Pierwszy dzień lutego przywitał
Hogwartczyków burzą śnieżną. Jako, że to była sobota nikogo nie zachęcało to do
wyjścia z łóżka. Uczniowie woleli zostać w przytulnych i ciepłych dormitoriach,
niż wałęsać się po korytarzach, gdzie chłód dostawał się przez nieszczelne
okna. Tylko jeden uczeń szybkim krokiem szedł przez korytarze. Jego
uczestnictwo w bitwach wciąż było zawieszone, więc dzisiejszego dnia wstał już
o świecie. Ubiegłego wieczora odbyła się kolejna walka, jednak całe szczęście
nie ponieśli większych strat. Upewniwszy się, że jego przyjaciołom nic nie
grozi zasnął ze spokojem. Ta bezczynność, kiedy oni walczyli powoli go
wykańczała, ale zaciskał zęby i starał się robić co innego, byle tylko nie
myśleć o tym, że może im się coś stać. Miesiąc już nie walczył, a Gad w
styczniu urządzał rzezie przynajmniej dwa razy w tygodniu. Musiał więc znaleźć
sztylet jak najszybciej, nim zginie więcej ludzi. Phillip i inni wciąż byli
nieprzytomni, a ich poszukiwania dotychczas nie przyniosły żadnego skutku, co o
wiele bardziej ich przerażało. Nie mogli stracić więcej ludzi. Nie pozwolą na
to.
Podczas gdy przyjaciele Harry’ego
odsypiali wczorajszą bitwę, on postanowił spełnić kolejny krok ze swojej listy.
Zamierzał odwiedzić dzisiaj ukrytą komnatę Salazara Slitherina. Chcąc pokonać
wroga, musisz zacząć od poznania go. On zamierzał na to właśnie poświęcić
sobotę. Nie znajdzie sztyletu póki tego nie uczyni. Nie spotkając nikogo po
drodze dotarł do łazienki jęczącej Marty. Odetchnął głęboko stając przed starą
umywalką.
- Otwórz się! – wysyczał.
Jak zahipnotyzowany patrzył na
dziejącą się magię na jego oczach. Widok, wciąż niezmiennie go zadziwiał. Gdy
proces otwarcia zakończył się i w posadzce ukazała się olbrzymia dziura, bez
wahania do niej wskoczył. Wysyczał tylko polecenie, aby wejście się zamknęło i
pogrążył się w ciemności. Dotarłszy na dół wstał i otrzepał spodnie, wystawił
różdżkę przed siebie i oświetlił sobie dalszą drogę. Szedł powoli po nierównym
gruncie, mijając martwe ciała gryzoni oraz zrzuconą skórę bazyliszka. Gdy
doszedł do gruzowiska powstałego niespełna cztery lata temu, wspiął się
ostrożnie, wkładając różdżkę między zęby i przeszedł przez mały otwór. Schodząc
w dół, źle stanął, noga mu się poślizgnęła i z głośnym piskiem spadł na dół.
- Cholera – jęknął lądując na
kolanach, dziękował Merlinowi, że włożył różdżkę w usta bo już była by
strzaskana.
Wstał na drżących nogach i jęknął
raz jeszcze widząc spodnie rozdarte na kolanach i krew sączącą się z ran.
- Ale z ciebie łamaga, Potter –
mruknął i utykając lekko zbliżył się do wejścia. – Otwórz się – wysyczał drugi
raz tego dnia i czekał, aż głaz otworzy wejście do Komnaty.
Wszedł powoli do pomieszczenia,
rozglądając się ciekawie. W miarę jak zbliżał się do posągu pochodnie
umieszczone w pyskach gadów, po obu stronach przejścia, zaczęły się zapalać
rozjaśniając pomieszczenie. Wszystko było takie, jak zapamiętał, wężowe
kolumny, posąg Salazara, jak i ogromne cielsko Bazyliszka leżące pod nim.
Stanął przy martwym zwierzaku i rozejrzał się dookoła. Od czego by tu zacząć?
Jego wzrok padł na posąg Salazara
Slitherina, którego usta wciąż były otwarte. Ruszył powoli w jego kierunku, krzywiąc się tylko
gdy woda sięgnęła mu kolan. Tak samo jak w drugiej klasie wspiął się po brodzie
posągu i wskoczył do otwartego otworu. Oświetlił pomieszczenie różdżką i
rozejrzał się. Miejsce, w którym się
znalazł było owalne i bez wątpienia było legowiskiem bazyliszka. Podłogę
wyściełały malutkie szkielety zwierzątek, które bestia zdążyła pożreć na
przestrzeni lat. Obszedł pokój dookoła, nie zauważył tu nic szczególnie
wyróżniającego się, lecz mimo to postanowił sprawdzić. Podszedł do ściany i
jedną ręką zaczął macać wzdłuż i wszerz, szukając jakiejś ukrytej dźwigni.
Stracił na oględziny przeszło godzinę, badając każdy kawałek ściany dokładnie,
jednak nic istotnego nie znalazł. Rozczarowany wrócił do głównej komnaty.
Zadarł głowę do góry i przyjrzał się uważnie posągowi. To on tu musi być
kluczem. Obszedł rzeźbę z prawej i lewej strony, stanął za lewym uchem, które
było delikatnie wyszczerbione. Coś tutaj musi być, był tego pewien.
- Otwórz się! – wysyczał.
Ku jego zdziwieniu coś zaczęło
się dziać. Posąg zaczął drżeć, a po chwili broda starożytnego Maga uformowała
się w schody, które prowadziły do wnętrza ucha. Ucho? Slitherin ukrył wejście
do swojej komnaty w uchu? Pokręcił głową z niedowierzeniem. Już nic go nie zdziwi. Wszedł powoli po schodach
i niepewnie przeszedł przez powstały otwór. Przed nim był krótki, wąski
korytarz z niskim sufitem, oświetlony wiszącymi na ścianach pochodniami. Na końcu
korytarza widniały kolejne drzwi, tym razem otwarte, więc Harry pospiesznie
ruszył w ich kierunku. Pomieszczenie, do którego wszedł było ogromne. Było
owalne, ściany były w kolorze zieleni a
pod sufitem wisiało mnóstwo srebrnych świeczników, w których płonęły świece.
Naprzeciwko wejścia pod ścianą, stała ogromna, na pierwszy rzut oka wygodna,
czarna kanapa a po jej obu stronach, aż po same drzwi, ciągnęły się rzędy
regałów, po sam sufit zapełnione księgami. Na środku pomieszczenia natomiast,
stał kwadratowy niski stolik, do którego ustawiono sześć równych, czarnych
foteli.
- O cholera! – wyrwało się
Harry’emu – I jak ja znajdę tutaj cokolwiek o Riddle’u? – kolejny potężny
księgozbiór do przeszukiwania. Zrezygnowany podszedł do pierwszej z kolei
półki. Nie dotykając niczego zaczął lustrować wzrokiem tomiszcza. Nie wiedział
od czego zacząć, wiedza tutaj ukryta może być cholernie przydatna, ale nie mógł
teraz się w tym zagłębiać, bo nie wyszedł by stąd przez najbliższy miesiąc. Nie
mógł jednak siedzieć bezczynnie. A co jeśli odpowiedzi na większość pytań
ukryte jest tutaj?
Opadł na kanapę z głośnym
westchnięciem. Musiał zabrać się za przeglądanie zbioru. Tylko tak dojdzie do
tego, czy Tom ukrył tutaj coś swojego, czy nie.
- Szkoda, że Accio rzeczy
Riddle’a! nie zadziała… - mruknął Potter
i machnął ręką niedbale.
Oparł głowę o zagłówek i
przymknął oczy, za dużo dziś nie zrobił, a już miał dosyć. Słysząc szum szybko
się wyprostował i spojrzał przed siebie. Zszokowany obserwował jak z regałów
zlatują księgi i lecą w jego stronę. Nieświadomie musiał wypowiedzieć zaklęcie.
Tom, w swojej pysze, nie spodziewał się, że ktoś jeszcze będzie posiadał
umiejętność wężomowy i nie zabezpieczył ksiąg przed zaklęciem przywołującym. No
bo kto oprócz niego mógłby zejść do Komnaty Tajemnic? Około setka tomiszczy wylądowała
u stóp Harry’ego. Potter podniósł się i rozejrzał.
- Wingardium Leviosa! –
przelewitował księgi na stolik, a gdy gładko osiadły na wypielęgnowanym drewnie
zaczął je układać w równe rzędy.
Gdy skończył westchnął głośno i
przeczesał ręką włosy. Sprawdził czas i aż otworzył szerzej oczy ze zdumnienia.
Była prawie szesnasta, a on odniósł wrażenie, że jest tutaj chwilę! Nie mógł
dłużej tutaj dzisiaj zostać, jego przyjaciele na pewno już się obudzili, po za
tym wieczorem mieli stawić się w Mrocznym Mieście na zebraniu. Nie wiedział,
jak szybko się stąd wydostanie, więc nie mógł dłużej zwlekać. Po za nim nikt
tutaj nie wejdzie, więc nie widział sensu w odkładaniu ksiąg na półkę. Łatwiej
mu będzie później zacząć. Wybiegł z pomieszczenia i zamknął szybko za sobą
przejście. Ruszył w kierunku wyjścia,
jednak od razu zatrzymał się raptownie. Jak się stąd wydostanie? Tym razem nie
ma Faweksa, który go przelewituje, więc musi znaleźć inne wyjście.
- Cholera! – następnym razem
zabierze ze sobą miotłe.
Rozejrzał się dookoła. Komnata
Tajemnic ukryta jest pod zamkiem, także jakaś rura musi prowadzić do wyjścia.
Wyciągnął różdżkę i położył ją płasko na swojej dłoni.
- Wskaż mi!
Drewienko zawirowało i zatrzymało
się, wskazując jakiś odległy korytarz, na prawo od posągu Slitherina.
Niechętnie ruszył przed siebie, wyostrzając zmysły, aby go nic nie zaskoczyło.
Doszedł do jakiejś wąskiej rury, nie widząc innej drogi wspiął się do niej.
Rura była tak wąska, że musiał iść po kolanach, żeby nie zaryć głową w sufit.
Miał utrudnione zadanie, ponieważ jedną rękę, na której leżała różdżka
wskazująca odpowiedni kierunek, wciąż trzymał przed sobą. Mozolnie, krok za
krokiem, posuwał się do przodu. Starał się nie reagować na pieczenie dłoni,
którą musiał zranić się gdzieś po drodze. Do tego czuł wiadomości wysyłane
jedna za drugą. Nie mógł ich odczytać, a co dopiero odpowiedzieć na nie. Nie
dał nawet znać przyjaciołom, gdzie jest. Zapomniał też zostawić też notatki,
żeby się nie martwili bo jest na terenie Hogwartu. Rozmyślając, nie zauważył,
że rura przed nim skończyła się, a on stracił równowagę i poleciał do przodu.
PLUSK!
- Ble! – wydarł się i szybko
wstał.
Wylądował po uda w jakimś
szlamie. Zaczął pluć i parskać, starając pozbyć się pozostałości, które dostały
się do jego ust. Pozbywszy się wszystkiego, rozejrzał się w poszukiwaniu
różdżki. Wypadła mu z ręki przy upadku. Jednak dzięki magii bezróżdżkowej
szybko ją odzyskał. Westchnął głęboko i
zaczął iść dalej. Był już wykończony, a nie wiedział, kiedy dotrze do celu. W
miarę jak szedł szlam się przerzedzał, a woda robiła się coraz głębsza. Podejrzewał, że rura wychodzi do jeziora,
tylko nie wiedział gdzie. Miał nadzieję, że nie wyląduje grubo pod
powierzchnią. Po jakimś czasie trzymanie różdżki stało się niemożliwe, więc
schował ją i zaczął płynąć przed siebie, bo jego stopy już ledwie dotykały dna.
Nie wiedział jak długo płynął, ale kiedy ujrzał gwieździste niebo nad swoją
głowa ręce i nogi miał już tak zdrętwiałe z wysiłku, że ledwie płynął. Całe
szczęście rura wychodziła na powierzchnię, ale do brzegu miał jeszcze spory
kawałek. Wejście było umiejętnie ukryte między wodorostami, więc nikt postronny
na pewno go nie zauważy. Wziął głęboki oddech i zmusił swoje kończyny do
szybszego ruchu. Jeszcze tylko kawałek i będzie na brzegu. Jeszcze odrobina…
Jeszcze parę metrów… Początek Lutego nie był dobrym miesiącem na przebywanie w
lodowatej wodzie, więc po czasie jaki w niej dzisiaj spędził, czuł, że cały
drży. Gdy poczuł twardy grunt pod nogami stanął chwiejnie na nogach i wysłał
wiadomość do Ann i Alexa. Czując, że brzeg jest coraz bliżej, siły całkiem z
niego wyparowały. Stawiał mozolnie krok, za krokiem, zaraz będzie na lądzie.
Przy kolejnym kroku potknął się, jednak z ledwością udało mu się zachować
równowagę. Następny krok… Kolejny… Tym razem nie miał tyle szczęścia i padł
przed siebie, jak długi, głową lądując pod wodą. Ręce, zmęczone od długiego
machania, całe drżały gdy próbował się unieść. Walcząc o oddech, mimo wszystko
próbował, jednak nie był w stanie się podnieść. Już zamierzał się poddać,
pogodził się ze świadomością, że pokona go żywioł, gdy poczuł dwie silne dłonie
łapiące go pod pachami i pociągające do pionu.
- Czyś ty do reszty zgłupiał? –
zapytał się go poważnie Alex.
Ulga, której doświadczył gdy
dostał wiadomość zmieniła się w przerażenie, gdy zobaczył chłopaka leżącego
twarzą we wodzie. Całe szczęście byli w Sali Wejściowej bo inaczej nie byli by
tutaj tak szybko.
- Masz wodę w butach – wybełkotał
Harry ze słabym uśmiechem.
- O czym ty bredzisz? – warknął
Davis, cały czas trzymając go w pionie.
Ann stojąca na brzegu wymieniła
zaniepokojone spojrzenie z Draco.
- Alex, wyciągnij go, sprawdzę
czy wszystko w porządku. – odezwał się Dean.
Malfoy, nie bacząc na to, że
również jest w odzieniu, wszedł do wody i pomógł przyjacielowi wyciągnąć
słaniającego się na nogach Wybrańca. Ann osuszyła błyskawicznie całą trójkę, a
Thomas przeskanował szybko ciało kolegi.
- Całe szczęście to tylko
wycieńczenie, do tego nic dzisiaj nie jadł i ma wyziębiony organizm –
powiedział, wyciągając z kieszeni eliksir pieprzowy i wzmacniający i wlał je do
gardła Pottera.
- Dzięki – wychrypiał zielonooki,
przełykając. Teraz dopiero czuł ból gardła.
- Teraz się wytłumaczysz, gdzie
się podziewałeś i czemu się nie odzywałeś! – Ann od razu ruszyła na brata.
- Która jest godzina? – zapytał
Harry, ignorując siostrę.
- Po dziewiętnastej.
-Co? – Gryfon nie mógł ukryć
zdziwienia. Wyjście z Komnaty zajęło mu prawie trzy godziny tą drogą?
Zdecydowanie musi pamiętać o miotle. Nie może tyle czasu tracić na wydostanie
się z jakiegoś miejsca jeśli jego czas był ograniczony.
- Harry, powiesz nam wreszcie
gdzieś ty się powiedział i czemu wróciłeś w takim opłakanym stanie? – Davis
spojrzał na niego ponaglająco.
- Może chodźmy najpierw do zamku,
bo czuję że zamarzają mi dosłownie wszystkie członki – powiedział żartobliwie,
jednak nikomu do śmiechu nie było.
Ruszyli w milczeniu do pokoju
księcia, pokonując szybko zatłoczone korytarze. Uczniowie spieszyli w tej
chwili na kolację, więc co chwilę z kimś się witali, sami idąc w innym
kierunku. W błyskawicznym tempie dotarli na siódme piętro. Weszli przez ukryte
przejście i szybko pozajmowali wygodne kanapy. Każdy wlepił w Wybrańca wzrok,
chcąc się dowiedzieć gdzie ten się podziewał cały dzień. Potter jednak nie
spieszył się do wypytywania, więc poprosił przyjaciół, żeby zamówili jakąś
kolację i sam udał się do łazienki.
- On sobie chyba jaja z nas robi
– warknął Alexander, słysząc szum wody prysznica.
Cały dzień martwił się o swojego
partnera, stan w jakim zobaczył go pół godziny temu prawie zwalił go z nóg,
teraz jednak całe zmartwienie, jakie odczuwał zmieniło się w złość, którą
zamierzał wyładować na swoim chłopaku. Wstał i pod czujnym wzrokiem przyjaciół
poszedł do łazienki.
- Biedny Harry – usłyszał tylko
głos Stevena, zanim zamknął za sobą drzwi i wyciszył pomieszczenie.
Cała złość jednak przeszła mu
momentalnie gdy zobaczył skulonego pod prysznicem księcia. Zdjął szybko
odzienie i wszedł pod strumień wody. Harry podniósł się szybko zaskoczony,
jednak nie zdążył nic powiedzieć, a Davis już mocno go do siebie tulił.
- Przestaniesz wreszcie tak
znikać? – zapytał Ślizgon, gdy Potter również mocno go przytulił. – Umieram z
nerwów jak nie wiem gdzie jesteś i gdzie cie szukać.
- Przepraszam – szepnął Gryfon i
pocałował ramię partnera. – Ja umieram za każdym razem, jak idziesz na bitwę i
nie wiem, czy zobaczę cię jeszcze żywego.
- Chcesz mi w ten sposób zrobić
na złość? – brązowowłosy zmrużył oczy – Ja się martwię to niech on też się
pomartwi?
- W żadnym wypadku! Wczoraj po prostu
zdałem sobie sprawę, że w święta postanowiłem zejść do Komnaty Tajemnic, a
minął prawie miesiąc od kiedy wróciliśmy, a ja jeszcze tego nie uczyniłem.
- Zszedłeś tam sam? – Alex
spojrzał na niego w szoku.
- Nic mi tam nie groziło, jedyne
zagrożenie jakie tam było pokonałem mając dwanaście lat.
- Co zajebiście tłumaczy stan w
jakim wróciłeś – prychnął brązowooki.
- To akurat jest moją winą, nie
zabrałem ze sobą miotły i nie miałem jak wyjść, musiałem wydostać się jedną z
rur. Dlatego jestem teraz w takim a nie innym miejscu, mam we włosach pełno
szlamu. – Harry skrzywił się. – Jak już tutaj jesteś, zechcesz pomóc mi go
zmyć? – uśmiechnął się figlarnie i obrócił plecami do swojego chłopaka.
Davis złapał gąbkę podaną przez
partnera i namydlił ją, zaczynając od ramion zaczął sunąć po ciele ukochanego.
Najpierw umył dokładnie plecy i ramiona, nie ominął żadnego kawałka skóry,
pieszcząc ją delikatnie. Sięgając ponownie po mydło, wyślizgnęło mu się z
palców i upuścił je. Potter odwrócił do niego lekko głowę i uśmiechnął się
nieznaczne, widząc jakim spojrzeniem obserwował go Alex. Patrząc mu w oczy
schylił się powoli, sięgając po upuszczoną rzecz.
- Myślę, że na razie nie będzie
nam to potrzebne. – mruknął Davis i przyszpilił Pottera do ściany. Wpił się
zachłannie w jego usta, jednocześnie łapiąc za sztywnego już członka.
- Merlinie – jęknął Harry i oparł
głowę o ścianę.
Alexander widząc to zaczął
obcałowywać jego szyje, kąsając ją i gryząc na zmianę. Nie mógł się oprzeć temu
ciału. Co z tego, że miał być zły? Co z tego, że w pokoju czekają na nich
przyjaciele? Kochał tego faceta, mimo tego, że kiedyś dostanie przez niego
zawału. Odwrócił go z powrotem twarzą do ściany i klepnął mocno jego pośladki.
Potter jęknął głośno i zakołysał tyłkiem. Uwielbiał to.
- Powiedz, że mnie pragniesz –
mruknął Davis, dociskając swojego twardego członka, do odbytu kochanka. –
Powiedz, że mnie potrzebujesz. Mnie, nikogo więcej! – dodał na koniec i wgryzł
się w ramie Pottera.
- Ach! Alex, tak! Kocham cię… -
jęczał głośno Harry – Potrzebuję cię, ciebie, nikogo innego! Wejdź we mnie,
błagam!
Ślizgonowi dwa razy powtarzać nie
trzeba było. Nie zastanawiając się dłużej, nawilżył członka bezróżdżkowym
zaklęciem i przebił się przez ciasny krąg mięśni. Wiedział, że im dłużej będzie
zwlekał, tym dłuższy ból Potter będzie czuł, więc od razu zaczął się poruszać,
nie dając mu okazji na złapanie oddechu. Położył obie dłonie na biodrach
partnera i zaczął poruszać się szybko, nie wiedział już, który z nich głośniej
jęczy, przyjemność była obezwładniająca.
- Alex, ja kocham… - urwał i
jęknął głośno, gdy ukochany ponownie uderzył w prostatę.
- Wiem, ja ciebie też – Davis
pocałował go w kark i objął za brzuch przyciągając bliżej.
Czuł, że obaj już są blisko. Nie
mylił się, wystarczyły jeszcze dwa pchnięcia i Harry zaczął drżeć, zaciskające
się mięśnie odbytu spowodowały, że Alexander ruszył za nim i też zaczął
szczytować.
Gdy obaj uspokoili oddech,
ponownie przytulili się do siebie mocno.
- Obiecaj, że już nie będziesz
tak znikał – poprosił szeptem Alex.
Mimo wciąż płynącej wody Harry
doskonale go słyszał.
- Obiecuję.
Przyjaciele zaczynali się już
niecierpliwić. Z łazienki nie było słychać żadnych dźwięków, a Alexander
zniknął za drzwiami jakieś dwadzieścia minut temu. Była prawie dwudziesta. Za
godzinę mieli być w Mrocznym Mieście.
- Myślicie, że Harry wciąż żyje?
– przerwał ciszę Clark. – Może Alex go zabił i teraz próbuje wymyślić co zrobić
z ciałem?
- Steven, zamknij się proszę. –
warknęła na niego Ann – Jeśli tego nie zrobił to chyba ja zaraz to zrobię.
- Zrobisz co? – zapytał Harry,
stając w otwartych drzwiach łazienki.
Jeden ręcznik miał na biodrach, a
drugim właśnie wycierał włosy.
- Zabiję cię – powiedziała tylko
jego siostra.
- Ustaw się w kolejce, bo nie ty
jedna tego chcesz – zielonooki pokazał jej język i zniknął w garderobie.
Zaraz z łazienki wyłonił się Alex
zapinając guziki czarnej koszuli.
- A tobie co, gorąco się zrobiło?
– Draco spojrzał z ironią na mokre włosy kolegi.
- Nie uwierzysz jak gorąca woda
szybko ogrzewa pomieszczenie.
- Mam nadzieję, że chociaż tylko
rozmawialiście, kiedy mieliście świadomość, że czekamy za drzwiami. –
powiedziała ostro Megan.
- Nadzieja matką głupich –
zaśmiał się John, pokazując na szyję Harry’ego, który właśnie zajął kanapę obok
partnera.
- Serio? – Payton wlepiła
świdrujące spojrzenie w Davisa – a nie miałeś go czasem opierdolić?
- A kto powiedział, że tego nie
zrobiłem? – Alex uśmiechnął się krzywo i objął ramieniem partnera.
- Musieliśmy się po prostu
pogodzić – rzucił Harry i sięgnął po jedną z kanapek leżącą na stole. Teraz
czując zapach jedzenia, zdał sobie sprawę jaki głodny był. Nalał sobie ciepłej
herbaty z parującego dzbanka i łyknął szybko, parząc sobie język. Konsumował
przez chwilę w milczeniu, jednak gdy przełknął ostatni kęs pierwszej kanapki nie
wytrzymał.
- Mamy jeszcze godzinę do
zebrania, więc opowiem wam wszystko – obiecał – zjedzcie coś, później nie
będzie na to czasu.
- My w porównaniu do ciebie już
dzisiaj jedliśmy – warknęła jego siostra.
- Ann, nie przeginaj. Wcale nie
muszę ci nic mówić, zjedz coś, później będziemy rozmawiać – spojrzał na nią
groźnie.
Potterówna zazgrzytała zębami ale
sięgnęła po podany jej przez brata kubek herbaty i wzięła kanapkę z dużego
stosu. Reszta towarzystwa szybko poszła w jej ślady. Gdy tylko ostatnia kanapka
zniknęła z talerza oraz ostatnia kropla herbaty została dopita naczynia
zniknęły. To był sygnał dla Harry’ego, że nie może dłużej zwodzić przyjaciół,
więc westchnął głośno i oparł się wygodnie o oparcie.
- Stwierdziłem, że nie będę
siedział bezczynnie, kiedy wy odsypiacie bitwę, tylko zacznę działać – zaczął
nieskładnie zaciskając ręce w pięść – Musiałem znaleźć odpowiedź na pytanie,
jak Voldi stał się nieśmiertelny. Najlepiej by było gdyby krok po kroku to
gdzieś opisał, niestety podejrzewam, że tak dobrze nie będzie. Stwierdziłem, że
to co chciał osiągnąć musiał planować już tutaj, w Hogwarcie, bo jak tylko
opuścił mury szkoły ruszył w podróż ku nieśmiertelności. Odpowiedź więc musi
się kryć się gdzieś tutaj, a gdzie indziej mam odkrywać tajemnice, jak nie w
najbardziej tajemniczym miejscu w zamku?
Przyjaciele słuchali go z
zainteresowaniem, nie przerywając.
- Postanowiłem zejść do Komnaty
Tajemnic.
- Co? – wyrwało się Ann.
- I mnie tam nie zabrałeś? –
oburzyli się równocześnie Draco i Dean.
Obaj byli w Hogwarcie gdy została
otwarta cztery lata temu, znali jej legendę i obydwaj chcieli ją zobaczyć.
- Co tam znalazłeś? –
zainteresowała się jak zwykle spokojna Payton.
- Oprócz tony śluzu, martwego
cielska Bazyliszka, martwych szczurów i miliona rur, odkryłem prywatną komnatę
Salazara Slitherina.
Opisał przyjaciołom jak się do
niej dostał, pokrótce przedstawił wnętrze pomieszczenia, jak i opowiedział im o
imponującym zbiorze Slitherina.
- Zastanawiałem się, jak w takiej
olbrzymiej kolekcji znaleźć coś, co należało do Riddle’a. Przecież żeby
cokolwiek odkryć musiałbym szukać godzinami. Zrozpaczony usiadłem na kanapie i
dosłownie powiedziałem, szkoda, że Accio, rzeczy Riddle’a! nie zadziała, a tu
ci bęc! Gad nie spodziewał się, że ktokolwiek oprócz niego wejdzie do Komnaty i
nie zabezpieczył swoich prywatnych zbiorów i zapisków przed zaklęciem
przywołującym. Jakieś sto woluminów wyrwało się i przyleciało do mnie z półek.
To było niezłe! – rozejrzał się po twarzach znajomych rozradowany.
- Poukładałem to wszystko na
stole i stwierdziłem, że czas wracać, a że latać nie umiem, a przywołując
miotłę zwróciłbym za dużo uwagi, musiałem znaleźć inną drogę. Ot cała historia
– wzruszył ramionami.
Przez chwile panowała cisza.
- Nie mogłeś kartki chociaż
zostawić? – zapytała Ann z wyrzutem w głosie.
- Nie pomyślałem. – przyznał
Harry ze skruchą.
- A wiadomość? – Megan podzielała
niepokój przyjaciółki.
- Podczas powrotu nie miałem do
tego głowy, a wcześniej? Nie wiem. – ponownie wzruszył ramionami. – Może po
prostu chciałem zrobić coś sam, a nie bezczynnie siedzieć podczas gdy wy
chodzicie na bitwy.
- Wiesz, że to nie od nas zależy.
– zwrócił mu uwagę Alex.
- Wiem, ale i tak mnie to boli.
Nie macie cholernego pojęcia jaki strach mnie zżera podczas gdy wy walczycie, a
ja muszę siedzieć tutaj.
- Jeszcze trochę. – pocieszył go
John, chociaż sam w to nie wierzył.
- Ile John? Z walki na walkę jest coraz gorzej. Szeregi
Voldemorta zasilają nasi pobratymcy, którzy doskonale wiedzą jak nas pokonać.
Myślisz, że jestem w stanie skupić się tutaj na czymkolwiek podczas walki,
kiedy wy w tym czasie walczycie na śmierć i życie?
- Nie możesz tak myśleć, Harry! –
głos Megan był niewiele głośniejszy od szeptu, ale każdy ją doskonale słyszał.
– Musisz być dobrej myśli!
- Moja ślepa wiara kiedyś niejednokrotnie
mnie zabiła. Nie mogę walczyć, a siedząc na tyłku niewiele zmienię. Muszę coś
robić! Muszę działać!
- Przecież działasz, Harry! –
Alex uścisnął mocno jego kolano. – I to nie są jakieś tam małe czyny. Szukasz
sposobu na pozbycie się Voldemorta, szkolisz uczniów żeby mieli jakiekolwiek
szanse kiedy dojdzie do walki, a do tego wziąłeś na sobie ogrom innych,
pomniejszych zadań, które kiedyś w niedalekiej przyszłości na pewno się nam
przydadzą, więc przestań gadać bzdury!
Potter uśmiechnął się do niego.
- Dziękuję.
Dopił herbatę i odstawił kubek na
stolik.
- Dobrze, że się na mnie nie
boczysz. – szturchnął Ślizgona ramieniem.
- A kto powiedział, że tego nie
robię? – Alexander spojrzał na niego w z krzywym uśmiechem i pchnął go mocno,
tak że Gryfon wylądował na podłodze.
- Ej!
Harry przy akompaniamencie
śmiechu przyjaciół podniósł się z
podłogi.
- Należało ci się, Potty! –
rzucił Draco.
- Nie wtrącaj się Fretko!
- Już nie żyjesz!
Harry rzucił się na kolegę i już
po chwili tarzali się po podłodze.
- Pogięło was? – Ann spojrzała na
nich z dezaprobatą, widząc że ci ledwie hamują śmiech.
- Tak! – Draco zrobił zeza i
wystawił jej język.
- I za to nas kochasz! – zaśmiał
się brat dziewczyny, jednak wstał i podał rękę partnerowi siostry.
- Chyba śnicie!
Towarzystwo na nowo wybuchło
śmiechem.
- Czas się zbierać, co nie? –
zagadnęła Payton gdy się uspokoili.
Harry skinął głową i wstał.
Podszedł do biurka, na którym w równym stosie leżały pergaminy zapisane przez
nich po nocy spędzonej w bibliotece.
- A co z resztą ksiąg? – zagadnął
go Steven, zbliżając się.
- Właśnie się zastanawiam.
- Zabierzemy je ze sobą? –
zainteresował się John.
- Myślę, że na razie nie. Powiemy
co nam zostało i zobaczymy jaka będzie decyzja.
Przyjaciele zgodzili się z nim i
w milczeniu zaczęli opuszczać sypialnię. Po rzuceniu na siebie kameleona
szybkim krokiem wydostali się z zamku i udali się w kierunku wierzby bijącej.
Potter zmienił się w panterę i unieruchomił łapą drzewo, więc jeden po drugim
zaczęli wchodzić do tunelu. Gdy wszyscy byli już we wnętrzu starej chaty Harry
i Ann kazali im się złapać i przenieśli ich do wnętrza pałacu. W holu nikogo
nie było, więc podejrzewali, że standardowo przybyli na ostatnią chwilę.
Biegiem ruszyli do Sali konferencyjnej. Cichaczem chcieli się dostać do środka,
jednak gdy tylko otworzyli drzwi wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę.
- Już się baliśmy, że nie
dotrzecie. – powiedział James z krzywym uśmiechem. – Zajmijcie proszę swoje
miejsca.
Harry, Alex i Steven zeszli do
drugiego rzędu i zajęli trzy wolne miejsca obok Chrisa. Potter szybko odwrócił
wzrok bo na widok pustego miejsca Philipa żołądek mu się nieprzyjemnie ścisnął.
- Skoro już jesteśmy wszyscy to
możemy zaczynać. – powiedział głośno Rogacz, stojąc przy podwyższeniu na środku
sali. – Na początek podsumujemy wczorajszą bitwę. Mimo paru trudności, dzięki
dobrze zaplanowanej strategii nie ponieśliśmy żadnych strat. Większość mugoli
niestety nie przeżyła, a wioska jest doszczętnie zniszczona. Temu jednak nie
mogliśmy zapobiec, bo nie było nas tam od początku bitwy. Dobrym aspektem
wczorajszej walki jest to, że ministerstwo zaproponowało nam sojusz. Marcusie?
Wspomniany mężczyzna podniósł się
z miejsca w pierwszym rzędzie i udał się na mównicę.
- Po zakończeniu walk spotkałem
się z Kingsley’em Schackleboltem w towarzystwie Ministra Magii Jasona Behra. –
skinął głową koledze z drużyny. – Zawarliśmy sojusz polegający na obustronnej
pomocy w czasie wojny, ministerstwo zapewniło naszym wojownikom anonimowość, a
nasze działania nie będą osądzane. W zamian, jako przedstawiciel z imienia
króla – tutaj skinął głową Jamesowi – musiałem zdradzić swoją tożsamość i
obiecałem, że po zakończeniu wojny przedstawię im naszego króla. Ponadto
zostawiłem w biurze szefa Aurorów urządzenie, które ma mu sygnalizować kiedy i
gdzie ruszamy do walki, żeby jego Aurorzy również mogli ruszyć na pomoc. Na ten
moment to wszystko, reszta wyjdzie w praniu.
- Dziękuje. – James skinął
koledze głową i Parker wrócił na miejsce. – Severusie, Lucjuszu? Jak się sprawy
mają wśród śmierciożerców.
Mężczyźni wstali i wyszli na
środek.
- Gad nie bardzo jest zadowolony
z rozwoju sytuacji. – zaczął Snape. – W ostatnim czasie stracił bardzo dużo
ludzi, jego szeregi są znacznie uszczuplone, a atmosfera nie sprzyja, żeby
ktokolwiek chciał się w najbliższym czasie przyłączyć.
- Wyjaśnij, proszę.
- Po przegranych bitwach jeśli
uda nam się zneutralizować większość, zawsze zostawiamy posłańca z wiadomością
do Toma. – powiedział Malfoy. – Taki posłaniec już do domu nie wraca. Riddle
nie za dobrze przyjmuje złe wieści i taki ktoś zostaje zamordowany.
- Nawet Wewnętrzny Krąg zaczął
się bać, oni również nie są nietykalni, bo zaczął wymierzać kary już na nas.
- Co masz na myśli? – Rogacz
spojrzał z zainteresowaniem na Mistrza Eliksirów.
- Wczorajszej nocy zabił
Avery’ego. Za nieprawdziwe informacje o tym, że rzekomo młody Potter jest
jednym z wojowników.
Na sali zapadła cisza, a Harry
spojrzał z nadzieją na ojca. Nauczony jednak ostatnimi spotkaniami nie
zamierzał odzywać się niepytany, widząc jak Alex ledwie zauważalnie kręci
głową. Poczeka do końca spotkania i wtedy porozmawia z ojcem bardziej
prywatnie.
- Czy wasza pozycja jest
zagrożona? – zapytał James.
- Nie, nasze informacje są
prawdziwe, ponadto Lord lubi korzystać z naszych talentów. – Severus wykrzywił
wargi w uśmiechu. – Gdzie indziej znajdzie tak uzdolnionego Mistrza Eliksirów
albo tak dobrego polityka?
Zebrani na sali zaśmiali się
cicho. Voldemort czasami wydawał się być kolekcjonerem, jednak zamiast zbierać
jakieś drogie badziewia on kolekcjonował uzdolnionych ludzi.
- Dziękuję panowie, jednak jeśli
by się coś zaczęło dziać, macie się natychmiast ewakuować, czy to jasne?
- Tak jest! – odpowiedzieli i
ukłoniwszy się lekko, wrócili na miejsca.
- Chciałbym się teraz dowiedzieć,
jak idą wam poszukiwania złotego środka w magomedycynie. – rzucił w przestrzeń
James i z uśmiechem zaczął obserwować jak zebrani zaczynają mówić jeden przez
drugiego. – Jeżeli będziecie krzyczeć to do niczego nie dojdziemy.
W pomieszczeniu zapadła cisza.
- Na głównodowodzących w tym
projekcie wyznaczam Romualda Sergitto,
Austina Williamsa, Remusa Lupina, Devona Whitmana i Harry’ego Pottera. –
przywołał zebranych do siebie. – W momencie gdy czterej pierwsi panowie będą
pracować nad opracowaniem leku Harry będzie im zapewniał nieustannie materiały,
nad którymi będą mogli pracować. Jeśli ktokolwiek znajdzie cokolwiek zgłasza to
mojemu synowi, ten odbiera to od was i przekazuje grupie badaczy. Nie będziemy
ich wszyscy nachodzić bo będziemy tylko przeszkadzać w pracy, Harry będzie
naszym łącznikiem. – powiedział po czym zwrócił się do syna – Ustal sposób
komunikacji i bierzmy się do pracy.
Gryfon jako pierwszy przekazał
Remsowi stos notatek i zaczął przechadzać się między rzędami zbierając to co
udało się znaleźć innym. Prosił też ludzi, że jeśli uda im się coś znaleźć
najlepszym sposobem będzie wysłanie mu szybkiej wiadomości, a on w miarę
możliwości pojawi się tak prędko jak to będzie możliwe. Po otrzymaniu
wszystkich materiałów czwórka mężczyzn opuściła pomieszczenie by natychmiast
wziąć się za pracę.
- Na dzisiaj myślę, że to już
wszystko. – powiedział James. – Poinformuję was o kolejnym spotkaniu.
Zebrani chóralnie się pożegnali i
zaczęli powoli wychodzić. Po chwili w pomieszczeniu został tylko ojciec i syn.
- Tato?
- Tak?
- Co z moim udziałem w walkach?
- Wiedziałem, że o to zapytasz. –
Rogacz spojrzał ze smutkiem na syna. – Obiecuję ci, że jeszcze tylko dwie bitwy
i możesz ruszać, dobrze?
- Dlaczego? – Harry wyraźnie
posmutniał.
- Co jeśli Voldemort celowo zabił
Avery’ego, żeby zmusić cię do reakcji? On tylko na to czeka. Nie dajmy mu tej
satysfakcji.
Wybraniec skinął głową w
milczeniu, przyznając ojcu rację.
- Myślę, że mogę na to przystać.
James poczochrał go po włosach ze
śmiechem.
- Chodź przywitać się z matką i
Joshem. – objął swojego pierworodnego ramieniem i razem opuścili pomieszczenie.
__
Cześć ;*
Dziękuję ślicznie za komentarze!
Pozostałe braki we wcześniejszych
rozdziałach będą uzupełnione do końca przyszłego tygodnia, więc po tym czasie
serdecznie zapraszam do lektury ;).
Ponawiam zapytanie, czy znacie
adres do jakiejś szabloniarni???
Pozdrawiam cieplutko ! ;*
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział dobry, to dobry pomysł, żeby poszukać w komnacie slytherina, ale to było nierozważnie Harry nie zostawić żadnej informacji gdzie podszedłeś, przyjaciele się martwili, na Harrego długo nie można się gniewać... James może mieć rację, że Voldemort zabił Averego po to aby sprowokować...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, ciekawe czy będzie w tych książkach jakaś wskazówka odnośnie nieśmiertelności Voldemorta, mam nadzieję, że tak, ale to było bardzo nierozważnie ze strony Harrego aby nie zostawić żadnej informacji gdzie się udał, przyjaciele się bardzo martwili o niego, no tak na Harrego długo nie można się gniewać ;) ja też tak jak James uważam, że Voldemort zabił Averego po to aby sprowokować...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Kolejny super rozdział. Kiedy kolejne rozdziały?
OdpowiedzUsuńNie ma to jak być poinformowanym o rozdziale, a i tak go przegapić - To cała ja xd
OdpowiedzUsuńDobrze, że Lista Czytelnicza nie śpi :D
Rozdział bardzo mi się podobał.
Potter i jego beztroskie zachowanie mnie po prostu rozwaliły.
Co z tego, że reszta się o niego zamartwiała. Kolacja i kąpiel ważniejsza Jednak Alex też nie lepszy. Nie ma to jak wejść do łazienki z zamiarem ochrzanu, a wyjść z niej po szybkim numerku :D
Fakt faktem mógł zostawić karteczkę, a nie ich wszystkich martwić. Aczkolwiek dobrze, że zaczął działać, a nie dąsać się jak jakieś dziecko, któremu zabrano cukierka.
Hahaha... ah... ta skromność u Lucjusza i Severusa po prostu zwala z nóg i nie przestaje mnie zadziwiać :D
Właśnie to w nich uwielbiam :)
Podsumowując
Rozdział był bardzo przyjemny. Miejscami nawet zabawny, a przynajmniej ja się ubawiłam.
Pisowni i tych innych rzeczy nie sprawdzałam, bo mam lenia xd
Pozdrawiam
Alex M
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo spokojny, och jak bardzo Harry się wkurza że nie może brać udziału w walkach, ale dobrz że postanowił sprawdzić czy może być coś w komnacie Slytherina, ale przyjaciołom mógł zostawić jakąś chociaż wiadomość bo bardzo się martwili o niego, już śmierciożercy nawet z wewnetrznego kregu nie są bezpieczni, ale właśnie to może być prawda że Voldemort chce sprowokować, im szybkie wybaczenie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza