Czas do niedzieli przeleciał jak z bicza strzelił. W międzyczasie
Potterowie wraz z przyjaciółmi zdążyli wywinąć kilka niegroźnych kawałów, to
zaczarowali miotłę Filcha, że cały czas bębniła go w głowę, to na środku
Wielkiej Sali zmienili strój Wesleya na kostium baletnicy, to sprawili że włosy
Ginny przybrały jadowicie zielony kolor, to spowodowali, że kto przeszedł prze
drzwi od Wielkiej Sali zaczynał się histerycznie śmiać i wiele innych. Zarobili
w ten sposób tylko dziesięć szlabanów, ale mieli jeszcze dużo czasu, żeby pobić
Huncwotów. W ten czas także, Harry sprytnie omijał zaproszenia do gabinetu Dyrektora
oraz samego staruszka. Niestety niedługo miało się to zmienić.
Gdy w niedzielny poranek razem z Stevenem wychodził ze
śniadania, podszedł do nich Nicolas. Dłużej już nie mógł zwlekać. I tak
zmarnował zbyt wiele czasu.
- Harry, chciałbym z tobą porozmawiać. Poświęcił byś
mi chwilę? – zapytał.
Zielonooki spojrzał na przyjaciela, a ten zachęcająco skinął
głową.
- Oczywiście, profesorze – odpowiedział i ruszył za Smithem
do jego gabinetu.
- Usiądź. – poprosił i wskazał mu fotel, który chłopak
zajmował ostatnio – Harry… - zaczął niepewnie – Chciałbym cię przeprosić, wiem
że długo zwlekałem, ale proszę cię, nie… Ja cię błagam o wybaczenie… Nie miałem
na myśli tego, co ci wtedy powiedziałem. Od rana miałem zły humor, przez list
od brata…
- I musiałeś wyładować się na mnie. – wtrącił kpiąco nastolatek.
- Przepraszam, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie,
oprócz tego, że bardzo żałuję słów wtedy wypowiedzianych. – wyszeptał mężczyzna,
patrząc w dłonie.
- Długo ci zabrało zebranie się na odwagę i przyznanie
do błędu – zauważył ze smutkiem, a niebieskooki jeszcze bardziej zgarbił się w
fotelu. – Nick, ja już dawno ci
wybaczyłem. – powiedział miękko Wybraniec, uśmiechając się lekko. – Zostańmy
przyjaciółmi.
- Dziękuję ci. – odpowiedział Nicolas wstając.
Potter również wstał i podał rękę mężczyźnie.
- Cieszę się, że wreszcie to sobie wyjaśniliśmy – uśmiechnął
się puszczając jego rękę. – Teraz niestety muszę już iść. Moja sława nie chce
mi dać urlopu.
Smith zaśmiał się głośno, a Harry mu zawtórował.
- Tak, tak, nie zatrzymuję cię wasza wysokość. – ukłonił
się głęboko i wciąż się śmiejąc, odprowadził chłopaka do drzwi. – Pamiętaj, że
moje drzwi są zawsze dla ciebie otwarte. – dodał na koniec, poważniejąc.
- Dzięki.
Potter opuścił pomieszczenie z szerokim uśmiechem,
jednak mina mu zrzedła już za następnym zakrętem.
- Harry, mój chłopcze! – Albus Dumbledore szeroko rozłożył
ręce, jakby miał zamiar przytulić chłopaka. – Mam wrażenie, że mnie ostatnio
unikałeś.
- Ależ skąd, proszę pana. – odpowiedział chłodno
Gryfon. – Zależy mi po prostu na dobrych stopnia i cały swój czas poświęcam
nauce.
- Liczę, że teraz znajdziesz go dla mnie. – spojrzał
na niego wzrokiem, który oznaczał że nie chce słyszeć odmowy. – Zapraszam na herbatkę.
Wampir zazgrzytał zębami, ale poszedł za Trzmielem.
Teraz nie miał wyjścia. Cholera! Że też dał się tak podejść! Chimera samoistnie
się przesunęła wpuszczając ich do środka. Staruszek wskazał mu miejsce przed
jego biurkiem. Pstryknął palcami i na meblu pojawił się serwis do herbaty.
Nalał do dwóch filiżanek i jedną podsunął czarnowłosemu. Potter pod bacznym
spojrzeniem niebieskich oczu, wsypał sobie cukru i dolał mleka. Wziął do ręki i
zaciągnął się zapachem napoju. Od razu poczuł słaby zapach Veritaserum, udał że
odgania parę z nad kubka i machnięciem ręki osłabił eliksir, tak by bez
problemu go pokonać. Upił łyk i oparł się wygodniej o oparcie krzesła.
Dumbledore splótł palce razem i odezwał się do ucznia.
- Wiesz Harry, że robię wszystko dla twojego dobra, prawda?
Młodzieniec zacisnął zęby, żeby nie roześmiać mu się w
twarz i kiwnął głową.
- Umieściłem cię u twoich krewnych bo tylko tam byłeś bezpieczny,
a ty uciekłeś. Powiedz mi gdzie spędziłeś wakacje. – rozkazał mu.
No to rozpoczęło się przesłuchanie.
- W bezpiecznym miejscu. – odpowiedział.
- Gdzie jest to miejsce? – zapytał staruszek.
- Na bezpiecznym terenie – Potter bawił się coraz
lepiej.
- Sprecyzuj. – zarządził mężczyzna, z oczu już dawno zniknęły
iskierki, a twarz zastąpił grymas irytacji.
- Drzewa, trawa, dom, przyjaciele.
- Chłopcze, możesz mi zaufać – wycedził mężczyzna.
- Oczywiście, panie dyrektorze. – odpowiedział chłopak
i uśmiechnąwszy się szeroko zapatrzył w sufit.
- Panie Potter, mam wrażenie że pan ze mnie drwi.
- Jakżebym śmiał. – czarnowłosy udał oburzenie, a w
duchu śmiał się głośno. – Jestem pod przysięgą, proszę pana. – skłamał mu.
- Ach! – staruszek od razu się rozluźnił. – Jaki to
rodzaj przysięgi, może uda nam się to ominąć?
- Przysięga Wieczysta.
Mężczyzna pogładził palcem swoją długą brodę, po czym zmienił
temat. Na tym polu nic nie zdziała, więc wyciągnął jeszcze jednego ukrytego
asa. Teraz chłopak się nie wywinie.
- Dobrze, ważne że byłeś bezpieczny. – Starzec
uśmiechnął się fałszywie i spojrzał na Wybrańca jakby z żalem? Harry
podejrzewał, że nie spodoba mu się to co teraz powie. – Wezwałem cię tutaj w
innym celu. – zwrócił się do siedzącego przed biurkiem chłopaka. – Znaleźliśmy
testament Syriusza.
Potter od razu się wyprostował i zmarszczył brwi. Więc
stary Drops nie zamierzał mu mówić, że jego chrzestny żyje? Chciał jeszcze
bezczelnie wmawiać, że ma testament Łapy?
- Według tego zapisu… - dyrektor, nie zważając na
spojrzenie nastolatka, wyciągnął z koperty kawałek pergaminu - … skrytka w
Gringocie należy do ciebie, dom na Grimmlaud Place także, jesteś oficjalnym
dziedzicem i głową rodu Blacków i… - podniósł wzrok i uśmiechnął się tak, żeby
nastolatek nie widział - … jestem twoim opiekunem prawnym.
Potter od początku tego testamentu kipiał ze złości, ale teraz drżał z ledwie pohamowanej
furii. Jak on śmiał wmawiać mu takie oszczerstwa? Nie wstyd mu było bawić się
czyimś cierpieniem? Wyciągnął rękę po zapiski.
- Proszę podać mi tą kartkę – wycedził przez zęby.
Albus podał ją chłopakowi.
- To nie jest pismo Syriusza – wysyczał, drąc.
- Ależ mój kochany chłopcze, oczywiście że jest –
starzec uśmiechnął się dobrotliwie, co jeszcze bardziej rozwścieczyło chłopaka.
– Jesteś teraz smutny i nie rozpoznajesz. Zaręczam, że pisał to twój ojciec
chrzestny.
Gryfon poderwał się na nogi.
- Nie wmówisz mi tego do jasnej cholery! – wykrzyknął
rozeźlony, nie baczył już teraz na żadne zwroty grzecznościowe, mężczyzna
posunął się za daleko. Czerwona mgiełka zasłoniła mu oczy, a skóra pobladła,
tylko ostatnie strzępki samokontroli pozwoliły mu na niewysunięcie kłów. – Tego
na pewno nie pisał Syriusz! Nie rób ze mnie idioty! Pismo Łapy znam prawie tak
dobrze, jak swoje! Jestem też pewny, że w razie jego śmierci moim opiekunem
byłby ktoś, kto byłby tego godny i na pewno ty byś nim nie był!
Odwrócił się i wybiegł, czuł jak wysunięte chwilę wcześniej
kły ranią mu zęby. Biegł na oślep przed siebie, byleby jak najszybciej dotrzeć
do wyjścia. Skręcił w następny korytarz i zderzył się z kimś z rozpędu.
Obydwoje opadli na podłogę. Przez swoje wyczulone zmysły poczuł znajomy zapach.
- Alex? – wyszeptał, trzęsąc się jak w febrze.
- Harry? – Davis był przerażony widząc swojego
chłopaka w takim stanie.
Potter wstał i wziąwszy brązowowłosego na ręce pognał
do najbliższego schowka. Postawił swojego partnera na ziemi i przyparł go do ściany,
całując brutalnie.
- Harry! – Alexander odepchnął go od siebie.
Oczy Pottera pociemniały na widok krwi spływającej po brodzie
nastolatka. Swoimi kłami rozerwał mu wargi. Ugiął nogi i przygotował się do
skoku. Alex widząc to szybko zmienił się w drapieżnika, popchnął zielonookiego
na ścianę i spoliczkował.
- Otrząśnij się do cholery! – wydarł się.
Potter jako, że był silniejszy powalił go na podłogę,
uderzenie jeszcze bardziej go pobudziło. Chwilę toczyli zaciekłą walkę, w końcu
Alexander górował nad swoim towarzyszem. Siedząc na nim okrakiem przydusił do
podłogi. Machnięciem ręki unieruchomił go. Rozciął swój nadgarstek ostrym kłem
i skierował go nad uchylone usta Gryfona. Gdy uznał, że już dosyć zatamował
krwawienie i zniwelował zaklęcie. Zielonooki odetchnął głęboko.
- Lepiej? – zapytał Davis.
- Tak, dziękuję.
- Po obiedzie pójdziemy na polowanie, staraj się do
tegoczasu nikogo nie zaatakować – doradził mu.
- Po obiedzie? – zdziwił się książę – A co ty tu tak właściwie
robisz?
- Niespodzianka!
Alexander uśmiechnął się krzywo i nachylił nad
partnerem.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – zapytał, ale
ugiął się pod spojrzeniem młodzieńca – Przeniosłem się – szepnął. – Nie widziałem
już sensu w nauce w Salem.
Harry podniósł rękę i pogłaskał go po policzku.
- Dziękuję. – nic więcej mówić nie musiał. Obaj
doskonale wiedzieli co to dla nich znaczyło. – Dokąd teraz zmierzałeś? –
zmienił temat.
- Do gabinetu dyrektora, miałem być tam na dwunastą. –
odpowiedział całując opuszki jego palców. – Załatwić formalności przed obiadem,
na którym dostanę przydział. Co cię tak zdenerwowało? – zainteresował się w
zamian.
- Dumbledore. – wysyczał przez zęby, zły humor znowu
powrócił, poruszył się chcąc znaleźć wygodniejszą pozycję i przez przypadek
otarł się o krocze Alexa, po jego twarzy przebiegł cień przyjemności, a
wszystkie zbędne myśli uleciały w kąt. – Lepiej już idź.
- Dlaczego? – zdziwił się brązowooki.
- Bo mam ochotę przyprzeć cię do podłogi i pieprzyć do
nieprzytomności, a ty już pięć minut temu powinieneś być u starca – powiedział zachrypniętym głosem.
Alexander zaśmiał się i wstał. Pomógł wstać
swojemuchłopakowi, co ten od razu wykorzystał przypierając go do ściany i całując zachłannie.
- Ach! – Davis zajęczał –Wiem Harry, że jesteś na głodzie,
nie tylko krwi, ale ja naprawdę muszę iść – zaprzeczył swoim słowom ponownie
wpijając się w usta towarzysza. Zaczęli walczyć o dominację nad pocałunkiem,
żaden nie chciał ustąpić drugiemu, co sprawiało go jeszcze bardziej gorącym. Ta
wzajemna walka tylko obudziła w nich pożądanie.
- Musisz już iść. – Potter niechętnie odepchnął
wampira i odsunął się dalej, żeby nie kusić losu. – Spotkamy się na obiedzie,
obojętnie do jakiego domu trafisz.
- Taaak – mruknął Alex poprawiając włosy. – Później wybierzemy
się na polowanie, bo niestety długo tak nie pociągniesz, furia nie jest
najlepsza dla wampira.
- Tak, wiem. – mruknął Harry – Alex? – zagadnął go gdy
ten wychodził, spojrzał na Wybrańca zaciekawiony – Wieczorem zapraszam cię do siebie,
to będzie długa noc.
Brązowowłosy pokręcił głową ze śmiechem i wyszedł.
Czas do obiadu Potter spędził w swoim pokoju. Nie
chciał kusić losu. W drodze do Wielkiej Sali towarzyszyli mu Steven, Ann i
Megan, którzy w razie potrzeby hamowaliby zapędy księcia. Dotarłszy do Sali
zajęli miejsca.
- Harry? – zagadnęła go siostra – Dlaczego wpatrujesz się,
z głupim uśmiechem na twarzy, w drzwi?
- Zobaczysz. – wyszczerzył się do niej i zamilkł bo Dumbledore
powstał ze swojego miejsca, najeżył się i zawarczał cicho.
- Harry! – upomniał go Clark.
Opanował się szybko, choć nie było to łatwe.
- Drodzy uczniowie! Hogwart, w rankingu szkół
Magicznych, został okrzyknięty najlepszą placówką! Jestem z tego powodu
niezmiernie dumny! To spowodowało, że rodzice chcą zapisać, a nawet przenieść
swoje dzieci, właśnie tutaj! Już dziś mamy kolejnego nowego ucznia! Zapraszam!
Do Sali wraz z profesor McGonagall wszedł Alex. Z
wysoko podniesioną głową kroczył przed siebie. Potter uśmiechnął się.
- Wiedziałeś! – oskarżyła go Ann.
- Wpadłem na niego, jak szedł do gabinetu Trzmiela.
–wyjaśnił. – Tak to bym też nie wiedział.
- Alexander Davis! – powiedziała głośno nauczycielka transmutacji.
Chłopak zajął mały stołek i wdział tiarę. Ta chwilę milczała
i krzyknęła:
- SLITHERIN!
Rodzeństwo Potter, panna Wilson i pan Clark byli
jedyni z pośród Gryfonów, którzy klaskali. Ron spojrzał na niego z nienawiścią.
- Wielbiciel Śmierciożerców – warknął cicho, jednak wyczulony
słuch Wybrańca to wyłapał.
- Kogo nazywasz Śmierciożercą? – zapytał chłodno.
Weasley zdziwiony był tym, że chłopak to usłyszał.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. –
powiedział. –Bratasz się ze Śmierciożercami od początku roku!
- Draco nie jest Śmierciożercą – stanowczo oświadczył zielonooki.
– Zmień śpiewkę bo to się robi nudne.
- Taa, jasne! – prychnął Weasley. – Pewnie już liże
buty Sam-Wiesz-Komu!
- Na jakiej podstawie tak sądzisz? – zapytał unosząc
brew..
- Jest taki sam jak ojciec!
- A co ty możesz o tym wiedzieć? – podniósł głos
Harry, przez dzisiejszy wybuch łatwiej było go wyprowadzić z równowagi.
- Są jego wiernymi pieskami! – pieklił się Weasley,
jak ten głupiec mógł jemu nie wierzyć? – A ty przez swoją naiwność wydajesz się
na śmierć!
- Naiwność mówisz? – wysyczał Potter lodowato. Furia
na nowo zagościła w jego ciele. – Naiwny byłem ufając wam.
- O czym ty mówisz Harry? – wtrąciła się Hermiona.,
dyrektor obiecał jej, że Harry nigdy się nie dowie. Tylko dlatego zgodziła się
szpiegować przyjaciela.
- Nie udawaj, że nie wiesz Granger, od kilku lat mnie szpiegujecie,
przestań kłamać! – przerwał jej bo widział, że otwiera usta i podniósł się z
miejsca – To wy, nie Draco, jesteście na każde zawołanie starego Dropsa, który
równie jak Voldemort dąży po trupach do celu, różni się tylko tym, że nie
zabija. Wierzycie w bajkę o wyższym dobrze i liżecie mu buty prawie od początku
naszej znajomości! Coś można poświęcić, żeby wygrać, prawda? Szkoda, że to była
nasza przyjaźń.
W Sali zapadła cisza.
- Harry, jak możesz tak mówić? Jesteśmy twoimi przyjaciółmi!
– w oczach Gryfonki pokazały się łzy, która w tym momencie zdała sobie sprawę
jak wielki błąd popełniła słuchając Rona.
- Przyjaciółmi? – prychnął – Nie wiecie co to znaczy!
Nie przyjacielem, a zdrajcą jest ten który wydaje sekrety przyjaciela, mimo
tego że wielokrotnie zapewnialiście mnie, że nikt się nie dowie. –
skrzywił się. – Brzydzę się waszym
widokiem. – warknął, mówił cicho ale
każdy w Sali doskonale go słyszał – Mdli mnie widząc wasze fałszywe gęby. Nie
jesteście godni nazywać was przyjaciółmi! – wysyczał i odwrócił się, Uczniowie
zebrani w Wielkiej Sali patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami – Na co się
gapicie? Przedstawienie skończone!
Wyszedł zza ławki i ruszył w stronę wyjścia. Chwilę później
dołączyli do niego Ann, Steven i Megan. W ciszy, słychać było tylko odgłos och
kroków. Gdy opuścili pomieszczenie Harry zaczął się już widocznie trząść.
- Uspokój się – szepnęła do niego siostra, łapiąc
pocieszająco za rękę.
- Nie mogę – jęknął Potter.
Steven rozejrzał się dookoła.
- Harry, musimy usunąć się gdzieś na bok, bo
przestraszysz uczniów swoim wyglądem – wtrącił i razem z rudowłosą złapali Wybrańca
pod ramię, odciągając go w wąski korytarz przy zejściu do lochów.
- Muszę… Alex… - powiedział zielonooki.
Megan machnęła prawą ręką nad swoją lewą dłonią.
- Poszło. – odezwała się.
W Wielkiej Sali większość Ślizgonów miała szampański humor.
Wreszcie Wiewiór i Szlama poszli tam gdzie ich miejsce! Alexander siedział koło
Draco. Żaden z nich się nie odzywał. Oboje w jakiś sposób byli szczęśliwi,
jednak postawa Harry’ego gdy wychodził z pomieszczenia bardzo ich zmartwiła. W
pewnym momencie brązowowłosy poczuł swędzenie lewej ręki. Spojrzał na nią kątem
oka.
- Możemy już wyjść? – zapytał Malfoya. – Książę ma
problem– szepnął i machnął, niby lekceważąco, ręką, tak że Draco ujrzał
wiadomość, blondyn podniósł się z miejsca – Finite
– wiadomość zniknęła.
Opuścili Salę jadalną pod bacznym spojrzeniem
niebieskich oczu.
- Gdzie są? – Davis wskazał mu drugi korytarz.
Poszli w tamą stronę i wkrótce zobaczyli czwórkę
uczniów, z czego jeden widocznie się trząsł.
- Harry! – brązowowłosy podbiegł do niego i złapał za ramię.
– Zabieram go na polowanie – zwrócił się do przyjaciół.
- Mam iść z wami? – zapytała Ann.
Alex pokręcił głową.
- Poradzimy sobie, dam wam znać jak będziemy wracać. –
i nie oglądając się na nich pociągnął księcia w stronę wyjścia.
Rzucił na siebie i Pottera kameleona i pognali do
lasu.Za zasłoną drzew zniwelował zaklęcie.
- Harry?
- Tak? – zapytał przez zaciśnięte zęby chłopak.
- Gdzie tu są jakieś jadalne zwierzęta?
- Musimy przebiec cały zakazany las, gdy natężenie
magii się zmniejszy będzie oznaczało, że jesteśmy w miejscu gdzie nie sięga
bariera antyteleportacyjna. Tam też można się pożywić.
- Dobrze – Alexander się skupił i ukazał swoje
wampirze cechy, pionowa źrenica, pobladła skóra, wysunięte kły – Chodźmy!
Rzucili się biegiem przez las. Nawet jeśliby ktoś ich zobaczył
nie zorientowałby się, że to oni. Podczas biegu z wampirzymi zdolnościami byli
nie do prześcignięcia. Od razu poczuli gdy do przekroczyli barierę. Do ich
nozdrzy doleciał zapach świeżej krwi. Zatrzymali się, by przez chwilę napawać
się tym aromatem, po czym ruszyli jeszcze szybciej, jeśli to możliwe. Wpadli na
małą polankę ze strumyczkiem, na której były trzy łosie. Jednemu z nich
skręcili kark, żeby nie uciekł i zatopili kły w szyjach tych żywych. Potter aż
jęknął z przyjemności, gdy ciepła krew dotarła do jego przełyku. Nie przepadał
za tą formą pożywienia, ale bez tego wiłby się w agonii. Trzeciego łosia
opróżnili razem. Nasyceni oparli się o drzewa.
- Lepiej ci? – zapytał cicho nowy Ślizgon.
- Tak – odpowiedział Harry z uśmiechem, rozejrzał się
po polanie i mina mu zrzedła gdy natrafił na trzy martwe cielska. – Musimy po
sobie posprzątać – mruknął i machnięciem ręki unicestwił zwierzaki.
- Wracamy? – Alex wstał i podał dłoń Gryfonowi.
Harry wcale nie miał ochoty wracać, ale nie chciał
martwić jeszcze bardziej przyjaciół, którzy czekali w zamku na jakąkolwiek
wiadomość od nich. Puścili się więc biegiem w drogę powrotną. Alexander zdziwił
się gdy czarnowłosy skręcił w inną ścieżkę niż ta, którą przyszli. Zatrzymali się
przy granicy drzew i schowali wampirze cechy. Wyszli z lasu wprost nad jezioro.
Jednakże tego brzegu nie było widać z zamku.
- Wyślę wiadomość gdzie jesteśmy – powiedział Potter i
przesłał każdemu informację.
Ślizgon przyglądał się jak książę zdejmuje kolejne
części garderoby.
- Na co czekasz? – Harry był już w samych bokserkach i
szedł w kierunku wody.
Alex szybko się rozebrał i wskoczył zaraz za nim. Podpłynął
do niego, wskoczył mu na plecy i razem poszli pod wodę. Potter wynurzył się i ze
śmiechem zaczął chlapać swojego towarzysza. Brązowooki nie pozostawał mu dłużny.
Książę podciął mu nogi i Davis przewrócił się na niego, tak że obaj ponownie
wylądowali pod wodą. Gryfon otworzył oczy i zobaczył niewyraźną twarz partnera.
Podniósł rękę i pokonując opór wody pogłaskał go po policzku. Złapał go za kark
i przyciągnął do swoich ust. Wynurzyli się powoli, całując się bez wytchnienia.
Alexander przejechał dłońmi po plecach drugiego chłopaka i złapawszy go za
pośladki, przyciągnął bliżej.
- Yhym, Yhym.
Oderwali się od siebie bez pośpiechu i nadal trwając w
swoich ramionach spojrzeli w stronę nadawcy tego dźwięku. Na brzegu stała
czwórka Gryfonów, Puchon, Krukonka i Ślizgon.
- Widzę, że już ci lepiej braciszku. – odezwała się
Ann z szerokim uśmiechem.
- Czuję się jak nowonarodzony. – wyznał szczerze
zielonooki. – Przyłączycie się do nas?
- Wybacz, ale wolałbym nie wchodzić z wami w kontakty seksualne
– powiedział Draco uśmiechając się krzywo.
Harry spojrzał na niego jak na kosmitę.
- Nie o to mi chodzi kretynie! – oburzył się.
- Jeżeli chcielibyśmy zabawić się w trójkącie to nie poprosilibyśmy
ciebie – dodał Alex i pokazał mu język.
Potter sobie o czymś przypomniał. Lepiej powiedzieć to
teraz, niż jakby miał się dowiedzieć od jakiegoś postronnego Gryfona, który
przeinaczyłby fakty.
- Mmm… Alex? – zagadnął go niepewnie.
- Tak? – chłopak spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- Muszę ci coś powiedzieć, zanim dowiesz się tego od reszty
uczniów naszej szkoły – powiedział chłopak starając się nie patrzeć na swojego
chłopaka.
- Tak? – powtórzył na pozór spokojnie brązowowłosy.
- W ten dzień co doszedł do Gryfonów Steven
wymyśliliśmytaką bajeczkę o naszej znajomości – wyjaśnił skrępowany,
przyjaciele mieli z nich ubaw po pachy.
- I co w niej było?
Potter odsunął się dla bezpieczeństwa o parę kroków i wyjaśnił
historię. Ślizgon zareagował głośnym śmiechem. Tylko tych dwóch świrów mogło
wymyślić coś takiego.
- A ty myślałeś, że co ci zrobię? – zapytał swojego
partnera.
- No… Nie wiem. – wyjaśnił skrępowany.
Towarzystwo zaśmiało się z jego miny. Skoro już
wszystko wyjaśnione to mogli się bawić. Zebrani na brzegu szybki pozbyli się
odzienia i chwilę później wszyscy byli w wodzie.
- Czy to jest, to co myślę, że jest? – zapytał John wskazując
na łopatkę Harry’ego.
Wszyscy, jak jeden mąż, spojrzeli na plecy chłopaka.
- Następca tronu. – powiedziała Ann cicho. – Pojawił
się po inicjacji tak?
Zielonooki kiwnął głową.
- Ty jesteś przyszłym królem elfów? – zapytał Alex wskazując
na łopatkę Draco.
Był na niej tatuaż różdżki skrzyżowanej z mieczem na
tle sześcioramiennej gwiazdy. Blondyn skinął głową.
- Faktycznie Steven coś wspominał. – przypomniał sobie
Potter –Jesteście kuzynostwem prawda?
- A nie widać? – zapytali razem.
Faktycznie gdyby się przyjrzeć to można by znaleźć podobieństwo.
Obydwoje byli wysokimi blondynami i mieli także podobne rysy twarzy. Clark
jednak miał złote oczy, a Malfoy szaroniebieskie.
- Widać – stwierdzili Potterowie.
Wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem.
- Zamierzacie rozmawiać w wodzie? – zapytała Payton,
gdy jako tako się uspokoili – Gadać możemy później! – była władcą wszystkich
żywiołów, więc podniosła rękę, machnęła nią i towarzystwo zalała fala wody.
Więcej już nie rozmawiali, zaczęli pływać, chlapać i podtapiać
się wzajemnie. Jezioro opuścili gdy zaczęło się ściemniać. Szybko się osuszyli
i wdziali mundurki.
- Już jesteśmy spóźnieni na kolację – mruknęła Megan.
- Przejmujesz się tym? – zdziwiła się Ann.
- Oczywiście, że nie.
W milczeniu ruszyli do zamku.
- Hej ludzie, jutro jest sprawdzian Quidditcha, mam nadzieję,
że mnie nie zawiedziecie? – zagadnął Harry Gryfonów.
- Oczywiście, że nie – odpowiedzieli chórem.
Potter podziękował im szerokim uśmiechem.
- Dobra, robimy wielkie wejście – zaśmiał się Draco
gdy stanęli przed wrotami.
- Masz coś przeciwko, żebym dzisiaj zjadł z wami?
–zapytał go Potter.
- Oczywiście, że nie. – powiedział z uśmiechem – żeby
było śmieszniej niech oni najpierw wejdą – pokazał na Johna, Megan, Deana, Ann,
Stevena i Payton. – A my wejdziemy jakieś dwie minuty po nich. Będziemy mieć
zapewnioną stuprocentową uwagę.
Młodzi zgodzili się z nim i weszli do Sali.
- Zamierzacie obnosić się ze swoim związkiem? –
zapytał Malfoy patrząc jak Harry obejmuje Alexa od tyłu i przygryza mu lekko
ucho.
- Nie, ale nie zamierzam się też ukrywać. – wyjaśnił
zielonooki, nie zaprzestając czynności.
- Dzisiaj jeszcze sobie odpuścimy bo tak będziemy w
centrum zainteresowania – wtrącił się Davis.
- Ale od jutra nie zamierzamy – dokończył Potter.
- Brzmi jak dobry plan – Draco pokiwał głową i wskazał
na drzwi. – To co wchodzimy?
Książę kiwnął głową i Ślizgoni stanęli po obu jego stronach.
Wrota się otwarły i weszli do Wielkiej Sali. Wszystkie rozmowy cichły. Tak jak podejrzewali,
mieli zapewnioną stuprocentową uwagę. Ludzie patrzyli w szoku na trójkę
młodzieńców. Szczerze powiedziawszy żeńską część szkoły bardziej zainteresował
ich wygląd, niż to, że Harry Potter stoi z dwoma uczniami Domu Węża. Tym
bardziej, że jeden z nich był dla wszystkich zagadką, a Potter wydawał się go
dobrze znać. W milczeniu skierowali się do stołu Slitherinu. Niektórzy Ślizgoni
przywitali ich skinięciem głowy, co zdziwiło Pottera. Dopiero gdy zasiedli na
miejsca gwar powrócił. Gryfon usiadł obok Alexa, a Draco zajął miejsce
naprzeciwko nich, obok Blaisa. Zaczęli jeść rozmawiając na błahe tematy.
- Gdzie was poniosło po obiedzie? – zagadnął ich
Zabini.
- Byliśmy nad jeziorem – wyjaśnił Malfoy – Pływaliśmy.
- Dziwne, nie widzieliśmy was z Teo a większość czasu byliśmy
na błoniach.
- Byliśmy nad brzegiem niewidocznym z zamku –
powiedział cicho Harry.
Ciemnoskóry Ślizgon skinął głową ze zrozumieniem.
Pojawił się deser. Niestety Potter nie miał już na niego ochoty. Pragnął jednak
czegoś innego a osoba, która o której myślał spokojnie sobie jadła.
- Chcesz kawałek? – zapytał go Alexander podsuwając mu
kawałeczek placka czekoladowego.
- Dzięki, jestem najedzony – Wybraniec wsunął ręce pod
stół i z cwaną miną obserwował swojego partnera.
Davis niczego się nie spodziewał, także byłby
podskoczył na ławce gdy poczuł rękę sunącą po udzie. Jednak dzięki swojej
samokontroli opanował ten odruch. Starał się nie zwracać uwagi na coraz
śmielsze poczynania ręki Harry’ego.
- Najadłeś się już? – zapytał go chłopak, chciał mieć
go już u siebie w sypialni.
Brązowowłosy spojrzał w jego oczy i kiwnął głową.
Wstał, dziękując w duchu za szatę ukrywającą jego problem.
- Oddam wam go później – rzucił przez ramię Potter i razem
wyszli z Wielkiej Sali.
Pognali korytarzami na siódme piętro, dzięki skrótom dostali
się tam w błyskawicznym czasie. Książę podał hasło i chwilę później byli w
korytarzu prowadzącym do komnat prefektów i Kapitana. Otworzył drzwi do swojej
sypialni i wepchnął tam Alexa zamykając za nimi. Przyszpilił chłopaka do ściany
obok wejścia i wpił się w jego usta. Przejechał językiem po dolnej wardze
partnera prosząc o wstęp, który zaraz uzyskał. Zaczął drażnić narząd smaku
kochanka, zmuszając go do wspólnej zabawy, a w międzyczasie zaczęli pozbywać
się ubrań. Po pokoju walały się już koszule i krawaty, a oni nie odrywając się
od siebie, zaczęli mozolną wędrówkę w stronę łóżka. Potter poczuł jak jego nogi
uderzyły w materac, więc odwrócił się i rzucił Davisa plecami na łóżko.
- Powinienem cię ukarać – wyszeptał mu do ucha zachrypniętym
głosem.
Brązowooki jęknął gdy poczuł język drażniący jego
sutki, ręce Harry’ego tymczasem mocowały się z paskiem, by po chwili spodnie i bokserki
chłopaka wylądowały na podłodze. Wstał i szybko rozebrał się do końca. Wrócił
na łóżko i mocno przytrzymał obie ręce kochanka nad jego głową.
- Za co chcesz mnie karać? – ponownie jęknął Ślizgon.
- Nie powiedziałeś mi, że się przynosisz – mruknął
czarnowłosy.
Machnięciem ręki przywiązał chłopaka do ramy łóżka. Ustami
zaczął sunąć po jego klatce piersiowej. Oznaczył ją kilkoma małymi punkcikami i
skierował się ponownie na sutki chłopaka, jeden podszczypywał palcami, a drugi
trącał koniuszkiem języka, by po chwili go zassać. Alex wił się pod nim i drżał,
błagając o więcej. Nie mogąc wytrzymać, niósł biodra by otrzeć się o Pottera,
ale ten go wstrzymał.
- Nie tak szybko, kochanie – mruknął.
Złapał trzonek Davisa u nasady, żeby nie mógł dojść i pochylił
się nad nim. Przejechał językiem po całej długości penisa by po chwili wziąć go
do ust. Zaczął poruszać głową w górę i w dół ssąc i drażniąc językiem narząd
kochanka.
- Harry… Och!... Proszę cię! Muszę… Muszę cię dotknąć
– szarpał się w krępujących go więzach, tak że poraniły mu nadgarstki.
Potter zlitował się nad nim i odwiązał go. Alexander złapał
go za kark i przyciągnął go do pocałunku. Książę jedną ręką wymacał szufladkę
od szafki nocnej i wyciągnął z niej butelkę z lubrykantem, drugą wciąż
stymulując partnera. Brązowowłosy oderwał się od niego i położył na poduszki,
pragnął go i wiedział, że zachwalę go dostanie. Rozłożył szeroko nogi i
zamglonym z pożądania wzrokiem wpatrywał się w Harry’ego. Ten nawilżył sobie palce
i patrząc partnerowi w oczu wsunął w niego od razu dwa. Davis spiął się ale
czując uspokajający masaż na brzuchu starał się rozluźnić, początki nie wiedzieć
dlaczego zawsze były najgorsze. Współżyli ze sobą dopiero trzeci raz, więc może
z czasem się to zmieni. Gryfon wsunął trzeci palec i zaczął poruszać ręką. Alex
odchylił głowę do tyłu i jęknął cichutko, a wszystkie wcześniejsze myśli poleciały
w kąt. Jego jęki jeszcze bardziej podziałały na pobudzony do granic możliwości członek
szukającego, więc czym prędzej przyspieszył.
- Już! – wyjęczał Davis.
Potter dłużej nie dał się namawiać, wyciągnął palce i
wylał sobie olejku na ręce. Rozsmarował to na swoim twardym członku i ustawił
się przy wejściu towarzysza. Patrząc w jego brązowe tęczówki wsuwał się powoli.
Alexander miał tak zmroczony pożądaniem umysł, że nie zwracając uwagi na
początkowy ból i dyskomfort, nabił się do końca. Ten zapał wynagrodził mu
głośny okrzyk przyjemności Harry’ego, gdy jego członek został otoczony przez
ciasne wnętrze. Oparł ręce po obu stronach głowy Ślizgona i zaczął się
poruszać. Alex oblizał spierzchnięte wargi, na co Potter zareagował
warknięciem. Wpił się w te kuszące czerwone usta i zaczął poruszać się
szybciej. Brązowooki wił się pod nim w spazmach rozkoszy. Wiedział, że długo
nie wytrzyma. Chciał by to trwało ale było zbyt idealne, żeby mógł się
powstrzymać. Zaczął drżeć, co przewidywało nadchodzący orgazm.
- Jeszcze nie. – wyszeptał mu do ucha, zachrypniętym głosem,
książę. – Dojdziemy razem.
Złapał ponownie jego penisa u nasady i zaczął wchodzić
w niego mocno. Raz za razem uderzając w prostatę kochanka, na co ten krzyczał głośno
z przyjemności. W końcu czując zbliżający się koniec puścił gorący organ. Patrząc
sobie w oczy, krzycząc z rozkoszy, szczytowali. Potter drżąc z ekstazy opadł na
ciało swojego chłopaka. Przez jakiś czas leżeli w tej pozycji nie mając siły
się podnieść. Ale to było dla nich perfekcyjne w każdym calu. Nie potrzebowali żadnych
słów, wystarczy że ten drugi był obok. Alexander wsunął rękę w mokre włosy
kochanka i zaczął masować mu głowę, na co Harry mruczał jak kot.
- Masz ochotę na prysznic? – zapytał go w końcu po jakimś
trzydziestu minutach.
- Jak najbardziej. – odpowiedział sennie Alex.
Wstali z łóżka i udali się do łazienki. Weszli do
kabiny i odkręcili strumień ciepłej wody. Gryfon wylał sobie na dłonie żel pod prysznic
i zaczął myć kochanka. Ramiona, klatkę piersiową, plecy, brzuch… W końcu
zatrzymał się na członku, który pod jego dotykiem znów zaczął się unosić. Zaczął
poruszać dłonią w górę i w dół a gdy narząd był całkowicie twardy odsunął się i
pozwolił wodzie spłukać pianę. Alexander oparł się o ścianę bo nie ufał swoim
nogom, a Harry spoglądając na niego opadł na kolana. Davis patrzył z zachwytem
jak jego penis znika w ustach Pottera. Został pochłaniany raz za razem, nie
wiedział jak długo to trwało, ale wiedział że zbliża się na szczyt. Jęknął
głośno.
- Harry, ja zaraz… – Wybraniec nie pozwolił mu
skończyć bo przejechał zębami po całej długości trzonka i Ślizgon doszedł mu w
usta. – Nie masz jeszcze dosyć? – wyszeptał gdy uspokoił oddech.
- Ciebie? Nigdy – odpowiedział i pocałował go.
Kąpiel się przedłużyła. Wyszli z łazienki prawie
godzinę później. Budzik na szafce nocnej wskazywał północ a oni obaj byli
wykończeni. Potter machnięciem ręki zmienił pościel, brudną wysyłając do pralni
i razem z partnerem wszedł do łóżka. Nie minęła chwila i obaj spali.
Rozdział poprawiony 12.01.2018
Hej,
OdpowiedzUsuńno w końcu Nick przeprosił, ale bardzo dużo czasu mu to zajęło... co za wstrętny nanipulator i Alex juhu przeniósł się do Hogwartu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza