niedziela, 24 listopada 2013

7. Przebieg



Chłopcy kierując się według mapy dotarli do jadalni. Niepewnie przekroczyli próg pomieszczenia. Przy stole zastali białowłosego mężczyznę w towarzystwie Nicolasa.
- To jest Victor Varnner. – przedstawił go Smith. – Będzie pokazywał wam, jak należy obchodzić się ze zwierzętami, żeby i one w jakiś sposób mogły wam pomóc.
Varnner skinął im głową i wrócił do przerwanego posiłku. Młodzi szybko zajęli miejsca przy stole i błyskawicznie zjedli posiłek. Gdy tylko Steven jako ostatni opróżnił talerz, nauczyciel wstał.
- Za mną. – rzucił i opuścił pomieszczenie, nie odwracając się za siebie.
Harry niechętnie podniósł się na nogi i razem z kolegami wyszedł by nie stracić mężczyzny z oczu. Cały czas miał w głowie przemowę ojca, wiedział że będą mieli ciężko, ale widział to jako szansę na pokonanie Voldemorta, więc musiał zacisnąć zęby i wziąć się do roboty. Victor wyprowadził ich z zamku i poprowadził do granicy zamku, gdzie rosły gęste drzewa, tam zatrzymał się i odwrócił twarzą do nowych uczniów.
-  Jak już wiecie, nazywam się Victor Varnner. – przemówił cichym, głębokim głosem – Jestem czystokrwistym elfem i nauczać was będę tak zwanej opieki nad magicznymi stworzeniami. Różnić się jednak będzie od zajęć jakich dotychczas doświadczyliście. Tutaj nauczycie się, jak już wspominał wasz opiekun, jak obchodzić się ze zwierzętami magicznymi, czy to takimi, które magii w sobie nie mają. Jesteśmy w samym środku wojny i każda pomoc nam się przyda. – splótł ręce za plecami i zaczął przechadzać się przed uczniami. – Nauczę was jak obchodzić się ze smokiem, żeby ten pozwolił wsiąść wam na swój grzbiet, jak podejść do hipogryfa, jednorożca a nawet jak oswoić pegaza. Jednakże wymagam od was skupienia i żadnych głupich żartów, czy to jasne?
Studenci pokiwali głowami.
- Dobrze – stwierdził usatysfakcjonowany elf. – Zatem zaczniemy od czegoś prostszego.
To powiedziawszy zagwizdał i po chwili było słychać tętent kopyt. Z lasu wybiegł szaroczarny hipogryf.
- Czy ktoś miał kiedyś styczność z tym zwierzęciem? – zapytał nie oczekując pozytywnej odpowiedzi, bardzo się zdziwił widząc wyciągniętą rękę zielonookiego młodzieńca – A więc panie …?
- Potter. Harry Potter – odpowiedział.
- Ach… - zdziwił się Victor – Zaginiony książę?
Chłopak zarumienił się lekko i skinął głową. Elf zaśmiał się na ten obrazek. Zarumieniony wampir!
- Wiesz jak się z nim obchodzić? – zapytał chłopaka gdy opanował radość.
- Tak.
- To zapraszam – rzekł i odsunął się robiąc Potterowi miejsce.
Harry w milczeniu spojrzał na zwierzę. Gdy był pewny, że stwór patrzy na niego skłonił się nisko. Trwał w pokłonie kątem oka zerkając na hipogryfa. Gdy ten mu delikatnie pochylił głowę, powoli się wyprostował i wolno zaczął podchodzić do zwierzęcia. Czarne oczy pół orła wpatrywały się w niego uważnie, jednak nie wykonał żadnego ruchu, mającego zniechęcić Harry’ego. Kiedy dzielił go jeden duży krok od zwierzęcia wyciągnął drżącą rękę i zatopił ją w piórach na głowie hipogryfa.
- Brawo! – krzyknął Varnner, przerywając ciszę. – Tak jak pokazał nam Harry, hipogryfowi należy się pokłonić, zanim w jakikolwiek sposób będziemy chcieli się do niego zbliżyć. Hipogryfy są to bardzo honorowe zwierzęta więc w żaden sposób nie starajcie się ich obrażać bo wtedy mogą zrobić wam krzywdę. Teraz, proszę aby każdy po kolei podszedł do Sarlina i uczynił to samo co wasz kolega.
Chłopcy ustawili się w rzędzie i jeden po drugim starali się zdobyć zaufanie hipogryfa.

Po udanych zajęciach Varnner odprowadził ich do sali treningowej po czym się oddalił. Chłopcy weszli do środka rozglądając się ciekawie.
- Witam – odezwał się głos z kąta.
Spojrzeli w tamtą stronę. Z cienia wyłonił się wysoki, muskularny mężczyzna ze śniadą cerą, szarymi oczami i ciemno brązowymi włosami. Odziany był w szary dres, a jego twarz była maską obojętności.
- Nazywam się Marcus Parker. – zaczął cichym głosem. – Będę prowadził dla was zajęcia zwane ćwiczeniami fizycznymi oraz odporność na ból. W tej Sali nie ma czasu na zbędne rozmowy, tutaj jest tylko pot i łzy. Różdżki możecie zostawiać w pokoju bo również wam się nie przydadzą. To by było na tyle jeśli chodzi o wstęp. Jako, że rano nie mieliście należytej rozgrzewki ćwiczenia pod Cruciatusem zaczniemy dopiero jutrzejszego wieczora. – Alex zbladł na jego słowa, a Jake przełknął głośno ślinę. – Na początek czterdzieści kółek dookoła sali.
- Ile?! – oburzył się Phillip.
- Pięćdziesiąt! – warknął nauczyciel, patrząc na nich twardym wzrokiem. – Czy ktoś ma coś jeszcze do dodania? – spojrzał na oburzone twarze uczniów – Nie? Tak myślałem. Na co czekacie?! Biegać! Już ja zrobię z was mężczyzn!
Chłopcy nie chcąc aby nauczyciel dołożył im jeszcze więcej, ruszyli. Nie było łatwo, czarodzieje rzadko kiedy uprawiają inną aktywność fizyczną niż Quidditch. Marcus w milczeniu obserwował ich marne wysiłki, Steven odpadł już po dwóch kółkach, z trudem łapiąc powietrze. Chłopak nigdy w życiu nie przebiegł nawet kilometra. Na zamku elfów nie było mu to potrzebne. 
- Dalej Clark! – zawołał nauczyciel popędzając go, blondyn spojrzał na niego i ruszył ponownie przyspieszając w miarę swoich możliwości. 
To była istna droga przez mękę. Po trzydziestu kółkach prym prowadził Jake McCarthy, który teraz dziękował sobie w myślach, że dał się namówić swojemu przyjacielowi na jogging, niedaleko za nim biegł Potter zarumieniony na twarzy z wysiłku. Harry poprawił swoją sprawność fizyczną przez ostatni miesiąc, kiedy przez biegał niemal codziennie nie mogąc spać, żeby ponownie nie pogrążyć się w wyniszczających go koszmarach. Nie wiedział jakby sobie teraz poradził gdyby nie to. Po skończeniu pięćdziesięciu kółek wyznaczonych przez nauczyciela, przez dwie godziny robili jeszcze brzuszki, pompki, przysiady i wiele innych ćwiczeń ze standardowej rozgrzewki Marcusa Parkera.

Na kolację dosłownie się wlekli. Nie mieli siły podnieść nogi, a przejście metra było dla nich droga przez mękę. Zajęli swoje miejsca przy stole, witając się cicho z jedzącymi już Nicolasem i Victorem. Wiedzieli, że po tak intensywnym treningu musieli zjeść posiłek bogaty w białko i uzupełnić płyny, więc zmobilizowali swoje ręce do poruszania się i napełnili talerze. Chwilę po nich do jadalni wkroczył ich kat i uśmiechając się pogardliwie na widok stanu swoich uczniów zasiadł przy stole. Po posiłku, zjedzonym w ciszy, Nick wstał prosząc swoich podopiecznych by poszli za nim. Skierowali się do wschodniego skrzydła i weszli do jednej z sal gdzie czekało już na nich czterech mężczyzn.
- To jest Larry Whitman – wskazał na wysokiego mężczyznę o rudych włosach i niebieskich oczach – Kyle Valenti – niski, krępy szatyn z piwnymi oczami – Jason Behr – średniego wzrostu blondyn z jasną, wręcz białą, skórą i zielonymi oczyma – i Devon Whitman – idealna kopia Larry’ego. – Będą nauczali was olumencji i leglimencji przez najbliższe lata. – skinął głową mężczyznom i podszedł do Alexa – Zaczynamy panie Davis.
 Do Harry’ego podszedł Jason Behr i zaprowadził go na koniec Sali.
 - Miałeś już kiedyś styczność z oklumencją? – zapytał go cichym, głębokim głosem.
- Tak. – przyznał chłopak. – W tym roku szkolnym nauczyciel próbował mnie tego nauczyć, ale niestety nie wyszło.
- To domyślam się że znasz zasady, tak? – widząc zmieszaną minę księcia zapytał z niedowierzaniem. –  Twój nauczyciel nie wytłumaczył ci o co chodzi?
- Wyjaśnił czym jest oklumencja, ale nie wytłumaczył mi jak się bronić przed ingerencją z zewnątrz. – powiedział cicho Potter. – Wiem, że muszę oczyścić umysł, ale nie mam pojęcia jak.
- To nie jest nic trudnego. – zaczął Behr. – Gdy zaczynasz się uczyć, najlepiej jak będziesz tworzył barierę w postaci muru, ściany ognia, wody, pustej kartki lub czegoś innego, co łatwo ci będzie przywołać. Musisz koncentrować się na wybranej przez siebie formie obrony, nie dopuszczając, żeby atakujący się przez nią przebił. W późniejszych etapach nauki nauczę cię jak budować mur z mało znaczących wspomnień lub tworzyć fałszywe. Teraz dam ci pięć minut abyś skoncentrował się na najlepszej według ciebie formie ochrony i wejdę w twój umysł. Dobrze?
Chłopak skinął głową i skoncentrował się. Dał znak Behrowi i zaczęli. Niestety pierwsze próby nie były zbyt owocne, jednak Harry starał się nie załamywać. Próbował każdej formy wymienionej przez nauczyciela, próbując dopasować do siebie te najlepszą. Mur nie wytrzymał długo, przy pierwszym natarciu runął niczym domek z kart i ciężko było odbudować wizualizację. Kartka papieru od razu nasuwała wspomnienia związane z byłym przyjacielem. Było to dla niego trochę głupie, ale zbyt wiele razy nie uważali na lekcjach, komentując różne fakty na czystym pergaminie, żeby ta forma była dla niego odpowiednia. Papier zmieniał się od razu we wspomnienia, które teraz były dla niego bolesne. Próbę przetrwał ogień co niezmiernie zdziwiło zielonookiego. Nie sprawiało mu wysiłku postawienie go, chociaż nigdy nie miał bezpośredniej styczności z takim płomieniem. Może o to właśnie chodziło? Znaleźć coś, co nie będzie nasuwać kolejnych wspomnień? Nie chciał się teraz nad tym zastanawiać, ważne że się udało.

- Gotowy? – zapytał go Jason, dając mu chwilę przed kolejnym natarciem. – Zaczynamy. Legilimens!
Harry zdołał utrzymać ścianę ognia przez pięć sekund zanim nauczyciel się przedarł przez nią. Jednakże gdy tylko to uczynił, opuścił umysł ucznia nie chcąc naruszać jego prywatności. 
- Nawet dobrze ci poszło – pochwalił go blondyn –Spróbujmy jeszcze raz.

I spróbowali. Gdy zegar wybił dwudziestą drugą Harry utrzymywał barierę już do piętnaście sekund. Próby te jednak bardzo go wykończyły i ledwie stał na nogach. Dawno nie przeżył takiego intensywnego dnia. Marzył tylko o gorącej kąpieli i łóżku.
 - Oczyść umysł przed snem – zalecił Jason gdy wychodzili z pomieszczenia.
-  Jak to zrobić? – zapytał go Harry.
Tego również Snape mu nie wytłumaczył, wiecznie tylko wykorzystywał fakt, że Potter tego nie robi i nie umie zrobić, żeby z niego drwić.
- Staraj się przynajmniej przez jakiś czas myśleć tylko o ogniu, to jest twoja forma obrony więc to ci pomoże oczyścić umysł, skup się tylko na tym, niech pomoże ci to wyciszyć wszelkie myśli, jakie krążą po twojej głowie. Kiedy poczujesz uczucie dziwnej lekkości to znaczy, że udało ci się osiągnąć ten stan. – to powiedziawszy pożegnał się i udał do siebie.

Harry poczekał chwilę na kolegów i razem w milczeniu udali się do swoich kwater. Zbyt zmęczeni na jakiekolwiek rozmowy rozeszli się szybko do swoich pokoi. Potter wziął błyskawiczny prysznic i w samych bokserkach położył się do łóżka. Według zalecenia nauczyciela, skoncentrował się i oczyścił umysł, nie wiedział ile czasu na to poświęcił, ale gdy w końcu mu się udało uśmiechnął się z zadowoleniem. Nastawił budzik stojący na szafce nocnej i poszedł spać.

Alarm zadzwonił stanowczo zbyt szybko, stwierdził Harry w myślach zwlekając się z łóżka. Poszedł do łazienki i rozebrawszy się wszedł pod zimny prysznic., żeby się ocknąć. Bolał go dosłownie każdy mięsień i już w myślach błagał, żeby ten dzień się jak najszybciej skończył. Umył szybko zęby i orzeźwiony po prysznicu, w samym ręczniku na biodrach, poszedł do pokoju. Ubrał się w czarno zielony dres i przeczesując palcami mokre włosy opuścił pokój. Zegar w salonie wskazywał kwadrans po piątej. Usiadł w fotelu i postanowił poczekał na kompanów. Po pięciu minutach, będąc już w komplecie udali się do Sali Treningowej. Życzyli sobie szczęścia i zabrali się za ćwiczenia. Marcus zafundował im takie same ćwiczenia jak wczoraj, przypominając że wieczorem będą już mieli lekcje pod cruciatusem. Mięśnie wciąż bolały po wczorajszym wycisku, więc gorzej im było dzisiaj wykonywać ćwiczenia, ale żeby nie zezłościć nauczyciela zacisnęli zęby i mimo bólu, mozolnie wykonywali jego polecenia. Gdy wybił gong pędem pognali do jadalni, aby zjeść pożywny posiłek. Przywitawszy się kulturalnie ze znajdującymi się tam ludźmi, zasiedli do stołu. Po błyskawicznym śniadaniu zostali zaprowadzeni do Sali, w której miały się odbywać zajęcia z animagii. W środku czekał już na nich Larry Withman.

- Animagia jest niezwykle trudną dziedziną. – zaczął mężczyzna, gdy chłopcy usiedli na poduszkach pod ścianą. – Transformacja i nauka bez nadzoru jest niebezpieczna więc tylko w tej Sali, aż nie uda wam się przemienić, będziecie to trenować. Formy animagicznej nie możecie sobie wybrać bo to zależy od charakteru czarodzieja i w waszym przypadku mocy. Będziecie mieć po dwie formy zwierzęce odpowiadające charakterowi i mocy. Żeby w ogóle myśleć o przemianie musicie zagłębić się w tajniki medytacji. Musicie uspokoić swoje ciało i umysł, aby dotrzeć do wnętrza. Tam, głęboko ukryty pod skórą siedzi zwierz, w którego się przemienicie.
Przez następne pół godziny tłumaczył im na czym ma polegać przemiana i na czym mają się skupiać próbując jej dokonać. Następnie usiedli w kręgu i wyciszyli, starając się skupić, według polecenia nauczyciela na swoim wewnętrznym ja. Withman krążył dookoła nich i szeptem wydawał instrukcje nad czym mają myśleć, czy jak mają oddychać. W powietrzu unosiła się woń aloesu, którą w tym momencie koiła ich zszargane nerwy. Na zakończenie lekcji Larry raz jeszcze przemówił.
- Droga do przemiany jest straszne długa i mozolna. Niewielu czarodziejów jest ją w stanie przejść, dlatego animagów jest tak mało. Mam nadzieję, że wam się uda – uśmiechnął się krzywo i opuścił salę.

Mieli niewiele czasu, więc szybkim krokiem opuścili pomieszenie. Na następną lekcję udali się na błonia, gdzie zastali już Jasona Behra. Blondyn stał bez ruch, a ręce miał złączone za plecami.
- Witam was na pierwszej lekcji z Magii Żywiołów. – przemówił swoim cichym i głębokim głosem, kiedy uczniowie stanęli przed nim w równym rzędzie. – Zanim zaczniemy jakiekolwiek rozmowy na temat żywiołów, wypijecie po eliksirze, który pokaże nam jakim żywiołem będziecie władać. – to powiedziawszy wskazał pięć fiolek stojących na małym stoliczku, którego wcześniej nie zauważyli.
Wypili podany im przez nauczyciela eliksir i po chwili Behr już wiedział. Alexander Davis otoczony był wirującą wodą i powietrzem, Steven Clark był w władaniu żywiołu ziemi, Phillip Strait ognia, Jake McCharty powietrzem a Harry Potter ogniem i energią.
- Doskonale! – odezwał się Jason – Każdy żywioł ma swoją specyficzną naturę i z każdym musicie obchodzić się inaczej. Moim zadaniem jest nauczyć was jak nad nimi zapanować, żeby stały się niebezpieczną bronią dla przeciwnika. W waszych pokojach znajdziecie ciekawy podręcznik na temat żywiołów, który polecam w wolnej chwili przejrzeć.

Przez następną godzinę tłumaczył im specyfikę każdego z żywiołów i jak nad nimi panować. Było to niewyobrażalnie trudne, a osoba która chciałaby zrobić to bez przeszkolenia mogłaby spowodować niemałą katastrofę. W pewnym momencie poprosił Phillipa do siebie.
- Podnieś palec wskazujący. – gdy uczeń wykonał polecenie powiedział mu. – Wyobraź sobie teraz mały płomień ognia unoszący się nad nim.
Brązowowłosy zmarszczył w skupieniu brwi i wpatrywał się w wyczekiwaniu w swój palec. Po chwili nad czubkiem jego palca pojawił się mały płomień. Zaskoczony chłopak podskoczył na co płomień zgasł. Behr zaśmiał się cicho i podziękował mu.
 - W panowaniu nad żywiołami ważna też jest koncentracja, ponieważ jak już wspomniałem, skutki czasami mogą być katastrofalne. Kiedy przywołujecie swój żywioł nie możecie dać się rozproszyć, pełne skupienie nad tym co robicie. Nie ma tutaj miejsca na żadne błędy.

Do końca lekcji prowadził wykład na temat żywiołów, a uczniowie z chęcią go słuchali. Gdy zabrzmiał gong oznaczający godzinę piętnastą razem z nimi udał się do jadalni. Po szybkim posiłku wraz z Devonem Whitmanem udali się do Sali z pięcioma ławkami, gdzie nauczyciel prowadził ponad godzinny wykład o czarnej magii. Mówił szybko i ciekawie, mieli problem żeby nadążyć z notowaniem, jednak pod koniec zajęć nauczyciel wskazał im do jakiego podręcznika mogą zajrzeć, żeby znaleźć to o czym dzisiaj mówili. Na zajęciach z zakresu szkolnego spotkali po raz pierwszy kobietę w tym zamku. Była wysoką blondynką o owalnej twarzy, włosy sięgały jej ramion, a odziana była w czarną skromną szatę.
- Witam. – odezwała się melodyjnym głosem. – Nazywam się Isabel Ramirez i będę nauczać was Transmutacji i Zaklęć.  Nie przedłużając, przejdźmy do lekcji.
Przez trzy godziny zrobiła im błyskawiczną powtórkę z pięciu lat nauki. Streściła im podstawy, od razu przechodząc do praktyki. Poprawiała ruchy różdżek oraz wymowę, dążąc do perfekcji u swoich uczniów.
- Na następnej lekcji będziecie mieć Eliksiry i Obronę Przed Czarną Magią, także ze mną spotkacie się ponownie w poniedziałek. Skrzaty do pokoju dostarczyły wam potrzebne podręczniki więc chciałabym abyście przeczytali pierwsze trzy rozdziały z Zaklęć i z Transmutacji. To wszystko na dzisiaj. Do widzenia.

Po kolacji na drżących nogach cała piątka udała się do Sali treningowej. Na miejscu oprócz Marcusa zastali także Nicka, Devona, Victora i Larry’ego. Parker wydał im polecenie i zaczęli biec. Dali im przebiec jedno kółko w spokoju, zanim podnieśli różdżki. Cała piątka mogła odczuć na sobie działanie zaklęcia torturującego. Mimo, że mentalnie się na to przygotowywali, nie mogli powstrzymać reakcji swojego ciała. Alex przewrócił się, a Steven zatrzymał się, zamknął oczy i wsparł ręce na kolanach. Harry zacisnął mocno zęby i starał się biec dalej, jednak było ciężko. Po chwili zaklęcie zostało przerwane.
- Nie obijać się! – warknął na leżących młodzieńców Marcus, ci wysyłając mu mordercze spojrzenie wstali i ponowili bieg.
Mężczyźni odczekali chwilę i ponownie zaatakowali. Ból był delikatny, ale odczuwalny. Nie zwolnili zaklęcia tak długo aż Jake nie stracił przytomności. Larry pokręcił głową i wyprowadził go z pomieszczenia Pozostałe trzydzieści minut zajęć były jak droga przez mękę.

Z ulgą na twarzach opuścili sale treningową i skierowali się do swoich pokoi. Gdy dotarli do wspólnej komnaty zastali na ławie cztery fiolki z eliksirem łagodzącym skutki cruciatusa i Jake’a leżącego na kanapie.
- Sadyści! – warknął Alexander po wypiciu płynu.
Koledzy mu zawtórowali, nie mając siły powiedzieć nic więcej.
- Jak się czujesz? – zapytał Potter Jake’a
- Bywało lepiej – odparł tamten nie otwierając oczu.
Harry westchnął i podniósł się z miejsca. Nie mieli za dużo czasu na użalanie się nad sobą bo jutro też jest dzień, znów trzeba wstać i iść na zajęcia.
- Dobranoc ekipo. – rzucił i poszedł do swojego pokoju.
Wziął prysznic zmywając z siebie trudy dzisiejszego dnia i tak jak zeszłego wieczoru oczyścił umysł, nastawił budzik i poszedł spać.




Rozdział poprawiony 10.01.2018


1 komentarz:

  1. Hej,
    to ich szkolenie mordercze, aż nogami powluczają... ale bardzo to im się przyda...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń