Chłopcy kierując się według mapy dotarli do jadalni. Niepewnie
przekroczyli próg pomieszczenia. Przy stole zastali białowłosego mężczyznę w
towarzystwie Nicolasa.
- To jest Victor Varnner. – przedstawił go Smith. –
Będzie pokazywał wam, jak należy obchodzić się ze zwierzętami, żeby i one w
jakiś sposób mogły wam pomóc.
Varnner skinął im głową i wrócił do przerwanego
posiłku. Młodzi szybko zajęli miejsca przy stole i błyskawicznie zjedli
posiłek. Gdy tylko Steven jako ostatni opróżnił talerz, nauczyciel wstał.
- Za mną. – rzucił i opuścił pomieszczenie, nie
odwracając się za siebie.
Harry niechętnie podniósł się na nogi i razem z
kolegami wyszedł by nie stracić mężczyzny z oczu. Cały czas miał w głowie
przemowę ojca, wiedział że będą mieli ciężko, ale widział to jako szansę na
pokonanie Voldemorta, więc musiał zacisnąć zęby i wziąć się do roboty. Victor
wyprowadził ich z zamku i poprowadził do granicy zamku, gdzie rosły gęste
drzewa, tam zatrzymał się i odwrócił twarzą do nowych uczniów.
- Jak już wiecie, nazywam się Victor Varnner. –
przemówił cichym, głębokim głosem – Jestem czystokrwistym elfem i nauczać was
będę tak zwanej opieki nad magicznymi stworzeniami. Różnić się jednak będzie od
zajęć jakich dotychczas doświadczyliście. Tutaj nauczycie się, jak już
wspominał wasz opiekun, jak obchodzić się ze zwierzętami magicznymi, czy to
takimi, które magii w sobie nie mają. Jesteśmy w samym środku wojny i każda
pomoc nam się przyda. – splótł ręce za plecami i zaczął przechadzać się przed
uczniami. – Nauczę was jak obchodzić się ze smokiem, żeby ten pozwolił wsiąść
wam na swój grzbiet, jak podejść do hipogryfa, jednorożca a nawet jak oswoić
pegaza. Jednakże wymagam od was skupienia i żadnych głupich żartów, czy to
jasne?
Studenci pokiwali głowami.
- Dobrze – stwierdził usatysfakcjonowany elf. – Zatem
zaczniemy od czegoś prostszego.
To powiedziawszy zagwizdał i po chwili było słychać
tętent kopyt. Z lasu wybiegł szaroczarny hipogryf.
- Czy ktoś miał kiedyś styczność z tym zwierzęciem? –
zapytał nie oczekując pozytywnej odpowiedzi, bardzo się zdziwił widząc
wyciągniętą rękę zielonookiego młodzieńca – A więc panie …?
- Potter. Harry Potter – odpowiedział.
- Ach… - zdziwił się Victor – Zaginiony książę?
Chłopak zarumienił się lekko i skinął głową. Elf
zaśmiał się na ten obrazek. Zarumieniony wampir!
- Wiesz jak się z nim obchodzić? – zapytał chłopaka
gdy opanował radość.
- Tak.
- To zapraszam – rzekł i odsunął się robiąc Potterowi
miejsce.
Harry w milczeniu spojrzał na zwierzę. Gdy był pewny,
że stwór patrzy na niego skłonił się nisko. Trwał w pokłonie kątem oka zerkając
na hipogryfa. Gdy ten mu delikatnie pochylił głowę, powoli się wyprostował i
wolno zaczął podchodzić do zwierzęcia. Czarne oczy pół orła wpatrywały się w
niego uważnie, jednak nie wykonał żadnego ruchu, mającego zniechęcić Harry’ego.
Kiedy dzielił go jeden duży krok od zwierzęcia wyciągnął drżącą rękę i zatopił
ją w piórach na głowie hipogryfa.
- Brawo! – krzyknął Varnner, przerywając ciszę. – Tak
jak pokazał nam Harry, hipogryfowi należy się pokłonić, zanim w jakikolwiek
sposób będziemy chcieli się do niego zbliżyć. Hipogryfy są to bardzo honorowe
zwierzęta więc w żaden sposób nie starajcie się ich obrażać bo wtedy mogą
zrobić wam krzywdę. Teraz, proszę aby każdy po kolei podszedł do Sarlina i
uczynił to samo co wasz kolega.
Chłopcy ustawili się w rzędzie i jeden po drugim
starali się zdobyć zaufanie hipogryfa.
Po udanych zajęciach Varnner odprowadził ich do sali
treningowej po czym się oddalił. Chłopcy weszli do środka rozglądając się
ciekawie.
- Witam – odezwał się głos z kąta.
Spojrzeli w tamtą stronę. Z cienia wyłonił się wysoki,
muskularny mężczyzna ze śniadą cerą, szarymi oczami i ciemno brązowymi włosami.
Odziany był w szary dres, a jego twarz była maską obojętności.
- Nazywam się Marcus Parker. – zaczął cichym głosem. –
Będę prowadził dla was zajęcia zwane ćwiczeniami fizycznymi oraz odporność na
ból. W tej Sali nie ma czasu na zbędne rozmowy, tutaj jest tylko pot i łzy.
Różdżki możecie zostawiać w pokoju bo również wam się nie przydadzą. To by było
na tyle jeśli chodzi o wstęp. Jako, że rano nie mieliście należytej rozgrzewki
ćwiczenia pod Cruciatusem zaczniemy dopiero jutrzejszego wieczora. – Alex
zbladł na jego słowa, a Jake przełknął głośno ślinę. – Na początek czterdzieści
kółek dookoła sali.
- Ile?! – oburzył się Phillip.
- Pięćdziesiąt! – warknął nauczyciel, patrząc na nich
twardym wzrokiem. – Czy ktoś ma coś jeszcze do dodania? – spojrzał na oburzone
twarze uczniów – Nie? Tak myślałem. Na co czekacie?! Biegać! Już ja zrobię z
was mężczyzn!
Chłopcy nie chcąc aby nauczyciel dołożył im jeszcze
więcej, ruszyli. Nie było łatwo, czarodzieje rzadko kiedy uprawiają inną
aktywność fizyczną niż Quidditch. Marcus w milczeniu obserwował ich marne
wysiłki, Steven odpadł już po dwóch kółkach, z trudem łapiąc powietrze. Chłopak
nigdy w życiu nie przebiegł nawet kilometra. Na zamku elfów nie było mu to
potrzebne.
- Dalej Clark! – zawołał nauczyciel popędzając go,
blondyn spojrzał na niego i ruszył ponownie przyspieszając w miarę swoich
możliwości.
To była istna droga przez mękę. Po trzydziestu kółkach
prym prowadził Jake McCarthy, który teraz dziękował sobie w myślach, że dał się
namówić swojemu przyjacielowi na jogging, niedaleko za nim biegł Potter
zarumieniony na twarzy z wysiłku. Harry poprawił swoją sprawność fizyczną przez
ostatni miesiąc, kiedy przez biegał niemal codziennie nie mogąc spać, żeby
ponownie nie pogrążyć się w wyniszczających go koszmarach. Nie wiedział jakby
sobie teraz poradził gdyby nie to. Po skończeniu pięćdziesięciu kółek
wyznaczonych przez nauczyciela, przez dwie godziny robili jeszcze brzuszki, pompki,
przysiady i wiele innych ćwiczeń ze standardowej rozgrzewki Marcusa Parkera.
Na kolację dosłownie się wlekli. Nie mieli siły
podnieść nogi, a przejście metra było dla nich droga przez mękę. Zajęli swoje miejsca
przy stole, witając się cicho z jedzącymi już Nicolasem i Victorem. Wiedzieli,
że po tak intensywnym treningu musieli zjeść posiłek bogaty w białko i
uzupełnić płyny, więc zmobilizowali swoje ręce do poruszania się i napełnili talerze.
Chwilę po nich do jadalni wkroczył ich kat i uśmiechając się pogardliwie na
widok stanu swoich uczniów zasiadł przy stole. Po posiłku, zjedzonym w ciszy,
Nick wstał prosząc swoich podopiecznych by poszli za nim. Skierowali się do
wschodniego skrzydła i weszli do jednej z sal gdzie czekało już na nich
czterech mężczyzn.
- To jest Larry Whitman – wskazał na wysokiego
mężczyznę o rudych włosach i niebieskich oczach – Kyle Valenti – niski, krępy
szatyn z piwnymi oczami – Jason Behr – średniego wzrostu blondyn z jasną, wręcz
białą, skórą i zielonymi oczyma – i Devon Whitman – idealna kopia Larry’ego. –
Będą nauczali was olumencji i leglimencji przez najbliższe lata. – skinął głową
mężczyznom i podszedł do Alexa – Zaczynamy panie Davis.
Do Harry’ego podszedł Jason Behr i zaprowadził
go na koniec Sali.
- Miałeś już kiedyś styczność z oklumencją? –
zapytał go cichym, głębokim głosem.
- Tak. – przyznał chłopak. – W tym roku szkolnym
nauczyciel próbował mnie tego nauczyć, ale niestety nie wyszło.
- To domyślam się że znasz zasady, tak? – widząc
zmieszaną minę księcia zapytał z niedowierzaniem. – Twój nauczyciel nie wytłumaczył ci o co
chodzi?
- Wyjaśnił czym jest oklumencja, ale nie wytłumaczył
mi jak się bronić przed ingerencją z zewnątrz. – powiedział cicho Potter. – Wiem,
że muszę oczyścić umysł, ale nie mam pojęcia jak.
- To nie jest nic trudnego. – zaczął Behr. – Gdy
zaczynasz się uczyć, najlepiej jak będziesz tworzył barierę w postaci muru,
ściany ognia, wody, pustej kartki lub czegoś innego, co łatwo ci będzie
przywołać. Musisz koncentrować się na wybranej przez siebie formie obrony, nie
dopuszczając, żeby atakujący się przez nią przebił. W późniejszych etapach
nauki nauczę cię jak budować mur z mało znaczących wspomnień lub tworzyć
fałszywe. Teraz dam ci pięć minut abyś skoncentrował się na najlepszej według
ciebie formie ochrony i wejdę w twój umysł. Dobrze?
Chłopak skinął głową i skoncentrował się. Dał znak
Behrowi i zaczęli. Niestety pierwsze próby nie były zbyt owocne, jednak Harry
starał się nie załamywać. Próbował każdej formy wymienionej przez nauczyciela,
próbując dopasować do siebie te najlepszą. Mur nie wytrzymał długo, przy
pierwszym natarciu runął niczym domek z kart i ciężko było odbudować
wizualizację. Kartka papieru od razu nasuwała wspomnienia związane z byłym
przyjacielem. Było to dla niego trochę głupie, ale zbyt wiele razy nie uważali
na lekcjach, komentując różne fakty na czystym pergaminie, żeby ta forma była
dla niego odpowiednia. Papier zmieniał się od razu we wspomnienia, które teraz
były dla niego bolesne. Próbę przetrwał ogień co niezmiernie zdziwiło
zielonookiego. Nie sprawiało mu wysiłku postawienie go, chociaż nigdy nie miał
bezpośredniej styczności z takim płomieniem. Może o to właśnie chodziło?
Znaleźć coś, co nie będzie nasuwać kolejnych wspomnień? Nie chciał się teraz
nad tym zastanawiać, ważne że się udało.
- Gotowy? – zapytał go Jason, dając mu chwilę przed
kolejnym natarciem. – Zaczynamy. Legilimens!
Harry zdołał utrzymać ścianę ognia przez pięć sekund
zanim nauczyciel się przedarł przez nią. Jednakże gdy tylko to uczynił, opuścił
umysł ucznia nie chcąc naruszać jego prywatności.
- Nawet dobrze ci poszło – pochwalił go blondyn
–Spróbujmy jeszcze raz.
I spróbowali. Gdy zegar wybił dwudziestą drugą Harry
utrzymywał barierę już do piętnaście sekund. Próby te jednak bardzo go
wykończyły i ledwie stał na nogach. Dawno nie przeżył takiego intensywnego
dnia. Marzył tylko o gorącej kąpieli i łóżku.
- Oczyść umysł przed snem – zalecił Jason gdy
wychodzili z pomieszczenia.
- Jak to
zrobić? – zapytał go Harry.
Tego również Snape mu nie wytłumaczył, wiecznie tylko
wykorzystywał fakt, że Potter tego nie robi i nie umie zrobić, żeby z niego
drwić.
- Staraj się przynajmniej przez jakiś czas myśleć
tylko o ogniu, to jest twoja forma obrony więc to ci pomoże oczyścić umysł,
skup się tylko na tym, niech pomoże ci to wyciszyć wszelkie myśli, jakie krążą
po twojej głowie. Kiedy poczujesz uczucie dziwnej lekkości to znaczy, że udało
ci się osiągnąć ten stan. – to powiedziawszy pożegnał się i udał do siebie.
Harry poczekał chwilę na kolegów i razem w milczeniu
udali się do swoich kwater. Zbyt zmęczeni na jakiekolwiek rozmowy rozeszli się szybko
do swoich pokoi. Potter wziął błyskawiczny prysznic i w samych bokserkach
położył się do łóżka. Według zalecenia nauczyciela, skoncentrował się i
oczyścił umysł, nie wiedział ile czasu na to poświęcił, ale gdy w końcu mu się
udało uśmiechnął się z zadowoleniem. Nastawił budzik stojący na szafce nocnej i
poszedł spać.
Alarm zadzwonił stanowczo zbyt szybko, stwierdził
Harry w myślach zwlekając się z łóżka. Poszedł do łazienki i rozebrawszy się
wszedł pod zimny prysznic., żeby się ocknąć. Bolał go dosłownie każdy mięsień i
już w myślach błagał, żeby ten dzień się jak najszybciej skończył. Umył szybko
zęby i orzeźwiony po prysznicu, w samym ręczniku na biodrach, poszedł do pokoju.
Ubrał się w czarno zielony dres i przeczesując palcami mokre włosy opuścił
pokój. Zegar w salonie wskazywał kwadrans po piątej. Usiadł w fotelu i
postanowił poczekał na kompanów. Po pięciu minutach, będąc już w komplecie
udali się do Sali Treningowej. Życzyli sobie szczęścia i zabrali się za
ćwiczenia. Marcus zafundował im takie same ćwiczenia jak wczoraj, przypominając
że wieczorem będą już mieli lekcje pod cruciatusem. Mięśnie wciąż bolały po
wczorajszym wycisku, więc gorzej im było dzisiaj wykonywać ćwiczenia, ale żeby
nie zezłościć nauczyciela zacisnęli zęby i mimo bólu, mozolnie wykonywali jego
polecenia. Gdy wybił gong pędem pognali do jadalni, aby zjeść pożywny posiłek.
Przywitawszy się kulturalnie ze znajdującymi się tam ludźmi, zasiedli do stołu.
Po błyskawicznym śniadaniu zostali zaprowadzeni do Sali, w której miały się
odbywać zajęcia z animagii. W środku czekał już na nich Larry Withman.
- Animagia jest niezwykle trudną dziedziną. – zaczął
mężczyzna, gdy chłopcy usiedli na poduszkach pod ścianą. – Transformacja i
nauka bez nadzoru jest niebezpieczna więc tylko w tej Sali, aż nie uda wam się
przemienić, będziecie to trenować. Formy animagicznej nie możecie sobie wybrać
bo to zależy od charakteru czarodzieja i w waszym przypadku mocy. Będziecie
mieć po dwie formy zwierzęce odpowiadające charakterowi i mocy. Żeby w ogóle
myśleć o przemianie musicie zagłębić się w tajniki medytacji. Musicie uspokoić
swoje ciało i umysł, aby dotrzeć do wnętrza. Tam, głęboko ukryty pod skórą
siedzi zwierz, w którego się przemienicie.
Przez następne pół godziny tłumaczył im na czym ma
polegać przemiana i na czym mają się skupiać próbując jej dokonać. Następnie
usiedli w kręgu i wyciszyli, starając się skupić, według polecenia nauczyciela
na swoim wewnętrznym ja. Withman krążył dookoła nich i szeptem wydawał
instrukcje nad czym mają myśleć, czy jak mają oddychać. W powietrzu unosiła się
woń aloesu, którą w tym momencie koiła ich zszargane nerwy. Na zakończenie
lekcji Larry raz jeszcze przemówił.
- Droga do przemiany jest straszne długa i mozolna. Niewielu
czarodziejów jest ją w stanie przejść, dlatego animagów jest tak mało. Mam
nadzieję, że wam się uda – uśmiechnął się krzywo i opuścił salę.
Mieli niewiele czasu, więc szybkim krokiem opuścili
pomieszenie. Na następną lekcję udali się na błonia, gdzie zastali już Jasona
Behra. Blondyn stał bez ruch, a ręce miał złączone za plecami.
- Witam was na pierwszej lekcji z Magii Żywiołów. – przemówił
swoim cichym i głębokim głosem, kiedy uczniowie stanęli przed nim w równym
rzędzie. – Zanim zaczniemy jakiekolwiek rozmowy na temat żywiołów, wypijecie po
eliksirze, który pokaże nam jakim żywiołem będziecie władać. – to powiedziawszy
wskazał pięć fiolek stojących na małym stoliczku, którego wcześniej nie
zauważyli.
Wypili podany im przez nauczyciela eliksir i po chwili
Behr już wiedział. Alexander Davis otoczony był wirującą wodą i powietrzem,
Steven Clark był w władaniu żywiołu ziemi, Phillip Strait ognia, Jake McCharty
powietrzem a Harry Potter ogniem i energią.
- Doskonale! – odezwał się Jason – Każdy żywioł ma
swoją specyficzną naturę i z każdym musicie obchodzić się inaczej. Moim
zadaniem jest nauczyć was jak nad nimi zapanować, żeby stały się niebezpieczną
bronią dla przeciwnika. W waszych pokojach znajdziecie ciekawy podręcznik na
temat żywiołów, który polecam w wolnej chwili przejrzeć.
Przez następną godzinę tłumaczył im specyfikę każdego
z żywiołów i jak nad nimi panować. Było to niewyobrażalnie trudne, a osoba
która chciałaby zrobić to bez przeszkolenia mogłaby spowodować niemałą
katastrofę. W pewnym momencie poprosił Phillipa do siebie.
- Podnieś palec wskazujący. – gdy uczeń wykonał
polecenie powiedział mu. – Wyobraź sobie teraz mały płomień ognia unoszący się
nad nim.
Brązowowłosy zmarszczył w skupieniu brwi i wpatrywał
się w wyczekiwaniu w swój palec. Po chwili nad czubkiem jego palca pojawił się
mały płomień. Zaskoczony chłopak podskoczył na co płomień zgasł. Behr zaśmiał
się cicho i podziękował mu.
- W panowaniu nad żywiołami ważna też jest
koncentracja, ponieważ jak już wspomniałem, skutki czasami mogą być
katastrofalne. Kiedy przywołujecie swój żywioł nie możecie dać się rozproszyć,
pełne skupienie nad tym co robicie. Nie ma tutaj miejsca na żadne błędy.
Do końca lekcji prowadził wykład na temat żywiołów, a
uczniowie z chęcią go słuchali. Gdy zabrzmiał gong oznaczający godzinę
piętnastą razem z nimi udał się do jadalni. Po szybkim posiłku wraz z Devonem
Whitmanem udali się do Sali z pięcioma ławkami, gdzie nauczyciel prowadził
ponad godzinny wykład o czarnej magii. Mówił szybko i ciekawie, mieli problem
żeby nadążyć z notowaniem, jednak pod koniec zajęć nauczyciel wskazał im do
jakiego podręcznika mogą zajrzeć, żeby znaleźć to o czym dzisiaj mówili. Na
zajęciach z zakresu szkolnego spotkali po raz pierwszy kobietę w tym zamku.
Była wysoką blondynką o owalnej twarzy, włosy sięgały jej ramion, a odziana
była w czarną skromną szatę.
- Witam. – odezwała się melodyjnym głosem. – Nazywam
się Isabel Ramirez i będę nauczać was Transmutacji i Zaklęć. Nie przedłużając, przejdźmy do lekcji.
Przez trzy godziny zrobiła im błyskawiczną powtórkę z
pięciu lat nauki. Streściła im podstawy, od razu przechodząc do praktyki.
Poprawiała ruchy różdżek oraz wymowę, dążąc do perfekcji u swoich uczniów.
- Na następnej lekcji będziecie mieć Eliksiry i Obronę
Przed Czarną Magią, także ze mną spotkacie się ponownie w poniedziałek. Skrzaty
do pokoju dostarczyły wam potrzebne podręczniki więc chciałabym abyście przeczytali
pierwsze trzy rozdziały z Zaklęć i z Transmutacji. To wszystko na dzisiaj. Do
widzenia.
Po kolacji na drżących nogach cała piątka udała się do
Sali treningowej. Na miejscu oprócz Marcusa zastali także Nicka, Devona, Victora
i Larry’ego. Parker wydał im polecenie i zaczęli biec. Dali im przebiec jedno
kółko w spokoju, zanim podnieśli różdżki. Cała piątka mogła odczuć na sobie
działanie zaklęcia torturującego. Mimo, że mentalnie się na to przygotowywali,
nie mogli powstrzymać reakcji swojego ciała. Alex przewrócił się, a Steven zatrzymał
się, zamknął oczy i wsparł ręce na kolanach. Harry zacisnął mocno zęby i starał
się biec dalej, jednak było ciężko. Po chwili zaklęcie zostało przerwane.
- Nie obijać się! – warknął na leżących młodzieńców
Marcus, ci wysyłając mu mordercze spojrzenie wstali i ponowili bieg.
Mężczyźni odczekali chwilę i ponownie zaatakowali. Ból
był delikatny, ale odczuwalny. Nie zwolnili zaklęcia tak długo aż Jake nie
stracił przytomności. Larry pokręcił głową i wyprowadził go z pomieszczenia
Pozostałe trzydzieści minut zajęć były jak droga przez mękę.
Z ulgą na twarzach opuścili sale treningową i
skierowali się do swoich pokoi. Gdy dotarli do wspólnej komnaty zastali na
ławie cztery fiolki z eliksirem łagodzącym skutki cruciatusa i Jake’a leżącego
na kanapie.
- Sadyści! – warknął Alexander po wypiciu płynu.
Koledzy mu zawtórowali, nie mając siły powiedzieć nic
więcej.
- Jak się czujesz? – zapytał Potter Jake’a
- Bywało lepiej – odparł tamten nie otwierając oczu.
Harry westchnął i podniósł się z miejsca. Nie mieli za
dużo czasu na użalanie się nad sobą bo jutro też jest dzień, znów trzeba wstać
i iść na zajęcia.
- Dobranoc ekipo. – rzucił i poszedł do swojego
pokoju.
Wziął prysznic zmywając z siebie trudy dzisiejszego
dnia i tak jak zeszłego wieczoru oczyścił umysł, nastawił budzik i poszedł
spać.
Rozdział
poprawiony 10.01.2018
Hej,
OdpowiedzUsuńto ich szkolenie mordercze, aż nogami powluczają... ale bardzo to im się przyda...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza