w pojedynkę. Jashon –
zwrócił się do nowo upieczonego Ministra – muszę pochwalić twoją pracę nad
rządem. Dobra robota, oby tak dalej. Możecie się rozejść. Marcus, proszę o
raport po spotkaniu z Kingsleyem.
- Tak jest.
Voldemort nie był zadowolony ze
swoich popleczników. Co więcej, jego obecny nastrój z zadowoleniem nie miał nic
wspólnego. Ogarniała go furia. Jak to jest, że ten tajemniczy sojusznik zawsze
pokrzyżuje jego plany? I gdzie do cholery jest Potter? Kogo Avery widział na
polu bitwy, skoro smarkacz zawsze gdy atakuje jakąś wioskę jest w zamku? Jego
szpiedzy w Hogwarcie na bieżąco go informowali, dzieciak nie wyściubiał nosa z
bezpiecznych murów zamku. Chyba wierzył, że pod nosem Dumbledore’a nic mu nie
grozi. Och, jak się mylił! Demon w nim zaśmiał się groźnie, chciałby wszystkim
pokazać jak bardzo się mylą. Na pierwszy rzut pójdzie jednak doręczyciel fałszywych
informacji. Wewnętrzny krąg powoli formował się po bitwie, znów zauważył kilka
luk, kolejni Śmierciożercy nie wrócili z bitwy. Zazgrzytał zębami, znów będzie
musiał zastąpić nieudaczników kimś innym. Czy oni nie potrafią wykonać prostej
misji?!
- Avery!
- Tak, p-panie? – Śmierciożerca
wysunął się przed szereg, lecz zaraz upadł na kolana, powalony siła zaklęcia
torturującego.
- Jakie oszczerstwa chcesz mi jeszcze
wmówić? – Voldemort pochylił się nad mężczyzną i złapał go za podbródek.
- N-nie rozumiem, p-panie… -
mężczyzna wyraźnie się trząsł.
- Nie? – Gad udał zdziwienie –
Szkoda, może w trakcie tortur zrozumiesz. – spojrzał na ludzi stojących w kręgu
– Trzy rundy.
Dla wszystkich sygnał był jasny,
Avery zasłużył na gniew Voldemorta, Gad nie zaznaczył, że mężczyzna ma dożyć
końca tortur, więc wiadome było, że skreślił go już i nim minie wieczór będzie
martwy. Śmierciożercy nie chcąc więcej narażać się na gniew swego Pana zaczęli
raz za razem uderzać w leżącego mężczyznę. Nikt się nie wahał, nie chcieli znaleźć
się na jego miejscu. Nie wiedzieli czym sobie zasłużył na gniew Lorda, ale nie
współczuli mu. Od dawna wiedzieli, że ten właśnie mężczyzna lubuje się w
torturach czy to psychicznych czy fizycznych, więc nie mieli skrupułów ani ograniczeń zadając mu ból.
W połowie drugiej rundy mężczyzna już
nie żył.
- Sprzątnijcie to ścierwo. Rozejść
się.
~*~
Dobry wieczór!
Witam Was po tak długiej przerwie,
mam nadzieję, że zostaniemy razem do końca!
Jak widać Onet dał mi jeszcze trochę
czasu, z czego zamierzam skorzystać, bo w ostatnim tygodniu nie miałam czasu
wcale żeby otworzyć komputer.
Cieszę się z tych wszystkich licznych
komentarzy, które zostawialiście pod moimi postami, nie macie nawet pojęcia jak
to motywuje do dalszej pracy.
Ze spraw organizacyjnych – na ten
moment do rozdziału 24 włącznie tekst jest poprawiony (wyszło 172strony we
Wordzie – więc WOW) i wstawiony na bloga, od 25 do 38 na ten moment wstawiony
jest tekst, że rozdział w trakcie poprawy, więc cierpliwości, do końca lutego
na pewno się z tym uporam. Zamierzam przenieść też wszystkie wasze komentarze
bo żal mi jest ich stracić.
Nie znam się za bardzo na blogspocie,
więc szablon jak widać na razie fatalny – jeśli ktoś umie więcej niż ja, albo
znacie jakąś świetną szabloniarnie, proszę o pomoc – caathy.x1@onet.pl – będę bardzo,
bardzo, bardzo wdzięczna, chciałabym zrobić szablon mniej więcej w takiej
kolorystyce jak na Onecie.
Jeśli o czymś zapomniałam śmiało piszcie,
łatwiej złapiecie mnie na twitterze i poczcie niż GG, więc śmiało zapraszam do
kontaktu.
Pozdrawiam cieplutko!
Witam,
OdpowiedzUsuńto ja melduję się ;]
podobał i się i to bardzo, biedny Harry wszyscy walczą,a on ma siedzieć w zamku... kondycja gwardii kiepska, ale jak wezmą ich w obroty to nic nie będzie, no tak na polu walki, trzeba się ruszać, a nie stać i tylko rzucać zaklęcia ;] chociaż bardzo bym chciała te specjalne ćwiczenia dla Alexa...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
W końcu znalazłam chwilę, aby móc skomentować xd
OdpowiedzUsuńNo... powiem ci tak, że tym treningiem wywołałaś u mnie porzucone wspomnienia z W-F'u, a ostatni raz byłam na nim w gimnazjum xd
I szczerze mówiąc nie dziwię się, że ''mole książkowe'' miały ochotę posłać Harry'emu jakąś porządną klątwę, bo sama z miłą chęcią zrobiłabym to tej przeklętej bacie w gimnazjum, ale wróćmy do tematu.
Rozśmieszył mnie komentarz o srającym w pampersy Harrym - Genialne xd
Hehe nie ma to jak umawianie się na ''prywatne sesje'' na Obronie Przed Czarna Magią.
Nie wiem czemu, ale wyczuwam wyraźną rywalizację pomiędzy Alexem a Nickiem. Czyżby nauczyciel chciał odbić Harry'ego?
W sumie to takie typowe dla wampirów, że w cale by mnie to nie zdziwiło xD
Cóż to nie tak, że bronie Voldka, bo go lubię... ale mogę go zrozumieć.
W końcu ile można znosić niepowodzenia swoich tzw. popleczników, którzy przecież zgłosili się na ochotnika. - Tak wiem dziwny ze mnie człek xD
Ogólnie bardzo przyjemny rozdział. Lekko się go czytało, może poza treningiem, bo czytając to czułam się jakbym tam była xD
Prawdę mówiąc czekam na jakąś akcję w sypialni.. Chyba mam niedobór Yaoi - bywa xD
W każdym bądź razie będę z niecierpliwością wypatrywać kolejnego rozdziału, dlatego życzę tobie napływu weny oraz czasu.
Pozdrawiam Alex M.
Cały blog jest naprawdę super i z rozdziału na rozdział jest coraz ciekawiej. Fajnie, że przeniosłaś się na blogspota. Nie mogę doczekać się zedytowanych rozdziałów, jak i tych nowych.
OdpowiedzUsuńChęci do pisania i dużo weny Ci życzę. :)
Hej,
OdpowiedzUsuńto ja, to ja ;)
rozdzialik wspaniały, choć taki spokojny, no może oprócz tej walki, och kondycja gwardia kiepsko, ale jak Harry weznie ich w obroty to taki wysiłek będzie spacerkiem ;)
jeszcze wyłapałam dwie takie literówki, pierwsza to jak pojawili się w tej wiosce pada słowo, żeby Parker zrobił skan to jest "Praker", a druga już po bitwie jak Marcus mówi o tym, żeby uprzątnoć miejsce bitwy, a potem z nim uda się do ministerstwa, jest tam "dam" a powinno być "udam:
już odliczać dni do następnego rozdziału...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Kocham twoje opowiadanie, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńCo do szablonów to spróbuj na tej stronie: http://wioskaszablonow.blogspot.com/p/regulamin.html?m=1
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, trening gwardi no cóż mają racje i dobrze że zaczęli od fizycznych ćwiczeń, to pokazało że większość, padnie ze zmęczenia podczas intensywnej walki, Voldzio się wścieka bosko... choć współczuję Avary'emu
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza