niedziela, 24 listopada 2013

8. Rozmowy przy kremowym

Zajęcia fizyczne przeleciały im w piątek błyskawicznie. Ani się nie obejrzeli, a już szli na śniadanie. Po posiłku poszli do innej sali treningowej, gdzie odbywały się lekcje z walki bronią białą. Chwilę później do pomieszczenia wszedł Nicolas Smith.
- Witajcie. – zaczął. – To na mnie spadł zaszczyt nauczenia was walczyć bronią białą. Słowem wstępu, oczekuję od was dyscypliny i posłuszeństwa, w tej Sali nie ma miejsca na głupie żarty bo to może się źle skończyć. Nie toleruje lenistwa i spóźnialstwa. Bądźmy dorośli, wszystko czego uczycie się teraz, później wam się przyda, więc oczekuje że dacie z siebie sto procent. – spojrzał na nich poważnie. –Zaczynajmy.
Przez pozostałą cześć lekcji streścił im historię wszystkich broni wywieszonych na ścianach, m.in. : kopia, rapier, szpada, topór, szabla, sztylet itp. , obiecując że następnym razem będą już walczyć. Wyjaśnił im też, jak będą wyglądać ich zajęcia i pokazał kilka chwytów i pozycji, posługując się różną bronią. Na zakończenie pozwolił chłopakom obejrzeć wszystko co było wystawione.
- Alex, Harry zostańcie przez chwilę. – poprosił ich. Zdziwieni chłopcy odwrócili się do opiekuna z zapytaniem w oczach. – Przyjdźcie dzisiaj po zajęciach do mojego gabinetu – poprosił, a oni zgodzili się i opuścili pomieszczenie.

Dzisiaj na zajęciach z zakresu szkolnego przerabiali, według zapowiedzi Eliksiry i Obronę Przed Czarną Magią, które prowadził dla nich Kyle Valetni. Tak jak w przypadku Transmutacji i Zaklęć przerobili pierwsze pięć lat ich nauki, zaczynając od podstaw ważycielstwa, których osoby spędzające dzieciństwo u mugoli nie znały. Potter musiał przyznać, że przy tłumaczeniu Valentiego więcej zrozumiał niż w przypadku Snape’a, nawet pomyślał, że mógłby polubić ten przedmiot, bo niewiele się różni od gotowania, co uwielbia robić. Następnie przyszedł czas na obiad, po którym mieli Naukę Języków. Weszli do tej samej Sali co w przypadku Czarnej Magii i w milczeniu czekali na nauczyciela. Po chwili do klasy weszła wysoka, szczupła wampirzyca, o brązowych aksamitnych włosach splecionych w długi warkocz. Ubrana była w ciemne spodnie z wysokim stanem i luźną granatową koszulę.
- Dzień dobry. – przemówiła aksamitnym głosem. – Nazywam się Diana Halsey, będę uczyć was o językach międzyrasowych. Jest ich wiele, a czasu na szczęście mamy bardzo dużo. – uśmiechnęła się do nich delikatnie. – Na początek zajmijmy się wampirzym, jako że nasz książę – tu skinęła Harry’emu głową – jak i Alexander przez szesnaście lat powinni o nim wiedzieć lecz uniemożliwiła im to klątwa śmiertelnika. Zaczynajmy.
Na ich ławkach pojawiły się pióra i pergaminy, a ona podeszła do tablicy i zapisała temat. Do siedemnastej tłumaczyła im jakie zwroty obowiązują przy oficjalnych powitaniach, na bankietach i w przypadku władcy, jak powinno zwracać się do królowej, a jak do przyszłego króla. Jakich zwrotów używać w przypadku rozmowy z sędzią, a jakich z głównodowodzącym armią. Nie nadążali pisać, ale każde sformułowanie było przez Dianę wielokrotnie powtarzane, na koniec lekcji starali się przeprowadzić rozmowy posługując się tylko nauczonymi zwrotami i zerkając w notatki, mogli stwierdzić, że im się udało. Z duszą na ramieniu powlekli się do Sali treningowej na kolejne zajęcia z odporności na ból. Marcus już tam był uśmiechając się ironicznie.
- Na co czekacie panowie? – powiedział zamiast przywitania. – Dwadzieścia kółek!
Gdy ruszyli do Sali weszli Nicolas, Devon, Victor, i Larry i od razu wycelowali w nich różdżki. Młodzieńcy zacisnęli zęby gdy poczuli ból cruciatusa na swoim ciele, ale przemogli się i biegli dalej, nie dadzą im tej satysfakcji. Dopiero gdy mężczyźni minimalnie zwiększyli moc, jeden po drugim zaczęli padać.
- Marnie! – zaszydził z nich Parker. – Wstawać, dalej! – krzyknął i oblał ich zimną wodą z różdżki, ci szybko się poderwali i by nie narażać się bardziej kontynuowali bieg.

Do końca zajęć jeszcze parę razy zbierali się z podłogi, więc na kolacje szli mokrzy i cali poobijani. Varnner pokręcił głową i machnięciem różdżki ich wysuszył. Posiłek zjedli w milczeniu nie mając siły na żadne dyskusje, a zaraz po nim udali się na naukę oklumencji.
- Witaj Harry. – przywitał się Jason, gdy uczeń usiadł naprzeciwko niego. – Jak minął ci dzień?
- Cześć, profesorze! – odpowiedział Potter. – Straszne.
Behr kiwnął głową, młodzieniec nie musiał nic więcej mówić. Sam doskonale pamiętał początki swojego szkolenia, nie dziwił się więc Potterowi. Po wymianie uprzejmości wzięli się za ćwiczenia. Młodemu księciu szło zdecydowanie lepiej niż ostatnim razem. Jason od razu wyczuł, że ćwiczył. Barierę z ognia potrafił już utrzymać od dwóch do czterech minut.
- Zdecydowanie lepiej. – pochwalił go nauczyciel na koniec zajęć. – Jak będziesz ćwiczył tak solidnie jak to pokazujesz teraz będziemy mogli zacząć następny etap jeszcze szybciej.
- Dzięki. – rzucił Harry z uśmiechem i pożegnał się z blondynem.
Za drzwiami czekali na niego koledzy. W milczeniu udali się do swoich komnat.
- To co idziemy? – zapytał Alex Harry’ego.
- Dokąd? – zainteresował się Jake.
- Nick nas do siebie wzywał. – wyjaśnił Potter, po czym zwrócił się do Davisa. – Daj mi dziesięć minut, tylko zmyję z siebie dzisiejszy dzień.
Alexander skinął głową i również postanowił poświęcić ten czas na szybki prysznic.

Kwadrans później pukali do drzwi gabinetu opiekuna.
- Wejść!
Przekroczyli próg i ujrzeli przestronne pomieszczenie, gustownie urządzone. Pokój był w odcieniach brązu, cała ściana naprzeciw drzwi była oszklona, pośrodku której znajdowały się drzwi na taras. Po prawej stronie od wejścia stał ogromny regał wypełniony po brzegi książkami, natomiast po prawej stał mały stolik, kanapa, dwa fotele i barek w rogu. Na środku pomieszczenia stało masywne dębowe biurko, za którym siedział Nicolas wypełniając jakieś dokumenty. Wskazał im dwa krzesła stojące przed biurkiem.
- Poczekajcie chwilę, muszę skończyć raport do króla. – chłopcy skinęli głowami i usiedli.
W ciszy słychać było tylko skrobanie pióra i tykanie zegara wiszącego nad drzwiami. W końcu po kwadransie Smith westchnął i odsunął papiery od siebie.
- Jako, że nikt wam nie wytłumaczył niczego na wasz temat ta rola spada na mnie. – zaczął od razu przechodząc do sedna sprawy. – Jako wampiry możecie normalnie jeść, raz do dwóch razy w miesiącu macie potrzebę picia krwi, niekoniecznie ludzkiej. Najczęściej jest to w pełnie księżyca. Większość rzeczy, które znacie z mugolskich opowieści to mit, więc nie przejmujcie się tym. Z najważniejszych, Avada nas nie zabije, ale miecz wbity w serce, bądź jakakolwiek trucizna już tak, więc musicie uważać. To nie jest tak, że jesteśmy niezniszczalni, oprócz klątwy zabijającej, musimy uważać na niemal wszystko inne. Zew krwi jest nie do pomylenia z czym kol więc od razu odczujecie pragnienie. Pełnia wypada za niecały tydzień, więc zapraszam was wtedy na wycieczkę do lasu, bo sam również muszę się pożywić. Wasi nauczyciele od oklumencji i leglimencji będą starali nauczyć was panować nad emocjami, ponieważ często gdy ktoś wyprowadzi was z równowagi możecie zaatakować. W chwilach szału, kiedy nie masz dostępu do świeżej krwi to parę kropel tej wampirze od pobratymca może cie uspokoić, ale to nie zadziała na dłuższą metę i jak najszybciej musicie się wtedy udać na polowanie. Słońce nie wyrządza nam krzywdy, nie spala nas ani nic w tym stylu, tylko drażni. – przerwał i zamyślił się – Myślę, że to wszystko jeśli chodzi o podstawy, w waszych sypialniach są poradniki i książki, z którymi możecie się zapoznać w wolnym czasie. To wszystko. Harry, chciałbym żebyś został jeszcze przez chwilę.
Potter kiwnął głową, więc Alex pożegnał się i wyszedł. Nick wstał i przeszedł na kanapę, zachęcając młodszego wampira Pottera by się do niego przysiadł. Zielonooki wstał i niepewnie zbliżył się do mężczyzny. Gdy stanął przednim Smith złapał go za rękę i pociągnął, także wylądował mu okrakiem na kolanach.
- Jak Ci minęły te dwa dni Harry? – zapytał, masując go po plecach.
- Mam odpowiedzieć szczerze? – odpowiedział pytaniem Potter, opierając czoło o zagłębienie szyi niebieskookiego.
Nicolas zaśmiał się i przeniósł dłonie na pośladki bruneta, zaczynając je ugniatać. Młody wampir jęknął głośno i podniósł głowę.
- Wiesz, że nie powinniśmy tego robić? – zainteresował się i jęknął znów gdy mężczyzna wsunął swoją chłodną dłoń za gumkę od spodni dresowych Harry’ego i poprzez bokserki zaczął drażnić palcem jego wejście – Ty jesteś moim nauczycielem, ja twoim uczniem… – znowu jęknął – Ty jesteś opiekunem, ja podopiecznym… – wciągnął głośno powietrze, gdy palec nawilżony zaklęciem ominął barierę w postaci bielizny i wsunął się w ciasną dziurkę. – Ja jestem księciem, ty poddanym króla.. –wygiął się w łuk gdy Nick poruszając szybko palcem trafił w prostatę. – Och! Pieprzyć zasady!
Wplótł palce w czarne włosy mężczyzny i wpił się w jego usta. W ich pocałunku nie było nic z delikatności. Zaczęli się nawzajem kąsać i gryźć, a coraz mocniejsza rana sprawiała większą przyjemność. Smith wsunął trzeci palec i zaczął poruszać się gwałtownie. Potter wychodził mu naprzeciw nabijając się raz za razem na rękę opiekuna i jęcząc bezwstydnie.
- Och! – wykrzyknął zielonooki – Nick… Już… Proszę! Jestem gotowy! Pieprz mnie!
- Twoje prośby są muzyką dla moich uszu. – wyszeptał zachrypniętym głosem Nicolas. – I nie tylko uszu… - stwierdził, gdy na ostatni zdanie Harry’ego jego członek powiększył się jeszcze bardziej.
Machnięciem dłoni zaryglował drzwi, a drugim pozbawił ich ubrań, które wylądowały na fotelu naprzeciwko. Młody wampir nie czekając na kochanka nabił się mocno na jego penisa i wciągnął powietrze. Niebieskooki jęknął głośno i przyciągnął księcia do pocałunku. Wypchnął biodra do góry, a gdy Potter się nie poruszył wyszeptał mu zmysłowo do ucha.
- No dalej mój książę…
Harry’ego przeszedł dreszcz i zaczął się gwałtownie poruszać. Obydwoje byli już na granicy mimo to poruszali się coraz szybciej. Potter zaczął ujeżdżać kochanka, a gdy jego członek, za którymś razem trafił w prostatę jęknął i doszedł na brzuch Smitha. Nick gdy tylko poczuł ścianki zaciskające się na nim, wytrysnął do wnętrza partnera. Jego głowa opadła na oparcie kanapy a zielonooki oparł się o jego tors. Machinalnie zaczął gładzić rozczochrane włosy młodzieńca. Gdy oddech im się ustabilizował rzucił zaklęcie czyszczące i objął chłopaka.
- Chyba muszę już iść. – wyszeptał Harry gdy zegar wiszący na ścianie wybił północ.
Nicolas niechętnie się z nim zgodził i w milczeniu się ubrali. Razem z nim opuścił gabinet, stwierdzając że i jemu przyda się odpoczynek. Zatrzymali się na zakręcie, prowadzącym na korytarz, oddzielający ich od komnat uczniów.
- No to… - zająknął się Harry – Dobranoc.
Niepewnie podszedł do starszego mężczyzny i musnął jego usta. Odsunął się nie patrząc na niego i gdy chciał się odwrócić Nick złapał go za ramię. Zdziwiony młodzieniec spojrzał na niego a on przyciągnął go za kark do kolejnego pocałunku. Wsunął język w jego usta i po chwili zaczęli je nawzajem masować. Pocałunek z gwałtownego przeszedł w czuły i namiętny. Nicolas oderwał się od Pottera, musnął raz jeszcze jego usta i wyprostował się.
- Dobranoc, Harry.


Książę następnego dnia miał problemy ze wstaniem. Wziął błyskawiczny prysznic i zaspany ruszył za kolegami na trening. Bieganie było dla niego katorgą, Alex spoglądał na niego zdziwiony gdy co chwilę się krzywił. W momencie gdy przy kolejnym ćwiczeniu Harry złapał się za pośladki uśmiechnął się i pokręcił z dezaprobatą głową. Wampir spędził aktywnie czas, gdy on opuścił gabinet opiekuna. Davis skupił się ponownie na zajęciach, ponieważ Parker był dzisiaj w wyjątkowo złym humorze, a nie chciał niepotrzebnie oberwać. Gdy o dziewiątej wypuścił ich z sali, cała piątka pognała do sypialni aby zażyć zimnego prysznica przed posiłkiem. Kwadrans później wszyscy spotkali się w salonie i ruszyli do jadalni. Alexander szedł na końcu, gdy Potter przechodził przez drzwi zatrzymał go. Zielonooki spojrzał na niego zdziwiony, a brązowowłosy podał mu fiolkę z ciemno niebieskim płynem.
- Eliksir przeciwbólowy. – wyjaśnił widząc zdziwiony wzrok kolegi.
- Dzięki – powiedział Harry patrząc na niego z wdzięcznością.
- Drobiazg. – odpowiedział tamten i uśmiechnął się krzywo –I jak było?
Potter zarumienił się gwałtownie i przy akompaniamencie śmiechu Alexa ruszyli na śniadanie.

Po śniadaniu mieli lekcję czarnej magii, na której Kyle zadał im esej na dwie stopy pergaminu (!). Na magii żywiołów Behr zaczął ich uczyć jak zgrać się i panować nad swoim żywiołem, także czas do obiadu minął im błyskawicznie. Po zjedzeniu soczystego posiłku udali się na lekcję z opiekunem. Nicolas każdemu z nich rozdał drewniany prototyp miecza i stojąc naprzeciw swoich uczniów pokazywał im podstawowe ruchy przy władaniu mieczem. Gdy chłopcy już po dziesięciu minutach zaczęli jęczeć na ból w ramionach westchnął zrezygnowany.
- Odłożyć miecze. – zarządził, kiedy wykonali polecenie powiedział. – Zanim za cokolwiek się weźmiemy muszę wzmocnić mięśnie waszych ramion. Poproszę Marcusa, żeby dodał parę ćwiczeń do waszej codziennej rozgrzewki, bez paniki! – dodał widząc ich przerażone miny. Machnął ręką i przed chłopakami pojawiło się pięć ławeczek – Siad! – machnął raz jeszcze i koło każdej pojawił się ciężarek i masie dwóch kilogramów –To na początek, wiecie co z nimi zrobić? – gdy kiwnęli głowami rzucił – No to do dzieła!
Do końca zajęć  podnosili ciężarki, mimo że ich masa była mała to o siedemnastej ledwie mogli ruszyć ramionami. Gdy Smith oznajmił, że ich czas się skończył z westchnieniem podnieśli się z ławek i zaczęli wychodzić. Harry był już prawie przy drzwiach gdy poczuł uszczypnięcie w pośladek. Pisnął jak panienka i podskoczył. Odwrócił się i zobaczył śmiejącego się Nicka.
- Idź już bo się spóźnisz – wysapał pomiędzy salwami śmiechu.
Potter z oburzoną miną pobiegł za kolegami.

Tak jak na wczorajszych zajęciach dopiero gdy przebiegli kawałek odczuli skutki cruciatusa. Minimalnej sile zaklęcia byli wstanie już się oprzeć podczas biegu. Ich profesorowie wczoraj postanowili, że nie będą podnosili mocy dopóki nie pokonają wszystkich wyznaczonych przez Parkera ćwiczeń. Potem nastąpił czas na brzuszki, tu zaczęły się dla Alexa schody. Mieli wykonać ćwiczenie pięćdziesiąt razy, po wykonaniu trzech mężczyźni stojący w końcu Sali rzucili zaklęcie. Davis zdołał zrobić cztery i padł. W tym ćwiczeniu najbardziej wytrwały był Harry. Zastanawiał się czy to dzięki temu, że od powrotu do Dursley’ów po każdym koszmarze, ignorując ból robił brzuszki. Wprawił wszystkich w spore zdziwienie, począwszy na czterech kolegach na Victorze, Nicku, Devonie, Larrym i Marcusie skończywszy, wykonując całe pięćdziesiąt, z działającym zaklęciem i bez skrzywienia. Oniemiały Parker, który był tym który rzucał na księcia zaklęcie pozwolił mu odpocząć i poczekać aż jego kompani przebrną przez to ćwiczenie. Harry przeszedł pod ścianę i już po chwili żałował, że zgodził się biernie obserwować. Ciężko mu było patrzeć na męki kogokolwiek, w szczególności osób, z którymi stanowił drużynę. Wstał i na chwiejnych nogach podszedł do nauczycieli.
- Profesorze Parker? – zwrócił się do szarookiego mężczyzny.
- Czego, Potter ? – zirytował się. – Przecież kazałem ci siedzieć.
- Zastanawiam się… - zaczął niepewnie nastolatek – Czy nie mógłbym robić kolejnego ćwiczenia?
- Ciężko księciu patrzeć na zmagania koleżków? – zaszydził, lecz gdy nastolatek wzdrygnął się dodał łagodniej. – No dobrze, Smith prosił mnie abyście robili jakieś ćwiczenia na wzmocnienie górnych partii ciała, tam – wskazał róg Sali gdzie stała ławeczka ze sztangą – masz sztangę z obciążeniem łącznym 10 kg. Pięć po jednej stronie i pięć po drugiej, podnosisz po dziesięć razy, dwie minuty przerwy i dalej, rozumiesz?
Chłopak kiwnął głową, podziękował nauczycielowi i udał się we wskazane miejsce. Położył się na ławeczce i z westchnieniem zabrał się do pracy. Gdy Marcus wypuścił ich o dwudziestej Jake, Alex, Steven i Phillip trzęśli się jak osika na wietrze. W milczeniu udali się do jadalni i zasiedli przy stole. Chwilę później weszli profesorowie i podczas gdy większość zajęła swoje miejsca, Nick przeszedł koło swoich podopiecznych i każdemu z nich rozdał po fiolce z eliksirem łagodzącym skutki cruciatusa.
Kolejna lekcja oklumecji poszła Harry'emu nadzwyczaj dobrze. Jason był bardzo dumny z jego postępów. Jego tarcza utrzymywała się już prawie do siedmiu minut.
- No, no... Jeszcze trochę i twoja tarcza będzie nie do przebicia. – pochwalił go nauczyciel.
- Dzięki. - powiedział chłopak i widowiskowo się zarumienił.
Behr zaśmiał się i poczochrał go po włosach.
- Tym też będziemy musieli się zająć. – westchnął i wskazał na rumieńce nastolatka. – Jako przyszły dowódca musisz umieć zachować kamienną twarz i panować nad emocjami. – Harry kiwnął głową. – Jak opanujesz tę część oklumencji to się tym zajmiemy, a teraz zmykaj.
Młody wampir pożegnał się z profesorem i wybiegł z sali. Na korytarzu poczekał na kolegów i razem, w milczeniu udali się do swoich pokoi.
- Jutro wreszcie wolne! - rzucił Jake, siadając na fotelu.
- Taa... - mruknął Phillip – Ale i tak musimy wstać o piątej.
- Przynajmniej będziemy mogli zdrzemnąć się w południe – dodał wesoło Alex.
- I to jest plus! - zawołał Harry, pchając się na wąską sofę obok Davisa.
- Ej! Spadaj, to moje! - zawołał chłopak, próbując zepchnąć zielonookiego.
- Podziel się1 – oburzył się Potter. – Podłoga jest zbyt twarda na moje królewskie pośladki. – dodał dla żartu, poważnym tonem na co pozostała czwórka wybuchnęła śmiechem.
- Co powiecie na to żebyśmy jutro się trochę lepiej poznali? – zaproponował Steven, gdy się uspokoili.
- Jestem za! - zawołał McCarthy a reszta poszła w jego ślady.
Posiedzieli jeszcze chwilę w salonie po czym rozeszli się do pokoi.

Budzik zadzwonił, dla całej piątki, stanowczo za wcześnie. Zwlekli się z łóżek i po błyskawicznym prysznicu spotkali się w salonie.
- Cześć – przywitał się Harry, wchodząc jako ostatni i roztrzepując mokre włosy.
Chłopcy wymruczeli jakieś powitanie i udali się na zajęcia do Parkera. Zdziwili się gdy zobaczyli nauczyciela przed salą.
- Za mną – rzucił mężczyzna gdy się do niego zbliżyli.
Wyprowadził ich z zamku i skierował się na ogromne błonia do niego przylegające. Zatrzymał się mniej, więcej na ich środku i machnął różdżką. W czterech różnych częściach zieleni pojawiły się długie na sześć metrów, tyczki z czarną flagą na każdej, oznaczające ich drużynę. Razem tworzyły kwadrat o obwodzie jednego kilometra.
- 250 metrów w każdą stronę – wyjaśnił Marcus –  dziesięć okrążeń, do dzieła!
W połowie trasy mieli już dosyć, a gdzie pozostałe. Jednak nie chcąc dać satysfakcji nauczycielowi biegli dalej. Pot lał się im po plecach, ale nie zwalniali. Co i rusz popędzani przez Parkera, który przywołał miotłę z zamku i teraz leciał koło swoich uczniów, a gdy któryś z nich zwolnił dostawał zaklęciem żądlącym w tyłek. Gdy zegar wybił za kwadrans ósmą skończyli biec, ręce podparli na kolanach i ciężko oddychali, cali zalani potem.
- Czas macie fatalny, fajtłapy! – zaszydził z nich szarooki. – Nie bójcie się, mam cztery lata żeby to naprawić. Sto brzuszków! I niech tylko ktoś spróbuje się obijać to cały czas wolny spędzi ze mną w sali treningowej! Jazda!
Parker na każdych ze swoich zajęć miał taki sam zestaw rozgrzewki, dopóki studenci nie robili tego perfekcyjnie i takiej ilości jak chciał to nie przechodzili dalej. Także i dzisiaj chłopcy musieli wykonać każde z ćwiczeń, a że bieganie zajęło im dłużej niż dotychczas, zajęcia fizyczne skończyły się o 9:20. Zmęczeni młodzieńcy zmusili swoje nogi do biegu i pognali o pokoi by móc odświeżyć się przed śniadaniem. Harry czym prędzej wskoczył pod zimny prysznic. Jedną ręką mył sobie włosy, podczas gdy drugą namydlał ciało. Spłukał wszystko zimną wodą i nie przejmując się czymś takim jak ręcznik, pobiegł do pokoju. Osuszył się jednym szybkim zaklęciem i ubrał błyskawicznie zielony podkoszulek, czarne bokserki i tegoż samego koloru jeansy. Wsunął na nogi skarpetki i trampki i wyszedł do salonu. Dotarł tam pierwszy. Spojrzał na zegarek i zdziwił się. Prysznic, razem z ubraniem się zajął mu sześć minut, także na dojście do jadalni zostało im raptem dwie, żeby zdążyć na czas. Po chwili pokoje opuścili pozostali i sprintem ruszyli do jadalni. Pojawili się jako ostatni. Marcus na ich widok uniósł brew i spojrzał na zegar. 9:33.
- No, no... Niezły czas panowie.
Oni nic nie mówiąc zajęli swoje miejsca i w milczeniu zabrali się za posiłek. Gdy skończyli podziękowali i ruszyli do sali lekcyjnych. Tak jak poprzednio na stolikach leżały pergaminy i pióra. Zasiedli w ławkach i czekali. Gdy zegar wybił 10:30 do sali weszła kobieta w wieku około 25 lat. Miała czarne, jedwabiste włosy, które sięgały jej pasa, ciemne, onyksowe oczy, okalane firanką czarnych długich rzęs, bladą porcelanową cerę, twarz o delikatnych rysach i co najbardziej zwracało uwagę, pełne duże usta, czerwone jak krew.
- Witam – odezwała się cichym melodyjnym głosem – Nazywam się Aria Bellisario i będę nauczać was Starożytnych Run oraz Numerologii. Z tego co wiem tylko Phillip Strait miał styczność z obydwoma przedmiotami, a Alexander Davis i Steven Clark tylko z jednym z nich, czy tak? - upewniła się a chłopcy kiwnęli głowami – Dobrze, przez wzgląd na tych którzy po raz pierwszy spotykają się z tym przedmiotem zaczniemy od podstaw. Na dzisiejszych zajęciach omówimy jednakże tylko podstawy Numerlogii...
Pozostały czas do dzwonka poświęciła wprowadzaniem w przedmiot, omawianiem jego podstaw i przedstawianiem zasad. Profesor Bellisario tak ciekawie o tym mówiła, że młody Potter zaczął żałować, iż w Hogwarcie nie zdecydował się na uczęszczanie na zajęcia z tego przedmiotu. Gdy dzwon wybił południe Aria zadała im esej na dwie stopy na temat podstaw i zasad Numerologii a oni z radością opuścili salę. Z ogromną ulgą przywitali czas wolny. Udali się do swojego salonu, śmiejąc się wesoło po drodze. Alex zdradził chłopakom, że Harry jest dobrym przyjacielem opiekuna, oczywiście nie mówiąc na jakich zasadach, jeżeli Potter będzie chciał to sam im powie, także nowi koledzy wypchnęli go z pokoju aby namówił opiekuna, żeby dał im po jednej butelce piwa kremowego. Książę niechętnie się zgodził i podreptał do gabinetu Smitha. Zapukał i po usłyszeniu zaproszenia wszedł. Nicolas siedział przy biurku i popijając wino z kryształowego kieliszka czytał jakąś grubą książkę. Uśmiechnął się na widok swojego młodego kochanka. Zielonooki przywdział na twarz łobuzerski uśmiech i po zamknięciu drzwi na klucz podszedł do bruneta. Usiadł mu niezgrabnie na kolanach i ucałował jego usta smakujące pitym właśnie trunkiem.
- Mmm... - zamruczał Nick przymykając oczy. – Czym sobie na to zasłużyłem?
- Miałbym do ciebie maleńką prośbę. – powiedział przyglądając mu się niewinnie.
- Taaak? - zainteresował się mężczyzna – Nie patrz na mnie w ten sposób, bo mam ochotę rzucić cie na to biurko. – pogroził mu palcem.
Potter zdębiał i zgubił wątek, Smith zaśmiał się gdy ujrzał w jego oczach głód.
- Jaką masz prośbę? – zapytał głaszcząc go po udzie.
- Chcemy z chłopakami po obiedzie usiąść w salonie i lepiej się zapoznać... - zaczął kulawo Harry, starając się odzyskać rezon, ręka na biodrze skutecznie go rozpraszała. – I... Chciałem się zapytać... Czyniechciałbyśdaćnampobutelcekremowegopiwa? – dokończył na jednym wydechu.
Smith zaśmiał się.
- A możesz jeszcze raz i wolniej?
Harry odetchnął, jak nie teraz to nigdy.
- Czy nie chciałbyś dać nam po butelce kremowego piwa? – zapytał po czym dodał szybko. – Tylko po jednej, obiecujemy że będziemy grzeczni i nikomu cię nie wydamy.
- Teoretycznie nie powinienem, to wbrew zasadom. – zaczął niebieskooki, a widząc smutną minę chłopaka dodał – A z własnego przykładu wiesz, że zasady są po to żeby je łamać. Po za tym kremowe to nawet nie jest alkohol, więc czemu mam wam bronić? Dam wam po tej jednej butelce, ale pod jednym warunkiem. – zastrzegł z diabelskim uśmiechem.
- Jakim? - zapytał niepewnie nastolatek spoglądając na minę opiekuna.
- Przyjdziesz do mnie po kolacji i mi to wynagrodzisz.
- Chętnie – odpowiedział chłopak i pochylił się całując partnera.
Nick wplótł palce w jego rozczochrane włosy i przyciągnął go bliżej. Polizał dolną wargę księcia a gdy ten udzielił mu wstępu splótł ich języki razem. Następnie wycofał się i na powrót wsunął swój język trącając narząd smaku towarzysza. Bawili się tak przez chwilę trącając się nawzajem po czym Nick cmoknął delikatnie usta Harry'ego i się odsunął. Młody wampir wydał z siebie niezadowolony jęk.
- Nie możemy tego teraz kontynuować bo nie wróciłbyś do kolegów za prędko – zaśmiał się Smith i klepnął chłopaka w tyłek, żeby się podniósł.
Potter niechętnie zsunął się z kolan kochanka, który wstał i podszedł do barku, wyciągnął z niego 5 butelek kremowego piwa, wsadził do małej skrzyneczki, zmniejszył i podał czarnowłosemu.
- Dzięki – wyszczerzył się do niego nastolatek.
- Nie przyzwyczajajcie się. – ostrzegł go Nicolas, ale radosne iskierki lśniły w jego oczach – Raz na jakiś czas mogę na to pozwolić, ale nie co niedzielę. Tymczasem zmykaj już i widzimy się wieczorem.
Harry skinął mu głową i z uśmiechem na ustach odwrócił się. Gdy był już przy drzwiach niebieskooki przemówił z krzywym uśmieszkiem.
- Na twojej mapce właśnie został zaznaczony mój pokój, wierzę że trafisz.
Książę pokazał mu język i wyszedł. Biegiem pokonał odległość do komnat uczniów. Gdy wszedł do salonu zastał chłopaków siedzących na kanapie.
- Długo ci to zajęło. – odezwał się Steven z uśmiechem, pokazując na zegar, na którym była trzynasta. – Nie było cię ponad pół godziny.
- Przyjaciel, nie przyjaciel jest teraz naszym opiekunem i musiałem go przekonać żeby się zgodził – wyjaśnił Harry siadając obok Jake'a na sofie i starając się zwalczyć rumieniec na słowo przekonać.
- I co, zgodził się? – zainteresował się Alex, podnosząc głowę z nad szachownicy, rozgrywał właśnie partię z Phillipem.
- Tak, ale mamy wypić dopiero po obiedzie – wyjaśnił Potter.
Jake jęknął głośno i zapytał.
- To co teraz będziemy robić?
- Proponuję zrobić zadane eseje bo później możemy nie mieć kiedy – rzekł Steven.
Chłopcy niechętnie się z nim zgodzili i do obiadu uporali się z dwoma esejami. Jednym na temat eliksiru przeciwbólowego dla Kyle'a, a drugim dla Arii na temat podstaw i zasad Numerologii. Po obiedzie zjedzonym w tempie ekspresowym, na co obecni na nim nauczyciele spoglądali ze zdziwieniem, udali się do swojego salonu i dzierżąc w dłoni butelkę kremowego piwa zajęli sofy i fotele.
- To kto zaczyna? - zapytał Alex.
- No to może ja – rzucił Jake – Jak wiecie nazywam się Jake Ryan McCarthy, jestem dhampirem. Moja matka jest człowiekiem a ojciec czystej krwi wampirem. Całe życie mieszkałem z rodzicami w rodzinnym mieście ojca, wiele razy chcieliśmy odwiedzić rodziców matki lecz było to niemożliwe przez jednego śmiertelnika, który odważył się rzucić klątwę na nasz świat, którą mógł złamać tylko następca tronu. – wskazał butelką na Harry'ego. – Wszyscy znaliśmy jego historię i nie wierzyliśmy w to, iż kiedykolwiek ujrzymy jeszcze rodziców mojej matki. Mam jeszcze dwoje rodzeństwa: Rok starszego brata, który skończył szkolenie brązowych i dwa lata młodszą siostrzyczkę. W moim mieście mam trzech wspaniałych przyjaciół elfkę Sabrinę, mrocznego elfa Daniela oraz draconita Byrona. – na jego twarz wpłynął diabelski uśmieszek. – Jestem heteroseksualny.
Chłopcy zaśmiali się, a Jake w tym czasie pociągnął spory łyk piwa.
- Jak wiecie nazywam się Steven Robert Clark. – przejął pałeczkę blondyn. – Jestem czystokrwistym elfem, także całe swoje życie mieszkałem w elfim lesie. Moja matka jest siostrą króla także Malfoyowie to moja rodzina. Mieszkaliśmy w pałacu i po klątwie śmiertelnika mój ojciec pełnił tymczasowe rządy za swojego szwagra, wierząc że dziedzic kiedyś pokona działanie zaklęcia i prawowity król elfów wróci. Mam pięcioletnie siostry bliźniaczki i wspaniałego przyjaciela Dereka Suby'ego, jednakże z całą społecznością żyję w zgodzie. Wśród elfów nie mam wrogów, a o innych mi nie wiadomo. Możecie mówić mi Stev i jestem biseksualny. – dodał na koniec i pokazał język zwijającemu się ze śmiechu Jake'owi.
- Phillip Samuel Strait – przemówił brązowowłosy chłopak o ciemnej karnacji, kłaniając się kolegom dla żartu z czego ci śmiali się głośno. – Jestem w połowie mrocznym elfem. W moim przypadku to ojciec jest człowiekiem, a matka mrocznym elfem. Tak się złożyło, że gdy zaklęcie się aktywowało ja byłem z ojcem na ziemi u jego rodziców, a matka w tym wymiarze leżała w szpitalu bo właśnie urodziła. Tata razem ze mną przybył na ziemię bo chciał przetransportować swoich rodziców do mamy aby zobaczyli swoją wnuczkę. Przez pierwsze pięć lat zajmowali się mną dziadkowie bo ojciec nie był w stanie z rozpaczy, byłem bardzo podobny do mamy, za którą straszliwie tęsknił. Przełom nastąpił w moje piąte urodziny, nigdy nie zapomnę krzyków moich dziadków, po prawie dwugodzinnej kłótni ojciec wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Wrócił nad ranem zalany w trupa, na kolanach przyszedł do mojego łóżka i pierwszy raz odkąd pamiętam wziął mnie w ramiona i tulił, Trwaliśmy w takim uścisku prawie godzinę, a tata płakał i przepraszał mnie za ostatnie cztery lata, obiecując że się poprawi i będzie lepszym ojcem. Od tamtej pory nie opuszczał mnie na krok. Uczył mnie wszystkiego co sam umiał, nawet do szkoły Magii mnie nie wysłał bo bał się, że mnie straci, tak jak stracił mamę i moją siostrę, której nie zdążył nawet wziąć na ręce. Na Owutemach miał same wybitne więc przy pomocy swoich rodziców sam mnie uczył. Gdy w te wakacje poczuł, że klątwa została złamana nie posiadał się z radości, wziął mnie i swoich rodziców i przeniósł nas. Matka ponoć przeszła jeszcze gorsze załamanie i miała depresję poporodową, lecz dzięki pomocy siostry, jej dziewczyny i swoich rodziców dała sobie radę. Moja siostra Jennifer jak na złość wszystkich bóstw była bardzo podobna do ojca. Cały dzień – 30 lipca spędziliśmy we czwórkę nadrabiając stracone lata. Moim przyjacielem jest mój ojciec i jego rodzice, jesteście pierwszymi rówieśnikami, których poznałem. – dodał cicho na koniec, po czym zamyślił się i dopowiedział z uśmiechem. – Nie miałem okazji jeszcze tego przetestować, ale myślę, że wolę dziewczyny.
Towarzysze patrzyli na niego w milczeniu. Jake i Stev nie mogli uwierzyć, że ktoś miał tak smutne dzieciństwo, jednocześnie pełne miłości.
- Chcesz to mogę pomóc ci sprawdzić – Steven mrugnął do niego okiem. – To będzie jak lekcja, ja cię pocałuje a ty sprawdzisz czy ci się spodobało czy cię zemdliło.
Chłopcy zaśmiali się na to stwierdzenie.
- Dzisiaj nie, ale może niedługo. – Phillip uśmiechnął się krzywo.
- Od razu uprzedzam, że jestem boski i możesz nie chcieć się ode mnie oderwać. – Clark wyprężył się dumnie.
- Nie widzę tutaj nikogo kto może to potwierdzić – zaśmiał się Jake.
- To co powiecie na małą orgietkę?
- Steven! – Phillip spojrzał na niego w szok.
- No dobra, zluzujcie gacie, tylko żartowałem.
Chłopcy zaśmiali się głośno, jednak po chwili uspokoili się. Alex  odchrząknął i zaczął, czując że teraz jego kolej.
- Nazywam się Alexander Edward Davis i jestem czystokrwistym wampirem. Całe życie mieszkałem w sierocińcu w Stanach Zjednoczonych, wierząc że jestem sierotą. Nie znałem moich rodziców i żadna z opiekunek nie umiała mi powiedzieć dlaczego tam trafiłem i czy żyje jeszcze ktoś mi bliski. Znalazły mnie pod drzwiami z informacją kiedy się urodziłem i jak mi na imię. Uczęszczam do szkoły Magii i Czarodziejstwa w Salem, nie jestem może wybitnym uczniem ale powyżej oczekiwań uzyskuję raczej bez problemu. W mugolskim sierocińcu miałem jednego przyjaciela, dwa lata młodszego Torreya Marshalla, w szkole nikogo przyjacielem nazwać nie mogłem, miałem znajomych sporo, ale nikt nie zdobył na tyle mojego zaufania by zyskać miano przyjaciela. 28 lipca przybył do mnie wampir Carlos White, wyjaśnił mi całą sytuację jaka miała miejsce piętnaście lat temu, powiedział że w wojnie zaginęli moi rodzice. Stwierdził, że możliwe iż przeżyli ale nikt ich nigdy nie znalazł więc szanse są nikłe, powiedział mi kim jestem i kazał się spakować, bo już więcej tutaj nie wrócę, dla sierocińca udaliśmy że zostałem przez niego adoptowany, więc 29 sierpnia opuściłem to miejsce już na zawsze. Carl zabrał mnie do mojego późniejszego lokum gdzie poznałem Harry'ego i Nicolasa. O wschodzie słońca dnia następnego zabrali nas do Mrocznego Miasta, tam poznałem mego wuja Ethana Davisa, który wyjaśnił mi że on również nadal wierzy w to, że jego brat żyje i obiecał iż nadal będziemy go szukać. Moi rodzice byli Strażnikami granic Wymiaru Ras Magicznych, zanim Dumbledore rzucił klątwę porwał i ukrył ich wszystkich, bo oni mogliby złamać zaklęcie od razu. Mój wuj i inni wierzą, że Strażnicy nadal żyją, ponieważ żadne drzewo genealogiczne, które aktualizuje się automatycznie, nie odnotowało żeby któryś z tych ludzi był martwy. – towarzysze popatrzyli na niego ze zrozumieniem, Alex potrząsnął głową a na jego ustach pojawił się złośliwy smark, nie czas dzisiaj na smutną atmosferę. – Jestem gejem lecz nie martwcie się wasza cnota jest przy mnie bezpieczna, nie dobieram się do kumpli.
Davis rozładował tym zdaniem napięcie wywołane jego opowieścią, więc czwórka chłopaków aktualnie chichotała w najlepsze. Gdy się uspokoili Harry westchnął ciężko bo zdawał sobie sprawę, że teraz czas na niego.
- Nazywam się Harry James Potter, wybaczcie mi ale podaruje sobie w opowieści rody z jakich się wywodzę. – uśmiechnął się krzywo. – Do tego lata nie wiedziałem prawdy o sobie, a moje życie usłane różami nie było...
Harry pierwszy raz postanowił być szczery. Czuł, że to co łączy go z tymi chłopakami jest prawdziwe, a szczerość tylko umocni te więzi. Być może po skończeniu treningu będzie miał w końcu prawdziwych przyjaciół. Nie kryjąc nic, opowiedział jak wyglądało pierwsze dziesięć lat jego życia. Powiedział o tym, że spał w komórce pod schodami, chodził w rzeczach po cztery razy większym niby kuzynie, jak był bity i pomiatany, że mając sześć lat został zmuszany do prac w ogródku przy niewielkiej dawce jedzenia i w pełnym słońcu. Opowiedział tez o tym, że nigdy nic nie dostał, nie miał żadnych kolegów w szkole i nikt z nim nie rozmawiał zastraszany przez bandę jego kuzyna. Zdradził też, że na ulicy też nikt z nim nie rozmawiał, bo wuj porozpowiadał wszystkim, że to dziecko specjalnej troski i awanturnik. Gdy dostał list z Hogwartu był przeszczęśliwy, pierwszy raz zyskał prawdziwy dom. Tam też dowiedział się, że jest sławny i jak niby zginęli jego rodzice. Poznał dwójkę, wtedy według niego wspaniałych przyjaciół, których później do swoich celów zmanipulował dyrektor. Opowiedział o walce o kamień filozoficzny, o pokoju z kratami latem, o domu jego niegdyś najlepszego przyjaciela Rona, o wojnie z Malfoyami, którym dyrektor poprzestawiał wspomnienia, o Snapie, który nienawidził go, również przez udział dyrektora, o drugiej klasie, w której zabił bazyliszka, o uratowaniu ojca chrzestnego w trzeciej, o turnieju trójmagicznym, w który został wmanipulowany przez fałszywego nauczyciela, o którym, teraz był tego pewien, Dumbledore wiedział ale pozwolił mu działać, o wszystkich trzech zadaniach, o śmierci Cedrika i odrodzeniu Voldemorta. Streścił też swoją piątą klasę, zaczynając wakacjami na Grimmlaud Place 12, poprzez oszczerstwa na jego temat w gazecie wypisywane przez cały rok, na wyprawie do Ministerstwa kończąc. Na zakończenie opowiedział o koszmarach nawiedzających go każdej nocy od powrotu do domu, zdradził też że zagłuszał ból robiąc ćwiczenia fizyczne, w tym brzuszki. Jego nowi znajomi słuchali w szoku jak mówił im o tym, że przez cały miesiąc nie dostał od tak zwanych przyjaciół żadnego listu.
- Mimo, że przed końcem roku podsłuchałem ich rozmowę, jak myśleli że spałem – kontynuował Harry – To jadąc do domu nadal wierzyłem, że się mylę, że się przesłyszałem.
- O czym była ta rozmowa? - zapytał cicho Steven.
- Między innymi o tym jak bardzo mnie nienawidzą i robią to tylko dla Dumbledora, który mówił im że to dla dobra sprawy –stwierdził krzywiąc się – Gdyby nie czterej bracia Rona to bym chyba zwariował. Dwóch utrzymywało ze mną kontakt listowny, twierdzili że od dawna nie ufają Trzmielowi, a dwóch pozostałych było w mojej „straży” narzuconej przez Dumbla, która pilnowała mnie każdego wieczora. Rozmowy z nimi poprawiały mój humor spaprany przez okropną rodzinkę, która nią tak naprawdę nie była.
- Jak to? - zdziwił się Jake.
Potter westchnął i opowiedział im o rozmowie z rodzicami dwa dni po przemianie. O tym, że Petunia nazywała się Evans i była czarownicą półkrwi, a matka Evanes i była czystej krwi czarownicą. Zdradził im to jak kłóciły się i rywalizowały przez całą szkołę i jak droga Petunia postanowiła pomóc Dumbledore’owi, chociaż ten wiedział że się nie znosiły.
- Ojciec zmienił matkę w wampira na jej wyraźne życzenie, także powiedziano mi, że jestem czystej krwi wampirem – zakończył Harry.
- Miałeś popaprane życie brachu – podsumował Pchillip klepiąc go po plecach.
- Dzięki – uśmiechnął się ironicznie czarnowłosy, podniósł z fotela i spojrzał na zegarek – O cholera, na opowieściach zleciało nam trzy godziny! – była po dziewiętnastej.
- Nieźle – stwierdził Jake również patrząc na zegarek, machnięciem różdżki usunął puste butelki – Co teraz robimy?
- Nie wiem jak wy... - zaczął młody książę – Ale ja do kolacji poczytam książkę, którą polecił nam Nick. – wskazał na siebie i Alexa. – Na temat wampiryzmu. – dodał widząc niezrozumiałą minę Davisa – Widzimy się za godzinę! - zawołał i ruszył do swojego pokoju.
- Harry! - zatrzymał go Steven gdy wampir był już jedną nogą w pokoju, ten spojrzał pytająco na kumpla – Nie powiedziałeś nam jakiej jesteś orientacji – dodał z krzywym uśmieszkiem.
- Jestem gejem – powiedział zielonooki z uśmiechem i zamknął drzwi




Rozdział poprawiony 10.01.2018r.




1 komentarz:

  1. Hej,
    trochę się poznali i ten trening, ale Harry pokazał na co go stać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń