Zajęcia
fizyczne przeleciały im w piątek błyskawicznie. Ani się nie obejrzeli, a już
szli na śniadanie. Po posiłku poszli do innej sali treningowej, gdzie odbywały
się lekcje z walki bronią białą. Chwilę później do pomieszczenia wszedł Nicolas
Smith.
-
Witajcie. – zaczął. – To na mnie spadł zaszczyt nauczenia was walczyć bronią
białą. Słowem wstępu, oczekuję od was dyscypliny i posłuszeństwa, w tej Sali nie
ma miejsca na głupie żarty bo to może się źle skończyć. Nie toleruje lenistwa i
spóźnialstwa. Bądźmy dorośli, wszystko czego uczycie się teraz, później wam się
przyda, więc oczekuje że dacie z siebie sto procent. – spojrzał na nich
poważnie. –Zaczynajmy.
Przez
pozostałą cześć lekcji streścił im historię wszystkich broni wywieszonych na
ścianach, m.in. : kopia, rapier, szpada, topór, szabla, sztylet itp. ,
obiecując że następnym razem będą już walczyć. Wyjaśnił im też, jak będą
wyglądać ich zajęcia i pokazał kilka chwytów i pozycji, posługując się różną
bronią. Na zakończenie pozwolił chłopakom obejrzeć wszystko co było wystawione.
-
Alex, Harry zostańcie przez chwilę. – poprosił ich. Zdziwieni chłopcy odwrócili
się do opiekuna z zapytaniem w oczach. – Przyjdźcie dzisiaj po zajęciach do
mojego gabinetu – poprosił, a oni zgodzili się i opuścili pomieszczenie.
Dzisiaj
na zajęciach z zakresu szkolnego przerabiali, według zapowiedzi Eliksiry i
Obronę Przed Czarną Magią, które prowadził dla nich Kyle Valetni. Tak jak w
przypadku Transmutacji i Zaklęć przerobili pierwsze pięć lat ich nauki,
zaczynając od podstaw ważycielstwa, których osoby spędzające dzieciństwo u
mugoli nie znały. Potter musiał przyznać, że przy tłumaczeniu Valentiego więcej
zrozumiał niż w przypadku Snape’a, nawet pomyślał, że mógłby polubić ten
przedmiot, bo niewiele się różni od gotowania, co uwielbia robić. Następnie
przyszedł czas na obiad, po którym mieli Naukę Języków. Weszli do tej samej
Sali co w przypadku Czarnej Magii i w milczeniu czekali na nauczyciela. Po
chwili do klasy weszła wysoka, szczupła wampirzyca, o brązowych aksamitnych
włosach splecionych w długi warkocz. Ubrana była w ciemne spodnie z wysokim
stanem i luźną granatową koszulę.
-
Dzień dobry. – przemówiła aksamitnym głosem. – Nazywam się Diana Halsey, będę
uczyć was o językach międzyrasowych. Jest ich wiele, a czasu na szczęście mamy
bardzo dużo. – uśmiechnęła się do nich delikatnie. – Na początek zajmijmy się
wampirzym, jako że nasz książę – tu skinęła Harry’emu głową – jak i Alexander
przez szesnaście lat powinni o nim wiedzieć lecz uniemożliwiła im to klątwa
śmiertelnika. Zaczynajmy.
Na
ich ławkach pojawiły się pióra i pergaminy, a ona podeszła do tablicy i
zapisała temat. Do siedemnastej tłumaczyła im jakie zwroty obowiązują przy
oficjalnych powitaniach, na bankietach i w przypadku władcy, jak powinno
zwracać się do królowej, a jak do przyszłego króla. Jakich zwrotów używać w
przypadku rozmowy z sędzią, a jakich z głównodowodzącym armią. Nie nadążali
pisać, ale każde sformułowanie było przez Dianę wielokrotnie powtarzane, na
koniec lekcji starali się przeprowadzić rozmowy posługując się tylko nauczonymi
zwrotami i zerkając w notatki, mogli stwierdzić, że im się udało. Z duszą na
ramieniu powlekli się do Sali treningowej na kolejne zajęcia z odporności na
ból. Marcus już tam był uśmiechając się ironicznie.
-
Na co czekacie panowie? – powiedział zamiast przywitania. – Dwadzieścia kółek!
Gdy
ruszyli do Sali weszli Nicolas, Devon, Victor, i Larry i od razu wycelowali w
nich różdżki. Młodzieńcy zacisnęli zęby gdy poczuli ból cruciatusa na swoim
ciele, ale przemogli się i biegli dalej, nie dadzą im tej satysfakcji. Dopiero
gdy mężczyźni minimalnie zwiększyli moc, jeden po drugim zaczęli padać.
-
Marnie! – zaszydził z nich Parker. – Wstawać, dalej! – krzyknął i oblał ich
zimną wodą z różdżki, ci szybko się poderwali i by nie narażać się bardziej
kontynuowali bieg.
Do
końca zajęć jeszcze parę razy zbierali się z podłogi, więc na kolacje szli
mokrzy i cali poobijani. Varnner pokręcił głową i machnięciem różdżki ich wysuszył.
Posiłek zjedli w milczeniu nie mając siły na żadne dyskusje, a zaraz po nim
udali się na naukę oklumencji.
-
Witaj Harry. – przywitał się Jason, gdy uczeń usiadł naprzeciwko niego. – Jak
minął ci dzień?
-
Cześć, profesorze! – odpowiedział Potter. – Straszne.
Behr
kiwnął głową, młodzieniec nie musiał nic więcej mówić. Sam doskonale pamiętał
początki swojego szkolenia, nie dziwił się więc Potterowi. Po wymianie
uprzejmości wzięli się za ćwiczenia. Młodemu księciu szło zdecydowanie lepiej
niż ostatnim razem. Jason od razu wyczuł, że ćwiczył. Barierę z ognia potrafił
już utrzymać od dwóch do czterech minut.
-
Zdecydowanie lepiej. – pochwalił go nauczyciel na koniec zajęć. – Jak będziesz
ćwiczył tak solidnie jak to pokazujesz teraz będziemy mogli zacząć następny
etap jeszcze szybciej.
-
Dzięki. – rzucił Harry z uśmiechem i pożegnał się z blondynem.
Za
drzwiami czekali na niego koledzy. W milczeniu udali się do swoich komnat.
-
To co idziemy? – zapytał Alex Harry’ego.
-
Dokąd? – zainteresował się Jake.
-
Nick nas do siebie wzywał. – wyjaśnił Potter, po czym zwrócił się do Davisa. –
Daj mi dziesięć minut, tylko zmyję z siebie dzisiejszy dzień.
Alexander
skinął głową i również postanowił poświęcić ten czas na szybki prysznic.
Kwadrans
później pukali do drzwi gabinetu opiekuna.
-
Wejść!
Przekroczyli
próg i ujrzeli przestronne pomieszczenie, gustownie urządzone. Pokój był w
odcieniach brązu, cała ściana naprzeciw drzwi była oszklona, pośrodku której
znajdowały się drzwi na taras. Po prawej stronie od wejścia stał ogromny regał
wypełniony po brzegi książkami, natomiast po prawej stał mały stolik, kanapa,
dwa fotele i barek w rogu. Na środku pomieszczenia stało masywne dębowe biurko,
za którym siedział Nicolas wypełniając jakieś dokumenty. Wskazał im dwa krzesła
stojące przed biurkiem.
-
Poczekajcie chwilę, muszę skończyć raport do króla. – chłopcy skinęli głowami i
usiedli.
W
ciszy słychać było tylko skrobanie pióra i tykanie zegara wiszącego nad
drzwiami. W końcu po kwadransie Smith westchnął i odsunął papiery od siebie.
-
Jako, że nikt wam nie wytłumaczył niczego na wasz temat ta rola spada na mnie.
– zaczął od razu przechodząc do sedna sprawy. – Jako wampiry możecie normalnie
jeść, raz do dwóch razy w miesiącu macie potrzebę picia krwi, niekoniecznie
ludzkiej. Najczęściej jest to w pełnie księżyca. Większość rzeczy, które znacie
z mugolskich opowieści to mit, więc nie przejmujcie się tym. Z najważniejszych,
Avada nas nie zabije, ale miecz wbity w serce, bądź jakakolwiek trucizna już
tak, więc musicie uważać. To nie jest tak, że jesteśmy niezniszczalni, oprócz
klątwy zabijającej, musimy uważać na niemal wszystko inne. Zew krwi jest nie do
pomylenia z czym kol więc od razu odczujecie pragnienie. Pełnia wypada za
niecały tydzień, więc zapraszam was wtedy na wycieczkę do lasu, bo sam również
muszę się pożywić. Wasi nauczyciele od oklumencji i leglimencji będą starali
nauczyć was panować nad emocjami, ponieważ często gdy ktoś wyprowadzi was z
równowagi możecie zaatakować. W chwilach szału, kiedy nie masz dostępu do
świeżej krwi to parę kropel tej wampirze od pobratymca może cie uspokoić, ale
to nie zadziała na dłuższą metę i jak najszybciej musicie się wtedy udać na
polowanie. Słońce nie wyrządza nam krzywdy, nie spala nas ani nic w tym stylu,
tylko drażni. – przerwał i zamyślił się – Myślę, że to wszystko jeśli chodzi o
podstawy, w waszych sypialniach są poradniki i książki, z którymi możecie się
zapoznać w wolnym czasie. To wszystko. Harry, chciałbym żebyś został jeszcze
przez chwilę.
Potter
kiwnął głową, więc Alex pożegnał się i wyszedł. Nick wstał i przeszedł na
kanapę, zachęcając młodszego wampira Pottera by się do niego przysiadł.
Zielonooki wstał i niepewnie zbliżył się do mężczyzny. Gdy stanął przednim Smith
złapał go za rękę i pociągnął, także wylądował mu okrakiem na kolanach.
-
Jak Ci minęły te dwa dni Harry? – zapytał, masując go po plecach.
-
Mam odpowiedzieć szczerze? – odpowiedział pytaniem Potter, opierając czoło o
zagłębienie szyi niebieskookiego.
Nicolas
zaśmiał się i przeniósł dłonie na pośladki bruneta, zaczynając je ugniatać.
Młody wampir jęknął głośno i podniósł głowę.
-
Wiesz, że nie powinniśmy tego robić? – zainteresował się i jęknął znów gdy
mężczyzna wsunął swoją chłodną dłoń za gumkę od spodni dresowych Harry’ego i
poprzez bokserki zaczął drażnić palcem jego wejście – Ty jesteś moim
nauczycielem, ja twoim uczniem… – znowu jęknął – Ty jesteś opiekunem, ja
podopiecznym… – wciągnął głośno powietrze, gdy palec nawilżony zaklęciem ominął
barierę w postaci bielizny i wsunął się w ciasną dziurkę. – Ja jestem księciem,
ty poddanym króla.. –wygiął się w łuk gdy Nick poruszając szybko palcem trafił
w prostatę. – Och! Pieprzyć zasady!
Wplótł
palce w czarne włosy mężczyzny i wpił się w jego usta. W ich pocałunku nie było
nic z delikatności. Zaczęli się nawzajem kąsać i gryźć, a coraz mocniejsza rana
sprawiała większą przyjemność. Smith wsunął trzeci palec i zaczął poruszać się
gwałtownie. Potter wychodził mu naprzeciw nabijając się raz za razem na rękę
opiekuna i jęcząc bezwstydnie.
-
Och! – wykrzyknął zielonooki – Nick… Już… Proszę! Jestem gotowy! Pieprz mnie!
-
Twoje prośby są muzyką dla moich uszu. – wyszeptał zachrypniętym głosem Nicolas.
– I nie tylko uszu… - stwierdził, gdy na ostatni zdanie Harry’ego jego członek
powiększył się jeszcze bardziej.
Machnięciem
dłoni zaryglował drzwi, a drugim pozbawił ich ubrań, które wylądowały na fotelu
naprzeciwko. Młody wampir nie czekając na kochanka nabił się mocno na jego
penisa i wciągnął powietrze. Niebieskooki jęknął głośno i przyciągnął księcia
do pocałunku. Wypchnął biodra do góry, a gdy Potter się nie poruszył wyszeptał
mu zmysłowo do ucha.
-
No dalej mój książę…
Harry’ego
przeszedł dreszcz i zaczął się gwałtownie poruszać. Obydwoje byli już na
granicy mimo to poruszali się coraz szybciej. Potter zaczął ujeżdżać kochanka,
a gdy jego członek, za którymś razem trafił w prostatę jęknął i doszedł na
brzuch Smitha. Nick gdy tylko poczuł ścianki zaciskające się na nim, wytrysnął
do wnętrza partnera. Jego głowa opadła na oparcie kanapy a zielonooki oparł się
o jego tors. Machinalnie zaczął gładzić rozczochrane włosy młodzieńca. Gdy
oddech im się ustabilizował rzucił zaklęcie czyszczące i objął chłopaka.
-
Chyba muszę już iść. – wyszeptał Harry gdy zegar wiszący na ścianie wybił
północ.
Nicolas
niechętnie się z nim zgodził i w milczeniu się ubrali. Razem z nim opuścił
gabinet, stwierdzając że i jemu przyda się odpoczynek. Zatrzymali się na
zakręcie, prowadzącym na korytarz, oddzielający ich od komnat uczniów.
-
No to… - zająknął się Harry – Dobranoc.
Niepewnie
podszedł do starszego mężczyzny i musnął jego usta. Odsunął się nie patrząc na
niego i gdy chciał się odwrócić Nick złapał go za ramię. Zdziwiony młodzieniec
spojrzał na niego a on przyciągnął go za kark do kolejnego pocałunku. Wsunął
język w jego usta i po chwili zaczęli je nawzajem masować. Pocałunek z
gwałtownego przeszedł w czuły i namiętny. Nicolas oderwał się od Pottera,
musnął raz jeszcze jego usta i wyprostował się.
-
Dobranoc, Harry.
Książę
następnego dnia miał problemy ze wstaniem. Wziął błyskawiczny prysznic i
zaspany ruszył za kolegami na trening. Bieganie było dla niego katorgą, Alex
spoglądał na niego zdziwiony gdy co chwilę się krzywił. W momencie gdy przy
kolejnym ćwiczeniu Harry złapał się za pośladki uśmiechnął się i pokręcił z
dezaprobatą głową. Wampir spędził aktywnie czas, gdy on opuścił gabinet
opiekuna. Davis skupił się ponownie na zajęciach, ponieważ Parker był dzisiaj w
wyjątkowo złym humorze, a nie chciał niepotrzebnie oberwać. Gdy o dziewiątej
wypuścił ich z sali, cała piątka pognała do sypialni aby zażyć zimnego
prysznica przed posiłkiem. Kwadrans później wszyscy spotkali się w salonie i
ruszyli do jadalni. Alexander szedł na końcu, gdy Potter przechodził przez
drzwi zatrzymał go. Zielonooki spojrzał na niego zdziwiony, a brązowowłosy
podał mu fiolkę z ciemno niebieskim płynem.
-
Eliksir przeciwbólowy. – wyjaśnił widząc zdziwiony wzrok kolegi.
-
Dzięki – powiedział Harry patrząc na niego z wdzięcznością.
-
Drobiazg. – odpowiedział tamten i uśmiechnął się krzywo –I jak było?
Potter
zarumienił się gwałtownie i przy akompaniamencie śmiechu Alexa ruszyli na
śniadanie.
Po
śniadaniu mieli lekcję czarnej magii, na której Kyle zadał im esej na dwie
stopy pergaminu (!). Na magii żywiołów Behr zaczął ich uczyć jak zgrać się i
panować nad swoim żywiołem, także czas do obiadu minął im błyskawicznie. Po
zjedzeniu soczystego posiłku udali się na lekcję z opiekunem. Nicolas każdemu z
nich rozdał drewniany prototyp miecza i stojąc naprzeciw swoich uczniów
pokazywał im podstawowe ruchy przy władaniu mieczem. Gdy chłopcy już po dziesięciu
minutach zaczęli jęczeć na ból w ramionach westchnął zrezygnowany.
-
Odłożyć miecze. – zarządził, kiedy wykonali polecenie powiedział. – Zanim za
cokolwiek się weźmiemy muszę wzmocnić mięśnie waszych ramion. Poproszę Marcusa,
żeby dodał parę ćwiczeń do waszej codziennej rozgrzewki, bez paniki! – dodał
widząc ich przerażone miny. Machnął ręką i przed chłopakami pojawiło się pięć
ławeczek – Siad! – machnął raz jeszcze i koło każdej pojawił się ciężarek i
masie dwóch kilogramów –To na początek, wiecie co z nimi zrobić? – gdy kiwnęli
głowami rzucił – No to do dzieła!
Do
końca zajęć podnosili ciężarki, mimo że ich masa była mała to o
siedemnastej ledwie mogli ruszyć ramionami. Gdy Smith oznajmił, że ich czas się
skończył z westchnieniem podnieśli się z ławek i zaczęli wychodzić. Harry był
już prawie przy drzwiach gdy poczuł uszczypnięcie w pośladek. Pisnął jak
panienka i podskoczył. Odwrócił się i zobaczył śmiejącego się Nicka.
-
Idź już bo się spóźnisz – wysapał pomiędzy salwami śmiechu.
Potter
z oburzoną miną pobiegł za kolegami.
Tak
jak na wczorajszych zajęciach dopiero gdy przebiegli kawałek odczuli skutki
cruciatusa. Minimalnej sile zaklęcia byli wstanie już się oprzeć podczas biegu.
Ich profesorowie wczoraj postanowili, że nie będą podnosili mocy dopóki nie
pokonają wszystkich wyznaczonych przez Parkera ćwiczeń. Potem nastąpił czas na
brzuszki, tu zaczęły się dla Alexa schody. Mieli wykonać ćwiczenie pięćdziesiąt
razy, po wykonaniu trzech mężczyźni stojący w końcu Sali rzucili zaklęcie.
Davis zdołał zrobić cztery i padł. W tym ćwiczeniu najbardziej wytrwały był
Harry. Zastanawiał się czy to dzięki temu, że od powrotu do Dursley’ów po
każdym koszmarze, ignorując ból robił brzuszki. Wprawił wszystkich w spore
zdziwienie, począwszy na czterech kolegach na Victorze, Nicku, Devonie, Larrym
i Marcusie skończywszy, wykonując całe pięćdziesiąt, z działającym zaklęciem i
bez skrzywienia. Oniemiały Parker, który był tym który rzucał na księcia
zaklęcie pozwolił mu odpocząć i poczekać aż jego kompani przebrną przez to
ćwiczenie. Harry przeszedł pod ścianę i już po chwili żałował, że zgodził się
biernie obserwować. Ciężko mu było patrzeć na męki kogokolwiek, w szczególności
osób, z którymi stanowił drużynę. Wstał i na chwiejnych nogach podszedł do
nauczycieli.
-
Profesorze Parker? – zwrócił się do szarookiego mężczyzny.
-
Czego, Potter ? – zirytował się. – Przecież kazałem ci siedzieć.
-
Zastanawiam się… - zaczął niepewnie nastolatek – Czy nie mógłbym robić
kolejnego ćwiczenia?
-
Ciężko księciu patrzeć na zmagania koleżków? – zaszydził, lecz gdy nastolatek
wzdrygnął się dodał łagodniej. – No dobrze, Smith prosił mnie abyście robili
jakieś ćwiczenia na wzmocnienie górnych partii ciała, tam – wskazał róg Sali
gdzie stała ławeczka ze sztangą – masz sztangę z obciążeniem łącznym 10 kg.
Pięć po jednej stronie i pięć po drugiej, podnosisz po dziesięć razy, dwie
minuty przerwy i dalej, rozumiesz?
Chłopak
kiwnął głową, podziękował nauczycielowi i udał się we wskazane miejsce. Położył
się na ławeczce i z westchnieniem zabrał się do pracy. Gdy Marcus wypuścił ich
o dwudziestej Jake, Alex, Steven i Phillip trzęśli się jak osika na wietrze. W
milczeniu udali się do jadalni i zasiedli przy stole. Chwilę później weszli
profesorowie i podczas gdy większość zajęła swoje miejsca, Nick przeszedł koło
swoich podopiecznych i każdemu z nich rozdał po fiolce z eliksirem łagodzącym
skutki cruciatusa.
Kolejna
lekcja oklumecji poszła Harry'emu nadzwyczaj dobrze. Jason był bardzo dumny z
jego postępów. Jego tarcza utrzymywała się już prawie do siedmiu minut.
-
No, no... Jeszcze trochę i twoja tarcza będzie nie do przebicia. – pochwalił go
nauczyciel.
-
Dzięki. - powiedział chłopak i widowiskowo się zarumienił.
Behr
zaśmiał się i poczochrał go po włosach.
-
Tym też będziemy musieli się zająć. – westchnął i wskazał na rumieńce
nastolatka. – Jako przyszły dowódca musisz umieć zachować kamienną twarz i
panować nad emocjami. – Harry kiwnął głową. – Jak opanujesz tę część oklumencji
to się tym zajmiemy, a teraz zmykaj.
Młody
wampir pożegnał się z profesorem i wybiegł z sali. Na korytarzu poczekał na
kolegów i razem, w milczeniu udali się do swoich pokoi.
-
Jutro wreszcie wolne! - rzucił Jake, siadając na fotelu.
-
Taa... - mruknął Phillip – Ale i tak musimy wstać o piątej.
-
Przynajmniej będziemy mogli zdrzemnąć się w południe – dodał wesoło Alex.
-
I to jest plus! - zawołał Harry, pchając się na wąską sofę obok Davisa.
-
Ej! Spadaj, to moje! - zawołał chłopak, próbując zepchnąć zielonookiego.
-
Podziel się1 – oburzył się Potter. – Podłoga jest zbyt twarda na moje
królewskie pośladki. – dodał dla żartu, poważnym tonem na co pozostała czwórka
wybuchnęła śmiechem.
-
Co powiecie na to żebyśmy jutro się trochę lepiej poznali? – zaproponował
Steven, gdy się uspokoili.
-
Jestem za! - zawołał McCarthy a reszta poszła w jego ślady.
Posiedzieli
jeszcze chwilę w salonie po czym rozeszli się do pokoi.
Budzik
zadzwonił, dla całej piątki, stanowczo za wcześnie. Zwlekli się z łóżek i po
błyskawicznym prysznicu spotkali się w salonie.
-
Cześć – przywitał się Harry, wchodząc jako ostatni i roztrzepując mokre włosy.
Chłopcy
wymruczeli jakieś powitanie i udali się na zajęcia do Parkera. Zdziwili się gdy
zobaczyli nauczyciela przed salą.
-
Za mną – rzucił mężczyzna gdy się do niego zbliżyli.
Wyprowadził
ich z zamku i skierował się na ogromne błonia do niego przylegające. Zatrzymał
się mniej, więcej na ich środku i machnął różdżką. W czterech różnych częściach
zieleni pojawiły się długie na sześć metrów, tyczki z czarną flagą na każdej,
oznaczające ich drużynę. Razem tworzyły kwadrat o obwodzie jednego kilometra.
-
250 metrów w każdą stronę – wyjaśnił Marcus –
dziesięć okrążeń, do dzieła!
W
połowie trasy mieli już dosyć, a gdzie pozostałe. Jednak nie chcąc dać
satysfakcji nauczycielowi biegli dalej. Pot lał się im po plecach, ale nie
zwalniali. Co i rusz popędzani przez Parkera, który przywołał miotłę z zamku i
teraz leciał koło swoich uczniów, a gdy któryś z nich zwolnił dostawał
zaklęciem żądlącym w tyłek. Gdy zegar wybił za kwadrans ósmą skończyli biec,
ręce podparli na kolanach i ciężko oddychali, cali zalani potem.
-
Czas macie fatalny, fajtłapy! – zaszydził z nich szarooki. – Nie bójcie się,
mam cztery lata żeby to naprawić. Sto brzuszków! I niech tylko ktoś spróbuje
się obijać to cały czas wolny spędzi ze mną w sali treningowej! Jazda!
Parker
na każdych ze swoich zajęć miał taki sam zestaw rozgrzewki, dopóki studenci nie
robili tego perfekcyjnie i takiej ilości jak chciał to nie przechodzili dalej.
Także i dzisiaj chłopcy musieli wykonać każde z ćwiczeń, a że bieganie zajęło
im dłużej niż dotychczas, zajęcia fizyczne skończyły się o 9:20. Zmęczeni młodzieńcy
zmusili swoje nogi do biegu i pognali o pokoi by móc odświeżyć się przed
śniadaniem. Harry czym prędzej wskoczył pod zimny prysznic. Jedną ręką mył
sobie włosy, podczas gdy drugą namydlał ciało. Spłukał wszystko zimną wodą i
nie przejmując się czymś takim jak ręcznik, pobiegł do pokoju. Osuszył się
jednym szybkim zaklęciem i ubrał błyskawicznie zielony podkoszulek, czarne
bokserki i tegoż samego koloru jeansy. Wsunął na nogi skarpetki i trampki i
wyszedł do salonu. Dotarł tam pierwszy. Spojrzał na zegarek i zdziwił się. Prysznic,
razem z ubraniem się zajął mu sześć minut, także na dojście do jadalni zostało
im raptem dwie, żeby zdążyć na czas. Po chwili pokoje opuścili pozostali i
sprintem ruszyli do jadalni. Pojawili się jako ostatni. Marcus na ich widok
uniósł brew i spojrzał na zegar. 9:33.
-
No, no... Niezły czas panowie.
Oni
nic nie mówiąc zajęli swoje miejsca i w milczeniu zabrali się za posiłek. Gdy
skończyli podziękowali i ruszyli do sali lekcyjnych. Tak jak poprzednio na
stolikach leżały pergaminy i pióra. Zasiedli w ławkach i czekali. Gdy zegar
wybił 10:30 do sali weszła kobieta w wieku około 25 lat. Miała czarne,
jedwabiste włosy, które sięgały jej pasa, ciemne, onyksowe oczy, okalane
firanką czarnych długich rzęs, bladą porcelanową cerę, twarz o delikatnych
rysach i co najbardziej zwracało uwagę, pełne duże usta, czerwone jak krew.
-
Witam – odezwała się cichym melodyjnym głosem – Nazywam się Aria Bellisario i
będę nauczać was Starożytnych Run oraz Numerologii. Z tego co wiem tylko
Phillip Strait miał styczność z obydwoma przedmiotami, a Alexander Davis i
Steven Clark tylko z jednym z nich, czy tak? - upewniła się a chłopcy kiwnęli
głowami – Dobrze, przez wzgląd na tych którzy po raz pierwszy spotykają się z
tym przedmiotem zaczniemy od podstaw. Na dzisiejszych zajęciach omówimy
jednakże tylko podstawy Numerlogii...
Pozostały
czas do dzwonka poświęciła wprowadzaniem w przedmiot, omawianiem jego podstaw i
przedstawianiem zasad. Profesor Bellisario tak ciekawie o tym mówiła, że młody
Potter zaczął żałować, iż w Hogwarcie nie zdecydował się na uczęszczanie na
zajęcia z tego przedmiotu. Gdy dzwon wybił południe Aria zadała im esej na dwie
stopy na temat podstaw i zasad Numerologii a oni z radością opuścili salę. Z
ogromną ulgą przywitali czas wolny. Udali się do swojego salonu, śmiejąc się
wesoło po drodze. Alex zdradził chłopakom, że Harry jest dobrym przyjacielem
opiekuna, oczywiście nie mówiąc na jakich zasadach, jeżeli Potter będzie chciał
to sam im powie, także nowi koledzy wypchnęli go z pokoju aby namówił opiekuna,
żeby dał im po jednej butelce piwa kremowego. Książę niechętnie się zgodził i
podreptał do gabinetu Smitha. Zapukał i po usłyszeniu zaproszenia wszedł.
Nicolas siedział przy biurku i popijając wino z kryształowego kieliszka czytał
jakąś grubą książkę. Uśmiechnął się na widok swojego młodego kochanka. Zielonooki
przywdział na twarz łobuzerski uśmiech i po zamknięciu drzwi na klucz podszedł
do bruneta. Usiadł mu niezgrabnie na kolanach i ucałował jego usta smakujące
pitym właśnie trunkiem.
-
Mmm... - zamruczał Nick przymykając oczy. – Czym sobie na to zasłużyłem?
-
Miałbym do ciebie maleńką prośbę. – powiedział przyglądając mu się niewinnie.
-
Taaak? - zainteresował się mężczyzna – Nie patrz na mnie w ten sposób, bo mam
ochotę rzucić cie na to biurko. – pogroził mu palcem.
Potter
zdębiał i zgubił wątek, Smith zaśmiał się gdy ujrzał w jego oczach głód.
-
Jaką masz prośbę? – zapytał głaszcząc go po udzie.
-
Chcemy z chłopakami po obiedzie usiąść w salonie i lepiej się zapoznać... - zaczął
kulawo Harry, starając się odzyskać rezon, ręka na biodrze skutecznie go rozpraszała.
– I... Chciałem się zapytać... Czyniechciałbyśdaćnampobutelcekremowegopiwa? – dokończył
na jednym wydechu.
Smith
zaśmiał się.
-
A możesz jeszcze raz i wolniej?
Harry
odetchnął, jak nie teraz to nigdy.
-
Czy nie chciałbyś dać nam po butelce kremowego piwa? – zapytał po czym dodał
szybko. – Tylko po jednej, obiecujemy że będziemy grzeczni i nikomu cię nie
wydamy.
-
Teoretycznie nie powinienem, to wbrew zasadom. – zaczął niebieskooki, a widząc
smutną minę chłopaka dodał – A z własnego przykładu wiesz, że zasady są po to
żeby je łamać. Po za tym kremowe to nawet nie jest alkohol, więc czemu mam wam
bronić? Dam wam po tej jednej butelce, ale pod jednym warunkiem. – zastrzegł z
diabelskim uśmiechem.
-
Jakim? - zapytał niepewnie nastolatek spoglądając na minę opiekuna.
-
Przyjdziesz do mnie po kolacji i mi to wynagrodzisz.
-
Chętnie – odpowiedział chłopak i pochylił się całując partnera.
Nick
wplótł palce w jego rozczochrane włosy i przyciągnął go bliżej. Polizał dolną
wargę księcia a gdy ten udzielił mu wstępu splótł ich języki razem. Następnie
wycofał się i na powrót wsunął swój język trącając narząd smaku towarzysza. Bawili
się tak przez chwilę trącając się nawzajem po czym Nick cmoknął delikatnie usta
Harry'ego i się odsunął. Młody wampir wydał z siebie niezadowolony jęk.
-
Nie możemy tego teraz kontynuować bo nie wróciłbyś do kolegów za prędko –
zaśmiał się Smith i klepnął chłopaka w tyłek, żeby się podniósł.
Potter
niechętnie zsunął się z kolan kochanka, który wstał i podszedł do barku,
wyciągnął z niego 5 butelek kremowego piwa, wsadził do małej skrzyneczki,
zmniejszył i podał czarnowłosemu.
-
Dzięki – wyszczerzył się do niego nastolatek.
-
Nie przyzwyczajajcie się. – ostrzegł go Nicolas, ale radosne iskierki lśniły w
jego oczach – Raz na jakiś czas mogę na to pozwolić, ale nie co niedzielę.
Tymczasem zmykaj już i widzimy się wieczorem.
Harry
skinął mu głową i z uśmiechem na ustach odwrócił się. Gdy był już przy drzwiach
niebieskooki przemówił z krzywym uśmieszkiem.
-
Na twojej mapce właśnie został zaznaczony mój pokój, wierzę że trafisz.
Książę
pokazał mu język i wyszedł. Biegiem pokonał odległość do komnat uczniów. Gdy
wszedł do salonu zastał chłopaków siedzących na kanapie.
-
Długo ci to zajęło. – odezwał się Steven z uśmiechem, pokazując na zegar, na
którym była trzynasta. – Nie było cię ponad pół godziny.
-
Przyjaciel, nie przyjaciel jest teraz naszym opiekunem i musiałem go przekonać
żeby się zgodził – wyjaśnił Harry siadając obok Jake'a na sofie i starając się
zwalczyć rumieniec na słowo przekonać.
-
I co, zgodził się? – zainteresował się Alex, podnosząc głowę z nad szachownicy,
rozgrywał właśnie partię z Phillipem.
-
Tak, ale mamy wypić dopiero po obiedzie – wyjaśnił Potter.
Jake
jęknął głośno i zapytał.
-
To co teraz będziemy robić?
-
Proponuję zrobić zadane eseje bo później możemy nie mieć kiedy – rzekł Steven.
Chłopcy
niechętnie się z nim zgodzili i do obiadu uporali się z dwoma esejami. Jednym
na temat eliksiru przeciwbólowego dla Kyle'a, a drugim dla Arii na temat
podstaw i zasad Numerologii. Po obiedzie zjedzonym w tempie ekspresowym, na co
obecni na nim nauczyciele spoglądali ze zdziwieniem, udali się do swojego
salonu i dzierżąc w dłoni butelkę kremowego piwa zajęli sofy i fotele.
-
To kto zaczyna? - zapytał Alex.
-
No to może ja – rzucił Jake – Jak wiecie nazywam się Jake Ryan McCarthy, jestem
dhampirem. Moja matka jest człowiekiem a ojciec czystej krwi wampirem. Całe
życie mieszkałem z rodzicami w rodzinnym mieście ojca, wiele razy chcieliśmy
odwiedzić rodziców matki lecz było to niemożliwe przez jednego śmiertelnika,
który odważył się rzucić klątwę na nasz świat, którą mógł złamać tylko następca
tronu. – wskazał butelką na Harry'ego. – Wszyscy znaliśmy jego historię i nie
wierzyliśmy w to, iż kiedykolwiek ujrzymy jeszcze rodziców mojej matki. Mam
jeszcze dwoje rodzeństwa: Rok starszego brata, który skończył szkolenie
brązowych i dwa lata młodszą siostrzyczkę. W moim mieście mam trzech
wspaniałych przyjaciół elfkę Sabrinę, mrocznego elfa Daniela oraz draconita
Byrona. – na jego twarz wpłynął diabelski uśmieszek. – Jestem heteroseksualny.
Chłopcy
zaśmiali się, a Jake w tym czasie pociągnął spory łyk piwa.
-
Jak wiecie nazywam się Steven Robert Clark. – przejął pałeczkę blondyn. –
Jestem czystokrwistym elfem, także całe swoje życie mieszkałem w elfim lesie.
Moja matka jest siostrą króla także Malfoyowie to moja rodzina. Mieszkaliśmy w
pałacu i po klątwie śmiertelnika mój ojciec pełnił tymczasowe rządy za swojego
szwagra, wierząc że dziedzic kiedyś pokona działanie zaklęcia i prawowity król
elfów wróci. Mam pięcioletnie siostry bliźniaczki i wspaniałego przyjaciela
Dereka Suby'ego, jednakże z całą społecznością żyję w zgodzie. Wśród elfów nie
mam wrogów, a o innych mi nie wiadomo. Możecie mówić mi Stev i jestem
biseksualny. – dodał na koniec i pokazał język zwijającemu się ze śmiechu
Jake'owi.
-
Phillip Samuel Strait – przemówił brązowowłosy chłopak o ciemnej karnacji,
kłaniając się kolegom dla żartu z czego ci śmiali się głośno. – Jestem w
połowie mrocznym elfem. W moim przypadku to ojciec jest człowiekiem, a matka
mrocznym elfem. Tak się złożyło, że gdy zaklęcie się aktywowało ja byłem z
ojcem na ziemi u jego rodziców, a matka w tym wymiarze leżała w szpitalu bo
właśnie urodziła. Tata razem ze mną przybył na ziemię bo chciał
przetransportować swoich rodziców do mamy aby zobaczyli swoją wnuczkę. Przez
pierwsze pięć lat zajmowali się mną dziadkowie bo ojciec nie był w stanie z
rozpaczy, byłem bardzo podobny do mamy, za którą straszliwie tęsknił. Przełom
nastąpił w moje piąte urodziny, nigdy nie zapomnę krzyków moich dziadków, po
prawie dwugodzinnej kłótni ojciec wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Wrócił
nad ranem zalany w trupa, na kolanach przyszedł do mojego łóżka i pierwszy raz
odkąd pamiętam wziął mnie w ramiona i tulił, Trwaliśmy w takim uścisku prawie
godzinę, a tata płakał i przepraszał mnie za ostatnie cztery lata, obiecując że
się poprawi i będzie lepszym ojcem. Od tamtej pory nie opuszczał mnie na krok.
Uczył mnie wszystkiego co sam umiał, nawet do szkoły Magii mnie nie wysłał bo
bał się, że mnie straci, tak jak stracił mamę i moją siostrę, której nie zdążył
nawet wziąć na ręce. Na Owutemach miał same wybitne więc przy pomocy swoich
rodziców sam mnie uczył. Gdy w te wakacje poczuł, że klątwa została złamana nie
posiadał się z radości, wziął mnie i swoich rodziców i przeniósł nas. Matka
ponoć przeszła jeszcze gorsze załamanie i miała depresję poporodową, lecz
dzięki pomocy siostry, jej dziewczyny i swoich rodziców dała sobie radę. Moja
siostra Jennifer jak na złość wszystkich bóstw była bardzo podobna do ojca.
Cały dzień – 30 lipca spędziliśmy we czwórkę nadrabiając stracone lata. Moim
przyjacielem jest mój ojciec i jego rodzice, jesteście pierwszymi rówieśnikami,
których poznałem. – dodał cicho na koniec, po czym zamyślił się i dopowiedział
z uśmiechem. – Nie miałem okazji jeszcze tego przetestować, ale myślę, że wolę
dziewczyny.
Towarzysze
patrzyli na niego w milczeniu. Jake i Stev nie mogli uwierzyć, że ktoś miał tak
smutne dzieciństwo, jednocześnie pełne miłości.
-
Chcesz to mogę pomóc ci sprawdzić – Steven mrugnął do niego okiem. – To będzie
jak lekcja, ja cię pocałuje a ty sprawdzisz czy ci się spodobało czy cię
zemdliło.
Chłopcy
zaśmiali się na to stwierdzenie.
-
Dzisiaj nie, ale może niedługo. – Phillip uśmiechnął się krzywo.
-
Od razu uprzedzam, że jestem boski i możesz nie chcieć się ode mnie oderwać. –
Clark wyprężył się dumnie.
-
Nie widzę tutaj nikogo kto może to potwierdzić – zaśmiał się Jake.
-
To co powiecie na małą orgietkę?
-
Steven! – Phillip spojrzał na niego w szok.
-
No dobra, zluzujcie gacie, tylko żartowałem.
Chłopcy
zaśmiali się głośno, jednak po chwili uspokoili się. Alex odchrząknął i zaczął, czując że teraz jego
kolej.
-
Nazywam się Alexander Edward Davis i jestem czystokrwistym wampirem. Całe życie
mieszkałem w sierocińcu w Stanach Zjednoczonych, wierząc że jestem sierotą. Nie
znałem moich rodziców i żadna z opiekunek nie umiała mi powiedzieć dlaczego tam
trafiłem i czy żyje jeszcze ktoś mi bliski. Znalazły mnie pod drzwiami z
informacją kiedy się urodziłem i jak mi na imię. Uczęszczam do szkoły Magii i
Czarodziejstwa w Salem, nie jestem może wybitnym uczniem ale powyżej oczekiwań
uzyskuję raczej bez problemu. W mugolskim sierocińcu miałem jednego
przyjaciela, dwa lata młodszego Torreya Marshalla, w szkole nikogo przyjacielem
nazwać nie mogłem, miałem znajomych sporo, ale nikt nie zdobył na tyle mojego
zaufania by zyskać miano przyjaciela. 28 lipca przybył do mnie wampir Carlos
White, wyjaśnił mi całą sytuację jaka miała miejsce piętnaście lat temu,
powiedział że w wojnie zaginęli moi rodzice. Stwierdził, że możliwe iż przeżyli
ale nikt ich nigdy nie znalazł więc szanse są nikłe, powiedział mi kim jestem i
kazał się spakować, bo już więcej tutaj nie wrócę, dla sierocińca udaliśmy że
zostałem przez niego adoptowany, więc 29 sierpnia opuściłem to miejsce już na
zawsze. Carl zabrał mnie do mojego późniejszego lokum gdzie poznałem Harry'ego
i Nicolasa. O wschodzie słońca dnia następnego zabrali nas do Mrocznego Miasta,
tam poznałem mego wuja Ethana Davisa, który wyjaśnił mi że on również nadal
wierzy w to, że jego brat żyje i obiecał iż nadal będziemy go szukać. Moi
rodzice byli Strażnikami granic Wymiaru Ras Magicznych, zanim Dumbledore rzucił
klątwę porwał i ukrył ich wszystkich, bo oni mogliby złamać zaklęcie od razu.
Mój wuj i inni wierzą, że Strażnicy nadal żyją, ponieważ żadne drzewo
genealogiczne, które aktualizuje się automatycznie, nie odnotowało żeby któryś
z tych ludzi był martwy. – towarzysze popatrzyli na niego ze zrozumieniem, Alex
potrząsnął głową a na jego ustach pojawił się złośliwy smark, nie czas dzisiaj
na smutną atmosferę. – Jestem gejem lecz nie martwcie się wasza cnota jest przy
mnie bezpieczna, nie dobieram się do kumpli.
Davis
rozładował tym zdaniem napięcie wywołane jego opowieścią, więc czwórka
chłopaków aktualnie chichotała w najlepsze. Gdy się uspokoili Harry westchnął
ciężko bo zdawał sobie sprawę, że teraz czas na niego.
-
Nazywam się Harry James Potter, wybaczcie mi ale podaruje sobie w opowieści
rody z jakich się wywodzę. – uśmiechnął się krzywo. – Do tego lata nie
wiedziałem prawdy o sobie, a moje życie usłane różami nie było...
Harry
pierwszy raz postanowił być szczery. Czuł, że to co łączy go z tymi chłopakami
jest prawdziwe, a szczerość tylko umocni te więzi. Być może po skończeniu
treningu będzie miał w końcu prawdziwych przyjaciół. Nie kryjąc nic, opowiedział
jak wyglądało pierwsze dziesięć lat jego życia. Powiedział o tym, że spał w
komórce pod schodami, chodził w rzeczach po cztery razy większym niby kuzynie, jak
był bity i pomiatany, że mając sześć lat został zmuszany do prac w ogródku przy
niewielkiej dawce jedzenia i w pełnym słońcu. Opowiedział tez o tym, że nigdy
nic nie dostał, nie miał żadnych kolegów w szkole i nikt z nim nie rozmawiał
zastraszany przez bandę jego kuzyna. Zdradził też, że na ulicy też nikt z nim
nie rozmawiał, bo wuj porozpowiadał wszystkim, że to dziecko specjalnej troski
i awanturnik. Gdy dostał list z Hogwartu był przeszczęśliwy, pierwszy raz
zyskał prawdziwy dom. Tam też dowiedział się, że jest sławny i jak niby zginęli jego rodzice. Poznał dwójkę,
wtedy według niego wspaniałych przyjaciół, których później do swoich celów
zmanipulował dyrektor. Opowiedział o walce o kamień filozoficzny, o pokoju z
kratami latem, o domu jego niegdyś najlepszego przyjaciela Rona, o wojnie z
Malfoyami, którym dyrektor poprzestawiał wspomnienia, o Snapie, który
nienawidził go, również przez udział dyrektora, o drugiej klasie, w której
zabił bazyliszka, o uratowaniu ojca chrzestnego w trzeciej, o turnieju
trójmagicznym, w który został wmanipulowany przez fałszywego nauczyciela, o
którym, teraz był tego pewien, Dumbledore wiedział ale pozwolił mu działać, o
wszystkich trzech zadaniach, o śmierci Cedrika i odrodzeniu Voldemorta.
Streścił też swoją piątą klasę, zaczynając wakacjami na Grimmlaud Place 12,
poprzez oszczerstwa na jego temat w gazecie wypisywane przez cały rok, na
wyprawie do Ministerstwa kończąc. Na zakończenie opowiedział o koszmarach
nawiedzających go każdej nocy od powrotu do domu, zdradził też że zagłuszał ból
robiąc ćwiczenia fizyczne, w tym brzuszki. Jego nowi znajomi słuchali w szoku
jak mówił im o tym, że przez cały miesiąc nie dostał od tak zwanych przyjaciół
żadnego listu.
-
Mimo, że przed końcem roku podsłuchałem ich rozmowę, jak myśleli że spałem –
kontynuował Harry – To jadąc do domu nadal wierzyłem, że się mylę, że się
przesłyszałem.
-
O czym była ta rozmowa? - zapytał cicho Steven.
-
Między innymi o tym jak bardzo mnie nienawidzą i robią to tylko dla Dumbledora,
który mówił im że to dla dobra sprawy –stwierdził krzywiąc się – Gdyby nie
czterej bracia Rona to bym chyba zwariował. Dwóch utrzymywało ze mną kontakt
listowny, twierdzili że od dawna nie ufają Trzmielowi, a dwóch pozostałych było
w mojej „straży” narzuconej przez Dumbla, która pilnowała mnie każdego
wieczora. Rozmowy z nimi poprawiały mój humor spaprany przez okropną rodzinkę,
która nią tak naprawdę nie była.
-
Jak to? - zdziwił się Jake.
Potter
westchnął i opowiedział im o rozmowie z rodzicami dwa dni po przemianie. O tym,
że Petunia nazywała się Evans i była czarownicą półkrwi, a matka Evanes i była
czystej krwi czarownicą. Zdradził im to jak kłóciły się i rywalizowały przez
całą szkołę i jak droga Petunia postanowiła pomóc Dumbledore’owi, chociaż ten
wiedział że się nie znosiły.
-
Ojciec zmienił matkę w wampira na jej wyraźne życzenie, także powiedziano mi,
że jestem czystej krwi wampirem – zakończył Harry.
-
Miałeś popaprane życie brachu – podsumował Pchillip klepiąc go po plecach.
-
Dzięki – uśmiechnął się ironicznie czarnowłosy, podniósł z fotela i spojrzał na
zegarek – O cholera, na opowieściach zleciało nam trzy godziny! – była po
dziewiętnastej.
-
Nieźle – stwierdził Jake również patrząc na zegarek, machnięciem różdżki usunął
puste butelki – Co teraz robimy?
-
Nie wiem jak wy... - zaczął młody książę – Ale ja do kolacji poczytam książkę,
którą polecił nam Nick. – wskazał na siebie i Alexa. – Na temat wampiryzmu. –
dodał widząc niezrozumiałą minę Davisa – Widzimy się za godzinę! - zawołał i
ruszył do swojego pokoju.
-
Harry! - zatrzymał go Steven gdy wampir był już jedną nogą w pokoju, ten
spojrzał pytająco na kumpla – Nie powiedziałeś nam jakiej jesteś orientacji –
dodał z krzywym uśmieszkiem.
-
Jestem gejem – powiedział zielonooki z uśmiechem i zamknął drzwi
Rozdział poprawiony 10.01.2018r.
Hej,
OdpowiedzUsuńtrochę się poznali i ten trening, ale Harry pokazał na co go stać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza