poniedziałek, 25 listopada 2013

13. Kapitan

Następnego dnia w czasie śniadania do Harry’ego podeszła profesor McGonagall.
- Potter, po posiłku do mojego gabinetu. – powiedziała.
- Ale pani profesor, ja jestem niewinny – wykrzyknął zielonooki podnosząc ręce.
Ann zaśmiała się na jego wyznanie.
- O czym ty mówisz chłopcze? – nauczycielka Transmutacji zmarszczyła brwi. – Chcę cię widzieć u siebie po śniadaniu.
Odwróciła się i opuściła salę.
- Jak myślisz o co może jej chodzić? – zapytała Ann smarując sobie tosta.
- Nie mam pojęcia – chłopak wzruszył ramionami – Ale im szybciej się dowiem tym lepiej. Do zobaczenia na lunchu – ucałował siostrę w policzek i wyszedł.
Błyskawicznie doszedł do gabinetu i zapukał. Po usłyszeniu zaproszenia przekroczył próg.
- Niech pan usiądzie, panie Potter – wskazała na krzesło przed biurkiem.
Książę zajął miejsce, wpatrując się z zainteresowaniem w opiekunkę Domu. Minerwa wyciągnęła coś z szuflady i podała Harry’emu. Młodzieniec w szoku wpatrywał się w złotą odznakę Kapitana Quidditcha, niby został poinformowany o tym w lecie, ale teraz miał namacalny dowód, że to prawda.
- Czy chce pan przyjąć przywileje związane z tym stanowiskiem? – zapytała profesorka.
- Przywileje? – zdziwił się Gryfon – Jakie przywileje?
- Osobny pokój, który znajduje się tam gdzie pokoje prefektów, dostęp do łazienki prefektów.
- Osobny pokój? Ale Ron i Hermiona…
- Panna Granger i Pan Weasley odmówili przeprowadzki, twierdząc że nie chcą robić panu przykrości. A jaka jest pana decyzja?
Jakim durniem trzeba być, żeby zrezygnować z czegoś takiego?
- Przyjmuję osobny pokój. – zakomunikował. – Do kiedy drużyna musi być skompletowana?
- Do połowy września.
- Dobrze. Czy mogę już odejść? – zapytał.
- Oczywiście, panie Potter. – odpowiedziała McGonagall. – Do widzenia.
Harry pożegnał się z kobietą i opuścił pomieszczenie. Skierował się na swoją pierwszą lekcję – Historię Magii – gdzie ku swojemu zadowoleniu zastał Johna. Przywitał się z nim skinieniem głowy i zajął miejsce obok niego.
-  Z czego się cieszysz? – zagadnął go Borton rozsiadając się wygodnie.
Potter rozwarł zaciśniętą dotychczas dłoń i pokazałkoledze odznakę, którą chwilę później przypiął do szaty. Puchon zagwizdał z uznaniem. Zadzwonił dzwon oznaczający początek zajęć i do klasy wleciał profesor Binns.
- No to czas na drzemkę – mruknął zielonooki i rozparł się wygodnie.


Następnie Gryfon miał dwie godziny zielarstwa. Zajął stanowisko razem z Deanem i ku jego rozpaczy, Ronem. Pani Sprout poleciła im przesadzić jakieś rośliny, których nazwa wyleciała Harry’emu z głowy, do większych doniczek i podsypać śmierdzącym nawozem.
- Jak wam minęły wakacje, chłopaki? – odezwał się z błyskiem w oku Thomas, widząc że rudzielec chce się odezwać skierował wzrok na księcia. – Harry?
Potter postanowił grać w jego grę i z szerokim uśmiechem odpowiedział.
- Były wspaniałe! Najlepsze w moim życiu! – opowiadał z zapałem. – Nikt mi nie patrzył na ręce, nikt mnie nie śledził i nie kontrolował po prostu cudownie. Do tego związałem się z kimś ale niestety jest teraz daleko.
- Taaak? – Dean zdziwił się i zaraz zaczął kalkulować, po chwili uśmiechnął się szeroko.
Spojrzał na Pottera pytająco, a on ledwie zauważalnie skinął głową. Do końca lekcji tych dwoje wesoło ze sobą konwersowało, świadomie ignorując coraz bardziej zezłoszczonego Weasley’a. Gdy zadzwonił dzwon szybko wysypali się ze szklarni, chcąc przed śniadaniem wziąć prysznic.
- Pierwszy zajmuję łazienkę – wydarł się rudzielec wchodząc do Pokoju Wspólnego.
- Spotkamy się w Wielkiej Sali – mruknął Harry do Deana, chcąc się oddalić. Dzięki Merlinowi nie musiał już słuchać wrzasków Rona.
- A ty gdzie się wybierasz? – zdziwił się Ronald zatrzymując się na schodach.
- Do swojego pokoju. – Potter uśmiechnął się ironicznie. – Jestem nowym Kapitanem Drużyny Gryfonów i dostałem możliwość zamieszkania samemu, z czego chętnie skorzystałem.
Nie patrząc na wyraz twarzy byłego przyjaciela podszedł do prefekta domu z siódmego roku.
- Cześć – zwrócił się do blond chłopaka. – Wiem, że mój zapach trochę odstrasza, ale musisz mi wybaczyć miałem lekcje zielarstwa. Mam do ciebie sprawę.
Chłopak zaśmiał się.
- Słucham?
- Zostałem mianowany dzisiaj Kapitanem Drużyny i z tej okazji otrzymałem swój pokój. Ponoć jest tam gdzie prefektów, tylko nie wiem gdzie… - podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- Chodź, Potter. – zaśmiał się prefekt. – Jestem Conor Cooper, przy okazji. – wstał i skinął na Harry’ego by ten poszedł za nim.
Przeszli przez pokój i zatrzymali się we wnęce za schodami prowadzącymi do dormitorium dziewcząt. Wisiał tam duży obraz przedstawiający lwa.
- Hasło brzmi: honorem et animi, byłbym wdzięczny gdybyś nie przekazywał niepowołanym. – uśmiechnął się krzywo gdy portret się otwarł. Przeszli przez niego zamykając od razu przejście. – Tu są pokoje prefektów z piątego roku – wskazał na drzwi naprzeciwko siebie – Tutaj siódmego – wskazał następne – Jakbyś czegoś potrzebował to jest mój – wskazał na te po prawej – Twój pokój jest tam – pokazał na drzwi naprzeciwko wejścia, na których napisane było „Kapitan” – Szóstego rocznika nie ma, bo prefekci odmówili sobie tego przywileju.
- Idioci – skwitował to Harry.
- Przecież to twoi przyjaciele – zdziwił się Conor.
- Pozory mylą. – mruknął zielonooki. – Jest coś jeszcze o czym powinienem wiedzieć?
- Tak, chodź. – skręcili w wąski korytarz, którego wcześniej Harry nie zauważył, ledwie się w nim obaj mieścili – To jest bezpośrednie przejście na korytarz, tu otwierasz. – pokazał na dźwignię. – Hasło jest odwrotne do tego w pokoju wspólnym: animi et honorem.
- Dzięki – mruknął czarnowłosy i wycofał się.
- Przyjemność po mojej stronie. – Potter był już przy swoich drzwiach gdy Cooper odezwał się ponownie. – Pokoje prefektów i kapitana zamek przystosowuje pod właściciela, więc pewnie będzie ci odpowiadać. – uśmiechnął się i wrócił do Pokoju Wspólnego.
Książę pokręcił głową i wszedł do swojej nowej komnaty. Uśmiechnął się na widok wystroju. Prawie taki sam jak w mrocznym królestwie. Czerń i czerwień z domieszką bieli gościła wszędzie. Łoże z baldachimem w kącie po prawej stronie, szafka nocna obok. Na środku pomieszczenia kanapa i dwa fotele wokół szklanego stolika. Na ścianie obok drzwi biurko do nauki, obok wielka szafka zapełniona książkami. Nie musiał korzystać z biblioteki! Po lewej stronie pokoju były dwie pary drzwi. Domyślał się, że jedne prowadziły do garderoby, bo nie widział nigdzie szafy i do łazienki. Z uśmiechem skierował się do tych pierwszych. Na środku pomieszczenia stał już jego kufer. Machnięciem ręki rozpakował się, książki, pergaminy, ubrania, buty, wszystko powędrowało na swoje miejsce. Wziął świeży mundurek i poszedł do łazienki wziąć błyskawiczny prysznic.
Odświeżony i zadowolony, korzystając z indywidualnego wyjścia, powędrował na lunch.
- Co chciała McGonagall? – zapytała Ann, gdy tylko usiadł.
- Zostałem Kapitanem Drużyny Gryffindoru, jak już ci wcześniej wspominałem, przekazała mi odznakę i dostęp do prywatnego pokoju. – odpowiedział dumnie wypinając pierś, na której widniała wspomniana odznaka.
- Super! – wykrzyknęła z entuzjazmem. – Kiedy nabór?
- W przyszłym tygodniu, zamierzam wybrać tylko najlepszych. Wszyscy będą podchodzić do testów, nawet ci co zostali z zeszłorocznego składu.
- Myślę, że to dobrze. – odpowiedziała zamyślona.
W tym czasie do stołu dosiedli się Hermiona i Ron.
- Harry pokażesz nam swój nowy pokój? – zapytała Granger prosto z mostu.
- Przykro mi, dostałem zakaz podawania hasła do przejścia– odpowiedział Potter.
- Ale my jesteśmy twoimi przyjaciółmi – oburzyła się Gryfonka.
- Powiedz to Cooperowi – spojrzał na blondyna siedzącego nieopodal, z niemym błaganiem.
- Conor możemy poznać hasło? – odezwał się Weasley.
- Przykro mi, straciliście swoją szansę poznania umiejscowienia sypialni prefektów w chwili gdy odmówiliście tego przywileju. – odpowiedział blondyn. – W tym wypadku nie mogę podać wam hasła bo i tak nie wiecie gdzie je wykorzystać, po za tym przejście jest ukryte kilkoma zaklęciami przez samą McGonagall.
Dwójka prefektów z szóstego roku zazgrzytała zębami zezłości. Harry skończył swój posiłek i razem z Ann opuścili Wielką Salę.
- O której kończysz zajęcia? – zagadnął ją.
- Jeszcze Numerologia i koniec – uśmiechnęła się promiennie.
- Ja mam jeszcze transmutację. Chcesz się przebrać, czy tak – pokazał na mundurki – pójdziemy do rodziców?
- Wolałabym coś wygodniejszego. Spotkamy się we Wspólnym pół godziny po zakończeniu lekcji.
- Dobrze, udanej nauki – rzucił przez ramię i powędrował na Transmutację.
Był jednym z pierwszych uczniów, gdy dotarł do klasy. Zajął miejsce w przed ostatniej ławce i wyciągnąwszy przed siebie nogi, czekał. Chwilę przed dzwonkiem do klasy przyszła reszta uczniów. Wśród nich była Hermiona. Dziewczyna zobaczywszy, że jej przyjaciel siedzi sam, uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w jego stronę. Jednak ktoś ją ubiegł.
- Chciałaś tu usiąść Granger? – zapytał Malfoy irytująco przeciągając głoski. – Ojej, jak mi przykro. – dodał uśmiechając się szyderczo.
Przed nimi usiedli Nott i Zabini a ostatnią ławkę zajął Borton.
- Przykro mi, ale nie ma tu miejsca – John uśmiechnął siękładąc torbę na wolnym krześle.
Dziewczyna spojrzała na Harry’ego, który zamiast jej bronić śmiał się cicho.
- Panno Granger, proszę zająć wreszcie ławkę. – odezwała się McGonagall, a zarumieniona dziewczyna przeszła na drugą stronę klasy i zajęła wolne miejsce obok Padmy Pati. – Na dzisiejszej lekcji rozpoczniemy temat, który kontynuować będziemy do końca semestru. Jako, że na szóstym roku nacisk kładziemy na zaklęcia Niewerbalne, to przy ich pomocy będziemy pracować. Będziemy transmutować martwe przedmioty w organizmy żywe. Zacznijmy od czegoś prostszego, panie McMillan proszę do mnie. – Ernie zdziwiony wykonał prośbę nauczycielki. – Rozdaj to klasie – dała mu pudełko pełne z kawałkami drewna, różnej wielkości –Waszym zadaniem jest zmienić to w mysz. Zaklęcie brzmi: murismutare*. Do dzieła!
Studenci wzięli się do pracy. Harry, Draco i John byli rozbawieni próbami innych. Oni sami zrezygnowali z wykonania ćwiczenia, nie chcąc zawstydzać kolegów. Postanowili się trochę zabawić. Na swoją ofiarę wzięli Hermionę. Dziewczyna raz za razem próbowała zmienić swój kawałek drewna. Niestety nie opanowała jeszcze magii niewerbalnej, więc jej wysiłki nie przynosiły skutku. Draco rzucił zaklęcie rozpraszające na ich stolik a Harry pochylił się i machnął ręką. Drewienko w rękach zaskoczonej dziewczyny zmieniło się w jakiegoś zmutowanego ptaka, który zamiast dzioba miał pysk. John machnął ręką zaraz za Harrym i zwierzę wyrwało się z rąk zaskoczonej dziewczyny. Malfoy zniwelował zaklęcie rozpraszające i wziął swoją różdżkę, razem z Potterem i Bortonem szybko zmienili swoje drewienka w myszy. Ptak szczekając przeleciał nad klasą i ku rozpaczy panny Granger, swoje odchody zostawił na głowie pani profesor, następnie usiadł przed pobladłą ze strachu Gryfonką. Minerva machnęła różdżką i oczyściła się z ptasich odchodów.
- Szlaban dziś po kolacji panno Granger. Zawiodłam się na pani pracy. – profesorka pokręciła głową ze smutkiem i przeszła dalej. – Po dziesięć punktów dla Slitherinu, Huffelpuffu i Gryffindoru za pracę pana Malfoya, Bortona i Pottera. – oniemiała wpatrywała się w trzy myszki. – Na następne zajęcia napiszecie wypracowanie na temat Transmutacji w żywe organizmy na rolkę pergaminu. – powiedziała i w tej chwili zadzwonił dzwon oznaczający koniec lekcji.
- To było niezłe! – zaśmiał się Draco gdy wyszli z klasy.
- Widzieliście jej minę? – dołączył się John.
- Nie do podrobienia. – zawtórował im Harry i spojrzał na zegarek. – Muszę lecieć, spotkamy się jutro.
- Nie będzie cię na kolacji? – zdziwił się Malfoy.
Potter pokręcił głową i bezgłośnie powiedział rodzice, po czym odwrócił się i pognał do wieży Lwów. Wszedł tajnym wejściem i udał się do swoich komnat. Rozbierając się udał się do garderoby. Włożył czarne spodnie, zieloną koszulę, której rękawy podwinął do łokcia i czarne buty ze smoczej skóry. Założył na szyję łańcuszek, na palec wsunął sygnet rodowy i skropiwszy się perfumami wyszedł. Gdy znalazł się w Pokoju Wspólnym wszyscy obecni tam zamilkli. Wpatrywali się w szoku w Pottera, zmienił się w te wakacje nie do poznania. Chwilę później wrzawa na nowo wybuchła. Dziewczyny zaczęły szeptać i chichotać mrugając do niego zalotnie, a chłopcy patrzeli na niego z zazdrością.
- Gotowy? – zapytała Ann, wchodząc do pokoju wspólnego ubrana w granatową sukienkę. – Chodź lepiej, bo one zaraz zejdą na zawał. – pokazała podbródkiem na grupkę Gryfonek i wyciągnęła brata za łokieć z pokoju. Zaraz za przejściem nałożyli na siebie zaklęcie kameleona. Trzymając swoje dłonie, żeby się nie zgubić pognali do wyjścia z zamku.
- Gdzie idziemy? – spytała szeptem rudowłosa, gdy ktoś ich minął.
- Na granicę Zakazanego Lasu. – odpowiedział Harry. –Bariera antyteleportacyjna nie działa na podróże międzywymiarowe, ale lepiej przenieśmy się z tamtego miejsca, jakby Drops miał wyczuć magię przejścia.
Dziewczyna skinęła głową i w milczeniu udali się w kierunku drzew. Gdy tylko tam dotarli znieśli zaklęcie i przenieśli się do Mrocznego Królestwa. Wylądowali przed bramą miasta. Z uśmiechem na ustach skierowali się w stronę zamku. W połowie drogi pod nogi Harry’ego podkulała się mała kolorowa piłeczka. Chłopak schylił się i ją podniósł. Chwilę później podbiegł do nich około trzy letni chłopczyk.
- Plose pana – zwrócił się do chłopaka sepleniąc – Da mi pan moją piłecke?
- Oczywiście – Potter uśmiechnął się i ukucnął – Proszę. –podał chłopcu jego zabawkę. – Jak ci na imię?
- Selpens plose pana, ale mamusia mówi Selp. – czarnowłosy zaśmiał się dźwięcznie. – Pobawi sie pan ze mną? – zwrócił na niego swoje duże niebieskie oczka.
- Może kiedy indziej Serp, spieszę się do rodziców, ale obiecuję że następnym razem przyjdę na dłużej. –odpowiedział chłopak. – Możesz mówić mi Harry a to jest moja siostra Ann. –wskazał na dziewczynę, Rudowłosa uścisnęła rączkę brązowowłosego chłopczyka – Musimy niestety już iść.
Pomachali Serpensowi i oddalili się. Reszta drogi minęła bez zbędnych rewelacji. Ludzie witali ich z szacunkiem, na co odpowiadali z szerokim uśmiechem. Błyskawicznie dotarli do zamku, gdzie po przywitaniu się ze strażnikami poszli odnaleźć rodziców. Ann wbiegła do salonu jako pierwsza. Gdy zielonooki tam dotarł, wisiała już na szyi matki.
- Dzień dobry. – powiedział z szerokim uśmiechem.
- Witaj synku. – przywitała się Lily, tuląc również jego.
Postanowił od razu przejść do sedna.
- Nick mówił coś o planach Zakonu, wspominał że wy wyjaśnicie nam to lepiej. – zwrócił się do rodziców, siadając na kanapie.
- Dumbledore boi się, że stracił nad tobą kontrolę. – odezwał się James. – Obmyśla plan, dzięki któremu tak łatwo mu się nie wywiniesz. Najprawdopodobniej będzie chciał z tobą rozmawiać na temat Syriusza, ale nie wiem co postanowił. Łapie kategorycznie zabronił się z tobą widywać stwierdzając, że to będzie dla ciebie wstrząs. Nie może również do ciebie pisać. Obawiam się, że to co postanowi może ci się nie spodobać, ale panuj nad sobą, proszę cię.
- A co ze mną? – zapytała Ann – Wspomniał coś?
- Nicolas tu wczoraj był. – odpowiedziała Lily – Starzec jest przerażony twoim pojawieniem się i z tego co udało mu się podsłuchać z jego rozmowy z Granger i Weasley’em, będą starali się wyeliminować cię. Nie ma pojęcia skąd nagle się wzięłaś, Nick powiedział mu, że znalazł cię w zachodniej Francji.
Dziewczyna skinęła głową.
- Teraz coś z dobrych wieści – przemówił Rogacz po chwili milczenia. – Do waszej szkoły przeniosą się Megan Wilson, Steven Clark i Payton Meadowes.
Rodzeństwo spojrzało na siebie zadowolone a wspomniani weszli do salonu.
- Wysłaliśmy dwa dni temu prośby o przeniesienie – wyjaśniła panna Meadowes – Wczoraj dostaliśmy odpowiedź. Przydział mamy dostać na kolacji.
- Super – wykrzyknęła Potter’ówna i przywitała się z koleżankami.
- Jeżeli chcecie możecie już iść. – odezwał się James. – Pamiętajcie, że możecie wpadać do nas o każdej porze dnia i nocy. – zwrócił się do dzieci – Harry mam nadzieję, że jesteś godnym następcą Huncwotów. – pogroził mu palcem.
- Nie musisz się martwić, tato – odpowiedział mu syn wesoło.
Rogacz pokręcił głową i razem z Lily pożegnali dzieci.
- Ile mamy czasu do kolacji? – zapytała Ann.
- Godzinę. – odpowiedział Harry. – W sam raz na przejście przez miasto i dotarcie do zamku.
Szli spacerkiem w stronę bramy. Harry razem z Stevenem szedł z tyłu.
- I jak tam? – zagadnął go kolega z drużyny.
- Świetnie – odpowiedział Harry z uśmiechem i streścił czas od kiedy się nie widzieli.
- Gratulacje! – wykrzyknął blondyn. – Wiedziałem, że zejdziesz się z Alexem. Robiliście takie podchody, że aż się śmiać chciało.
Potter szturchnął go łokciem w żebra.
- A co u ciebie?
- Jakoś leci – odpowiedział Stev i wzruszył ramionami –Przelotny seks, imprezy. Normalnie nie poznaje siebie. To wy mnie sprowadziliście na złą drogę. – zaśmiał się i wskazał oskarżycielsko palcem  czarnowłosego – Ale ogólnie szkoła teraz wydawała mi się nudna, tym bardziej bez was, a wioska elficka za spokojna, nie mogłem wysiedzieć w jednym miejscu. Co wy ze mną zrobiliście na tym treningu, co?
Dalszą drogę przebyli wspominając ze śmiechem swoje wybryki na czteroletnim treningu. W wyśmienitych humorach dotarli do wrót.
- Przenieście się przed bramy Hogwartu. – poradziła im Ann. – Spotkamy się na uczcie. – uśmiechnęła się do nich i razem z Harrym zniknęli.
Pojawili się na skraju zakazanego lasu. Rozejrzawszy się czy nikt ich nie widzi rzucili kameleona i udali się drogą do zamku. W jednym z tajnych korytarzy znieśli zaklęcie i ruszyli do Wielkiej Sali. W holu spotkali Draco, Blaisa i Theodore’a.
- Mówiliście, że nie będzie was na kolacji – powiedział przyglądając się im.
- Wyrobiliśmy się w czasie – Ann uśmiechnęła się do nich i razem weszli do środka.
Rozstali się przy wejściu i każdy poszedł w stronę swojego stołu. Potterowie usiedli naprzeciwko siebie, starając się aby po jednym miejscu obok nich było wolne. Gdy wszyscy już byli na miejscach powstał Dumbledore.
- Drodzy uczniowie! – przemówił do młodzieży – Zanim zaczniecie ucztę chciałbym coś ogłosić. Do naszej szkoły przeniosło się troje uczniów, którzy teraz dostąpią ceremonii przydziału. Zapraszam ich!
Do pomieszczenia weszła wspomniana trójka w czarnych szatach. McGonagall wstała a Filch wniósł na salę stołek i Tiarę.
- Steven Clark! – blond włosy chłopak usiadł na stołku.
Chwilę później tiara krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Uczniowie Domu Lwa przyjęli nowego ucznia gromkimi brawami, który ku zdumieniu wszystkich zajął miejsce koło Harry’ego. Potter zachowywał się tak, jakby znał blondyna.
- Payton Meadowes!
Dziewczyna z pofalowanymi brązowymi włosami, sięgającymi ramion zajęła miejsce poprzednika.
- RAVENCLAW!
Krukoni głośno oznajmili swą radość, dzięki czemu dziewczyna bez problemu trafiła. Zajęła miejsce na początku stołu.
- Megan Wilson!
Tym razem wystąpiła blada dziewczyna, z brązowymi włosami sięgającymi pasa, które przy odpowiednim świetle miały rude przebłyski.
-GRYFFINDOR!
Stół Lwów ponownie zatrząsł się od aplauzu. Zajęte przez dziewczynę miejsce, obok Ann Potter również wywołało spore poruszenie, ale nie takie jak w przypadku jej brata.
- Życzę wszystkim smacznego! – powiedział Dyrektor gdy Tiara i stołek zostały wyniesione.
Weasley i Granger wpatrywali się w szoku w rozmawiających cicho Pottera i Clarka. Najwyraźniej Wybraniec nie miał zamiaru ich przedstawić, więc rudzielec postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
- Nazywam się Ron Weasley – powiedział wyciągając dłoń do blondyna – Jestem najlepszym przyjacielem Harry’ego. To jest Hermiona Granger –wskazał na dziewczynę.
Blondyn spojrzał na nich niechętnie, ale gdy Potter go kopnął uścisnął ich rękę.
- Steven Clark.
- Jak długo znacie się z Harrym? – zagadnęła Hermiona.
- Och dwa lata, a to jest bardzo ciekawa znajomość. – odpowiedział Harry z uśmiechem.
- Tak? – włączył się Ron – Opowiedzcie.
Żadnego proszę, ani nic? Stevena od razu zdenerwował ton tej dwójki, ale Harry nic nie mówił, więc musiał się dostosować.
- Z chęcią. – powiedział Clark.
Mam nadzieję, że Alex nie będzie zły – pomyślał jedynie Harry.
- Poznaliśmy się w mugolskie barze. – zaczął Potter –Wróciłem na wakacje po czwartym roku, ze stacji musiałem iść pieszo bo moja cudowna rodzina, do której tak zachęcacie mnie żebym nie odebrała mnie z dworca, a nie miałem żadnej gotówki przy sobie. Wyobraźcie sobie jaki kawał musiałem przejść z Londynu do Surrery, ciągnąc za sobą cholernie ciężki kufer. Gdy dotarłem na Privet Drive okazało się, że nikogo nie ma w domu. Często klucz zostawiany był pod wycieraczką, wiec i tam zajrzałem. – kłamał jak z nut zielonooki. – Znalazłem tak kartkę napisaną przez ciotkę, zaadresowaną do mnie. Okazało się, że wyjechali na dwa tygodnie i do tego czasu mam robić co chcę. Byłem zrozpaczony i zły. Gdybym wiedział to wcześniej, zaszyłbym się w Londynie. Wypuściłem Hedwigę i jej klatkę, razem z moim kufrem schowałem w krzakach. W drzewie na ogródku u wujostwa miałem schowane trochę pieniędzy na czarną godzinę, więc wyciągnąłem wszystko co tam było i skierowałem się do jednego z barów bo byłem strasznie głodny.
- Tam spotkałem Harry’ego. – wtrącił się Steven, dodając swoje trzy grosze do opowieści. – Siedział sam a wszędzie było pełno, więc dosiadłem się do niego. Rozmawialiśmy przeszło dwie godziny, podczas których wygadał się, że nie ma gdzie spać. Zaprosiłem go do siebie, mimo że nie bardzo go znałem. Rodzicom wyjaśniłem, że to jest kolega i czy mógłby zostać u nas na ten czas. Opowiedziałem im tą sprawę z listem od ciotki, matka wylała tonę łez i bez problemu się zgodziła, mając nadzieję, że Harry będzie się u nas dobrze czuł. Poszliśmy do mojego pokoju, opróżniając butelkę wódki, którą zwędziłem ojcu. Alkohol spowodował małe zapomnienie w skutek czego spędziliśmy razem noc.
- Rano byliśmy tym tak zażenowani, że ledwie się odzywaliśmy, ale do wieczora wszystko sobie wyjaśniliśmy i ponownie się kochaliśmy. To były owocne dwa tygodnie.
- Jednakże nie czuliśmy do siebie mięty, więc stwierdziliśmy pozostać przyjaciółmi.
- W razie potrzeby zawsze od czasu, do czasu możemy umilić sobie czas – zakończył Harry.
Hermiona i Ron wpatrywali się w niego zszokowani a on starał się nie roześmiać, w czym nie pomagał fakt, że Megan i Ann wręcz dusiły się od powstrzymywanego śmiechu.
- Harry, jesteś gejem? – zapytała panna Granger.
- Tak.
- Fuu! A ja się przy tobie rozbierałem! – wykrzyknął oburzony Weasley.
Potter zadławił się prawie śliną, starając się nie wybuchnąć śmiechem i spojrzał na byłego przyjaciela.
- Nie martw się, nawet gdybyś był ostatnim facetem na ziemi nie spojrzałbym na ciebie. – odparł lodowato książę, na co Ron wzdrygnął się. – Chodź Stev.
Blondyn podniósł się. W tym samym momencie uczynili to Draco, John, Payton, Ann i Megan. Gdy byli już za drzwiami dwie Gryfonki wybuchnęły śmiechem.
- A wam co? – zdziwił się Ślizgon.
Ann z Megan śmiejąc się, jedna przez drugą, opowiedziały pozostałym historię, z spektakularnym zakończeniem Weasley’a. Po chwili i reszta pokładała się ze śmiechu.
- Nieźle! – wysapał John.
Uczniowie opuszczający wielką sale przyglądali im się w zaskoczeniu. Skąd tutaj takie dobre kontakty?
- Lepiej już pójdziemy – odezwał się Harry. – Nie wzbudzajmy podejrzeń. – wrota otwarły się i do zamku weszła Luna Lovegood. – Hej Luna! –przywitał się z nią.
- Cześć, Harry. – odpowiedziała swoim rozmarzonym głosem.
Potter spojrzał na blondynkę z zamyśleniem.
- Luno, to jest Payton Meadowes, jest nową Krukonką. Czy zechciałabyś ją odprowadzić do waszego Domu? – nikomu innemu w tej kwestii by tak nie zaufał, jak Lunie.
- Żaden problem. – odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem i razem z brązowowłosą udały się do salonu Krukonów.
Pozostali pożegnali się i również rozeszli do swoich Domów.



  *z łac. „zmień w mysz” - zaklęcie mojego autorstwa,połączone ze słów ‘mutare’ czylizmień się i ‘muris’ czyli mysz.


Rozdział poprawiony 11.01.2018


1 komentarz:

  1. Hej,
    u pięknie został kapitanem... no właśnie Hermiona i Ron zrezygnowali z przywilejów jakie należą się im jako prefektom aby mieć większą kontrolę nad Harrym no i kolejna trójka już przeniosła się do Hogwartu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń