Następnego dnia w
czasie śniadania do Harry’ego podeszła profesor McGonagall.
- Potter, po
posiłku do mojego gabinetu. – powiedziała.
- Ale pani
profesor, ja jestem niewinny – wykrzyknął zielonooki podnosząc ręce.
Ann zaśmiała się
na jego wyznanie.
- O czym ty mówisz
chłopcze? – nauczycielka Transmutacji zmarszczyła brwi. – Chcę cię widzieć u
siebie po śniadaniu.
Odwróciła się i
opuściła salę.
- Jak myślisz o co
może jej chodzić? – zapytała Ann smarując sobie tosta.
- Nie mam pojęcia
– chłopak wzruszył ramionami – Ale im szybciej się dowiem tym lepiej. Do
zobaczenia na lunchu – ucałował siostrę w policzek i wyszedł.
Błyskawicznie
doszedł do gabinetu i zapukał. Po usłyszeniu zaproszenia przekroczył próg.
- Niech pan
usiądzie, panie Potter – wskazała na krzesło przed biurkiem.
Książę zajął
miejsce, wpatrując się z zainteresowaniem w opiekunkę Domu. Minerwa wyciągnęła
coś z szuflady i podała Harry’emu. Młodzieniec w szoku wpatrywał się w złotą
odznakę Kapitana Quidditcha, niby został poinformowany o tym w lecie, ale teraz
miał namacalny dowód, że to prawda.
- Czy chce pan
przyjąć przywileje związane z tym stanowiskiem? – zapytała profesorka.
- Przywileje? –
zdziwił się Gryfon – Jakie przywileje?
- Osobny pokój,
który znajduje się tam gdzie pokoje prefektów, dostęp do łazienki prefektów.
- Osobny pokój?
Ale Ron i Hermiona…
- Panna Granger i
Pan Weasley odmówili przeprowadzki, twierdząc że nie chcą robić panu
przykrości. A jaka jest pana decyzja?
Jakim durniem
trzeba być, żeby zrezygnować z czegoś takiego?
- Przyjmuję osobny
pokój. – zakomunikował. – Do kiedy drużyna musi być skompletowana?
- Do połowy
września.
- Dobrze. Czy mogę
już odejść? – zapytał.
- Oczywiście, panie
Potter. – odpowiedziała McGonagall. – Do widzenia.
Harry pożegnał się
z kobietą i opuścił pomieszczenie. Skierował się na swoją pierwszą lekcję –
Historię Magii – gdzie ku swojemu zadowoleniu zastał Johna. Przywitał się z nim
skinieniem głowy i zajął miejsce obok niego.
- Z czego się cieszysz? – zagadnął go Borton
rozsiadając się wygodnie.
Potter rozwarł
zaciśniętą dotychczas dłoń i pokazałkoledze odznakę, którą chwilę później
przypiął do szaty. Puchon zagwizdał z uznaniem. Zadzwonił dzwon oznaczający
początek zajęć i do klasy wleciał profesor Binns.
- No to czas na
drzemkę – mruknął zielonooki i rozparł się wygodnie.
Następnie Gryfon
miał dwie godziny zielarstwa. Zajął stanowisko razem z Deanem i ku jego
rozpaczy, Ronem. Pani Sprout poleciła im przesadzić jakieś rośliny, których
nazwa wyleciała Harry’emu z głowy, do większych doniczek i podsypać śmierdzącym
nawozem.
- Jak wam minęły
wakacje, chłopaki? – odezwał się z błyskiem w oku Thomas, widząc że rudzielec
chce się odezwać skierował wzrok na księcia. – Harry?
Potter postanowił
grać w jego grę i z szerokim uśmiechem odpowiedział.
- Były wspaniałe!
Najlepsze w moim życiu! – opowiadał z zapałem. – Nikt mi nie patrzył na ręce,
nikt mnie nie śledził i nie kontrolował po prostu cudownie. Do tego związałem
się z kimś ale niestety jest teraz daleko.
- Taaak? – Dean
zdziwił się i zaraz zaczął kalkulować, po chwili uśmiechnął się szeroko.
Spojrzał na
Pottera pytająco, a on ledwie zauważalnie skinął głową. Do końca lekcji tych
dwoje wesoło ze sobą konwersowało, świadomie ignorując coraz bardziej
zezłoszczonego Weasley’a. Gdy zadzwonił dzwon szybko wysypali się ze szklarni,
chcąc przed śniadaniem wziąć prysznic.
- Pierwszy zajmuję
łazienkę – wydarł się rudzielec wchodząc do Pokoju Wspólnego.
- Spotkamy się w
Wielkiej Sali – mruknął Harry do Deana, chcąc się oddalić. Dzięki Merlinowi nie
musiał już słuchać wrzasków Rona.
- A ty gdzie się
wybierasz? – zdziwił się Ronald zatrzymując się na schodach.
- Do swojego
pokoju. – Potter uśmiechnął się ironicznie. – Jestem nowym Kapitanem Drużyny
Gryfonów i dostałem możliwość zamieszkania samemu, z czego chętnie
skorzystałem.
Nie patrząc na
wyraz twarzy byłego przyjaciela podszedł do prefekta domu z siódmego roku.
- Cześć – zwrócił
się do blond chłopaka. – Wiem, że mój zapach trochę odstrasza, ale musisz mi
wybaczyć miałem lekcje zielarstwa. Mam do ciebie sprawę.
Chłopak zaśmiał
się.
- Słucham?
- Zostałem
mianowany dzisiaj Kapitanem Drużyny i z tej okazji otrzymałem swój pokój. Ponoć
jest tam gdzie prefektów, tylko nie wiem gdzie… - podrapał się z zakłopotaniem
po głowie.
- Chodź, Potter. –
zaśmiał się prefekt. – Jestem Conor Cooper, przy okazji. – wstał i skinął na
Harry’ego by ten poszedł za nim.
Przeszli przez
pokój i zatrzymali się we wnęce za schodami prowadzącymi do dormitorium
dziewcząt. Wisiał tam duży obraz przedstawiający lwa.
- Hasło brzmi: honorem et animi, byłbym wdzięczny
gdybyś nie przekazywał niepowołanym. – uśmiechnął się krzywo gdy portret się
otwarł. Przeszli przez niego zamykając od razu przejście. – Tu są pokoje
prefektów z piątego roku – wskazał na drzwi naprzeciwko siebie – Tutaj siódmego
– wskazał następne – Jakbyś czegoś potrzebował to jest mój – wskazał na te po
prawej – Twój pokój jest tam – pokazał na drzwi naprzeciwko wejścia, na których
napisane było „Kapitan” – Szóstego rocznika nie ma, bo prefekci odmówili sobie
tego przywileju.
- Idioci –
skwitował to Harry.
- Przecież to twoi
przyjaciele – zdziwił się Conor.
- Pozory mylą. –
mruknął zielonooki. – Jest coś jeszcze o czym powinienem wiedzieć?
- Tak, chodź. –
skręcili w wąski korytarz, którego wcześniej Harry nie zauważył, ledwie się w
nim obaj mieścili – To jest bezpośrednie przejście na korytarz, tu otwierasz. –
pokazał na dźwignię. – Hasło jest odwrotne do tego w pokoju wspólnym: animi et honorem.
- Dzięki – mruknął
czarnowłosy i wycofał się.
- Przyjemność po
mojej stronie. – Potter był już przy swoich drzwiach gdy Cooper odezwał się
ponownie. – Pokoje prefektów i kapitana zamek przystosowuje pod właściciela,
więc pewnie będzie ci odpowiadać. – uśmiechnął się i wrócił do Pokoju
Wspólnego.
Książę pokręcił
głową i wszedł do swojej nowej komnaty. Uśmiechnął się na widok wystroju.
Prawie taki sam jak w mrocznym królestwie. Czerń i czerwień z domieszką bieli
gościła wszędzie. Łoże z baldachimem w kącie po prawej stronie, szafka nocna
obok. Na środku pomieszczenia kanapa i dwa fotele wokół szklanego stolika. Na
ścianie obok drzwi biurko do nauki, obok wielka szafka zapełniona książkami.
Nie musiał korzystać z biblioteki! Po lewej stronie pokoju były dwie pary drzwi.
Domyślał się, że jedne prowadziły do garderoby, bo nie widział nigdzie szafy i
do łazienki. Z uśmiechem skierował się do tych pierwszych. Na środku
pomieszczenia stał już jego kufer. Machnięciem ręki rozpakował się, książki,
pergaminy, ubrania, buty, wszystko powędrowało na swoje miejsce. Wziął świeży
mundurek i poszedł do łazienki wziąć błyskawiczny prysznic.
Odświeżony i
zadowolony, korzystając z indywidualnego wyjścia, powędrował na lunch.
- Co chciała
McGonagall? – zapytała Ann, gdy tylko usiadł.
- Zostałem
Kapitanem Drużyny Gryffindoru, jak już ci wcześniej wspominałem, przekazała mi
odznakę i dostęp do prywatnego pokoju. – odpowiedział dumnie wypinając pierś,
na której widniała wspomniana odznaka.
- Super! –
wykrzyknęła z entuzjazmem. – Kiedy nabór?
- W przyszłym
tygodniu, zamierzam wybrać tylko najlepszych. Wszyscy będą podchodzić do
testów, nawet ci co zostali z zeszłorocznego składu.
- Myślę, że to
dobrze. – odpowiedziała zamyślona.
W tym czasie do
stołu dosiedli się Hermiona i Ron.
- Harry pokażesz
nam swój nowy pokój? – zapytała Granger prosto z mostu.
- Przykro mi,
dostałem zakaz podawania hasła do przejścia– odpowiedział Potter.
- Ale my jesteśmy
twoimi przyjaciółmi – oburzyła się Gryfonka.
- Powiedz to
Cooperowi – spojrzał na blondyna siedzącego nieopodal, z niemym błaganiem.
- Conor możemy
poznać hasło? – odezwał się Weasley.
- Przykro mi,
straciliście swoją szansę poznania umiejscowienia sypialni prefektów w chwili
gdy odmówiliście tego przywileju. – odpowiedział blondyn. – W tym wypadku nie
mogę podać wam hasła bo i tak nie wiecie gdzie je wykorzystać, po za tym
przejście jest ukryte kilkoma zaklęciami przez samą McGonagall.
Dwójka prefektów z
szóstego roku zazgrzytała zębami zezłości. Harry skończył swój posiłek i razem
z Ann opuścili Wielką Salę.
- O której
kończysz zajęcia? – zagadnął ją.
- Jeszcze
Numerologia i koniec – uśmiechnęła się promiennie.
- Ja mam jeszcze
transmutację. Chcesz się przebrać, czy tak – pokazał na mundurki – pójdziemy do
rodziców?
- Wolałabym coś
wygodniejszego. Spotkamy się we Wspólnym pół godziny po zakończeniu lekcji.
- Dobrze, udanej
nauki – rzucił przez ramię i powędrował na Transmutację.
Był jednym z
pierwszych uczniów, gdy dotarł do klasy. Zajął miejsce w przed ostatniej ławce
i wyciągnąwszy przed siebie nogi, czekał. Chwilę przed dzwonkiem do klasy
przyszła reszta uczniów. Wśród nich była Hermiona. Dziewczyna zobaczywszy, że
jej przyjaciel siedzi sam,
uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w jego stronę. Jednak ktoś ją ubiegł.
- Chciałaś tu
usiąść Granger? – zapytał Malfoy irytująco przeciągając głoski. – Ojej, jak mi
przykro. – dodał uśmiechając się szyderczo.
Przed nimi usiedli
Nott i Zabini a ostatnią ławkę zajął Borton.
- Przykro mi, ale
nie ma tu miejsca – John uśmiechnął siękładąc torbę na wolnym krześle.
Dziewczyna
spojrzała na Harry’ego, który zamiast jej bronić śmiał się cicho.
- Panno Granger,
proszę zająć wreszcie ławkę. – odezwała się McGonagall, a zarumieniona
dziewczyna przeszła na drugą stronę klasy i zajęła wolne miejsce obok Padmy
Pati. – Na dzisiejszej lekcji rozpoczniemy temat, który kontynuować będziemy do
końca semestru. Jako, że na szóstym roku nacisk kładziemy na zaklęcia
Niewerbalne, to przy ich pomocy będziemy pracować. Będziemy transmutować martwe
przedmioty w organizmy żywe. Zacznijmy od czegoś prostszego, panie McMillan
proszę do mnie. – Ernie zdziwiony wykonał prośbę nauczycielki. – Rozdaj to
klasie – dała mu pudełko pełne z kawałkami drewna, różnej wielkości –Waszym
zadaniem jest zmienić to w mysz. Zaklęcie brzmi: murismutare*. Do dzieła!
Studenci wzięli
się do pracy. Harry, Draco i John byli rozbawieni próbami innych. Oni sami
zrezygnowali z wykonania ćwiczenia, nie chcąc zawstydzać kolegów. Postanowili
się trochę zabawić. Na swoją ofiarę wzięli Hermionę. Dziewczyna raz za razem
próbowała zmienić swój kawałek drewna. Niestety nie opanowała jeszcze magii
niewerbalnej, więc jej wysiłki nie przynosiły skutku. Draco rzucił zaklęcie
rozpraszające na ich stolik a Harry pochylił się i machnął ręką. Drewienko w
rękach zaskoczonej dziewczyny zmieniło się w jakiegoś zmutowanego ptaka, który
zamiast dzioba miał pysk. John machnął ręką zaraz za Harrym i zwierzę wyrwało
się z rąk zaskoczonej dziewczyny. Malfoy zniwelował zaklęcie rozpraszające i
wziął swoją różdżkę, razem z Potterem i Bortonem szybko zmienili swoje
drewienka w myszy. Ptak szczekając przeleciał nad klasą i ku rozpaczy panny
Granger, swoje odchody zostawił na głowie pani profesor, następnie usiadł przed
pobladłą ze strachu Gryfonką. Minerva machnęła różdżką i oczyściła się z
ptasich odchodów.
- Szlaban dziś po
kolacji panno Granger. Zawiodłam się na pani pracy. – profesorka pokręciła
głową ze smutkiem i przeszła dalej. – Po dziesięć punktów dla Slitherinu,
Huffelpuffu i Gryffindoru za pracę pana Malfoya, Bortona i Pottera. – oniemiała
wpatrywała się w trzy myszki. – Na następne zajęcia napiszecie wypracowanie na
temat Transmutacji w żywe organizmy na rolkę pergaminu. – powiedziała i w tej
chwili zadzwonił dzwon oznaczający koniec lekcji.
- To było niezłe!
– zaśmiał się Draco gdy wyszli z klasy.
- Widzieliście jej
minę? – dołączył się John.
- Nie do
podrobienia. – zawtórował im Harry i spojrzał na zegarek. – Muszę lecieć, spotkamy
się jutro.
- Nie będzie cię
na kolacji? – zdziwił się Malfoy.
Potter pokręcił
głową i bezgłośnie powiedział rodzice,
po czym odwrócił się i pognał do wieży Lwów. Wszedł tajnym wejściem i udał się do
swoich komnat. Rozbierając się udał się do garderoby. Włożył czarne spodnie,
zieloną koszulę, której rękawy podwinął do łokcia i czarne buty ze smoczej
skóry. Założył na szyję łańcuszek, na palec wsunął sygnet rodowy i skropiwszy się
perfumami wyszedł. Gdy znalazł się w Pokoju Wspólnym wszyscy obecni tam zamilkli.
Wpatrywali się w szoku w Pottera, zmienił się w te wakacje nie do poznania.
Chwilę później wrzawa na nowo wybuchła. Dziewczyny zaczęły szeptać i chichotać
mrugając do niego zalotnie, a chłopcy patrzeli na niego z zazdrością.
- Gotowy? –
zapytała Ann, wchodząc do pokoju wspólnego ubrana w granatową sukienkę. – Chodź
lepiej, bo one zaraz zejdą na zawał. – pokazała podbródkiem na grupkę Gryfonek
i wyciągnęła brata za łokieć z pokoju. Zaraz za przejściem nałożyli na siebie
zaklęcie kameleona. Trzymając swoje dłonie, żeby się nie zgubić pognali do
wyjścia z zamku.
- Gdzie idziemy? –
spytała szeptem rudowłosa, gdy ktoś ich minął.
- Na granicę
Zakazanego Lasu. – odpowiedział Harry. –Bariera antyteleportacyjna nie działa
na podróże międzywymiarowe, ale lepiej przenieśmy się z tamtego miejsca, jakby
Drops miał wyczuć magię przejścia.
Dziewczyna skinęła
głową i w milczeniu udali się w kierunku drzew. Gdy tylko tam dotarli znieśli
zaklęcie i przenieśli się do Mrocznego Królestwa. Wylądowali przed bramą
miasta. Z uśmiechem na ustach skierowali się w stronę zamku. W połowie drogi
pod nogi Harry’ego podkulała się mała kolorowa piłeczka. Chłopak schylił się i
ją podniósł. Chwilę później podbiegł do nich około trzy letni chłopczyk.
- Plose pana –
zwrócił się do chłopaka sepleniąc – Da mi pan moją piłecke?
- Oczywiście –
Potter uśmiechnął się i ukucnął – Proszę. –podał chłopcu jego zabawkę. – Jak ci
na imię?
- Selpens plose
pana, ale mamusia mówi Selp. – czarnowłosy zaśmiał się dźwięcznie. – Pobawi sie
pan ze mną? – zwrócił na niego swoje duże niebieskie oczka.
- Może kiedy
indziej Serp, spieszę się do rodziców, ale obiecuję że następnym razem przyjdę
na dłużej. –odpowiedział chłopak. – Możesz mówić mi Harry a to jest moja
siostra Ann. –wskazał na dziewczynę, Rudowłosa uścisnęła rączkę brązowowłosego
chłopczyka – Musimy niestety już iść.
Pomachali
Serpensowi i oddalili się. Reszta drogi minęła bez zbędnych rewelacji. Ludzie
witali ich z szacunkiem, na co odpowiadali z szerokim uśmiechem. Błyskawicznie
dotarli do zamku, gdzie po przywitaniu się ze strażnikami poszli odnaleźć
rodziców. Ann wbiegła do salonu jako pierwsza. Gdy zielonooki tam dotarł,
wisiała już na szyi matki.
- Dzień dobry. –
powiedział z szerokim uśmiechem.
- Witaj synku. –
przywitała się Lily, tuląc również jego.
Postanowił od razu
przejść do sedna.
- Nick mówił coś o
planach Zakonu, wspominał że wy wyjaśnicie nam to lepiej. – zwrócił się do
rodziców, siadając na kanapie.
- Dumbledore boi
się, że stracił nad tobą kontrolę. – odezwał się James. – Obmyśla plan, dzięki
któremu tak łatwo mu się nie wywiniesz. Najprawdopodobniej będzie chciał z tobą
rozmawiać na temat Syriusza, ale nie wiem co postanowił. Łapie kategorycznie
zabronił się z tobą widywać stwierdzając, że to będzie dla ciebie wstrząs. Nie
może również do ciebie pisać. Obawiam się, że to co postanowi może ci się nie
spodobać, ale panuj nad sobą, proszę cię.
- A co ze mną? –
zapytała Ann – Wspomniał coś?
- Nicolas tu
wczoraj był. – odpowiedziała Lily – Starzec jest przerażony twoim pojawieniem
się i z tego co udało mu się podsłuchać z jego rozmowy z Granger i Weasley’em,
będą starali się wyeliminować cię. Nie ma pojęcia skąd nagle się wzięłaś, Nick
powiedział mu, że znalazł cię w zachodniej Francji.
Dziewczyna skinęła
głową.
- Teraz coś z
dobrych wieści – przemówił Rogacz po chwili milczenia. – Do waszej szkoły
przeniosą się Megan Wilson, Steven Clark i Payton Meadowes.
Rodzeństwo
spojrzało na siebie zadowolone a wspomniani weszli do salonu.
- Wysłaliśmy dwa
dni temu prośby o przeniesienie – wyjaśniła panna Meadowes – Wczoraj dostaliśmy
odpowiedź. Przydział mamy dostać na kolacji.
- Super –
wykrzyknęła Potter’ówna i przywitała się z koleżankami.
- Jeżeli chcecie
możecie już iść. – odezwał się James. – Pamiętajcie, że możecie wpadać do nas o
każdej porze dnia i nocy. – zwrócił się do dzieci – Harry mam nadzieję, że
jesteś godnym następcą Huncwotów. – pogroził mu palcem.
- Nie musisz się
martwić, tato – odpowiedział mu syn wesoło.
Rogacz pokręcił
głową i razem z Lily pożegnali dzieci.
- Ile mamy czasu
do kolacji? – zapytała Ann.
- Godzinę. –
odpowiedział Harry. – W sam raz na przejście przez miasto i dotarcie do zamku.
Szli spacerkiem w
stronę bramy. Harry razem z Stevenem szedł z tyłu.
- I jak tam? –
zagadnął go kolega z drużyny.
- Świetnie –
odpowiedział Harry z uśmiechem i streścił czas od kiedy się nie widzieli.
- Gratulacje! –
wykrzyknął blondyn. – Wiedziałem, że zejdziesz się z Alexem. Robiliście takie
podchody, że aż się śmiać chciało.
Potter szturchnął
go łokciem w żebra.
- A co u ciebie?
- Jakoś leci –
odpowiedział Stev i wzruszył ramionami –Przelotny seks, imprezy. Normalnie nie
poznaje siebie. To wy mnie sprowadziliście na złą drogę. – zaśmiał się i
wskazał oskarżycielsko palcem
czarnowłosego – Ale ogólnie szkoła teraz wydawała mi się nudna, tym
bardziej bez was, a wioska elficka za spokojna, nie mogłem wysiedzieć w jednym
miejscu. Co wy ze mną zrobiliście na tym treningu, co?
Dalszą drogę
przebyli wspominając ze śmiechem swoje wybryki na czteroletnim treningu. W
wyśmienitych humorach dotarli do wrót.
- Przenieście się
przed bramy Hogwartu. – poradziła im Ann. – Spotkamy się na uczcie. –
uśmiechnęła się do nich i razem z Harrym zniknęli.
Pojawili się na
skraju zakazanego lasu. Rozejrzawszy się czy nikt ich nie widzi rzucili
kameleona i udali się drogą do zamku. W jednym z tajnych korytarzy znieśli
zaklęcie i ruszyli do Wielkiej Sali. W holu spotkali Draco, Blaisa i
Theodore’a.
- Mówiliście, że
nie będzie was na kolacji – powiedział przyglądając się im.
- Wyrobiliśmy się
w czasie – Ann uśmiechnęła się do nich i razem weszli do środka.
Rozstali się przy
wejściu i każdy poszedł w stronę swojego stołu. Potterowie usiedli naprzeciwko
siebie, starając się aby po jednym miejscu obok nich było wolne. Gdy wszyscy
już byli na miejscach powstał Dumbledore.
- Drodzy
uczniowie! – przemówił do młodzieży – Zanim zaczniecie ucztę chciałbym coś
ogłosić. Do naszej szkoły przeniosło się troje uczniów, którzy teraz dostąpią
ceremonii przydziału. Zapraszam ich!
Do pomieszczenia
weszła wspomniana trójka w czarnych szatach. McGonagall wstała a Filch wniósł
na salę stołek i Tiarę.
- Steven Clark! –
blond włosy chłopak usiadł na stołku.
Chwilę później
tiara krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Uczniowie Domu Lwa
przyjęli nowego ucznia gromkimi brawami, który ku zdumieniu wszystkich zajął
miejsce koło Harry’ego. Potter zachowywał się tak, jakby znał blondyna.
- Payton Meadowes!
Dziewczyna z
pofalowanymi brązowymi włosami, sięgającymi ramion zajęła miejsce poprzednika.
- RAVENCLAW!
Krukoni głośno
oznajmili swą radość, dzięki czemu dziewczyna bez problemu trafiła. Zajęła
miejsce na początku stołu.
- Megan Wilson!
Tym razem
wystąpiła blada dziewczyna, z brązowymi włosami sięgającymi pasa, które przy
odpowiednim świetle miały rude przebłyski.
-GRYFFINDOR!
Stół Lwów ponownie
zatrząsł się od aplauzu. Zajęte przez dziewczynę miejsce, obok Ann Potter
również wywołało spore poruszenie, ale nie takie jak w przypadku jej brata.
- Życzę wszystkim smacznego!
– powiedział Dyrektor gdy Tiara i stołek zostały wyniesione.
Weasley i Granger
wpatrywali się w szoku w rozmawiających cicho Pottera i Clarka. Najwyraźniej
Wybraniec nie miał zamiaru ich przedstawić, więc rudzielec postanowił wziąć
sprawy w swoje ręce.
- Nazywam się Ron
Weasley – powiedział wyciągając dłoń do blondyna – Jestem najlepszym
przyjacielem Harry’ego. To jest Hermiona Granger –wskazał na dziewczynę.
Blondyn spojrzał
na nich niechętnie, ale gdy Potter go kopnął uścisnął ich rękę.
- Steven Clark.
- Jak długo znacie
się z Harrym? – zagadnęła Hermiona.
- Och dwa lata, a
to jest bardzo ciekawa znajomość. – odpowiedział Harry z uśmiechem.
- Tak? – włączył
się Ron – Opowiedzcie.
Żadnego proszę,
ani nic? Stevena od razu zdenerwował ton tej dwójki, ale Harry nic nie mówił,
więc musiał się dostosować.
- Z chęcią. –
powiedział Clark.
Mam
nadzieję, że Alex nie będzie zły
– pomyślał jedynie Harry.
- Poznaliśmy się w
mugolskie barze. – zaczął Potter –Wróciłem na wakacje po czwartym roku, ze
stacji musiałem iść pieszo bo moja cudowna rodzina, do której tak zachęcacie
mnie żebym nie odebrała mnie z dworca, a nie miałem żadnej gotówki przy sobie.
Wyobraźcie sobie jaki kawał musiałem przejść z Londynu do Surrery, ciągnąc za
sobą cholernie ciężki kufer. Gdy dotarłem na Privet Drive okazało się, że
nikogo nie ma w domu. Często klucz zostawiany był pod wycieraczką, wiec i tam
zajrzałem. – kłamał jak z nut zielonooki. – Znalazłem tak kartkę napisaną przez
ciotkę, zaadresowaną do mnie. Okazało się, że wyjechali na dwa tygodnie i do
tego czasu mam robić co chcę. Byłem zrozpaczony i zły. Gdybym wiedział to
wcześniej, zaszyłbym się w Londynie. Wypuściłem Hedwigę i jej klatkę, razem z
moim kufrem schowałem w krzakach. W drzewie na ogródku u wujostwa miałem
schowane trochę pieniędzy na czarną godzinę, więc wyciągnąłem wszystko co tam
było i skierowałem się do jednego z barów bo byłem strasznie głodny.
- Tam spotkałem
Harry’ego. – wtrącił się Steven, dodając swoje trzy grosze do opowieści. –
Siedział sam a wszędzie było pełno, więc dosiadłem się do niego. Rozmawialiśmy przeszło
dwie godziny, podczas których wygadał się, że nie ma gdzie spać. Zaprosiłem go
do siebie, mimo że nie bardzo go znałem. Rodzicom wyjaśniłem, że to jest kolega
i czy mógłby zostać u nas na ten czas. Opowiedziałem im tą sprawę z listem od
ciotki, matka wylała tonę łez i bez problemu się zgodziła, mając nadzieję, że
Harry będzie się u nas dobrze czuł. Poszliśmy do mojego pokoju, opróżniając
butelkę wódki, którą zwędziłem ojcu. Alkohol spowodował małe zapomnienie w
skutek czego spędziliśmy razem noc.
- Rano byliśmy tym
tak zażenowani, że ledwie się odzywaliśmy, ale do wieczora wszystko sobie
wyjaśniliśmy i ponownie się kochaliśmy. To były owocne dwa tygodnie.
- Jednakże nie
czuliśmy do siebie mięty, więc stwierdziliśmy pozostać przyjaciółmi.
- W razie potrzeby
zawsze od czasu, do czasu możemy umilić sobie czas – zakończył Harry.
Hermiona i Ron
wpatrywali się w niego zszokowani a on starał się nie roześmiać, w czym nie
pomagał fakt, że Megan i Ann wręcz dusiły się od powstrzymywanego śmiechu.
- Harry, jesteś gejem?
– zapytała panna Granger.
- Tak.
- Fuu! A ja się
przy tobie rozbierałem! – wykrzyknął oburzony Weasley.
Potter zadławił się
prawie śliną, starając się nie wybuchnąć śmiechem i spojrzał na byłego
przyjaciela.
- Nie martw się,
nawet gdybyś był ostatnim facetem na ziemi nie spojrzałbym na ciebie. – odparł
lodowato książę, na co Ron wzdrygnął się. – Chodź Stev.
Blondyn podniósł
się. W tym samym momencie uczynili to Draco, John, Payton, Ann i Megan. Gdy
byli już za drzwiami dwie Gryfonki wybuchnęły śmiechem.
- A wam co? –
zdziwił się Ślizgon.
Ann z Megan
śmiejąc się, jedna przez drugą, opowiedziały pozostałym historię, z
spektakularnym zakończeniem Weasley’a. Po chwili i reszta pokładała się ze
śmiechu.
- Nieźle! –
wysapał John.
Uczniowie
opuszczający wielką sale przyglądali im się w zaskoczeniu. Skąd tutaj takie
dobre kontakty?
- Lepiej już
pójdziemy – odezwał się Harry. – Nie wzbudzajmy podejrzeń. – wrota otwarły się
i do zamku weszła Luna Lovegood. – Hej Luna! –przywitał się z nią.
- Cześć, Harry. –
odpowiedziała swoim rozmarzonym głosem.
Potter spojrzał na
blondynkę z zamyśleniem.
- Luno, to jest
Payton Meadowes, jest nową Krukonką. Czy zechciałabyś ją odprowadzić do waszego
Domu? – nikomu innemu w tej kwestii by tak nie zaufał, jak Lunie.
- Żaden problem. –
odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem i razem z brązowowłosą udały się do salonu
Krukonów.
Pozostali
pożegnali się i również rozeszli do swoich Domów.
*z łac.
„zmień w mysz” - zaklęcie mojego autorstwa,połączone ze słów ‘mutare’
czylizmień się i ‘muris’ czyli mysz.
Rozdział
poprawiony 11.01.2018
Hej,
OdpowiedzUsuńu pięknie został kapitanem... no właśnie Hermiona i Ron zrezygnowali z przywilejów jakie należą się im jako prefektom aby mieć większą kontrolę nad Harrym no i kolejna trójka już przeniosła się do Hogwartu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza